Pierwsze moje kroki...
: 4 grudnia 2015, o 09:23
Witam. Chcialabym sie z Wami podzielic moimi pierwszymi krokami. Zarowno sa to moje sukcesy jak i moje kryzysy.
Zaczne moze od tego ze moje zaburzenie trwa dwa lata. Bralam leki, chodziłam na terapie. Wszystko bylo w miare ok. Ale to nie czas na to. Prawda jest taka ze na terapii uświadomiłam sobie moje konflikty wewnętrzne a leki troche pomogły ale jednak uwazam ze nie załatwiły sprawy ( choć na poczatku uważałam ze tak bedzie. Wezme lek i przejdzie) to samo bylo z terapia ( bylam bardzo pilnym uczniem
ale wydawało mi sie ze to pomoze) ale prawda jest taka ze nie poznałam mechanizmu nerwicy i co to jest jak to sie dzieje itd. Prawda jest taka ze gdzies od pazdziernika znalazlam ta strone i zaczelam wszystko poznawać. Uczyc sie na nowo. Wczesniej pisalam sobie dzienniczek emocji ( to wyniosłam z terapii) ale ciagle pisalam o tym co mnie boli, czego sie boje, ile razy mialam swoje ataki paniki itd. Ale teraz wiem ze to byl duzy blad. Bo ciagle zajmowałam sie nerwica a nie zyciem z nia!!!!! Teraz jestem na etapie akceptacji jej, roznie mi to wychodzi. Jednego dnia np jak wczoraj mam sile i odsuwam mysli, mowie im stop tam sa drzwi!!! Jak mnie cos boli to mimo obaw i niepokoju nie wchodze na strony i nie sprawdzam co mi moze byc ... Mimo ze niepokoj jest duzy a czasem obawy i objawy wieksze. Ale sa dni np tak jak dzisiaj ze wstaje z bolem glowy i mysli ze to moze wylew i potem sie zaczyna... Ale za chwile mowie sobie stop!!! Chce wyjsc z tego !!! Wiec wiem ze to nerwica, ryzykuje wylew itd wstaje i ide do pracy mimo obaw, a mysli - sprawdz w necie czy nie dostaniesz wylewu i takie tam. Checi sa, ale ryzykuje i nie mowie ze jest mi z tym dobrze - bo nie jest bo zaraz pojawia sie mysl a jak przegapie chorobę bo bede nastawiac sie ze to objawy nerwicy? Owszem jest niepokoj... Jestem smutna i boje sie... Ale tłumacze sobie ze to kolejna zagrywka nerwicy. Ze predzej czy pozniej umrę a skoro jest ona taka madra ( nerwica) to niech to zrobi tu i teraz. Bynajmniej nie bede cierpieć. Owszem przechodzi
po paru minutach znowu nadchodzi z wieksza sila... Raz dam jej sie wplątać ... A raz nie. Ale staram sie konsekwentnie isc do przodu, mimo obaw, strachu ...
Zaczne moze od tego ze moje zaburzenie trwa dwa lata. Bralam leki, chodziłam na terapie. Wszystko bylo w miare ok. Ale to nie czas na to. Prawda jest taka ze na terapii uświadomiłam sobie moje konflikty wewnętrzne a leki troche pomogły ale jednak uwazam ze nie załatwiły sprawy ( choć na poczatku uważałam ze tak bedzie. Wezme lek i przejdzie) to samo bylo z terapia ( bylam bardzo pilnym uczniem

