Wykończona walką z nerwicą
: 5 lipca 2016, o 12:39
Witam,
Bardzo długo mnie tutaj nie było, ostatni raz chyba w marcu. Od tamtego czasu bardzo wzięłam się za siebie i za moje akceptowanie nerwicy jak i również walką z nią. Przeczytałam chyba wszystko możliwe materiały na forum i za każdym razem kiedy miałam jakiś kryzys i chciałam tutaj wejść i się wyżalić, dochodziłam do wniosku, że to trochę bez sensu bo o nerwicy wiem już chyba wszystko i marudzeniem wcale sobie nie pomogę. Tak więc rok już to moje zaburzenie trwa, do marca było naprawdę tragicznie ale od tamtego czasu powoli zaczynało być lepiej. Chodzę do psychologa, biorę leki, dawkę naprawdę bardzo małą i tak właściwie czułam cały czas wszystkie objawy, więc wiem, że to wszystko siedzi w głowie. Maj był moim przełomowym miesiącem, zaczęłam coraz więcej wychodzić, przełamałam strach podczas jazdy autem, potrafiłam zostać sama w domu bez żadnego lęku, no generalnie zaczynało być ok. Miałam co prawda kryzysy, właściwie to raz na dwa tygodnie zawsze coś było, ale do zniesienia. Przez ostatni rok przez tą nerwicę bardzo często chorowałam, a w szczególności w okresie od lutego do końca marca, wtedy miałam katastrofę z żołądkiem. Nauczyłam się nigdy nie poddawać, ale w ostatnim czasie mam już naprawdę dość tego wszystkiego, bo znów mój organizm odmawia posłuszeństwa. Moja nerwica zaczęła się od kołatań serca, ale teraz mam ogromne problemy z żołądkiem, przez ostatni tydzień refluks nie daje mi normalnie funkcjonować, a jak tylko pojawiają sie u mnie problemy żołądkowe, podczas których nic nie mogę jeść, wtedy też zaraz odzywa się serce. I lekarka powiedziała mi, ograniczyć stres, bo to jest główny czynnik. Ale jak ograniczyć stres, skoro każde wyjście z domu się z nim wiąże? Strasznie chciałabym wrócić do normalnego życia, tak naprawdę chciałabym znów biegać, skakać mieć siłę żeby w końcu pójść chociaż na wakacje do pracy, chcę wrócić na studia w październiku ale teraz kiepsko to widzę. U mnie to jest takie zamknięte koło, bo ciągle staram się przełamywać swój strach związany z wychodzeniem i normalnym funkcjonowaniem, wiele wysiłku mnie to kosztuje i jest satysfakcja, ale kiedy zaczyna być lepiej, przestaję się obawiać wychodzenia, to mój organizm jest po tym tak wykończony, że się buntuje (głównie żoładek) i znów choroba, znów dochodzenie do siebie i wszystko od początku. Staram się zdrowo odżywiać ale jak widać nawet to nie pomaga i rzecz w tymi, że mi się naprawdę chce wiele rzeczy robić, ale mój organizm po prostu czasami odmawia posłuszeństwa, po jakichś takich większych wyjściach jestem wykończona, jakbym przebiegła przynajmniej maraton. Do tego te ciągle przyplątujące się akcje z żołądkiem strasznie mnie męczą, teraz biorę IPP, liczę, że w końcu się coś polepszy, ale nadal jestem jakby "do tyłu" z tą batalią z nerwicą, że po prostu straciłam juz jakąkolwiek chęć do walki z nią, bo to momentami jest jak walka z wiatrakami, ona zawsze okazuje się być sprytniejsza ode mnie. Czy mógłby mi ktoś powiedzieć, co w tym wszystkim nadal robię źle, lub czy mógłby mi może coś poradzić? Z góry dziękuję za jakąkolwiek odpowiedź, cieszę się, że to forum jednak jest bo człowiek jak coś wyrzuci z siebie to od razu czuje ulgę, pozdrawiam
Bardzo długo mnie tutaj nie było, ostatni raz chyba w marcu. Od tamtego czasu bardzo wzięłam się za siebie i za moje akceptowanie nerwicy jak i również walką z nią. Przeczytałam chyba wszystko możliwe materiały na forum i za każdym razem kiedy miałam jakiś kryzys i chciałam tutaj wejść i się wyżalić, dochodziłam do wniosku, że to trochę bez sensu bo o nerwicy wiem już chyba wszystko i marudzeniem wcale sobie nie pomogę. Tak więc rok już to moje zaburzenie trwa, do marca było naprawdę tragicznie ale od tamtego czasu powoli zaczynało być lepiej. Chodzę do psychologa, biorę leki, dawkę naprawdę bardzo małą i tak właściwie czułam cały czas wszystkie objawy, więc wiem, że to wszystko siedzi w głowie. Maj był moim przełomowym miesiącem, zaczęłam coraz więcej wychodzić, przełamałam strach podczas jazdy autem, potrafiłam zostać sama w domu bez żadnego lęku, no generalnie zaczynało być ok. Miałam co prawda kryzysy, właściwie to raz na dwa tygodnie zawsze coś było, ale do zniesienia. Przez ostatni rok przez tą nerwicę bardzo często chorowałam, a w szczególności w okresie od lutego do końca marca, wtedy miałam katastrofę z żołądkiem. Nauczyłam się nigdy nie poddawać, ale w ostatnim czasie mam już naprawdę dość tego wszystkiego, bo znów mój organizm odmawia posłuszeństwa. Moja nerwica zaczęła się od kołatań serca, ale teraz mam ogromne problemy z żołądkiem, przez ostatni tydzień refluks nie daje mi normalnie funkcjonować, a jak tylko pojawiają sie u mnie problemy żołądkowe, podczas których nic nie mogę jeść, wtedy też zaraz odzywa się serce. I lekarka powiedziała mi, ograniczyć stres, bo to jest główny czynnik. Ale jak ograniczyć stres, skoro każde wyjście z domu się z nim wiąże? Strasznie chciałabym wrócić do normalnego życia, tak naprawdę chciałabym znów biegać, skakać mieć siłę żeby w końcu pójść chociaż na wakacje do pracy, chcę wrócić na studia w październiku ale teraz kiepsko to widzę. U mnie to jest takie zamknięte koło, bo ciągle staram się przełamywać swój strach związany z wychodzeniem i normalnym funkcjonowaniem, wiele wysiłku mnie to kosztuje i jest satysfakcja, ale kiedy zaczyna być lepiej, przestaję się obawiać wychodzenia, to mój organizm jest po tym tak wykończony, że się buntuje (głównie żoładek) i znów choroba, znów dochodzenie do siebie i wszystko od początku. Staram się zdrowo odżywiać ale jak widać nawet to nie pomaga i rzecz w tymi, że mi się naprawdę chce wiele rzeczy robić, ale mój organizm po prostu czasami odmawia posłuszeństwa, po jakichś takich większych wyjściach jestem wykończona, jakbym przebiegła przynajmniej maraton. Do tego te ciągle przyplątujące się akcje z żołądkiem strasznie mnie męczą, teraz biorę IPP, liczę, że w końcu się coś polepszy, ale nadal jestem jakby "do tyłu" z tą batalią z nerwicą, że po prostu straciłam juz jakąkolwiek chęć do walki z nią, bo to momentami jest jak walka z wiatrakami, ona zawsze okazuje się być sprytniejsza ode mnie. Czy mógłby mi ktoś powiedzieć, co w tym wszystkim nadal robię źle, lub czy mógłby mi może coś poradzić? Z góry dziękuję za jakąkolwiek odpowiedź, cieszę się, że to forum jednak jest bo człowiek jak coś wyrzuci z siebie to od razu czuje ulgę, pozdrawiam