Nerwica - moja historia
: 1 kwietnia 2016, o 10:38
Przyszedł taki czas, że muszę się wypisać, a to wypisanie ma posłużyć w przełamywaniu się. Wychowywałem się w małej miejscowości, gdzie więcej było zakazów niż przyzwoleń. Rodzina tradycyjna, bez patologii, chociaż ojciec był porywczy po alko. Odkąd pamiętam to wszystko przeżywałem, czy to w domu, czy w szkole. Byłem całkiem bystry i chyba nawet do teraz mi część tego została, więc ciągle mnie wypychali do konkursów, przedstawień itp. a je w sobie to przeżywałem. Dla rodziców byłem także "nadzieją", więc było zawsze przecież Ty musisz, nie możesz robić tego, zachować się w ten sposób. I tak sobie żyłem. Szkoła podstawowa, liceum to czas raczej spokojny, ale każdy problem był dzielony na czworo i w większości czarne scenariusze - teraz z perspektywy czasu jakbym widział swoją matkę, która także jakieś nerwicowe historie miała / ma. Studia w dużym mieści i to na jednym z najbardziej obleganych kierunków, duże obciążenie nauką, ale jakoś szło. Potem poznałem moją obecną żoną, zaczęło się planowanie przyszłości, decyzje o ślubie, w międzyczasie problemy z obroną pracy mgr i dużo pracy zawodowej i mnie trafiło - równo 10 lat temu. Lęk, strach przed zwariowaniem. Kilka miesięcy, wyprostowanie spraw, ułożenie sobie w głowie i przeszło w zapomnienie. W międzyczasie ślub, otwarcie firmy (duży stres na początku) i żyłem sobie bardzo dobrze. Jakieś 2 lata temu zawirowania w firmie, zwolnienia pracowników i okazało się, że robota mnie przerosła, a firma się rozrastała. Trzepnęło mnie chyba w listopadzie 2013 r. i to mocno. W pierwszej fazie myślenie o zawale, wylewie, potem schiza, problemy ze spaniem, jedzeniem (plus taki, że ładnie schudłem
). Udałem się do psychologa i trafiłem na to forum. Czytanie, czytanie, rozmowy i jakoś ułożyłem sobie w głowie, ale chyba od tamtego momentu zaburzenie mi towarzyszy, w mniejszym większym nasileniu. Głównie spinam się na to, że mi nie mija, wiem gdzie popełniam błędy, że dobrze podchodzę do nerwicy, ale nie zmieniam podejścia do tego co mi nerwicę wywołuje tj. stres związany z pracą, chęć robienia wszystkiego perfekcyjnie i że to ja zawsze mam racje i musi być jak ja chcę, trudno mi ustąpić choćby na krok, a to znowu przekłada się na relacje z najbliższymi. Trudno teraz cieszyć się życiem i to mnie frustruje, wiem wiem że tak nie powinienem, ale Wy pewnie też tak macie lub czego życzę mieliście.
Dzisiaj przyszedł taki dzień, że znudziło mi się tkwienie w tym i ten wpis traktuję, jako początek PRAWDZIWEJ rozprawy z nerwicą, nie taką półśrodkami, ale na maksa, nie tylko do pierwszego polepszenia, ale całościowo. Traktuję tą nerwicę jako dopust Boży, żeby się zmienić, przewartościować to co ma się liczyć itp.
Mam nadzieję, że za jakiś czas napiszę że już po wszystkim.

Dzisiaj przyszedł taki dzień, że znudziło mi się tkwienie w tym i ten wpis traktuję, jako początek PRAWDZIWEJ rozprawy z nerwicą, nie taką półśrodkami, ale na maksa, nie tylko do pierwszego polepszenia, ale całościowo. Traktuję tą nerwicę jako dopust Boży, żeby się zmienić, przewartościować to co ma się liczyć itp.
Mam nadzieję, że za jakiś czas napiszę że już po wszystkim.