świadomośc czy nie świadomość? Medytacja czy leki? Pomocy!
: 16 lutego 2016, o 00:11
Dziś będzie krótko i na temat. Mam poważny problem, większy niż myślałem. Jak ktoś chcę zobaczyć pełną moją Historię, to zapraszam tu: post83735.html#p83735 - Ale nie jest to konieczne, żeby odpowiedziec w tym temacie, bo tu poruszę świeżą kwestię... Nie będę się użalał pisząc, że nie mogę sypiać, mam uczucie czasem że oszaleję, depresyjne stany itd... Ok. Na początku był strach przed atakami paniki(drgawki, duszności, nie czucie ciała itd), poradziłem sobie z tym - W sensie, nie boję się już ich, mogą sobie być jak dla mnie, i mam to w dupie, chodzę wszędzie, do sklepów, jeżdzę autem, po prostu powiedziałem sobie, że mam to w pupie jak mnie łapie, to niech łapie, i tak mi może guzik zrobić. Tylko śmiesznie potelepać - No ale nie będę się mądrzył, bo wiem, że to może się wydawać straszne, jak się nie ma świadomości czym to jest... Przejdźmy do Konkretów, bez owijania....
Czytałem Wpis Victora i wcieliłem to w Życie - Chyba - Jak miałem wyobrazenie np, że zabijam dziecko itd w głowie, to zacząłem się z tego śmiać ( z tej myśli) i tak sobie mówiłem, co ty już nerwico nie wymyślisz, żeby mnie wystraszyć... I pomagało. Naczytałem się sporo o tym, że oświecenie to stan bez ego, czyli utrata osobowości, i nawet w pewnym momęcie jak bardzo cierpiałem, to pomyślałem, że mam to w dupie, nie chcę tylko czuć cierpienia, mogę tracić osobowość, rodzinę wszystko... Ale potem się opamiętałem i pomyślałem, że nie muszę popadać w skrajność, bo chyba nie muszę być oderwany od osobowości, aby nie odczuwać cierpienia... To forum właśnie pokazuje jak zachować dalej osobę i całe życie realne i wychodzić pomału z cierpienia... Ale ja widocznię nie umię tego połączyć...
Nie potrafię pewnie też słuchać DivoVica, - Bo dalej sobie nie radzę ze sobą... I wiem, że ten proces trwa, ale czuje, jakbym nie miał narzedzi do obrony siebie... A więc tak ( treść najważniejsza, pytanie do was, prośba):
Wszystko byłoby super, zacząłem sobie radzić z tym wszystkim w miarę, śpiewałem głośno piosenki, jak myśli mnie nachodziły, to się z nich śmiałem i tańczyłem. Powiedziałem sobie, że mnie to wali, muszę naprawiać życie, pojechałem dziś autem sobie elegancko w trasę, wyruszyłem mega szczęśliwy, ale byle pierdoła potrafi mi popsuć humor, byle np w sklepie, ktoś się źle zachowuje lub wulgarnie) No ale taki jechałem sobie happy i wgl i po godzinie czasu zauważyłem, że nastruj mi się odwrócił o 180 stopni! W stan depresyjny i przygnębienia, bezsensu życia... Ale myślę, to tylko przez myśli... musiałem nie zauważyć tych negatywnych myśli i odpłynąłem w stan depresyjny... Znowu pogłębiłem się w analizie... I wkurzyłem się, że nie jestem świadomy myśli, nie potrafię być swiadomy i przez to psuje mi się humor i to wszystko znowu wraca... Jak poszedłem ćwiczyć na salkę, to nie mogłem skoncentrować się na niczym, dostałem takiego napływu myśli... 1000 myśli na minutę, ale nie słyszałem ich świadomie, jakby umysł już nie mógł wytrzymać - Przez chwilę pomyślałem, że jak tam będzie do końca życia, to popełnię samobójstwo bo nie ma szans, nie wytrzymam, - Miałem uczucie, jakbym nie mógł zatrzymać myśli a stan pogłębiał mi się coraz bardziej - Jak teraz o tym piszę, to dostaję lęku, że to znwu wróci, że zaraz znowu będę miał 10000 myśli, i tego nie wytrzymam... Najgorsze jest to, że tak jakbym nie był tego świadomy...
Dobra mówicie tutaj kurde, nie kontroluj się, ale jak nie kontroluj, jak przestanę kontrolować te myśli, to wpadnę w ciężką depresję i głęboką nerwicę... Ale nie potrafię być świadomy cały czas - wiadomo, i potem mam uczucię, jakbym już nie miał sił, chce mi się płakać, że nie potrafię już być świadomy i wyłapywać tych myśli... No bo dobra Victor piszę, żeby być świadomy myśli, ale nie mogę być świadomy 24/h, bo zaraz się znowu zagłębiam - Tylko mistrzowie Zen, potrafią być świadomi 24/h - A ja jak przestaję być świadomy, to znowu mam natłok myśli... A jak jestem świadomy, to mam strach, że te myśli zaraz przyjdą...
Chyba sobie już nie radzę... Albo nie umiem czytać ze zrozumieniem wpisów... No bo jak mam się nie bać myśli, że zaraz dostanę 10000000 myśli na minutę, a to naprawdę bolesne, bo wtedy nie mogę nic robić, humor mi się zmienia na depresyjny... Każda teraz myśl wywołuje we mnie znowu lęk, czasami czuję, że nie mam siły kontrolować każdej myśli i rozśmieszać, tych myśli jest za dużo, a szczególnie jak świadomość się zaniża, np podczas jazdy autem... A z drugiej strony, jak nie będę świadomy swoich myśli, to popadnę w depresję... Najlepiej to by chyba było wziąć leki i chodzić jak trup - Ale tego też się boję - I tak wszystko się zapętla...
Czasami mam wrażenie, że świadomie sobie wymyślam myśli lękowe, a potem wyczekuje, czy naprawdę się ich nie boję i kiedy będą następne, bo z następnymi też sobie poradzę, ale czasami nie mam siły i chciałbym się oddać w ręce nieświadomośći i automatu, ale ten automat jest popsuty przez stan emocjonalny - Jeżeli rozumiecie o czym mówię... I tak tkwie pomiędzy świadomością i byciem strażnikiem tych myśli, ośmieszaniem ich, a popadnięciem w nieświaodmość, automat - Co od razu wywołuje stan depresyjny, bo przestaję być ich świadomy i potem i tak nerwica się pogarsza, bo analizuje myśli i dochodzą stany emocjonalne....
Mam wrażenie, że ktoś zamknął mnie w tym świecie, żebym sobie w nim nie radził... Ale opóścić się go też trochę boję, bo z drugiej strony czasem kocham życie i jestem takim egocentrykiem, że chyba nie dałbym rady się zabić, bo bym się bał, boję się o własną osobę, a co dopiero się zabić, no ale z tym stanem, też już pomału nie wytrzymuje chociaż się staram... Mam wrażenie, że to wszystko to jakaś zabawa, martwię się tym wszystkim, nerwicą, myślami, a jutro może mnie potrącić auto i nara, skończy się cała bolesna Historia, która kiedyś była piękna...
Czasami mam wrażenie, że to wszystko jest śmieszne, walczymy o każdy dzień, a to może zostać unicestfione w 1 sekundzie, żarty kogoś u góry, albo po prostu natura... No ale już się nie filozofował 
Czyli co konkretnie, mam być świadomy, rozśmieszać każdą myśl, czy nieświadomy z automatu, który się sam wyniszcza Nie moża być chyba świadomym 24 h ;/ A i tak czasem i jakaś myśl przestraszy, nawet jak jestem świadomy, ale to urywki, sekundy... Taki szybki skok emocji, nie zagłębiam się... Czasami chciałbym pójść spać i się nie obudzić, ale czasami mnie to przeraża... I wolałbym wstać i nie cieszyć się życiem... Zamiast ciągle kontrolować myśli i je ośmieszać - Co czasem i tak jak mi dowali nerwiczka natłokiem myśli, to jestem na kolanach ;/
Wiem, że to chaotycznie trochę napisane, ale inaczej nie potrafię ;/
I też jest napisane: Nie utożsamiać się własnym myśleniem- No dobra, ale niby jak mam się nie utożsamiać, skoro np: pozytywna myśl wywołuje we mnie radochę, to negatywna strach... Wiadomo... Jak mam niby, to zrobić. Jak odciąć się od myśli, Victor to fajnie opisał, ale jak myślałem dwadzieścia pare lat mojego życia, to jak niby teraz mam odłączyć myślenieod emocji I tak przecież człowiek wchodzi często w automat, np podczas prowadzenia samochodu... Jak niby tak zrobić, żeby myśli nie wpływały na życie, to potem jak pomyślę o czymś fajnym, to też będę odcięty od emocji? To się łatwo mówi, no ale wykonać ciężko... Chciałbym się nie utożsamiać, ale jak człowiek działa w automacie, to dopiero się orientuje po 2 godzinach jazdy, że humor mi się popsuł przez analizowanie myśli... A jak jest myśl, to jest i głos i obraz i to wydaje się takie żywe czasami, że aż ciężko nie utożsamiać się z tym... Bo jednak jak pomyślę, o cytrynie to mi ślina cieknie Prawda, więc jak myślę o czymś strasznym, to wiadomo, że człowiek się przeraża... ;/
POMOCY ;/
Czytałem Wpis Victora i wcieliłem to w Życie - Chyba - Jak miałem wyobrazenie np, że zabijam dziecko itd w głowie, to zacząłem się z tego śmiać ( z tej myśli) i tak sobie mówiłem, co ty już nerwico nie wymyślisz, żeby mnie wystraszyć... I pomagało. Naczytałem się sporo o tym, że oświecenie to stan bez ego, czyli utrata osobowości, i nawet w pewnym momęcie jak bardzo cierpiałem, to pomyślałem, że mam to w dupie, nie chcę tylko czuć cierpienia, mogę tracić osobowość, rodzinę wszystko... Ale potem się opamiętałem i pomyślałem, że nie muszę popadać w skrajność, bo chyba nie muszę być oderwany od osobowości, aby nie odczuwać cierpienia... To forum właśnie pokazuje jak zachować dalej osobę i całe życie realne i wychodzić pomału z cierpienia... Ale ja widocznię nie umię tego połączyć...
Nie potrafię pewnie też słuchać DivoVica, - Bo dalej sobie nie radzę ze sobą... I wiem, że ten proces trwa, ale czuje, jakbym nie miał narzedzi do obrony siebie... A więc tak ( treść najważniejsza, pytanie do was, prośba):
Wszystko byłoby super, zacząłem sobie radzić z tym wszystkim w miarę, śpiewałem głośno piosenki, jak myśli mnie nachodziły, to się z nich śmiałem i tańczyłem. Powiedziałem sobie, że mnie to wali, muszę naprawiać życie, pojechałem dziś autem sobie elegancko w trasę, wyruszyłem mega szczęśliwy, ale byle pierdoła potrafi mi popsuć humor, byle np w sklepie, ktoś się źle zachowuje lub wulgarnie) No ale taki jechałem sobie happy i wgl i po godzinie czasu zauważyłem, że nastruj mi się odwrócił o 180 stopni! W stan depresyjny i przygnębienia, bezsensu życia... Ale myślę, to tylko przez myśli... musiałem nie zauważyć tych negatywnych myśli i odpłynąłem w stan depresyjny... Znowu pogłębiłem się w analizie... I wkurzyłem się, że nie jestem świadomy myśli, nie potrafię być swiadomy i przez to psuje mi się humor i to wszystko znowu wraca... Jak poszedłem ćwiczyć na salkę, to nie mogłem skoncentrować się na niczym, dostałem takiego napływu myśli... 1000 myśli na minutę, ale nie słyszałem ich świadomie, jakby umysł już nie mógł wytrzymać - Przez chwilę pomyślałem, że jak tam będzie do końca życia, to popełnię samobójstwo bo nie ma szans, nie wytrzymam, - Miałem uczucie, jakbym nie mógł zatrzymać myśli a stan pogłębiał mi się coraz bardziej - Jak teraz o tym piszę, to dostaję lęku, że to znwu wróci, że zaraz znowu będę miał 10000 myśli, i tego nie wytrzymam... Najgorsze jest to, że tak jakbym nie był tego świadomy...
Dobra mówicie tutaj kurde, nie kontroluj się, ale jak nie kontroluj, jak przestanę kontrolować te myśli, to wpadnę w ciężką depresję i głęboką nerwicę... Ale nie potrafię być świadomy cały czas - wiadomo, i potem mam uczucię, jakbym już nie miał sił, chce mi się płakać, że nie potrafię już być świadomy i wyłapywać tych myśli... No bo dobra Victor piszę, żeby być świadomy myśli, ale nie mogę być świadomy 24/h, bo zaraz się znowu zagłębiam - Tylko mistrzowie Zen, potrafią być świadomi 24/h - A ja jak przestaję być świadomy, to znowu mam natłok myśli... A jak jestem świadomy, to mam strach, że te myśli zaraz przyjdą...
Chyba sobie już nie radzę... Albo nie umiem czytać ze zrozumieniem wpisów... No bo jak mam się nie bać myśli, że zaraz dostanę 10000000 myśli na minutę, a to naprawdę bolesne, bo wtedy nie mogę nic robić, humor mi się zmienia na depresyjny... Każda teraz myśl wywołuje we mnie znowu lęk, czasami czuję, że nie mam siły kontrolować każdej myśli i rozśmieszać, tych myśli jest za dużo, a szczególnie jak świadomość się zaniża, np podczas jazdy autem... A z drugiej strony, jak nie będę świadomy swoich myśli, to popadnę w depresję... Najlepiej to by chyba było wziąć leki i chodzić jak trup - Ale tego też się boję - I tak wszystko się zapętla...
Czasami mam wrażenie, że świadomie sobie wymyślam myśli lękowe, a potem wyczekuje, czy naprawdę się ich nie boję i kiedy będą następne, bo z następnymi też sobie poradzę, ale czasami nie mam siły i chciałbym się oddać w ręce nieświadomośći i automatu, ale ten automat jest popsuty przez stan emocjonalny - Jeżeli rozumiecie o czym mówię... I tak tkwie pomiędzy świadomością i byciem strażnikiem tych myśli, ośmieszaniem ich, a popadnięciem w nieświaodmość, automat - Co od razu wywołuje stan depresyjny, bo przestaję być ich świadomy i potem i tak nerwica się pogarsza, bo analizuje myśli i dochodzą stany emocjonalne....
Mam wrażenie, że ktoś zamknął mnie w tym świecie, żebym sobie w nim nie radził... Ale opóścić się go też trochę boję, bo z drugiej strony czasem kocham życie i jestem takim egocentrykiem, że chyba nie dałbym rady się zabić, bo bym się bał, boję się o własną osobę, a co dopiero się zabić, no ale z tym stanem, też już pomału nie wytrzymuje chociaż się staram... Mam wrażenie, że to wszystko to jakaś zabawa, martwię się tym wszystkim, nerwicą, myślami, a jutro może mnie potrącić auto i nara, skończy się cała bolesna Historia, która kiedyś była piękna...


Czyli co konkretnie, mam być świadomy, rozśmieszać każdą myśl, czy nieświadomy z automatu, który się sam wyniszcza Nie moża być chyba świadomym 24 h ;/ A i tak czasem i jakaś myśl przestraszy, nawet jak jestem świadomy, ale to urywki, sekundy... Taki szybki skok emocji, nie zagłębiam się... Czasami chciałbym pójść spać i się nie obudzić, ale czasami mnie to przeraża... I wolałbym wstać i nie cieszyć się życiem... Zamiast ciągle kontrolować myśli i je ośmieszać - Co czasem i tak jak mi dowali nerwiczka natłokiem myśli, to jestem na kolanach ;/
Wiem, że to chaotycznie trochę napisane, ale inaczej nie potrafię ;/
I też jest napisane: Nie utożsamiać się własnym myśleniem- No dobra, ale niby jak mam się nie utożsamiać, skoro np: pozytywna myśl wywołuje we mnie radochę, to negatywna strach... Wiadomo... Jak mam niby, to zrobić. Jak odciąć się od myśli, Victor to fajnie opisał, ale jak myślałem dwadzieścia pare lat mojego życia, to jak niby teraz mam odłączyć myślenieod emocji I tak przecież człowiek wchodzi często w automat, np podczas prowadzenia samochodu... Jak niby tak zrobić, żeby myśli nie wpływały na życie, to potem jak pomyślę o czymś fajnym, to też będę odcięty od emocji? To się łatwo mówi, no ale wykonać ciężko... Chciałbym się nie utożsamiać, ale jak człowiek działa w automacie, to dopiero się orientuje po 2 godzinach jazdy, że humor mi się popsuł przez analizowanie myśli... A jak jest myśl, to jest i głos i obraz i to wydaje się takie żywe czasami, że aż ciężko nie utożsamiać się z tym... Bo jednak jak pomyślę, o cytrynie to mi ślina cieknie Prawda, więc jak myślę o czymś strasznym, to wiadomo, że człowiek się przeraża... ;/
POMOCY ;/