Od bólu brzucha do drżenia mięśni - moja historia.
: 14 listopada 2015, o 09:04
Witam, od roku zmagam się z "chyba" nerwicą, mówię chyba bo ja sam mam wątpliwości, ale stawiam kroki ku przekonaniu, że tak jest. Nawet teraz pisząc to, czuje sie zestresowany. Może dlatego, że ktoś to źle odbierze, może był już taki temat a ja truje tyłek i mi go wrzucą do kosza, może chciałbym, żeby ktoś powiedział, że dobry tekst, że mu pomogło bym mógł poczuć się lepiej. Aż wreszcie, może ktoś powie mi, że miał takie same objawy! I że to nerwica którą wyleczył! A może znajdzie się więcej takich osób! I dzięki temu, ja sam przekonam moje JA w choć jednym procencie, a to dla mnie sporo. Mam problemy z akceptacją mojego JA wśród innych, "co ludzie powiedzą", albo czy uda mi się zrobić coś tak, by zaimponować innym, bądź co najmniej wzbudzić ich zainteresowanie lub nie zawieść? Ciężko z tym żyć, ale próbuje to pokonać z psychoterapeutą. Średnio idzie, ja sam mam drobne wątpliwości co do niego bo leczył znajomego i boje się, że mu powie choć to niby profesjonalista - do innego nie pójdę, bo lepszego w zasięgu ręki brak... Idzie też o to, że nie do końca robię to co mówi a czasem nie do końca rozumiem. Np. mówi że ukrywałem te lęki gdzieś kiedyś - tzn co? Że np chciałem się rozpłakać ale nie robiłem tego przy innych? Bywało np tak, że byłem w miejscu w którym nie chciałem być bo np nie chciałem kogoś spotkać a byłem z kimś to nie mówiłem mu - chodźmy stąd nie chce tu być, tylko czekałem aż to minie, nie mówiłem nic. Np. byłem spięty mega podczas oglądania meczu i próbowałem to tłumić przy znajomych albo coś takiego? Rozumiem, że nie chodzi tu tylko o sytuacje, w których np chcemy być smutni ale mówimy sobie nie nie chce być smutny nie chodzi chyba o takie lub TYLKO takie sytuacje? Rozumiem, że odczuwanie lęku, stresu itd po prostu nie okazując tego też zalicza się do "tłumionych emocji"? Nie robię do końca tego co mówi - kazał oddychać przeponowo, rzadko to robię, z początku coś tam próbowałem , miałem ustabilizować życie i plan dnia - dalej popalam trawke i nic nie robie a chodze spać nad ranem bo nie czułem większej poprawy gdy byłem w formie i spałem regularnie. I wiem, że źle robię - dziwi mnie to wręcz, że mi sie nie chce, tak jakbym nie wierzył w to, że mi to dużo pomoże. Tak jakbym nie wierzył w to, że to wogóle nerwica, tak jak bym nie wufał wogóle temu gościowi (psychoterapeucie)... Mówi też, że schowałem coś w sobie co wychodzi na zewnątrz przez ciało - tzn jak to mam rozumieć? Wiem, że psychika+ciało to jedność i dlatego takie rzeczy mogą mi sie dziać, ale interesuje mnie jak wygląda ten proces czy jest to zwyrodnienie komórek jakichś, czy jest to jakaś sfera podświadomości? O co tutaj dokładnie chodzi? Nie mogę tego pojąć, najgorzej jest i tak z akceptacją nerwicy. Tak jak wcześniej pisałem, ciężko w nią uwierzyć jeśli ciągle coś nowego ci się pojawia, albo objawy przybierają niechciany obrót.
Zaczęło się to mniej więcej rok temu, mniej więcej tak to szło...
Wybija północ, jestem sam w pokoju i robię coś przy komputerze
Nagle, poczułem takie rwanie po prawej stronie brzucha pod prawym żebrem. Nie pod w sensie pod spodem tylko pod w sensie poniżej. w tej części brzucha - tak od linii majtek po początek prawego żebra, no może ze 1-2 żebra zahaczało. Dyskomfort, takie uczucie jakby ktoś ci tam coś trzymał ręką, albo jakby Cie coś lekko rozpierało, jakby coś tam było niechcianego. Dziwne uczucie do opisania bo nie był to ostry kłujący ból, nie był to klasyczny ucisk, choć troche tak to wyglądało. Kłucia były po całej jamie brzusznej, zresztą w innych częściach ciała też, ale o te sie nie martwiłem aż tak. Doszły czasem luźniejsze stolce, papkowate, czasem czerwonawy po burakach, czasem cienki, na wszystko zwracałem uwagę. A! Chyba nie wspomniałem o podstawowym objawie, bo po za dyskomfortem i kłuciem, miałem nieustający LĘK. Gdy to się zaczeło, pierwsza minuta, dwie to był wielki strach. Bałem się bardzo, że to wyrostek, że coś tam, a to nie odchodziło. Byłem przerażony, że coś mi się stało bo przecież znikąd to sie nie wzięło a to nie był klasyczny ból brzucha, który bym olał. Minąl dzień, dwa - chodziłem z ciągłym lękiem o to. Pocieszali mnie, że z wyrostkiem to bym już w szpitalu leżal. Do dziś jak zakuje mnie w tym miejscu dłużej to się boje o wyrostek - to mi już niestety zostało. Pamiętam nawet jak wpierniczałem błonnik jak głupi, na zdrowie wyszło ale paranoi też z tym troche było. Po 2 dniach poszedłem do lekarza, dał mi omeprazol nic więcej. Nie minęło - pojechałem na szpital zbadali mnie przeswietleniem, badanie krwi, moczu - odesłali z nieżytem żołądka.
BYŁEM HAPPY !! YOOOOOOOO HA! Nie ma raka, nie ma wrzodów, nie ma czegoś tam - jestem zdrowy! Zacząłem pracować brałem omeprazol i coś ala duspatalin. Po miesiącu pracy już nic nie czułem i rzadko wracałem myślami do tych dni, myślałem, że to za mną. Przestałęm pracować, minął tydzień i w nocy złapało mnie to samo, choć miałem wrażenie, że troche inne, niby to samo ale tak jakbym inaczej to troche odczuwałem - też dziwne, ale olewam to. Cały czas byłem w napięciu, cały czas się lękałem czegoś co może być za rogiem, co może przyjść jutro. Chodziło oczywiście o zdrowie. Zawsze mówiłem - nie chce nic, chce tylko zdrowia dla mnie i mojej rodziny.
Zacząłem się dokładnie badać, 5x gastrolog mówił - ja widze po tobie że ty masz nerwice, przepisywał omeprazol, duspatalin, potem hydroksyzynę (z której raczej nie korzystałem, nie chciałem sie faszerować psychotropami). Nawet nie chciał mnie wysyłać na badania żadne, mimo to zrobiłem je.
Zrobiłem badania:
-gastroskopia
-kolonoskopia
-USG
-krew
-kał
I nic.
Przekonało mnie to jednak, że chyba jest ok i że to faktycznie na tle nerwowym.
Doszły wtedy drżenia mięśni, dziwne odruchy, bóle. Przeraziłem się. Myślałem, że to pewnie znów nerwica, ale zacząłem badać i ten aspekt.
-MR głowy
-krew na boreliozę, western blot (WB zrobiłem po 1,5 miesiąca od pierwszych objawów więc chyba powinno wyjść - zresztą i tak mnie nic nie ugryzło nic o tym nie wiem
-krew na celuloplazminę, miedź
-podstawowe badania neurologiczne typu młoteczek
Wszystko ok, choć pamiętam miałem tydzień-dwa, że np:
-mrowiły mi palce - minęło
-bolała mnie prawa ręka ciągle - minęło
-latał mi mały palec podczas trzymania myszki - minęło
Niby coś przyłazi i odchodzi jak porypane, nie wydaje mi się, żeby te choroby, nawet te które nie wyszły mi w badaniu dają takie porypane objawy + ten brzuch jeszcze? Który zresztą znacznie przestał dawać znaku jak zaczely sie inne problemy, a brzuch odpuściłem. Powazne choroby (nerwica tez jest powazna, ale przy SLA to pikus) maja chyba raczej to do siebie, ze to widac golym okiem, ze to jest takie BUM, jest BOL a nie tam jakis dyskomfort. A mi sie nigdy nie zdarzylo I TO JEST JEDYNE POCIESZENIE, zeby np mnie bardzo cos bolalo tak naprawde bardzo bardzo, ani zebym mial skurcz bolesny - to jest ciekawe! Tylko raz mnie cos lekko zabolalo a tak to ZAWSZE skaczą te miesnie czasem raz podkosczy, czasem podskoczy tak, że sie poruszy palec, a czasem podskakuje z minute albo i dłużej. Nie boli to jednak. U mnie nikt nie chorowal na zadne choroby neurologiczne, nic takiego nie wiem moze jakies pradziadki albo krewni o ktorych nie wiem? Ogólnie skaczą mi mięśnie, na początku były to bardzo częste, głównie jednorazowe podskoki, teraz rzadziej ale dłużej skaczą. Mam też kłucia po całym ciele, ostatnio w prawym barku jakiś ostry chwilowy ból, jakby nerwoból.
Doszedł mi nowy objaw ostatnio, który troche mnie przeraża.
Mam jakieś takie drobne, na prawde niewielkie ruchy ciałem, ręką, nogą - wszystkim. Nie wszystkim na raz, ale zdarza się to bardzo często. Niepokoi mnie to, bo zawsze jak jest nowy objaw, to się boję. Dziwne jest to, że to nie jest ruch na zasadzie że podskoczy mi cały palec chociaż i takie sie zdarzały. To nie jest ruch w którym ruszę całą ręką taki konkretny ruch o przynajmniej pare centymetrów. To są drobne zrywy takie, tak jakbym np siedział i tak jakby podczas siedzenia moja noga chciała wstać i taki odruch jest w tym kierunku ale nic więcej nie widać tego raczej gołym okiem, taki zamiar jakby tak jakby mój organizm mi wydawał rozkazy. Siedzę i np czuje, jak mi kciuk robi delikatny zryw, ruch w którąś ze stron, czasem mam wrażenie, że nawet te mimi ruchy np jak noga leży w niewygodnej pozycji to ona czasem sama coś tam sie "ureguluje" jakieś drobne ruchy są, albo coś takiego tak mi się zdaje, że może to normalne a ja mam parnoje. Co chwila to jest, ale mówię nie są to jakieś wyraźne ruchy tylko takie zrywki takie mini mini ruchy. I nie czuję tego jako coś co samo mi sie porusza a ja patrze, tylko tak jakby to "pchało" mnie do wykonania tego ruchu, tzn to samo w sobie nie ma aż takiej siły zeby poruszyć czymś w większym stopniu, tak jakby ścięgno np. chciało się zgiąć w tą pozycję i wykonywało taki "zamiar" ale nie dochodzi do skutku gdyż siła jest niewystarczająca. Czasem te zrywy są np jak widzę długopis i myślę zeby go podniesc i reka juz sama wykonuje ruch w tym kierunku mimo, że jej jeszcze o to nie prosiłem. Nie wiem jeszcze na ile sposobów mógłbym to napisać, jak ktoś będzie chciał to jeszcze bardziej sprecyzuje. Ogólnie mam zrywy, jakies niekontorlowane mini mini ruchy, czasem jakbym chciał je wykonać ale organizm je wykonuje przede mną, a czasem zupełnie niekontrolowane. Dodam, że mam ostry mętlik z tym, i mogłem sie pogubić.
Miałem też epizod, w którym bolało mnie serce. Kuło, uciskało, ściskało lekko itd. Nie miałem nigdy tych urojonych zawałów czy coś , a widzę, że większość to ma i pewnie łatwiej wam z diagnozą, bo ja to mam taki unikatowy zestaw, że hoho! Niezły unikat mi sie trafił chyba, O ILE TO TO :| bo wątpliwości mam, i co mam kłamać, że nie? Siedzę na tym forum sporo, już z pół roku czytam i sprawdzam moje stare posty, tematy itd. Lekarze też mówią, a ja dalej NIE WIEM. Wkurza mnie to i smuci. No więc wracając do serca -było ok dopoki mojemu bratu nie wykryto ze "cos tam nie tak" no to ja od razu panika, ze i mi pewnie cos nie tak. Zaczelo sie, EKG ktore wykazalo "patologiczne Q w 2 i 3 AVF" pomyslalem kaplica. Lekarka rodzinna mowi ze ok ok nie martw się, ja na to Ale co mi jest? A ona, ze przyjdź za tydzien. Niczego sie nie dowiedzialem - potem w internecie sprawdzilem i babka nie jest kardiologiem, jest ogolnie słabą lekarką wg ludzi, miła to ona też nie była. Pocieszyło mnie to, ale szybko zrobiłem USG serca a EKG pokazałem lepszemu lekarzowi - wczesna repolaryzacja. Ale USG niby ok, i zeby to olać. Olałem. Tyle, że mam okresy, że coś mi ściska w sercu, mam dyskomfort lekki, kłucie, czasem ból. Pocieszyło mnie zdanie które znalazłem w internecie "Stara ludowa mądrość mówi - jak boli ze lewej strony to nerwica, a jak po środku to poważna sprawa" . Ogólnie boje sie o serce, bo u mnie w rodzinie na nie chorują, ale na chwile obecną te drżęnia i ruchy mimowolne/zrywy są moim koszmarem. EMG badania nie zrobie, boje sie za bardzo tego.
Pewnie coś pominąłem, będę uzupełniał swój wątek. Ciężko mi z tym żyć i walczę z tym by wiedzieć na 99,99% że to nerwica. Bo na 100% pewnie nigdy nie będę, zawsze z nowym objawem będę sie bał o coś tam, że może teraz to coś innego. Mam niski też poziom witaminy D bo tylko 9 a powinno być 20-30+. Wyczytalem ,ze ludzie z nerwicą mają jej niski poziom. To też mnie troche pchneło w kierunku, że to nerwica - o jakieś 0,001% ALE pchnęło! Pamiętam jak kiedyś mocno się najarałem, i cały się zacząłem telepać - to wydarzenie pchnęło mnie w strone nerwicy aż o 1%.
Co mnie jeszcze przekonuje, że to ta cholerna nerwica? Przyczyny. Jak powiesz palaczowi, który palił 50 lat szlugi, że ma raka płuc to on sie raczej nie zdziwi.
Ja też momentami się nie dziwię, choć tak jak pisałęm 1000x wcześniej mam wątpliwości. Przyczyny u mnie prawdopodobnie:
-jestem chudy i mam kompleks swojego ciala
-dużo stresu w rodzinie przez kłótnie
-unikałem pewnych miejsc
-unikałem pewnych ludzi
-gdy się z kimś kłóciłem mimo że powiedzielismy wszystko lub prawie, myślałem o tym analizowalem to ale z tą osobą raczej do tego nie wracałem lub rzadko
-kłóciłem się z rodziną a potem żałowałem tego ale rzadko przepraszałem po prostu robiłem coś dobrego dla nich albo byłem "normalny" nie gniewałem sie raczej
-od paru osób się totalnie oddzieliłem
-mam problemy ze statusem społecznym, jakbym chciał coś udowadniać, być najlepszym w niektórych dziedzinach
-udowadnianie swojej racji, co powodowało spięcia i późniejsze analizy
-stresy w sytuacjach w których ich być nie powinno
-stres w obawie przed tym jak zostanę odebrany przez innych, czy mnie zrozumieją
-ogólny lęk przed efektem końcowym niektórych procesów np. ide do kolegi i czy tam nie będzie kogoś kogo nie lubie?
-palenie trawki też na mnie źle wpłyneło
-poczucie słabości fizycznej, by np. komuś się postawić
-potrzeba udowadniania innym
Rozpisałem się, pewnie mało komu zechce się to przeczytać. Napisałem to jednym tchem, wybaczcie błędy, wybaczcie formę - pisarzem nie jestem. Nie mam sił nawet bawić się w piękną obróbkę tego, mam nadzieję, że mi wybaczycie to. Nie odbierzcie tego jako obrazę, czy lenistwo - raczej to forma jest mało istotna, ważna jest treść. Zawarłem z grubsza wszystko co powinno być, co dotyczy mnie i mojej walki z tym co CHYBA mi doskwiera. Nawet nie wiem jak podsumować moje wypociny. Może wy coś powiedzcie, ja z pisaniem na dziś pauzuję, ale nie kończę tej historii w żaden sposób - bo jej zakończenie, nikomu jeszcze nie jest znane.
Dzięki z góry za wszystko, pozdrawiam.
-
Zaczęło się to mniej więcej rok temu, mniej więcej tak to szło...
Wybija północ, jestem sam w pokoju i robię coś przy komputerze

Nagle, poczułem takie rwanie po prawej stronie brzucha pod prawym żebrem. Nie pod w sensie pod spodem tylko pod w sensie poniżej. w tej części brzucha - tak od linii majtek po początek prawego żebra, no może ze 1-2 żebra zahaczało. Dyskomfort, takie uczucie jakby ktoś ci tam coś trzymał ręką, albo jakby Cie coś lekko rozpierało, jakby coś tam było niechcianego. Dziwne uczucie do opisania bo nie był to ostry kłujący ból, nie był to klasyczny ucisk, choć troche tak to wyglądało. Kłucia były po całej jamie brzusznej, zresztą w innych częściach ciała też, ale o te sie nie martwiłem aż tak. Doszły czasem luźniejsze stolce, papkowate, czasem czerwonawy po burakach, czasem cienki, na wszystko zwracałem uwagę. A! Chyba nie wspomniałem o podstawowym objawie, bo po za dyskomfortem i kłuciem, miałem nieustający LĘK. Gdy to się zaczeło, pierwsza minuta, dwie to był wielki strach. Bałem się bardzo, że to wyrostek, że coś tam, a to nie odchodziło. Byłem przerażony, że coś mi się stało bo przecież znikąd to sie nie wzięło a to nie był klasyczny ból brzucha, który bym olał. Minąl dzień, dwa - chodziłem z ciągłym lękiem o to. Pocieszali mnie, że z wyrostkiem to bym już w szpitalu leżal. Do dziś jak zakuje mnie w tym miejscu dłużej to się boje o wyrostek - to mi już niestety zostało. Pamiętam nawet jak wpierniczałem błonnik jak głupi, na zdrowie wyszło ale paranoi też z tym troche było. Po 2 dniach poszedłem do lekarza, dał mi omeprazol nic więcej. Nie minęło - pojechałem na szpital zbadali mnie przeswietleniem, badanie krwi, moczu - odesłali z nieżytem żołądka.
BYŁEM HAPPY !! YOOOOOOOO HA! Nie ma raka, nie ma wrzodów, nie ma czegoś tam - jestem zdrowy! Zacząłem pracować brałem omeprazol i coś ala duspatalin. Po miesiącu pracy już nic nie czułem i rzadko wracałem myślami do tych dni, myślałem, że to za mną. Przestałęm pracować, minął tydzień i w nocy złapało mnie to samo, choć miałem wrażenie, że troche inne, niby to samo ale tak jakbym inaczej to troche odczuwałem - też dziwne, ale olewam to. Cały czas byłem w napięciu, cały czas się lękałem czegoś co może być za rogiem, co może przyjść jutro. Chodziło oczywiście o zdrowie. Zawsze mówiłem - nie chce nic, chce tylko zdrowia dla mnie i mojej rodziny.
Zacząłem się dokładnie badać, 5x gastrolog mówił - ja widze po tobie że ty masz nerwice, przepisywał omeprazol, duspatalin, potem hydroksyzynę (z której raczej nie korzystałem, nie chciałem sie faszerować psychotropami). Nawet nie chciał mnie wysyłać na badania żadne, mimo to zrobiłem je.
Zrobiłem badania:
-gastroskopia
-kolonoskopia
-USG
-krew
-kał
I nic.
Przekonało mnie to jednak, że chyba jest ok i że to faktycznie na tle nerwowym.
Doszły wtedy drżenia mięśni, dziwne odruchy, bóle. Przeraziłem się. Myślałem, że to pewnie znów nerwica, ale zacząłem badać i ten aspekt.
-MR głowy
-krew na boreliozę, western blot (WB zrobiłem po 1,5 miesiąca od pierwszych objawów więc chyba powinno wyjść - zresztą i tak mnie nic nie ugryzło nic o tym nie wiem
-krew na celuloplazminę, miedź
-podstawowe badania neurologiczne typu młoteczek
Wszystko ok, choć pamiętam miałem tydzień-dwa, że np:
-mrowiły mi palce - minęło
-bolała mnie prawa ręka ciągle - minęło
-latał mi mały palec podczas trzymania myszki - minęło
Niby coś przyłazi i odchodzi jak porypane, nie wydaje mi się, żeby te choroby, nawet te które nie wyszły mi w badaniu dają takie porypane objawy + ten brzuch jeszcze? Który zresztą znacznie przestał dawać znaku jak zaczely sie inne problemy, a brzuch odpuściłem. Powazne choroby (nerwica tez jest powazna, ale przy SLA to pikus) maja chyba raczej to do siebie, ze to widac golym okiem, ze to jest takie BUM, jest BOL a nie tam jakis dyskomfort. A mi sie nigdy nie zdarzylo I TO JEST JEDYNE POCIESZENIE, zeby np mnie bardzo cos bolalo tak naprawde bardzo bardzo, ani zebym mial skurcz bolesny - to jest ciekawe! Tylko raz mnie cos lekko zabolalo a tak to ZAWSZE skaczą te miesnie czasem raz podkosczy, czasem podskoczy tak, że sie poruszy palec, a czasem podskakuje z minute albo i dłużej. Nie boli to jednak. U mnie nikt nie chorowal na zadne choroby neurologiczne, nic takiego nie wiem moze jakies pradziadki albo krewni o ktorych nie wiem? Ogólnie skaczą mi mięśnie, na początku były to bardzo częste, głównie jednorazowe podskoki, teraz rzadziej ale dłużej skaczą. Mam też kłucia po całym ciele, ostatnio w prawym barku jakiś ostry chwilowy ból, jakby nerwoból.
Doszedł mi nowy objaw ostatnio, który troche mnie przeraża.
Mam jakieś takie drobne, na prawde niewielkie ruchy ciałem, ręką, nogą - wszystkim. Nie wszystkim na raz, ale zdarza się to bardzo często. Niepokoi mnie to, bo zawsze jak jest nowy objaw, to się boję. Dziwne jest to, że to nie jest ruch na zasadzie że podskoczy mi cały palec chociaż i takie sie zdarzały. To nie jest ruch w którym ruszę całą ręką taki konkretny ruch o przynajmniej pare centymetrów. To są drobne zrywy takie, tak jakbym np siedział i tak jakby podczas siedzenia moja noga chciała wstać i taki odruch jest w tym kierunku ale nic więcej nie widać tego raczej gołym okiem, taki zamiar jakby tak jakby mój organizm mi wydawał rozkazy. Siedzę i np czuje, jak mi kciuk robi delikatny zryw, ruch w którąś ze stron, czasem mam wrażenie, że nawet te mimi ruchy np jak noga leży w niewygodnej pozycji to ona czasem sama coś tam sie "ureguluje" jakieś drobne ruchy są, albo coś takiego tak mi się zdaje, że może to normalne a ja mam parnoje. Co chwila to jest, ale mówię nie są to jakieś wyraźne ruchy tylko takie zrywki takie mini mini ruchy. I nie czuję tego jako coś co samo mi sie porusza a ja patrze, tylko tak jakby to "pchało" mnie do wykonania tego ruchu, tzn to samo w sobie nie ma aż takiej siły zeby poruszyć czymś w większym stopniu, tak jakby ścięgno np. chciało się zgiąć w tą pozycję i wykonywało taki "zamiar" ale nie dochodzi do skutku gdyż siła jest niewystarczająca. Czasem te zrywy są np jak widzę długopis i myślę zeby go podniesc i reka juz sama wykonuje ruch w tym kierunku mimo, że jej jeszcze o to nie prosiłem. Nie wiem jeszcze na ile sposobów mógłbym to napisać, jak ktoś będzie chciał to jeszcze bardziej sprecyzuje. Ogólnie mam zrywy, jakies niekontorlowane mini mini ruchy, czasem jakbym chciał je wykonać ale organizm je wykonuje przede mną, a czasem zupełnie niekontrolowane. Dodam, że mam ostry mętlik z tym, i mogłem sie pogubić.
Miałem też epizod, w którym bolało mnie serce. Kuło, uciskało, ściskało lekko itd. Nie miałem nigdy tych urojonych zawałów czy coś , a widzę, że większość to ma i pewnie łatwiej wam z diagnozą, bo ja to mam taki unikatowy zestaw, że hoho! Niezły unikat mi sie trafił chyba, O ILE TO TO :| bo wątpliwości mam, i co mam kłamać, że nie? Siedzę na tym forum sporo, już z pół roku czytam i sprawdzam moje stare posty, tematy itd. Lekarze też mówią, a ja dalej NIE WIEM. Wkurza mnie to i smuci. No więc wracając do serca -było ok dopoki mojemu bratu nie wykryto ze "cos tam nie tak" no to ja od razu panika, ze i mi pewnie cos nie tak. Zaczelo sie, EKG ktore wykazalo "patologiczne Q w 2 i 3 AVF" pomyslalem kaplica. Lekarka rodzinna mowi ze ok ok nie martw się, ja na to Ale co mi jest? A ona, ze przyjdź za tydzien. Niczego sie nie dowiedzialem - potem w internecie sprawdzilem i babka nie jest kardiologiem, jest ogolnie słabą lekarką wg ludzi, miła to ona też nie była. Pocieszyło mnie to, ale szybko zrobiłem USG serca a EKG pokazałem lepszemu lekarzowi - wczesna repolaryzacja. Ale USG niby ok, i zeby to olać. Olałem. Tyle, że mam okresy, że coś mi ściska w sercu, mam dyskomfort lekki, kłucie, czasem ból. Pocieszyło mnie zdanie które znalazłem w internecie "Stara ludowa mądrość mówi - jak boli ze lewej strony to nerwica, a jak po środku to poważna sprawa" . Ogólnie boje sie o serce, bo u mnie w rodzinie na nie chorują, ale na chwile obecną te drżęnia i ruchy mimowolne/zrywy są moim koszmarem. EMG badania nie zrobie, boje sie za bardzo tego.
Pewnie coś pominąłem, będę uzupełniał swój wątek. Ciężko mi z tym żyć i walczę z tym by wiedzieć na 99,99% że to nerwica. Bo na 100% pewnie nigdy nie będę, zawsze z nowym objawem będę sie bał o coś tam, że może teraz to coś innego. Mam niski też poziom witaminy D bo tylko 9 a powinno być 20-30+. Wyczytalem ,ze ludzie z nerwicą mają jej niski poziom. To też mnie troche pchneło w kierunku, że to nerwica - o jakieś 0,001% ALE pchnęło! Pamiętam jak kiedyś mocno się najarałem, i cały się zacząłem telepać - to wydarzenie pchnęło mnie w strone nerwicy aż o 1%.
Co mnie jeszcze przekonuje, że to ta cholerna nerwica? Przyczyny. Jak powiesz palaczowi, który palił 50 lat szlugi, że ma raka płuc to on sie raczej nie zdziwi.
Ja też momentami się nie dziwię, choć tak jak pisałęm 1000x wcześniej mam wątpliwości. Przyczyny u mnie prawdopodobnie:
-jestem chudy i mam kompleks swojego ciala
-dużo stresu w rodzinie przez kłótnie
-unikałem pewnych miejsc
-unikałem pewnych ludzi
-gdy się z kimś kłóciłem mimo że powiedzielismy wszystko lub prawie, myślałem o tym analizowalem to ale z tą osobą raczej do tego nie wracałem lub rzadko
-kłóciłem się z rodziną a potem żałowałem tego ale rzadko przepraszałem po prostu robiłem coś dobrego dla nich albo byłem "normalny" nie gniewałem sie raczej
-od paru osób się totalnie oddzieliłem
-mam problemy ze statusem społecznym, jakbym chciał coś udowadniać, być najlepszym w niektórych dziedzinach
-udowadnianie swojej racji, co powodowało spięcia i późniejsze analizy
-stresy w sytuacjach w których ich być nie powinno
-stres w obawie przed tym jak zostanę odebrany przez innych, czy mnie zrozumieją
-ogólny lęk przed efektem końcowym niektórych procesów np. ide do kolegi i czy tam nie będzie kogoś kogo nie lubie?
-palenie trawki też na mnie źle wpłyneło
-poczucie słabości fizycznej, by np. komuś się postawić
-potrzeba udowadniania innym
Rozpisałem się, pewnie mało komu zechce się to przeczytać. Napisałem to jednym tchem, wybaczcie błędy, wybaczcie formę - pisarzem nie jestem. Nie mam sił nawet bawić się w piękną obróbkę tego, mam nadzieję, że mi wybaczycie to. Nie odbierzcie tego jako obrazę, czy lenistwo - raczej to forma jest mało istotna, ważna jest treść. Zawarłem z grubsza wszystko co powinno być, co dotyczy mnie i mojej walki z tym co CHYBA mi doskwiera. Nawet nie wiem jak podsumować moje wypociny. Może wy coś powiedzcie, ja z pisaniem na dziś pauzuję, ale nie kończę tej historii w żaden sposób - bo jej zakończenie, nikomu jeszcze nie jest znane.
Dzięki z góry za wszystko, pozdrawiam.






-