Witam. Nerwica i Depresja. Moja Walka i pytania.
: 6 lutego 2016, o 20:28
Witam. Nie chciałbym się za bardzo rozpisywac, więc nie będę opowiadał o moim prywatnym życiu za wiele, oprócz tego, że mieszkam dalej z Rodzicami, pracuje trochę na komputerze, ale nie są to regularne przychody, ale już się przyzwyczaiłem. Pierwszy mój atak paniki chyba zaczął się w szpitalu jakieś 2/3 lata temu, chodziłem wtedy do 3 klasy Technikum. Bolał mnie baaardzo brzuch, i miotowałem itd, pojechał do szpitala i trochę przestało, ale wtedy stało się to... Po raz pierwszy zacząłem wtedy dostawać drgawek itd, prawie zemdlałem ze strachu, serce waliło jak szalone, i pamiętam jak lekarz patrzył się na mnie jak na debila, a ja tylko krzynąłem do niego, żeby coś zrobił bo zaraz umrę, że nigdy tego nie miałem....
Wysłał mnie do psychologa, ale nie poszedłem, lekarka przepisała mi wtedy hydroxyzyne, łykałem przez kolejne 2 dni, a potem jakoś zapomniałem o tych atakach, nawet pomyślałem, że to ciekawe, bo może wyląduje w psychiatryku i będzie tak jak na filmach - Tak wiem, strasznie to dziwne, ale wtedy jakoś spodobał mi się ten obraz człowieka chorego, że się nim opiekują ludzie, a on sobie robi co chce... Ehhh. No i przez te 2 lata może miałem, z 3/4 ataki drgawek kołotania serca itd, ale jakoś nie robiło to na mnie wrażenia, bo wiedziałem, że to przejdzie, że nic mi nie jest. Wracałem do życia towarzyskiego normalnie i naprawde cieszyłem się życiem, byłem aż za bardzo optymistą, zawsze żyłem z głową w chmurach z myślą, że jakoś to będzie...
Przez ostatnie 4-5 miesięcy praktycznie cały czas siedziałem sam przed komputerem, przez całe dnie... Kasa spływała dośc dobrze na konto, a ja się nie martwiłem bardzo co będzie w przyszłość, no ale nie o to chodzi, tylko tak piszę w razie czego - Gdyby to miało jakieś znaczenie.
Prawdziwy koszmar zaczął się 2/3 tygodnie temu - Najpierw atak na basenie, atak tak silny, że usiadłem na ziemi, tak mocno mi zacisneło mięśnie w okół serca, i nie mogłem prawie proszać, żadną kończyną ehh. No dobra pojechał do domu i niby nic, po basenie coś zaczęło mi szumieć w uchu, więc pojechałem do raryngologa... W kolejce dostałem 5 ataków paniki, tzn była tak długa kolejka ( 7 osób), że musiałem co pare minut uciekać na zewnątrz, bo bałem się, że zemdleje i ludzie się tak na mnie dziwnie patrzą... Myślałem, że już nie dam rady, że nie wejdę do raryngologa, ale to by oznaczało, że dałem się, że nie mam kontroli nad umysłem... Wszedłem roztrzęśiony i potem jak wracałem autobusem, to wysiałem po 2 przystankach i szedłem 6 km do domu w - 5 stopni...
Potem miałem silne ataki depresji i nerwicy, nie mogłem spać w nocy, jakby jakiś głos ciągle coś szeptał złego, myślałem, przez chwilę, że to szatan, takie bluźniercze myśli na wszelakie tematy... Zacząłem skupiać się na oddechu i udało mi się przespać 2 noce, potem zacząłem medytować przez parę dni i natrętne myśli ustały ale stanąłem na lęku, który wywował u mnie rozpacz... Mianowicie śmierć mojej Mamy, moja śmierć itd... Jakoś potem pracowałem nad sobą i chciałem się pogodzić z tą myślą, że kiedyś się to skończy, starałem się kontrolować myśli, cały czas być w tu i teraz, ale to strasznie męczące mi się wydwało...
No i niby jest coraz lepiej teraz, każda myśl co prawda wywołuje we mnie taki szybki przypływ adrenaliny, że mam wrażanie, że ciało wybuchnie z energii, takie zimno przez ciało lub ciepło, nie umiem tego określić, czyli myśl i od razu błyskawicznie adrenalina i ustępuje. Dalej mam myśli, że myśli powrócą, że natrętnie myśli powrócą itd, ale staram się je ignorować i to jest spoko, ale...
Trafiam na takie myśli, że uważam, że jak ich nie rozpracuje, to sam nie wiem, wydają się tak prawdziwe, bo niby są prawdziwe, ale niby bezużyteczne.
Myśle np: Dlaczego to wszystko się kiedyś musi skończyć, to życie, że pewnego dnia wstanę i nie zobaczę już mojej Mamy, jej uśmiechu i energii, która wypełnia Dom, że już nigdy nie odbędziemy rozmowy egzystancjonalnej ( Tak lubię się wygadywać Mamie, na różnie tematy, a Ona zawsze mnie słucha prawie) - Czasem to rozumiem, jak działa to życie, że jestem tylko malutkim procesikiem w całym istnieniu Świata, ale czasem wydaje mi się to bezcelowe, przeraźliwe, że jak to, to co było kiedyś prawdą( Uśmiechnięte dziecko, rodzina, bracia siostry, ciągłe zabawy i zawsze super Lato/ Wakacje) - Tak naprawdę jest tylko małym procesikiem tego Wszechświata, że ktoś mógł parę lat temu walnąć bombę, i takie niewinne dzieci jakim ja byłem kiedyś, by po prostu umrały - Wydaje mi się to przeraźliwe i nie do pomyślenia - Często też myślę, o dzieciach( mam to od dziecka) i myślę, dlaczego One teraz Cierpią, a ja mam pieniążki, mam Mamę, Tatę, miałem dziewczyny, mam kolegów( których średnio lubie, ale jestem przyzwyczajony do nich, bo utrzymują jednak tą normalność życia, pracują itd, nie są świrami, jak ja) Zawsze bałem się chorób, ale jednocześnie lubiałem ryzykować, skakałem z pędzących pociągów ( Złamania przez to były) itd... Zawsze szukałem adrenaliny i myślałem, no dobra to skoro jest śmierć, to dawaj życie, zobaczymy na co cię stać, zobaczymy jak to wygląda) - Ale teraz zaczałem się trochę bać tego życia.
I zauważyłem też dziwną sytuację, przynajmniej na razie ( Jak wstaję rano, to tak do godziny 14/15 jest w miarę okej (zależy czy o czymś pomyślę)- około godziny 17 zaczyna się znowu jak codzień rozmyślanie impulsowe, jedna głupia myśl o tym, że kiedyś mnie nie będzie, albo, że moja mama umiera, a ja jestem poza domem) Trwa to najczęściej do około 21, potem staram się uspokoić, umysł jest już wykończony i czasami tak miałem, że nawet pod wieczór rozumiałem jak działa ten cały Wszechświat, że tak musi być, że nie jestem jedyny, tak to po prostu działa, ale potem na następny dzień znowu jak się ściemnia jest to samo...)
Mięśnie mi skaczą przez cały dzień chyba, ale staram się nie zwracać uwagi... Ogólnie wymyśliłem sobie, że wyjadę do Europy autem, zwiedzić Europę, ale auto muszę naprawić i to zejdzie z miesiąc. Ale znowu myśli, a co będzie jak mnie zaatakują, i to będą ostatnie sekundy z tak cudownego życia, którego czasem się boję ;/) Że wystraczy mała pomyłka, i już nigdy nie zobaczę rodziny mojej... Ostatnio czytałem o tym podróżniku 19 letnim, co w 71 dniu podróży spadł na beton z 4 metrów z mostu i zmarł w Chinach chyba.... A miał wrócić, tak powiedział Rodzinie... I nigdy już ich nie zobaczy.... Wiem, że to może być z mojej strony egoistyczne, ale myślę, w takiej sytuacji o sobie też troszkę... Jednak, chęć Życia prawdziwego jest u mnie troszkę większa tak myślę, i na 100 % wyjadę w podróż - No ale mniejsza o to.
I niby wiem, żeby ignorować takie myśli, ale jest mi baardzo ciężko czasem je ignorować, bo jeszcze takie lękowe, da rady, np, lęk przed depresją itd to jeszcze sobie w miarę radzę, ale te myśli o tym, że kiedyś już nie zobaczę słońca, że nie zoabczę uśmiechu mojej Mamy, Siostrzenicy i to może być już zaraz, ogarnia mnie przerażenie małe chwilowe, a jak tak głębiej o tym myślę, to jestem przygnębiony, do momentu, aż zacznę to analizować i uzmysławać sobię...
Ostatnio od 2 tygodni, jestem tak wrażliwy na każdy bodziec, że to jest coś okropnego, np jak jakiś pan idzie i widzę, że jest chory na coś, to zaczynam płakać, nie wiem jak moi koledzy mogą się śmiać czasem/ Zadarzało się i mnie jak byłem młodszy i głupi/ pod wpływem kolegów, bo sam raczej nigdy... Albo np, czasami koledzy się śmieją z jakiegoś dziadka, i rusz się dziadek tak do siebie gadają, a ja zaraz zaczynam o nim myśleć, że on ma pewnie żonę, dzieci, a może i wnuków, a oni go obrażają... To takie przykre ile okrucieństwa jest na tym świecie, bywały takie dni, że płakałem pół dnia z tego wszystkiego, ale czasem też znowu może dzięki temu potrafię się momentami rozpłakać ze szczęścia i często mi się to wcześniej zdarzało, wystarczy, że patrzyłem na piękny krajobraz i wiem, że to śmiesznie brzmi ale płakałem ze szcześcia, że mogę to widzieć...
Może użalam się nad sobą, ale jestem jakimś "rozstrojonym emojconalnym robotem" - W kiedyś nie tak bardzo, ale ostatnio to jest masakra, opłakuję cały świat, że tak to powiem no i oczywiście mam osłabienie organizmu przez to wszystko... Ogólnie to z natury jestem raczej nerwowy, wybuchowy, czase o głupią pierdołę potrafię się wkurzyć, a dopiero potem to zauważam i dochodzi świadomość...
Dodam tylko, że mój Tata, pił jak byłem młodszy i urządzał awantury, no ale niby jak miałem 7/9 lat, to go wtedy nerwica dopała na amen i zaczął brać leki i odstwił alkohol, aż do dziś... Często się cały dzień nie widzimy, bo on siedzi przed telewizorem, a ja w sumie przed kompem ehhh... Pamiętam, jak dostawałem po gębie, za to, że zrobiłem błąd w zdaniu... No ale uważałem to za normalne, często też jak płakałem, to zabraniał mi płakać no i wtedy uciekałem z domu... No ale szczerze nie wiem czy to może mieć jakiś wpływ, bo mój brat i siostry mieli to samo, a nawet gorzej, bo ja trafiłem na końcowy moment awantur w domu... Brat był chyba bity gorzej z tego co pamietam, nawet jak rozwalił zegarek, to ojciec mu łoił skóre, no ale wydawało mi się to normalne... Wiadomo, że ja dziecka bym nigdy nie uderzył, chętniej tego ojca co bije dziecko... Jako mały gówniarz (4-5 lat) niestety i wstyd mi się do tego przyznać, podsłuchałem krzyki jak moi rodzice uprawiają seks, potem widziałem pierwsze porno właśnie chyba w wieku 5 lat i chyba już od tego wieku byłem skrzywiony seksualnie, bo masturbowałem się pratkycznie codziennie, wiem, że to jest ochydne, ale wtedy potrafiłem wyobraźić sobie, że uprawiam seks z kuzynką starszą itd) - Tak, że to chyba mogło coś wpłynąć, no ale staram się teraz już nie masturbować i nie oglądac porno... Ciężko jest ale daję radę, bo czasami jak widzę jakiś obrazem na internecie jakieś leginsy itd, to strzelba mi się sama obezpiecza, że tak powiem ;/ To jest właśnie dziwne, że mam takie stany emocjonalne dziwne, bo jako tako jakimś cipciakiem nie jestem w tym sensie, chodziłem na boks, jak dostałem to jakoś się nad sobą nie użalałem, no ale dostać fizycznie, to nie jest tak straszne jak dostać psychicznie ;/
Także mniej więcej tak wygląda Moja Historia, chciałem tylko, żebyście ją poznali, byłem na 2 spotkanach z psychoterapeutką, ale jak ona mi kazała na 2 zapisywac własne myśli, to tak myślę, że pracować nad sobą mogę sam i nie potrzebuję wizyt, skoro ona nie chce wyciągać przeszłości, to poradzę sobie sam, no i jakoś sobie radzę, ale te niektóre myśli są przerastające czasem, choć wiem, że to tylko myśli, to one są pewne i rzeczywiste, no bo przecież wiadomo, że kiedyś umrę i kiedyś właśnie tak będzie wyglądało, życie, bez Mamy, już nigdy nie będzie tak samo, bez niej cały dom się rozpadanie, Ojciec zacznie pić spowrotem, albo zwiększy dawkę. A Dom opustoszeje, znowu jak Mój Ojciec pierwszy umrze, co jest bardziej prawdopodobne, bo ma już 60 lat... To Mama się załamie i wtedy będę się musiał opiekować pewnie, bo nie chciałbym, żeby żyła w samotności, bo to okropieństwo dla niektórych... Jeszcze najlepiej bym miał, gdybym umrał przed nimi, ale wiem, że to tchórzostwo i się bałbym chyba, bo kocham życie za bardzo, nawet z przykrościami....
Wiem, wiem, Żyj teraz itd, ale czasem ciężko mi ignorować tak silne myśli prawdziwe, że to wszystko się skończy i już naprawdę nigdy nie zobaczę uśmiechu rodziców, czasem wydaje mi się to na tyle nie prawdziwe, że nie wierzę w to, wydaje mi się, że tak będzie zawsze, ale w głębi wiem, że to nie prawda... Chyba nie dorosłem.
Przepraszam was, że aż tyle, jak komuś się chciało, aż tyle tego czytać to Dziękuję i doceniam to naprawdę. Chciałem się tylko wypisać sorry, że aż tak długo.
Pozdrawiam.
Wysłał mnie do psychologa, ale nie poszedłem, lekarka przepisała mi wtedy hydroxyzyne, łykałem przez kolejne 2 dni, a potem jakoś zapomniałem o tych atakach, nawet pomyślałem, że to ciekawe, bo może wyląduje w psychiatryku i będzie tak jak na filmach - Tak wiem, strasznie to dziwne, ale wtedy jakoś spodobał mi się ten obraz człowieka chorego, że się nim opiekują ludzie, a on sobie robi co chce... Ehhh. No i przez te 2 lata może miałem, z 3/4 ataki drgawek kołotania serca itd, ale jakoś nie robiło to na mnie wrażenia, bo wiedziałem, że to przejdzie, że nic mi nie jest. Wracałem do życia towarzyskiego normalnie i naprawde cieszyłem się życiem, byłem aż za bardzo optymistą, zawsze żyłem z głową w chmurach z myślą, że jakoś to będzie...
Przez ostatnie 4-5 miesięcy praktycznie cały czas siedziałem sam przed komputerem, przez całe dnie... Kasa spływała dośc dobrze na konto, a ja się nie martwiłem bardzo co będzie w przyszłość, no ale nie o to chodzi, tylko tak piszę w razie czego - Gdyby to miało jakieś znaczenie.
Prawdziwy koszmar zaczął się 2/3 tygodnie temu - Najpierw atak na basenie, atak tak silny, że usiadłem na ziemi, tak mocno mi zacisneło mięśnie w okół serca, i nie mogłem prawie proszać, żadną kończyną ehh. No dobra pojechał do domu i niby nic, po basenie coś zaczęło mi szumieć w uchu, więc pojechałem do raryngologa... W kolejce dostałem 5 ataków paniki, tzn była tak długa kolejka ( 7 osób), że musiałem co pare minut uciekać na zewnątrz, bo bałem się, że zemdleje i ludzie się tak na mnie dziwnie patrzą... Myślałem, że już nie dam rady, że nie wejdę do raryngologa, ale to by oznaczało, że dałem się, że nie mam kontroli nad umysłem... Wszedłem roztrzęśiony i potem jak wracałem autobusem, to wysiałem po 2 przystankach i szedłem 6 km do domu w - 5 stopni...
Potem miałem silne ataki depresji i nerwicy, nie mogłem spać w nocy, jakby jakiś głos ciągle coś szeptał złego, myślałem, przez chwilę, że to szatan, takie bluźniercze myśli na wszelakie tematy... Zacząłem skupiać się na oddechu i udało mi się przespać 2 noce, potem zacząłem medytować przez parę dni i natrętne myśli ustały ale stanąłem na lęku, który wywował u mnie rozpacz... Mianowicie śmierć mojej Mamy, moja śmierć itd... Jakoś potem pracowałem nad sobą i chciałem się pogodzić z tą myślą, że kiedyś się to skończy, starałem się kontrolować myśli, cały czas być w tu i teraz, ale to strasznie męczące mi się wydwało...
No i niby jest coraz lepiej teraz, każda myśl co prawda wywołuje we mnie taki szybki przypływ adrenaliny, że mam wrażanie, że ciało wybuchnie z energii, takie zimno przez ciało lub ciepło, nie umiem tego określić, czyli myśl i od razu błyskawicznie adrenalina i ustępuje. Dalej mam myśli, że myśli powrócą, że natrętnie myśli powrócą itd, ale staram się je ignorować i to jest spoko, ale...
Trafiam na takie myśli, że uważam, że jak ich nie rozpracuje, to sam nie wiem, wydają się tak prawdziwe, bo niby są prawdziwe, ale niby bezużyteczne.
Myśle np: Dlaczego to wszystko się kiedyś musi skończyć, to życie, że pewnego dnia wstanę i nie zobaczę już mojej Mamy, jej uśmiechu i energii, która wypełnia Dom, że już nigdy nie odbędziemy rozmowy egzystancjonalnej ( Tak lubię się wygadywać Mamie, na różnie tematy, a Ona zawsze mnie słucha prawie) - Czasem to rozumiem, jak działa to życie, że jestem tylko malutkim procesikiem w całym istnieniu Świata, ale czasem wydaje mi się to bezcelowe, przeraźliwe, że jak to, to co było kiedyś prawdą( Uśmiechnięte dziecko, rodzina, bracia siostry, ciągłe zabawy i zawsze super Lato/ Wakacje) - Tak naprawdę jest tylko małym procesikiem tego Wszechświata, że ktoś mógł parę lat temu walnąć bombę, i takie niewinne dzieci jakim ja byłem kiedyś, by po prostu umrały - Wydaje mi się to przeraźliwe i nie do pomyślenia - Często też myślę, o dzieciach( mam to od dziecka) i myślę, dlaczego One teraz Cierpią, a ja mam pieniążki, mam Mamę, Tatę, miałem dziewczyny, mam kolegów( których średnio lubie, ale jestem przyzwyczajony do nich, bo utrzymują jednak tą normalność życia, pracują itd, nie są świrami, jak ja) Zawsze bałem się chorób, ale jednocześnie lubiałem ryzykować, skakałem z pędzących pociągów ( Złamania przez to były) itd... Zawsze szukałem adrenaliny i myślałem, no dobra to skoro jest śmierć, to dawaj życie, zobaczymy na co cię stać, zobaczymy jak to wygląda) - Ale teraz zaczałem się trochę bać tego życia.
I zauważyłem też dziwną sytuację, przynajmniej na razie ( Jak wstaję rano, to tak do godziny 14/15 jest w miarę okej (zależy czy o czymś pomyślę)- około godziny 17 zaczyna się znowu jak codzień rozmyślanie impulsowe, jedna głupia myśl o tym, że kiedyś mnie nie będzie, albo, że moja mama umiera, a ja jestem poza domem) Trwa to najczęściej do około 21, potem staram się uspokoić, umysł jest już wykończony i czasami tak miałem, że nawet pod wieczór rozumiałem jak działa ten cały Wszechświat, że tak musi być, że nie jestem jedyny, tak to po prostu działa, ale potem na następny dzień znowu jak się ściemnia jest to samo...)
Mięśnie mi skaczą przez cały dzień chyba, ale staram się nie zwracać uwagi... Ogólnie wymyśliłem sobie, że wyjadę do Europy autem, zwiedzić Europę, ale auto muszę naprawić i to zejdzie z miesiąc. Ale znowu myśli, a co będzie jak mnie zaatakują, i to będą ostatnie sekundy z tak cudownego życia, którego czasem się boję ;/) Że wystraczy mała pomyłka, i już nigdy nie zobaczę rodziny mojej... Ostatnio czytałem o tym podróżniku 19 letnim, co w 71 dniu podróży spadł na beton z 4 metrów z mostu i zmarł w Chinach chyba.... A miał wrócić, tak powiedział Rodzinie... I nigdy już ich nie zobaczy.... Wiem, że to może być z mojej strony egoistyczne, ale myślę, w takiej sytuacji o sobie też troszkę... Jednak, chęć Życia prawdziwego jest u mnie troszkę większa tak myślę, i na 100 % wyjadę w podróż - No ale mniejsza o to.
I niby wiem, żeby ignorować takie myśli, ale jest mi baardzo ciężko czasem je ignorować, bo jeszcze takie lękowe, da rady, np, lęk przed depresją itd to jeszcze sobie w miarę radzę, ale te myśli o tym, że kiedyś już nie zobaczę słońca, że nie zoabczę uśmiechu mojej Mamy, Siostrzenicy i to może być już zaraz, ogarnia mnie przerażenie małe chwilowe, a jak tak głębiej o tym myślę, to jestem przygnębiony, do momentu, aż zacznę to analizować i uzmysławać sobię...
Ostatnio od 2 tygodni, jestem tak wrażliwy na każdy bodziec, że to jest coś okropnego, np jak jakiś pan idzie i widzę, że jest chory na coś, to zaczynam płakać, nie wiem jak moi koledzy mogą się śmiać czasem/ Zadarzało się i mnie jak byłem młodszy i głupi/ pod wpływem kolegów, bo sam raczej nigdy... Albo np, czasami koledzy się śmieją z jakiegoś dziadka, i rusz się dziadek tak do siebie gadają, a ja zaraz zaczynam o nim myśleć, że on ma pewnie żonę, dzieci, a może i wnuków, a oni go obrażają... To takie przykre ile okrucieństwa jest na tym świecie, bywały takie dni, że płakałem pół dnia z tego wszystkiego, ale czasem też znowu może dzięki temu potrafię się momentami rozpłakać ze szczęścia i często mi się to wcześniej zdarzało, wystarczy, że patrzyłem na piękny krajobraz i wiem, że to śmiesznie brzmi ale płakałem ze szcześcia, że mogę to widzieć...
Może użalam się nad sobą, ale jestem jakimś "rozstrojonym emojconalnym robotem" - W kiedyś nie tak bardzo, ale ostatnio to jest masakra, opłakuję cały świat, że tak to powiem no i oczywiście mam osłabienie organizmu przez to wszystko... Ogólnie to z natury jestem raczej nerwowy, wybuchowy, czase o głupią pierdołę potrafię się wkurzyć, a dopiero potem to zauważam i dochodzi świadomość...
Dodam tylko, że mój Tata, pił jak byłem młodszy i urządzał awantury, no ale niby jak miałem 7/9 lat, to go wtedy nerwica dopała na amen i zaczął brać leki i odstwił alkohol, aż do dziś... Często się cały dzień nie widzimy, bo on siedzi przed telewizorem, a ja w sumie przed kompem ehhh... Pamiętam, jak dostawałem po gębie, za to, że zrobiłem błąd w zdaniu... No ale uważałem to za normalne, często też jak płakałem, to zabraniał mi płakać no i wtedy uciekałem z domu... No ale szczerze nie wiem czy to może mieć jakiś wpływ, bo mój brat i siostry mieli to samo, a nawet gorzej, bo ja trafiłem na końcowy moment awantur w domu... Brat był chyba bity gorzej z tego co pamietam, nawet jak rozwalił zegarek, to ojciec mu łoił skóre, no ale wydawało mi się to normalne... Wiadomo, że ja dziecka bym nigdy nie uderzył, chętniej tego ojca co bije dziecko... Jako mały gówniarz (4-5 lat) niestety i wstyd mi się do tego przyznać, podsłuchałem krzyki jak moi rodzice uprawiają seks, potem widziałem pierwsze porno właśnie chyba w wieku 5 lat i chyba już od tego wieku byłem skrzywiony seksualnie, bo masturbowałem się pratkycznie codziennie, wiem, że to jest ochydne, ale wtedy potrafiłem wyobraźić sobie, że uprawiam seks z kuzynką starszą itd) - Tak, że to chyba mogło coś wpłynąć, no ale staram się teraz już nie masturbować i nie oglądac porno... Ciężko jest ale daję radę, bo czasami jak widzę jakiś obrazem na internecie jakieś leginsy itd, to strzelba mi się sama obezpiecza, że tak powiem ;/ To jest właśnie dziwne, że mam takie stany emocjonalne dziwne, bo jako tako jakimś cipciakiem nie jestem w tym sensie, chodziłem na boks, jak dostałem to jakoś się nad sobą nie użalałem, no ale dostać fizycznie, to nie jest tak straszne jak dostać psychicznie ;/
Także mniej więcej tak wygląda Moja Historia, chciałem tylko, żebyście ją poznali, byłem na 2 spotkanach z psychoterapeutką, ale jak ona mi kazała na 2 zapisywac własne myśli, to tak myślę, że pracować nad sobą mogę sam i nie potrzebuję wizyt, skoro ona nie chce wyciągać przeszłości, to poradzę sobie sam, no i jakoś sobie radzę, ale te niektóre myśli są przerastające czasem, choć wiem, że to tylko myśli, to one są pewne i rzeczywiste, no bo przecież wiadomo, że kiedyś umrę i kiedyś właśnie tak będzie wyglądało, życie, bez Mamy, już nigdy nie będzie tak samo, bez niej cały dom się rozpadanie, Ojciec zacznie pić spowrotem, albo zwiększy dawkę. A Dom opustoszeje, znowu jak Mój Ojciec pierwszy umrze, co jest bardziej prawdopodobne, bo ma już 60 lat... To Mama się załamie i wtedy będę się musiał opiekować pewnie, bo nie chciałbym, żeby żyła w samotności, bo to okropieństwo dla niektórych... Jeszcze najlepiej bym miał, gdybym umrał przed nimi, ale wiem, że to tchórzostwo i się bałbym chyba, bo kocham życie za bardzo, nawet z przykrościami....
Wiem, wiem, Żyj teraz itd, ale czasem ciężko mi ignorować tak silne myśli prawdziwe, że to wszystko się skończy i już naprawdę nigdy nie zobaczę uśmiechu rodziców, czasem wydaje mi się to na tyle nie prawdziwe, że nie wierzę w to, wydaje mi się, że tak będzie zawsze, ale w głębi wiem, że to nie prawda... Chyba nie dorosłem.
Przepraszam was, że aż tyle, jak komuś się chciało, aż tyle tego czytać to Dziękuję i doceniam to naprawdę. Chciałem się tylko wypisać sorry, że aż tak długo.
Pozdrawiam.