Strona 1 z 1

Prosze o diagnoze

: 28 marca 2016, o 14:24
autor: Patrze.i.mysle
Dzien dobry. Chciałabym opowiedzieć o swojej historii i problemie i prosić osoby, ktore cos wiedza o pomoc w diagnozie. Zaczynam: Dawno dawno temu... Nie :) Inaczej. Gdy sie urodziłam miałam mamę, tatę i siostrę, mieszkaliśmy u babci i dziadka. Podobno juz wtedy moj tato lubił popić i przez to było w domu troche klutni. Wybudowaliśmy dom, pamietam, jak pewnego wieczora podczas awantury u babci "wyprowadzilysmy" sie do tego nowo wybudowanego domu. Miałam wtedy jakieś 5 lat. Mama prawie na kazdy weekend przywozili mnie i siostrę do dziadków, lubiłam tam byc. Gdy byłam nastolatka miałam nadwagę spowodowana lekami na astmę. W pewnym momencie ok 10 lat dzieci zaczęły mnie przezywac, wprost mówiły ze nie chcą sue ze mną bawić. Przestałam wychodzić na podwórko, babcia ciagle mnie przez to krytykowała, myślała ze mi sie nie chce, nikt nie wiedział,ze nie mam juz po prostu przyjaciół. I tak mijały lata. W liceum nastąpiła kulminacja dobrych rzeczy... Moja mama zawsze klucili sie z tata, bo on czasem pił i jak zaczynał nie potrafił skończyć, po pijaku robił awantury, ja chowałam sie w pokoju. Wyzywał nas, czasem bił. Pamietam, jak raz gdy miałam z 6 lat w nocy kazał mamie jechac po wino, w tym czasue zamkną dom i nie chciał jej wpuścić, siedział pijany w naszym pokoju moim i siostry, co nas mowil, ze to żarty a ja płakałam pod kołdra. Przyjechała policja, wybili szybę, zabrali ojca, rano wrócił. Raz tez chciał oblac mamę wrzątkiem. On sam tez nie miał fajnego dzieciństwa, matka gardzila nim i jego ojcem (moim drugim dziadkiem) moj tato był potrzebny im tylko wtedy gdy była jakaś praca do wykonania. Mama miała w dzieciństwie zły kontakt ze swoja mama, opiekował sie nią głownie jej ojciec i jej babcia a moja prababcia. Nie chce juz was zamęczać dalszymi opowieściami wiec dalej: w liceum klucili sie dalej, mama w pewnym momencie zaczęła czatowac przez internet. Potem kogos "poznała" faceta ktory mieszkał juz z jakaś kobieta i jej dziećmi, byli znajomymi ale ja widziałam w tym podtekst, i miałam racje. Moja mama ukrywała sue z telefonem, pisała smsy. Zawsze jak byłam mała marzyłam o normalnym domu, takim, jaki miały moje kuzynki, kuzyni czy koleżanki z klasy. Na zewnątrz nikt nie wiedział. Ze tata taki jest, dzis kazdy nie dowierza. Wyprowadzilysmy sue z domu do małego wynajmowanego mieszkania z mama i siostra. Myslalam ze teraz w końcu bedzie ta wymarzona spokojna rodzina. To było jak miałam 17 lat, po kilku miesiącach od przeprowadzki tara umarl, pił gdy nas nie było, podobno pękł tętniak. Nie poszłam na pogrzeb, bałam sie wzroku tamtej rodziny ( od strony taty) tamta rodzina zaczęła o nas rozpowiadac rozne rzeczy, ze to nasza wina itp. Po paru miesiacach zmarł tez ojciec mojego taty. Mama dalej widywałam sie z tym facetem, siostra miała swoje zycie, do tego wszystkiego wkroczyła moja ciotka ktora zawsze mnie poniżala, (mieszkała u babci) wyrzucała nas z domu jaj jej sie cis nie podobała, babcia nas wtedy nie broniła, ciotka mnie wyzywala, szeptała mi ze mama sie mnie wstydzi, nie chce ze mną mieszkać, ze ma kochanka itp. Traktowała mnie tak od dzieciństwa i nadal to w sumie trwa. To wsztstko jest poplątane wiem.. Mówiąc w skrócie: potem zmarła moja kochana prababcia, ja przeprowadziłam sie do babci bo musialysmy zrezygnowac z wynajmowanego mieszkania, siostra mieszka 700 km dalej, mama wróciła do domu, mieszka ram sama a ja jestem u babci, stad mam bliżej na uczelnie. Do mamy czasem jeżdzę a ona dzwoni codziennie i przyjeżdża co kilka dni, chodzimy na zakupy. Mama od kilku lat spotyka sie z jeszcze nowszym facetem ktorego ukrywała, teraz go "wprowadza" poznaje z ridziną itp. Ale nie ze mną. Ja przeżyłam szok bo myslalam ze ona juz nie kłamie, ciagle czekałam na to az znowu zamieszkamy razem, a ona znalazła sobie juz inna rodzine. Zmar tez moj ukochany kot, strasznie to przeżyłam, brałam leki uspokajające. W nicy chodzę i sprawdzam czy wszyscy oddychają bo boje sie ze ktos umrze, tak, jak on. Mam szumy w uszach. W dzieciństwie miałam tiki i znowu je mam. Chodziłam wtedy do psychologow, kilka lat temu wybrałam sie znowu, ale pani była niemiła... Jakby mnie olewala i powiedziała ze to moja wina bo chce miec kontrole. Teraz duzo przebywam sama bo nie chce robic innym kłopotu, wchodzić w drogę, wstydze sue siebie. Jestem samotna. Mam tylko jedna koleżankę. Ludzie współczują mojej mamie, mnie sue nikt nie zapytał co czuje po smierci taty, nikt ze mną nie rozmawiał. Wiem ze inni maja swoje problemy dlatego nie wymagam od nikogo pomocy. Zamykam sie w pokoju i wszyscy mówią ze jestem "dzika"a ja wtedy płacze a przed nimi krzycze zeby dali mi spokój, myślą ze jestem taka "wrzeszcząca" a nie wiedza ze ciagle płacze. Tak bardzo zazdroszczę znajomym którzy maja dom, mamę i tatę. Mysle o samobojstwie duzo ale wiem ze to chore, boje sie i nie chce zeby ktos po mnie potem moze płakał. Mieszkam z babcia, od kilku lat, chodzę na studia, czasem do koleżanki. Wsród ludzi jestem uważana za śmieszka. A ja ciagle tak strasznie sie boje, co bedzie, ze juz zawsze zostanę tu, w tym pokoju, ze będę pośmiewiskiem, ze babcia bedzie komentować moje zachowanie, a nikt nie dowie sie co jest w mojej głowie. Z jednej strony chciałabym mieszkac kiedyś sama. Z drugiej wtedy juz zawsze będę sama. Wole siedziec w pokoju ale wiedzieć ze ktos jest za ściana, nawet oni, którzy mnie tak ranili i ranią. Ciagle tu sa wrzaski, awantury, gdy ktos przychodzi babcia i dziadek sa jak miod, gdy jys wychodzi znowu wrzaski. Ja tylko zatykam uszy. Mam 20 lat. I nic mnie nie czeka, tak bardzo sie boje i wstydze.

Prosze o diagnoze

: 28 marca 2016, o 16:27
autor: olga
Masz 20 lat i myślisz, że już nic Cię nie czeka? Całe życie przed Tobą, spróbuj nakierować swoje myśli na pozytywne tory, najgorsze co można zrobić to zakopać się we własnym smutku i beznadziei. Fajne zdanie kiedyś padło na tym forum " masz doła? przestań kopać!" Dzieciństwo to fundament dorosłości, jeśli te fundamenty zostały zachwiane to nie jest łatwo budować przyszłość. Ewidentnie z Twojego wpisu wynika, że czujesz się samotna, brakuje Ci wsparcia i troski ze strony rodziny. Moim zdaniem brakuje Ci kogoś na kimś mogłabyś się wesprzeć, wyżalić, wszystko tłumisz w sobie. Wspominasz o koleżance, nie wiem w jakiej relacji jesteście "kumpelskiej" czy "przyjacielskiej", czy ewentualnie mogłabyś jej się wyżalić.
Drugie co mi przychodzi do głowy to "nieodpowiednio przeżyta żałoba", tak jak wspominasz nie byłaś na pogrzebie ojca, nie było Ci dane tak naprawdę się z nim pożegnać. Nikt Cię nie pyta jak się z tym wszystkim czujesz, przecież miałaś 17 lat jak umarł, praktycznie jeszcze dziecko. Do tego jeszcze śmierć ukochanej prababci jak na tak młodą osobę to sporo.
Jeśli jest Ci bardzo źle zawsze możesz skorzystać z pomocy psychologa, czasem 2 spotkania i możliwość wyrzucenia z siebie żalu, potrafi zdziałać cuda.
Ponadto spróbuj częściej się gdzieś wyrwać ze znajomymi, zacznij uprawiać sport, za dużo bierzesz sobie na głowę problemów mamy, dziadków.