Wątroba, ból, jestem kretynem.
: 13 czerwca 2016, o 12:48
Cześć!
Założyłem temat, bo trochę się zacząłem niepokoić przez własną głupotę. Chodzi o moją wątrobę. Byłem u lekarza, bo wyszły mi źle enzymy wątrobowe (alat 94 [norma 41] aspat 34 [norma 40]) no i oczywiście dostałem zalecenie pt. lekkostrawna dieta i zero alkoholu. Trzymałem się jej szczerze jako hipochondryk, uwierzcie mi, ale niestety wytrzymałem do ostatniej soboty (czyli około miesiąc). W sobotę wyskoczyłem ze znajomymi na imprezkę. Po całej ilości stresów, lęków itd. stwierdziłem, że muszę pójść z kimś i się rozluźnić. Bardzo lubię miejsca gdzie jest dużo ludzi. Jestem ogólnie ekstrawertykiem i działa na mnie to bardzo dobrze. Nie zakładałem, że cokolwiek wypiję. Jedyne na co chciałem sobie pozwolić to jakieś niezdrowe żarcie. Niestety kumple mnie namówili i skończyło się na 4 piwach. Ogólnie są to znajomi, z którymi nie widziałem się kopę lat no i... ciężko było odmówić. Poza tym jeden z nich też ma problemy z wątrobą i jak powiedziałem mu o swoich to przekonał mnie, że też pije i... chrzani to. Ogólnie poniósł mnie "melanż", że tak powiem no i wypiłem te piwa. Następnego dnia lekko pobolewała mnie wątroba. Teraz też mnie troszkę boli no i cholernie żałuję swojego idiotyzmu. Od razu na głowę wrzuciły mi się czarne myśli w stylu, że doprowadziłem się do zapalenia albo marskości (wiadomo, standard w nerwicy). Nie miałem jeszcze ataku paniki, ale nie potrafię o niczym innym myśleć. Pesymizm, czarnowidztwo itd. Masakra... Na tym forum już raz pocieszaliście mnie, że takie podwyższenie enzymów to nic, ale boję się, że po tym braku odpowiedzialności mam teraz wyniki 500 albo jeszcze wyższy... Może ktoś miał tak jak ja i przekona mnie, że to nic strasznego? Przecież nie jestem alkoholikiem, więc chyba bez przesady. Nie mogłem jej od razu zniszczyć. Ehh....
Założyłem temat, bo trochę się zacząłem niepokoić przez własną głupotę. Chodzi o moją wątrobę. Byłem u lekarza, bo wyszły mi źle enzymy wątrobowe (alat 94 [norma 41] aspat 34 [norma 40]) no i oczywiście dostałem zalecenie pt. lekkostrawna dieta i zero alkoholu. Trzymałem się jej szczerze jako hipochondryk, uwierzcie mi, ale niestety wytrzymałem do ostatniej soboty (czyli około miesiąc). W sobotę wyskoczyłem ze znajomymi na imprezkę. Po całej ilości stresów, lęków itd. stwierdziłem, że muszę pójść z kimś i się rozluźnić. Bardzo lubię miejsca gdzie jest dużo ludzi. Jestem ogólnie ekstrawertykiem i działa na mnie to bardzo dobrze. Nie zakładałem, że cokolwiek wypiję. Jedyne na co chciałem sobie pozwolić to jakieś niezdrowe żarcie. Niestety kumple mnie namówili i skończyło się na 4 piwach. Ogólnie są to znajomi, z którymi nie widziałem się kopę lat no i... ciężko było odmówić. Poza tym jeden z nich też ma problemy z wątrobą i jak powiedziałem mu o swoich to przekonał mnie, że też pije i... chrzani to. Ogólnie poniósł mnie "melanż", że tak powiem no i wypiłem te piwa. Następnego dnia lekko pobolewała mnie wątroba. Teraz też mnie troszkę boli no i cholernie żałuję swojego idiotyzmu. Od razu na głowę wrzuciły mi się czarne myśli w stylu, że doprowadziłem się do zapalenia albo marskości (wiadomo, standard w nerwicy). Nie miałem jeszcze ataku paniki, ale nie potrafię o niczym innym myśleć. Pesymizm, czarnowidztwo itd. Masakra... Na tym forum już raz pocieszaliście mnie, że takie podwyższenie enzymów to nic, ale boję się, że po tym braku odpowiedzialności mam teraz wyniki 500 albo jeszcze wyższy... Może ktoś miał tak jak ja i przekona mnie, że to nic strasznego? Przecież nie jestem alkoholikiem, więc chyba bez przesady. Nie mogłem jej od razu zniszczyć. Ehh....