Próbować dalej samemu?
: 17 kwietnia 2016, o 01:13
Witam. Takie pytanko, doradźcie. Nie wiem czy próbować dalej samemu radzić sobie z tym gównem?
Nie wiem czy za bardzo się przejmuję sobą czy za mało. Wiem, że ostatnio mam tak wielką autoagresję i autodestruckję, że nie wiem czy nie zasięgnąć leków czy coś...
Zachowuję się tak jakbym sam się chciał niszczyć, nie rozumiem tego... Teraz postaram się wam to zobrazować jak to wygląda naprawdę, żeby nie było zbędnego gadania. Jest dajmy na to taki Kowalski i taki Kowalski wie, że takiej osoby nie lubi, taki klub lubi, że jest ojcem itd i że ma takie i takie życie i ma o co walczyć... U mnie to wygląda tak, że gó** wiem, cokolwiek chcę pomyśleć, to to podważam (automatycznie i z lękiem), dosłownie o prawie wszystkim co pomyślę, że tak jest, albo coś ocenię itd, to to podważam, co powoduje mega konflikt, który w następstwie wywołuje jeszcze silniejszy stan dd i stan depresyjny... Dawniej człowiek sobie po porstu żył, a teraz wszystko jest niepewne, wszystko rozdzielone... Z boku to może się wydawać śmieszne, ale z mojego punktu widzenia nie jest... Cokolwiek chcę dla siebie zrobić, to to podważam lękowo i odczuwam lęk, stres i mulenie w brzuchu no i wiadomo cała somatyka. Już mnie to wkur**. Nie umiem patrzeć tak jakby ze swojej perspektywy. Mam cały czas wrażenie, że chcę się zniszczyć, a tego nie chcę z drugiej strony... Ciągłe testowanie siebie, jak coś sobie zrobię to odczuwam przyjemność... Robię głupie akcje, które mogą zagrażać życiu... Nie wiem co o tym myśleć mam. Może jakieś leki na uspokojenie? W tym stanie autodestrukcji mam zmniejszony lęk o życe i to mnie niepokoi... Tak jakby: I tak mnie nie ma, to co za różnica, jebne autem w drzewo... A potem jak jestem np w domu, to to rozumiem, kurde to jest moje życie, jestem wójkiem, synem, jak mogłem chcieć coś sobie zrobić...
Tylko proszę nie gadajcie masz za dużo czasu na analizowanie. Pracuję fizycznie, robię w domu, robię wszystko co popadnie. Dziś byłem w bieszczadach znowu i przez moją brawórę wpadłem w poślizg i wylądowałem w rowie prawie, takie dziwne momenty, tak jakbym chciał się siebie zniszczyć... Za wszystko się krytykuję automatycznie, a każdego człowieka usprawiedliwiam ( ten mechanizm zauważyłem sam). Staram się jak tylko mogę, ale chciałbym poczuć siebie, że warto walczyć o Moje życie kurna no... A ja tego nie czuje, tak jakby mi to było obojętne... + to ciągłe podważanie każdej myśli i słowa mojego, zachowania. Wiem, że to podważanie jest nerwicowe, ale ta autodestukcja sam kurna nie wiem... Denerwuje mnie to, że nawet pije wodę do jasnej cholerki...
Chciałbym się tylko nie czepiać sam siebie, swoich poglądów, myśli, zachowania i by było spoko, bo bym mógł normalnie funkcjonować... A tak cały czas wydaje mi się, że jest nie tak, że to sztuczne o czym ja myślę, że mój świat jest moim wyobrażeniem... Ostatecznie jeżeli nie leki myślałem o jakiejś hipnozie, co sądzicie? ( Nawet jak powiedziałem słowo hipnoza, to ciało się buntuje, taki odruch jakbym kochał ten stan destukcji i braku poczucia osobowości, a tak nie jest, już nie mam sił do życia, bo jak można mieć siłę, jak co 2 skundy podważa się wszystko lękowo i nerwowo. Tak jakbym przetał wiedzieć jak funkcjonować i jak się mam zachowywać we własnym ciele, dziwne uczucie, wszystko automat. Chciałbym się poczuć, jak ktoś kto ma własny charakter i nie musi podważac i walczyć ze sobą, żeby coś dla siebie dobrego zrobić... Pierw muszę walczyć ze sobą, żebym mógł walczyć z kimś w swojej sprawie, tak to u mnie wygląda... Bo pierw działa mechanizm usprawiedliwiania kogoś, musze się na siłę wkurzyć, żeby walczyć o podstawowe rzeczy w życiu + Oczywiście podstawowe natręty: Po co zasady w życiu, po co dobro... Ja wiem jak chciałbym żyć, kim chciałbym być mniej wiecej, ale kurna, tak jakbym musiał sam ze sobą wlaczyć o to, żeby tym być. Chciałbym mieć pewność, że to co myśle o świecie, to może być prawda, tak to wygląda, żebym nie musiał odczuwąć lęku i nerów i niepewności jak pomyślę, że chce się napisac soku pomarańczowego
Taki ot przykład, no ale wszystkiego się nie da pewnie na raz xd I to uczucie życia bez magii, bez życia w życiu... Ehhhh ale to da radę jeszcze jako przeboleć, byle bym mógł normalnie funkcjonować jak człowiek.
Też tak ktoś wgl miał? ( Nie liczę, że ktoś odpisze, chciałem się wypisać, choć rada co do leku by się przydała, bo jakoś nie umiem tego obiektywnie ocenić obecnie niestety, takie dziwne uczucie...)
Nie wiem czy za bardzo się przejmuję sobą czy za mało. Wiem, że ostatnio mam tak wielką autoagresję i autodestruckję, że nie wiem czy nie zasięgnąć leków czy coś...
Zachowuję się tak jakbym sam się chciał niszczyć, nie rozumiem tego... Teraz postaram się wam to zobrazować jak to wygląda naprawdę, żeby nie było zbędnego gadania. Jest dajmy na to taki Kowalski i taki Kowalski wie, że takiej osoby nie lubi, taki klub lubi, że jest ojcem itd i że ma takie i takie życie i ma o co walczyć... U mnie to wygląda tak, że gó** wiem, cokolwiek chcę pomyśleć, to to podważam (automatycznie i z lękiem), dosłownie o prawie wszystkim co pomyślę, że tak jest, albo coś ocenię itd, to to podważam, co powoduje mega konflikt, który w następstwie wywołuje jeszcze silniejszy stan dd i stan depresyjny... Dawniej człowiek sobie po porstu żył, a teraz wszystko jest niepewne, wszystko rozdzielone... Z boku to może się wydawać śmieszne, ale z mojego punktu widzenia nie jest... Cokolwiek chcę dla siebie zrobić, to to podważam lękowo i odczuwam lęk, stres i mulenie w brzuchu no i wiadomo cała somatyka. Już mnie to wkur**. Nie umiem patrzeć tak jakby ze swojej perspektywy. Mam cały czas wrażenie, że chcę się zniszczyć, a tego nie chcę z drugiej strony... Ciągłe testowanie siebie, jak coś sobie zrobię to odczuwam przyjemność... Robię głupie akcje, które mogą zagrażać życiu... Nie wiem co o tym myśleć mam. Może jakieś leki na uspokojenie? W tym stanie autodestrukcji mam zmniejszony lęk o życe i to mnie niepokoi... Tak jakby: I tak mnie nie ma, to co za różnica, jebne autem w drzewo... A potem jak jestem np w domu, to to rozumiem, kurde to jest moje życie, jestem wójkiem, synem, jak mogłem chcieć coś sobie zrobić...
Tylko proszę nie gadajcie masz za dużo czasu na analizowanie. Pracuję fizycznie, robię w domu, robię wszystko co popadnie. Dziś byłem w bieszczadach znowu i przez moją brawórę wpadłem w poślizg i wylądowałem w rowie prawie, takie dziwne momenty, tak jakbym chciał się siebie zniszczyć... Za wszystko się krytykuję automatycznie, a każdego człowieka usprawiedliwiam ( ten mechanizm zauważyłem sam). Staram się jak tylko mogę, ale chciałbym poczuć siebie, że warto walczyć o Moje życie kurna no... A ja tego nie czuje, tak jakby mi to było obojętne... + to ciągłe podważanie każdej myśli i słowa mojego, zachowania. Wiem, że to podważanie jest nerwicowe, ale ta autodestukcja sam kurna nie wiem... Denerwuje mnie to, że nawet pije wodę do jasnej cholerki...


Też tak ktoś wgl miał? ( Nie liczę, że ktoś odpisze, chciałem się wypisać, choć rada co do leku by się przydała, bo jakoś nie umiem tego obiektywnie ocenić obecnie niestety, takie dziwne uczucie...)