nie wiem co właściwie czuję
: 23 stycznia 2016, o 09:14
Z nerwicą (?) w takiej zaawansowanej postaci walczę 2 miesiące, a od ok roku miewałam większe problemy ze stresem, związanym z pierwszym związkiem, końcem studiów i obroną pracy magisterskiej. Było to jednak na zasadzie dolegliwości fizycznych, głównie związanych z żołądkiem, mdłości, brak apetytu itp. Parę razy zdarzył mi się, hmm, atak paniki (?), właśnie gula w gardle, silne mdłości, chęć ucieczki. Ostatecznie leczyłam się lekami przez jakieś 2 miesiące, bo myślałam, że innego wyjścia nie ma, ułoże sobie wszystko, obronie się i przejdzie.
No i zaczęło się 2 miesiące temu, dokładnie 2 tygodnie po obronie, dostałam własnie takiego ataku, choć ciągnęło mnie dosyć dobrze to ostatecznie nie zwymiotowałam, trzęsło mną. Zamiast to przeczekać, od następnego dnia zaczełam zażywać lek którym wcześniej się leczyłam. Niestety przez następne dwa tygodnie prawie nic nie jadłam i nie spałam, a jak już zasnęlam to budziłam się cała spocona i z mocno bijącym sercem. Od tego czasu zażwam pramolan (teraz bardziej na zasadzie jak mi się przypomni), wszystko się ustabilizowało jeśli chodzi o fizyczne dolegliwości.
Jednak tu zaczyna się mój problem, tak czytam posty większości tu na forum i oczywiście mam wrażenie, że tylko ja tak mam jak mam. Większość potrafi opisać to jak się czuje, dopasować sobie to do dd itd. A ja nie umiem tak właściwie ubrać w słowa co mi jest, niby wszystko jest w porządku, a psychicznie czuję się jakbym była na dnie. Nie wiem czy to odcięcie od emocji, jak to w ogóle jest je czuć, czy to już depresja, całą noc nie spałam, nawet w śnie analizuje co mi jest i jak się czuję. Mam wrażenie, że jestem uwięziona w samej sobie i nie ma stąd jakiejkolwiek ucieczki, boję się tego stanu. Obniżona koncetracja, wszystko skierowane jest do wewnątrz mnie, nie mogę w pełni skoncentrować się na tym co jest na zewnątrz, niby wszystko do mnie dociera a gdzieś z tyłu jest to coś.
Boję się tego stanu, że ze mną jest jednak coś nie tak....
No i zaczęło się 2 miesiące temu, dokładnie 2 tygodnie po obronie, dostałam własnie takiego ataku, choć ciągnęło mnie dosyć dobrze to ostatecznie nie zwymiotowałam, trzęsło mną. Zamiast to przeczekać, od następnego dnia zaczełam zażywać lek którym wcześniej się leczyłam. Niestety przez następne dwa tygodnie prawie nic nie jadłam i nie spałam, a jak już zasnęlam to budziłam się cała spocona i z mocno bijącym sercem. Od tego czasu zażwam pramolan (teraz bardziej na zasadzie jak mi się przypomni), wszystko się ustabilizowało jeśli chodzi o fizyczne dolegliwości.
Jednak tu zaczyna się mój problem, tak czytam posty większości tu na forum i oczywiście mam wrażenie, że tylko ja tak mam jak mam. Większość potrafi opisać to jak się czuje, dopasować sobie to do dd itd. A ja nie umiem tak właściwie ubrać w słowa co mi jest, niby wszystko jest w porządku, a psychicznie czuję się jakbym była na dnie. Nie wiem czy to odcięcie od emocji, jak to w ogóle jest je czuć, czy to już depresja, całą noc nie spałam, nawet w śnie analizuje co mi jest i jak się czuję. Mam wrażenie, że jestem uwięziona w samej sobie i nie ma stąd jakiejkolwiek ucieczki, boję się tego stanu. Obniżona koncetracja, wszystko skierowane jest do wewnątrz mnie, nie mogę w pełni skoncentrować się na tym co jest na zewnątrz, niby wszystko do mnie dociera a gdzieś z tyłu jest to coś.
Boję się tego stanu, że ze mną jest jednak coś nie tak....