Strona 1 z 1

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 21 lutego 2016, o 23:32
autor: tommy321
Cześć
Chciałbym po krótce podzielić się czymś, co mnie trapi. Może ktoś pomoże, może naprowadzi...
Wszedłem na to forum z silną chęcią poprawy swojej sytuacji, postanowiłem sobie, że będę działał, zmieniał swoje nawyki, będę szedł jak torpeda i już niedługo lęki uciekną. No i tyle. Odkęcając się zakręciłem. Nie wiem co jest co. Mam bardzo silne przywiązanie do opinii. Zdałem sobie sprawę, że od dziecka ciągle zależało mi na czyjejś dobrej opinii o mnie. Wzięło się to z mojego domu, czyli mam to "od zawsze". Nie chcę pisać o mojej historii życia, bo myślę, że ona nic tu nie da. Myślałem, że wychodzę z koła nerwicowego, ale niedawno przekonałem się, że jestem w samym środku. Wydaje mi się, że moja świadomość na temat tego co mnie dręczy się pogłębia. Czyli powinno być ok. Więcej wiem, czytam, słucham, niektóre divoviki przerabiam po 10 razy i już nie wiem, czy to nerwica, czy ja jestem jakiś oporny. Napiszcie co myślicie, tak bez ogródek. Z jednej strony to co wiem o sobie doprowadziła mnie do tego, że zamknąłem się jeszcze bardziej niż wcześniej, a dzieckiem byłem dosyć nieśmiałym. Miałem w swoim życiu już chwile przełamywania się. Były okresy w życiu, w których czułem się całkiem świetnie. Osoby, które mnie wtedy poznały do dziś mają mnie za przebojowego człowieka. Tyle, że ja co najwyżej wtedy potrafiłem przykryć moje lęki. Było miło i pomału zjeżdżało w dół. Po drodze doszła bardziej odpowiedzialna praca i się posypało. Teraz, gdy wiem z czym walczyć, przynajmniej w większości, przytłoczyła mnie ta prawda o mnie. Okazało się, że mam bardzo niskie poczucie wartości, przerośnięte ego i zachowuję się jakby cały świat kręcił się wokół mnie. Po za tym zauważyłem, że ja żyję tylko moją nerwicą. Nie interesują mnie zwykłe tematy, takie o niczym. Ludzie rozmawiają o Zwykłych rzeczach, a ja już o tym nie potrafię rozmawiać. Po za tym dochodzi tu niepewność siebie i niskie poczucie wartości. Jak mam się odezwać, to zaraz wydaje mi się, ze to co ja mam do powiedzenia jest nieważne. Jak już się odważę, to powiem to tak niepewnie, ze mało kto zareaguje. I widzę to, że osoby z którymi przebywam najwięcej nie mają do mnie zbytniego szacunku, owszem większość mnie lubi, zagadują do mnie czasami, ale gdy coś chcą, to po prostu mówią i nawet nie biorą pod uwagę, że mógłbym odmówić. Czyli mam problem z asertywnością, niskim poczuciem wartości i niepewnością.
Mam też taką ciekawą formę fobii społecznej, tak przynajmniej ja to widzę. Boję się rozmawiać z ludźmi przy ludziach. Nie tyle boję się ludzi, z którymi rozmawiam, np. przez telefon, co tych ludzi którzy wokół mnie tego słuchają. Dziwne też jest to, że większość fobików boi się podejść do ludzi i zrobić pierwszy krok, a ja odwrotnie. Wiele razy zaczynałem znajomość w sposób pewny i otwarty, a zamykałem się przy kolejnych rozmowach. Paradoksalnie pracuję przy biurku i często prowadzę rozmowy przez telefon, częściej od handlowców, z którymi muszę siedzieć. I tu jest problem, otaczają mnie osoby pewne siebie, z ciętym żartem, wręcz takim szyderczym. Co raz bardziej dostrzegam, ze to jednak są tylko żarty, bo długo myślałem, że oni jadą tylko po mnie, ale okazuje się, że po sobie też. I znowu pic polega na tym, że powinno mi to w sumie pomóc, a nie pomaga. I nie wiem w tej chwili o co tu biega... Myślałem, że każdy ma mnie w dupie, ale gdy ostatnio miałem taką załamkę, że zaczynało to być widoczne, pojawiły się koło mnie osoby, które jawnie próbowały mnie wesprzeć. Także okazuje się, że w tym całym cyrku są osoby, które dobrze mi życzą. To ewidentnie ukazuje, że ja sam robię sobie krecią robotę. Ewidentnie widzę, że ja dopisuję negatywne cechy temu, co ludzie do mnie mówią. Jak ktoś się uśmiecha, to ja zaraz myślę, że to jest szyderczy uśmiech. Jak ktoś jest miły, to pewnie coś ode mnie chce. Jak daje dobrą radę, to pewnie chce mnie wepchnąć na minę. Same teorie spiskowe.

I właściwie nie wiem jak to rozebrać:
Niskie poczucie wartości
Brak pewności siebie
Egocentryzm
Brak dystansu
Nerwowość
Nienawiść do pewnych moich cech przez które nienawidzę innych, czyli projekcja.

Mam mętlik w głowie, i nie wiem jak to zrobić.

Tak z drugiej strony, to dzięki nerwicy chodzę na siłownię. Jeżdżę do pracy rowerem już dwa lata i to bez względu na pogodę i porę roku. Żeby się do tego zmotywować sprzedałem nawet samochód żeby czasem mnie nie kusiło odstawić rower. Miałem też przygodę z bieganiem. Czytam, szukam, próbuję, ale to wszystko mnie jakby przerasta. Chcę iść do przodu, ale nie wiem za co najpierw się brać. Przełamuję się w wielu rzeczach. Ale brak mi odwagi zawalczyć z tym, co mnie męczy od dzieciństwa. Mam lęk przed tym próbą podjęcia walki z głównym moim lękiem. tak to bym nazwał. Jakoś tak czuję, ze to są rzeczy, które powinienem załatwić dawno temu w okresie dojrzewania, a nie teraz gdy mam własną rodzinę.
Jak biorę się za jedno, to odzywa się drugie itd. A może to, że tyle zacząłem widzieć to jednak jest jakiś postęp? Może po prostu ta nerwica broni się wszystkim co ma? Może...

Jak macie ochotę, to skrobnijcie coś, co o tym myślicie. Być może jest ot nieco chaotyczne, ale późno już, a jutro do pracy trzeba wstać...

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 24 lutego 2016, o 13:14
autor: ola36
tommy, na pierwszy rzut oka to wydaje mi się że za bardzo chcesz. Za bardzo, za szybko i za dużo. Odpuść sobie trochę. Te wszystkie objawy które opisujesz czy też Twoje bolączki to objawy czysto nerwicowe. Wydaje mi się też, że dążysz do perfekcji nie dając sobie prawa do błędu. Chcesz, żeby wszystko szybko i sprawnie szło do przodu..a nerwica stety niestety uczy cierpliwości.
Rozwazałeś podjecie terapii poznawczo- behawioralnej? Myślę, ze pomogłaby Ci w wypracowaniu asertywności właśnie, dystansu do siebie i innych i w przyjęciu względem siebie postawy przyjacielskiej. Dobrze jest napisać co człowieka boli - tak jak Ty to tutaj zrobiłeś, bo ktoś inny spogląda na to chłodnym okiem. Ty ze względu na chociazby swój egocentryzm nie zawsze możesz dokonać obiektywnej oceny swojej sytuacji.
Rozważ terapię, wypisz wszystkie swoje zalety, daj sobie czas,

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 24 lutego 2016, o 14:03
autor: Fine
Trochę to wygląda jakbyś chciał coś nadrobić, bo inni już to mają. Fajnie, że próbujesz nowych rzeczy tylko czy na pewno robisz to dla siebie? Czujesz że sprawia ci to przyjemność? Ciekawa jest sprawa z rowerem. Tak kochasz nim jeździć, że odstawiłeś auto czy bardziej musisz nim jeździć?
Co do ludzi, to zauważyłem po sobie, że trzeba potrafić powiedzieć NIE. Ma to wiele plusów: chronisz siebie, pokazujesz swoje zdanie, masz zdanie czyli nie jesteś nijaki, ludzie szanują tego kto ma swoje podejście do różnych spraw, wzrasta pewność siebie, nie rozmyślasz tyle co kto sobie o Tobie pomyśli. A jak zauważą, że na wszystko się godzisz to będą to wykorzystywali. Nawet nie ze złośliwości tylko po prostu przyjmą to za coś naturalnego u Ciebie. A jak powiedzieć NIE? Po prostu trzeba się odważyć. Zapewne będzie to dla Ciebie i dla innych mały szok ale trzeba iść za ciosem i powinno być lepiej. Wiem po sobie.
Fajnie, że sam zauważyłeś że ludzie potrafią współczuć. To pokazuje, że nie są takimi potworami jak czasami ich widzimy. Zapamiętaj to doświadczenie.
Ale brak mi odwagi zawalczyć z tym, co mnie męczy od dzieciństwa. Mam lęk przed tym próbą podjęcia walki z głównym moim lękiem.
Ale jaki jest Twój główny lęk, bo w poście poruszyłeś sporo kwestii.

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 26 lutego 2016, o 00:32
autor: tommy321
Dzięki, ze napisaliście, myślałem, że nikt się moim postem nie zainteresuje. Nie wiem czemu, ale mocno mi zależało na tym żeby ktoś napisał. Może dlatego, że za bardzo nie mam komu się wygadać. Żona już niezbyt chce mnie słuchać i wcale się jej nie dziwię, bo truję często o tym samym. Wydaje mi się, że moim głównym lękiem jest ocena innych,a właściwie lęk przed zranieniem. Zamknąłem się cholernie ostatnimi czasy, mocniej niż kiedyś. Nawet siostra mojej żony, która wiem, że bardzo mnie lubi stwierdziła tydzień temu jak ją odwiedziliśmy, że jestem jakiś taki nie podobny do siebie. Powiedziała dosłownie: Tomek, ty to jesteś jakiś taki nie ty :). I tak dotarło do mnie, że to co jest w mojej głowie ma się nijak do rzeczywistości. Stworzyłem sobie w głowie jakiś taki świat iluzji. Ja kiedyś rozmawiałem ze szwagierką i powiedziałem jej co mnie dręczy, ze mam nerwicę i jak to się objawia. Nawet pomimo tego nigdy nie powiedziała do mnie w ten sposób. A ja od dawna myślałem, że ludzie widzą co się ze mną dzieje, a to napędzało kolejne domysły. Ja się z tym czuję jakbym dźwigał jakieś brzemię, jakąś karę dostał. Jak rozmawiam z kimś, to czuję jakieś ograniczenia, że nie mogę powiedzieć tego czy tamtego, bo kogoś urażę albo wyjdę na idiotę albo ktoś mnie źle odbierze. Jak chcę zażartować, to może kogoś obrażę, jak powiedzieć poważnie, to może ktoś źle to zrozumie itd. A jak o tym piszę jak teraz, to czuję się żałośnie, bo wiem że lubię się nad sobą poużalać. Eh, no ale nie o użalanie tu chodzi. Post napisałem w chwili, gdy miałem niezły dół, dzisiaj jest lepiej, ale cały czas mam takie huśtawki nastroju.
w sumie to co mi napisaliście, to jest racja. Mam w sobie duży perfekcjonizm, błędów nienawidzę i nie mam wyrobionych odpowiednich nawyków do poradzenia sobie z tym. Z cierpliwością jest u mnie krucho, ale w pracy mają o mnie całkowicie inne zdanie, uważają, ze mam wielką cierpliwość. Pewnie przez to, że siedzę spokojnie i robię swoje. Gdyby oni wiedzieli, co się w środku dzieje. Czasem mam ochotę im to powiedzieć, ale mam ta świadomość, że nic mi to dobrego nie przyniesie, bo oni mają gdzieś to czy ja mam problemy emocjonalne, czy depresję, mam zrobić swoje i tyle. Byłem z moimi problemami już u terapeuty, chodziłem ponad pół roku. Po każdej wizycie czułem się super, ale jak się kładłem spać, to rano już niewiele z tego zostawało. nie wiem w jakim to było nurcie, gościu pytał się zawsze na wejściu co u mnie słychać, aj opowiadałem, on po wysłuchaniu zaczynał swoje opowieści. A odnosił się do tego co mówię najczęściej na podstawie przykładów ze swojego życia. Zabawne było to, że jak tak gadał, to ja w pewnym momencie zaczynałem mieć go dość, bo wydawało mi się bez sensu to co mówi, ale potem nagle wyskakiwał z puentą, która wszystko rozjaśniała. Dał mi też tabletki na depresję, które długi czas łykałem. Wreszcie stwierdziłem, że przestane do niego chodzić, a za to wezmę się za siebie. jakby nie było musiałem mu płacić 100 za wizytę. Myślę, ze lepiej chyba będzie poszukać jakiegoś kursu asertywności albo popracować nad wewnętrznym krytykiem, który mi cholernie szkodzi. Czuję krytykę przy wszystkim co robię. Nawet teraz, gdy to opisuję, to zastanawiam się, czy to nie jest za długie, czy może za bardzo nie nudzę, a może głupie jest to co piszę i tak cały czas. Przecież ktoś to będzie czytał i pewnie coś sobie pomyśli, a może zobaczy, ze długie i oleje itd. Hehe, tak mam większość czasu...
Co do mojej jazdy na rowerze to jeżdżę, bo lubię. Zacząłem jeździć ze względu na to, żeby mieć więcej ruchu, wiadomo endorfiny itd. Zanim zacząłem jeździć rowerem do pracy robiłem codziennie po 20 km oprócz weekendów. Pomysł z jeżdżeniem do pracy przyszedł później. Teraz czuję trochę przymus, ale tylko wtedy gdy mnie łapie dół, jak mam dobre samopoczucie to dalej jest to dla mnie przyjemne. Samochodu się pozbyłem właśnie na wypadek, gdybym chciał zrezygnować z jeżdżenia. I to często działa. Jak mnie ktoś w pracy doprowadzi do furii, to sobie depnę ostro na pedały i zgubię po drodze gdzieś tą złość. Podobnie działa na mnie siłownia, gdzieś trzeba się wyładować. A nowych rzeczy próbuję, bo kiedyś nie miałem okazji, moja matka wszędzie widziała niebezpieczeństwo. No i jak próbuję nowych rzeczy to daje mi to dużo radości. Gorzej jest z robieniem czegoś na dłuższą metę :) Ma to jeszcze jeden aspekt, pokazuję mojemu ośmioletniemu synkowi, że w życiu trzeba próbować różnych rzeczy, żeby wiedzieć czy coś się lubi czy nie. Nie chcę go wychowywać w atmosferze ciągłego lęku i teorii spiskowych. Np. razem z nim wspinałem się pierwszy raz na ściankę. W styczniu nauczyliśmy się zjeżdżać na nartach i to bez instruktora, bo akurat nie było żadnego wolnego :) Na początku lutego nauczył się pływać, też chodził ze mną na basen. Te rzeczy pomagają rozładować napięcie, poprawić więzi rodzinne. Po za tym nie chcę siedzieć w domu i gapić się w telewizor, przy komputerze też staram się mniej siedzieć, bo w pracy gapię się w monitor przez osiem godzin.
Dobra, bo mógłbym pisać tak bez końca.
Podsumowując, fajnie że ktoś się zainteresował tym co napisałem, zauważyłem że takie popisanie sobie też mi pomaga (taka mała terapia :)).
Wszystko co piszecie to prawda i ja właściwie to wiem. Problem z tym, jak to rozebrać, co najpierw, czy pracować nad dystansem, czy nad asertywnością, czy podnosić poczucie wartości. Nazbierało się tego przez lata, a niestety jak lęk dopada, to wszystko się totalnie zaciemnia. Jeszcze raz dzięki wielkie.

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 26 lutego 2016, o 22:58
autor: Fine
No z tym wewnętrznym krytykiem trzeba się w końcu rozstać i zapoznać kogoś bardziej przyjaznego. Mnie też to dotyczy i Cię rozumiem.
Fajnie to widać na tym, że zastanawiasz się, że może za długo piszesz, za nudno itd.
Tylko co to by dla Ciebie znaczyło, jakby ktoś Ci powiedział, że piszesz za długo albo za nudno? Ot, jego opinia. Jakby nie patrzeć, to każda rzecz jakąkolwiek robimy w życiu komuś się spodoba i komuś się nie spodoba. Nie zmienimy tego, więc po co się nad tym rozwodzić.
Trzeba być trochę większym egoistą, też się często zastanawiam jak ktoś mnie odbierze, czy zrozumie, czy zanudzam innych. I tak dochodzę do wniosku, że zapominam co sobie, o tym żeby pokazać prawdziwe swoje oblicze a nie myśleć o myślach innych ludzi. To bardzo męczące na dłuższą metę i odbiera po prostu chęci.
Ale po tym co piszesz, to jesteś całkiem zaradny gość. Mimo swoich problemów masz pracę, potrafisz rozładować emocje, pomagasz rozwijać się synowi, nie zamykasz się na świat. Pozytywnie!

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 28 lutego 2016, o 22:30
autor: tommy321
Właśnie ja przy każdej wypowiedzi zastanawiam się, czy nie za długo, czy nie za krótko, czy dobrych słów użyłem, czy nie zrobiłem błędu i takie tam... To wszystko przez lęk przed oceną, ale paradoksalnie zauważyłem całkiem niedawno, że to we mnie jest najwięcej tej oceny i to tu leży problem. Widzę ja dosłownie wszędzie, nawet jak ktoś do mnie podejdzie życzliwie, to ja i tak zobaczę tam ocenę. Co do egoizmu to różnie z tym jest. Moja żona twierdzi czasem, że jestem egoistą, bo dużo czasu poświęcam dla siebie, ale ja jej próbuję wytłumaczyć, że jak się położę i przestanę chodzić do pracy, bo mnie deprecha dobije to wcale nie będzie lepiej. Piszesz, że też masz podobne kłopoty, na jakim jesteś teraz etapie? Co do mojego nie zamykania się na świat, to jest różnie, może na świat nie ,aloe na ludzi zacząłem się zamykać. Pracę mam i to nie taką złą i nabrałem trochę doświadczenia życiowego, bo już podejmowałem walkę i przynosiło to efekty. Może wiedzy zabrakło, bo wtedy raczej działałem instynktownie, parłem do przodu pomimo lęków, ale to w pewnym momencie się jakoś zatrzymało i uderzyło mocniej. Swego czasu potrafiłem pracować, studiować i na imprezkę zdążyć. Jak się ożeniłem i pojawiły się dzieci to i remoncik gruntowny w domu po pracy robiłem i samochód naprawiałem sam... Tak właściwie to ja zawsze chciałęm wszystko robić sam, może to przez to? Nie wiem cholera nic, a już myślałem że wiem i pójdzie z górki. No ale nic, chyba trzeba przepracować to jakoś...

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 3 marca 2016, o 19:53
autor: Olalala
tommy321, nie martw się, nie jesteś sam z takimi problemami. Myślę, że nerwica odbiera też dużo pewności siebie, jakąś wewnętrzną stabilność. Ja mam podobne myśli jak Ty i też przez większość życia zamartwiałam się co kto o mnie myśli. A to jest takie cholerne życie w iluzji.

Rzuciło mi się, że napisałeś: "moja matka wszędzie widziała niebezpieczeństwo". Bardzo prawdopodobne, że nauczyłeś się postawy lękowej i dlatego takie myśli. Bo jak nie ma postawy lękowej to nie ma takich durnych myśli. Sama to widzę po sobie. Jak się w życiu robi to co się chce to nie żyje się w takich myślach tylko na zewnątrz. Tylko trzeba zacząć tak robić. Mi dużo pomaga śmianie się z samej siebie przy wszystkich albo ogólnie śmiech. Wtedy szybciej przełamuje samą siebie i swoje ograniczenia.

Napisz jak Ci idzie praca nad samym sobą :-)

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 4 marca 2016, o 15:35
autor: Fine
tommy321,sam nie wiem na jakim jestem etapie. Wyszedłem z dużego dołka, potem było dobrze przez moment wspaniale, teraz znów trochę ciężej i przychodzą właśnie te durne o ocenianiu. Ale też czekają mnie niedługo duże i nowe etapy w życiu, więc rozumiem że mogę czuć się różnie i różne myśli czy wspomnienia mogą się pojawiać. Jeśli miałbym porównać siebie sprzed lat, to na 100% mogę powiedzieć, że praca nad sobą przyniosła efekty.
Olalala, ja miałem tak samo z mamą. Mama do dziś żyje w sporym lęku przed praktycznie całym światem, a ja sporo się od niej przecież uczyłem. Ojciec jest odważny ale nie przeniosło się to na mnie, może dlatego że się go bałem.

Poza tym zacząłem czytać książkę "Nieśmiałość" Zimbardo. Jestem po I części dotyczącej omówienia nieśmiałości i pokazano tam, jak wiele złego potrafi przynieść powstrzymywanie emocji, myśli czy słów. Jak często już w domu czy szkole człowiek zaczyna się bać. Bo skoro nie można, nie wypada, co kto sobie pomyśli, to znaczy że to co czujemy jest niewłaściwe. A napięcie z emocji wciąż w nas fermentuje. Długo by opowiadać, polecam lekturę.
Ale już wcześniej dzięki terapii zauważyłem, że przez lata właśnie blokowałem w sobie złość, nie potrafiłem komuś się przeciwstawić i bałem się oceny. Dopiero jak się odważyłem, to zauważyłem że jestem w końcu JAKIŚ. Że jestem określony, stoję na fundamencie, stanowię wartość, mam swoje zdanie. Poczułem się, nie od razu, trochę wyzwolony i w końcu zacząłem siebie lubić. A skoro ja siebie lubię, to inni też mnie mogą polubić.
Druga kwestia to to, że uważamy ludzi za surowych i bezwzględnych. Rzeczywistość jest inna, to my dla siebie jesteśmy największymi katami.

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 4 marca 2016, o 23:45
autor: tommy321
Olalala, zdaję sobie sprawę, że prócz mnie wiele osób ma podobne problemy i to nie tylko tu na forum, bo nawet w mojej pracy widzę kilka osób, które nie radzą sobie z problemami emocjonalnymi. Ja nie do końca wiem w jakim punkcie w tej chwili jestem, bo z jednej strony pomału dowiaduję się więcej o sobie, ale z drugiej mnie to przytłacza. Staram się czytać, uświadamiać, ale jakoś to ciężko idzie. Na każdym kroku kontrola, myślenie co wypada, co nie wypada, do tego doszła świadomość tego co się ze mną dzieje. Ciężko się nauczyć żyć bez lęku, gdy ma się go wgranego od dziecka. Do tego praca mi uświadomiła to, że nie mam dystansu do siebie, przejmuje się wszystkim i mam problem z odpowiedzialnością. To wszystko dzięki osobom, z którymi pracuję. Obserwując ich zdaję sobie sprawę, że jestem w gorszym syfie niż mi się wydawało. Ja się spinam byle czym, a oni pod dużą presją potrafią rozmawiać o głupotach jakby nigdy nic. Jest straszny kontrast między nimi a mną, może dlatego mnie to tak dobija. Ty piszesz, że pomaga ci poczucie humoru, a ja je straciłem. Jeszcze kilka kat temu też w ten sposób się przełamywałem i nawet z powodzeniem, ale w którymś momencie, po czyimś komentarzu zacząłem znowu się zastanawiać, czy czasem nie robię źle. Jak na razie opinia niektórych osób jest dla mnie tak jakby nie do przejścia. Ja mam ciągłe wrażenie, że coś robię nie tak lub że mówię nie tak. Zastanawiam się, czy ktoś mnie rozumie, czy już mówię od rzeczy. W pracy staram się wszystko ogarnąć i na razie mi wychodzi, ale boję się, że przyjdzie taki dzień, że coś porządnie skopię, a tłumaczyć to ja się nie lubię.
Fine, napisałeś o radzeniu sobie ze złością, ale w jaki sposób? Po prostu ja na kimś wyładowałeś, czy znalazłeś inne ujście? Ja w sumie zauważyłem u siebie niepokojącą rzecz, że dobrze się czuje po ostrej kłótni w domu, ale przecież to nie tędy droga. Fajnie, ze masz zmiany w życiu, mi chyba ich brakuje. Zauważyłem, że gdy zmieniałem pracę, to miałem jakąś taką energię większą. Pomimo lęku parłem do przodu. Teraz żyję w takim nudnym schemacie praca-dom, dni takie same nic ciekawego się nie dzieje.
W środę wybrałem się wspólnie z żoną na terapię, bo w związku też u nas jest nie najlepiej, a co gorsza zauważyliśmy, że przez to starszy synek się od nas oddala, a to już nie przelewki. Może to mi da kopniaka, bo w sumie jak na razie zaczynam mu fundować podobny los jaki mnie spotkał. Śmieszne jest to, że człowiek często powiela schematy wyniesione z domu pomimo tego, że mu one nie pasują. No nic, są ludzie co mają gorzej... Tak w sumie to najbardziej w tej chwili brak mi takich zdrowych kontaktów z ludźmi. Pozamykałem się tak, że nawet tu na forum ciężko mi się zebrać do pisania. Myślę, że to jest problem, że nie mam tego gdzie wyrzucić. No ale z drugiej strony znam osoby, które mi mówią, że mnie podziwiają, chociażby za to, ze potrafię jeździć rowerem przez cały rok, bo sami jak zobaczą gorszą pogodę, to zaraz chowają się bo zimno. W sumie znam kilka osób dla mnie życzliwych, nawet w pracy. Żona mi mówi, że sam nie dostrzegam tego co robię. W sumie od pewnego czasu zacząłem sobie zapisywać w kalendarzu co robię codziennie, żeby sobie przypomnieć, ze coś robię, a nie tylko leżę. Cholera, przecież osiem godzin zasuwam od poniedziałku do piątku w stresującej pracy i daję radę, a ja to widzę jak by było nic, bo wystarczy raz coś przeoczyć albo zrobić coś nie tak i już łapię błąd i go mielę. No nic, zobaczymy co przyniesie terapia rodzinna :) Może w ten sposób coś się uda. Bo w sumie w rodzinie też muszą być właściwe relacje, jak to się poprawi, to i może reszta nie będzie tak istotna i trochę odetchnę.

Totalna stagnacja, nie wiem w którą stronę ruszyć

: 6 marca 2016, o 21:28
autor: Fine
Dla mnie najlepszy jest wysiłek fizyczny, żeby wyładować złość. Głośne śpiewanie podczas jazdy autem też mi pomaga. Może nie kłótnia, bo ciężko takie przeżywam, dopiero uczę się odnajdywać w bezpośrednich starciach ;)
Po tym co napisałeś, też mam wrażenie że sporo działasz. Natomiast o sobie myślę, że prawie nic nie robię :D Chyba po prostu to ten wewnętrzny krytykant tak działa. Dla przykładu podczas wakacji miałem super samopoczucie i pamiętam, że moje dni nie różniły się wiele od tego co robię obecnie, ale czułem się o wiele lepiej. Miałem do siebie dystans i wyrozumiałość. Nie czułem się jakiś gorszy. Teraz przyszło porównywanie się z innymi i dołek ;D Jestem dla siebie najsurowszą osoba na świecie.