ajona pisze:Chyba muszę jednak wrócić pokornie i odwiedzać forum, bo pozytywne wsparcie, które tu sobie dajemy nawzajem, ustawia na nowo klepki w głowie. Przecież jeszcze miesiąc temu chciałam wracać do pracy, miałam siłę, chęci, czułam radość. Może niektóre moje pomysły, które rzekomo miały mi pomóc w odburzaniu i w wydorośleniu, były kiepskie. To że nagle chciałam się odciąć od rodziny i skupić tylko na planowaniu własnego życia, ślubu, itd., nie było najlepszym rozwiązaniem. Może zbyt wiele spraw jednocześnie zostało poruszonych na psychoterapii, bo ja się niecierpliwiłam, chciałam wszystko załatwić naraz i zdecydowałam się na cotygodniowe spotkania, bo myślałam, że tak będzie lepiej. A do tego jeszcze przesilenie wiosenne pewnie też dowaliło do pieca. Kiedy pojawiło się DD/DP, problemy ze snem, nie mogłam sobie poradzić. Trudno było powstrzymać strach przed objawami odrealnienia. Trudno mi było, i pewnie nadal jest trudno, pogodzić się z tym. Lęk się nakręcał do granic możliwości. Teraz też może za wiele chcę na raz zrobić, bo nie rozumiem co się ze mną dzieje. Zaczęłam ćwiczyć i poczułam, że daje mi to jakąś frajdę i energię. Ale nie chcę znowu przedobrzyć. Zaczęłam się interesować wieloma sprawami na siłę. Nie mogę wysiedzieć sama, więc korzystam z tego, że jest obok ktoś z rodziny i kiedy tylko to możliwe, robię coś razem z nimi. Z babcią sadzę kwiaty i chociaż wydaje mi się, że robię to tylko dla własnego lepszego samopoczucia, to mam nadzieję, że to myślenie z czasem się zmieni. I że poczuję, że robię to też dla niej, a nie tylko dla siebie.
ajona, I do przodu - rób choćby na siłę, w nerwicy trzeba robić poniekąd na siłę żeby przekonać swój stan emocjonalny, że jest wszystko ok. Jesteś na dobrej drodze, nie zbaczaj z kursu
-- 20 kwietnia 2016, o 17:52 --
Słuchajcie, miałam taki 2-dniowy kryzys i w sumie kryzysy to zarąbista sprawa, bo wtedy przychodzą najlepsze wnioski - błyski w umyśle
Czytałam materiały Divina próbując sobie to jeszcze raz poukładać (przydaje się w kryzysie) i w sumie nagle poczułam w sobie bezsens bania się lęku. Otóż obecnie nie mam już myśli natrętnych - hipochondrycznych. Została sama emocja - lęk przed lękiem. I stwierdziłam, że to jest bezsensu

bo jak ja nie chcę tego lęku to automatycznie zaczynam się bać, ze on przyjdzie i wtedy sobie przychodzi - no bezsens totalny

Druga sprawa to bezsensowne jest mówienie: chciałabym żeby go nie było, chciałabym być szczęśliwa - bo to jest automatyczne programowanie lęku! Takim mówieniem nigdy nie poczujemy szczęścia tylko lęk

bo lęk uważamy znowu jako zło ostateczne, więc się go boimy no i ło-la mamy LĘK! Tak samo jest jak wstaniemy rano i od razu powiemy: o Boże, znowu muszę z tym walczyć, nie chcę tego. Na bank lęk przyjdzie. W mózgu głęboko jest zapis, że lęk = zagrożenie. A to jest gówno prawda i teraz trzeba robić wszystko żeby pokazać mu-umysłowi, że jest inaczej. W sumie to myślę, że dobrym pomysłem jest przywoływanie lęku, zapraszanie go do siebie gdy go np. nie ma - na neutralnym gruncie. No bo co on może???
Ja wiem, że to wszystko Divin, Victor, Ciasteczko i inni tłuką, ale zupełnie jest inaczej gdy człowiek SAMEMU do tego dojdzie - nie ROZUMOWO tylko UCZUCIOWO. POCZUJE TO W SOBIE, OD SIEBIE. To tak jakby ta wiedza spotkała się nagle z jakimś oświeceniem, przebłyskiem.