Jak wyjść z tego stanu?
: 12 października 2016, o 14:03
Witajcie,
mam problem, ktory w zasadzie nie wiem jak opisac i nazwac, wiec zacznę od początku. Jakiś czas temu, około miesiąca, dostałam natrętnych myśli, z którymi sobie nie radzilam. Mialam wrazenie ze moj umysl totalnie sie mnie "nie slucha", a ja nie moge go zastopowac, to powodowalo stres, mimo ze jeszcze nie dzialo sie za wiele, moja glowa nie dawala mi normalnie zyc. Nastepnie dostalam napadów lękowych, zazwyczaj w nocy, zwiazanych z tym, ze wariuje, dostaje schizofrenii i strach ze strace nad soba kontrolę. Nie minęło kilka dni, dostałam derealizacji i znowu sie zaczęło: moj umysl zaczął sobie wymyslac, ze wszystko co widzę jest przeze mnie wymyslone, moi rodzice, zycie, szkola i nie dzieje się naprawdę. Czytalam ze to normalny objaw derealizacji i powoli zaczął przechodzić. Więc moj umysl znalazl sobie temat zastępczy. Ze podczas derealizacji przenioslam się w inny wymiar czasowy! Nie wiem co się dzieje, racjonalnie nie ma to zadnego sensu i wiadomo ze nie jest mozliwe, tylko tak odbieralam rzeczywistosc w tym stanie, ale czas plynal normalnie, ja go jedynie inaczej "czulam", ale moj mozg jest oporny i w zaden sposob nie moge na siebie wplynac. Wczesniej sie przejmowalam tymi myslami, teraz przestalam walczyc, jestem calkowicie zobojętniała, mam gdzies w ktorym wymiarze jestem, czy zyje czy snie, czy umre czy nie. Sama nie wiem co sie ze mna dzieje. I chociaz wszystko umiem racjonalnie sobie wyjasnic to i tak mam wrazenie ze nie mam wplywu na moje postrzeganie swiata mimo ze derealizacja chyba juz sie skonczyla. Wszyscy mówią "klasyczna depresja", a ja się zastanawiam czy to nie "klasyczna schizofrenia" tudzież rozdzwonenie jazni. Co mam robić, jestem totalnie rozbita, mam dopiero 17 lat, a poczucie, że życie się własnie dla mnie skonczylo.
mam problem, ktory w zasadzie nie wiem jak opisac i nazwac, wiec zacznę od początku. Jakiś czas temu, około miesiąca, dostałam natrętnych myśli, z którymi sobie nie radzilam. Mialam wrazenie ze moj umysl totalnie sie mnie "nie slucha", a ja nie moge go zastopowac, to powodowalo stres, mimo ze jeszcze nie dzialo sie za wiele, moja glowa nie dawala mi normalnie zyc. Nastepnie dostalam napadów lękowych, zazwyczaj w nocy, zwiazanych z tym, ze wariuje, dostaje schizofrenii i strach ze strace nad soba kontrolę. Nie minęło kilka dni, dostałam derealizacji i znowu sie zaczęło: moj umysl zaczął sobie wymyslac, ze wszystko co widzę jest przeze mnie wymyslone, moi rodzice, zycie, szkola i nie dzieje się naprawdę. Czytalam ze to normalny objaw derealizacji i powoli zaczął przechodzić. Więc moj umysl znalazl sobie temat zastępczy. Ze podczas derealizacji przenioslam się w inny wymiar czasowy! Nie wiem co się dzieje, racjonalnie nie ma to zadnego sensu i wiadomo ze nie jest mozliwe, tylko tak odbieralam rzeczywistosc w tym stanie, ale czas plynal normalnie, ja go jedynie inaczej "czulam", ale moj mozg jest oporny i w zaden sposob nie moge na siebie wplynac. Wczesniej sie przejmowalam tymi myslami, teraz przestalam walczyc, jestem calkowicie zobojętniała, mam gdzies w ktorym wymiarze jestem, czy zyje czy snie, czy umre czy nie. Sama nie wiem co sie ze mna dzieje. I chociaz wszystko umiem racjonalnie sobie wyjasnic to i tak mam wrazenie ze nie mam wplywu na moje postrzeganie swiata mimo ze derealizacja chyba juz sie skonczyla. Wszyscy mówią "klasyczna depresja", a ja się zastanawiam czy to nie "klasyczna schizofrenia" tudzież rozdzwonenie jazni. Co mam robić, jestem totalnie rozbita, mam dopiero 17 lat, a poczucie, że życie się własnie dla mnie skonczylo.