Moja historia
: 15 sierpnia 2015, o 23:32
Cześć
Jestem nowa na forum. Proszę mi wybaczyć jeśli źle umiejscowiłam swój wpis
Mam okropny problem. Panicznie boję się, że mam raka. Przerabiałam już raki jajnika, piersi, trzustki, obecnie jelita. Każdy mój dzień wygląda tak samo. Wstaję i zastanawiam się, czy jeszcze żyję czy to już "tamten świat". Kiedy już dojdę do siebie i wykonam jakieś podstawowe poranne czynności zaczyna się... Średnio trzy godziny dziennie poświęcam na sprawdzanie, czy gdzieś przypadkiem nie mam guza. Kolejne dwie spędzam na stronach internetowych poświęconych różnym objawom raka . Porównuję przypadki innych osób ze swoją sytuacją i zauważam, że czytając te opowieści zauważam pewne różnice pomiędzy swoim własnym rakiem a rakiem innych. Kiedy widzę różnicę przemawiającą "na moją korzyść" czuję jakieś dziwne rozczarowanie, co w przebłyskach trzeźwego myślenia wydaje mi się nienormalne. Analizuję wszystko. Proszę wybaczyć za szczerość, ale liczę ile razy w ciągu dnia byłam w toalecie, szczegółowo "skanuję" efekty pobytu w WC, zwracam uwagę na każde odgłosy trawienia i zastanawiam się czy ich częstotliwość i poziom głośności przypadkiem nie oznaczają czegoś złego. Nie mogę spać. Budzę się w środku nocy i mam wrażenie, że znajduję się w innej rzeczywistości. Zdarza się , że gdy już ułożę się w wygodnej pozycji do snu i wystarczy, że jakiś fałd skóry ułoży się nieco inaczej niż zwykle to po szczegółowym namacaniu ogarnia mnie przerażenie, oblewa zimny pot, zaczyna boleć brzuch.. i po spaniu. Prowadzę zdrowy tryb życia, jednak z powodu miesięcznego pobytu za granicą nie mam możliwości pójść do lekarza. Moja dieta uległa zmianom i faktycznie to może stanowić przyczynę moich problemów gastrycznych, ale ten rak... Boję się, że zachoruję i umrę. Mam 22 lata. Nikt w mojej rodzinie nie chorował na żaden nowotwór, a wiele osób dożyło setki. Moja rodzina nie może już ze mną wytrzymać. Nie ma dnia, żebym nie dzwoniła do kogoś i nie żaliła się na jakiś nowy objaw. Szukanie sobie zajęć pomagało ale jak już wkręcałam się w coś pożytecznego myśli wracały i przybierały taki schemat:" Czytam książkę/oglądam film/cokolwiek.. a rak zżera mnie od środka. Jak ja mogę tak zajmować się czymkolwiek jak umieram. Powinnam cierpieć i umartwiać się.. ". I tak bez końca. Kilka razy dziennie mam silne ataki lęku trwające po kilkanaście minut. Przychodzą w najmniej odpowiednich momentach. Najpierw zalewa mnie zimny pot, później zaczyna mi się kręcić w głowie, robi mi się niedobrze, drżą mi ręce. I tak kilka razy dziennie..
Od dziecka jestem nerwową osobą. W wieku 7 lat zażywałam hydroxyzinum. Wtedy moje lęki nie dotyczyły raka. Bałam się śmierci. Miałam sny, że budzę się w trumnie, że chodzę po cmentarzu. Moja babcia chorowała na nerwicę, moja mama ma nerwicę natręctw. Po powrocie do Polski chciałabym skorzystać z pomocy psychiatry, ale moja rodzina kategorycznie mi zabroniła. Wydaje się, że mając 22 lata nie muszę przejmować się zakazami, ale mieszkamy pod jednym dachem więc nieustannie doświadczałabym tak zwanych fochów i innych przejawów nietolerancji, ponieważ zdaniem mamy i babci w dupie mi się poprzewracało, a 40 lat temu na takie głupoty lekiem była robota, a ja jestem leniem śmierdzącym, który nie wie na czym mu dupa jeździ.
Spróbuję opowiedzieć o sobie coś więcej. Studiuję. Od zawsze uważałam się za lepszą od innych. Teraz myślę, że traktowałam to jako takie lekarstwo na moje lęki. Uczyłam się najlepiej z całej klasy na wszystkich etapach edukacji. Wciąż świetnie się uczę . Wiele osób uważa mnie za wzór, bo ona się dobrze uczy, jest mądra. Zakodowałam to sobie tak mocno, że nie chcąc z tego rezygnować stawiam poprzeczkę coraz wyżej i wyżej. Kiedy zbliża się sesja uczę się po 8 godzin dziennie, nie jem, nie wychodzę. Mam wtedy silne ataki agresji. Mówię rzeczy, których tak naprawdę nie myślę i ranię tym swoich bliskich. Kilka razy groziłam matce nożem, a przed siostrą roztaczałam wizję oblania jej we śnie czymś żrącym. Ze szczegółami zaplanowałam zabójstwo własnej babci, bo mama powiedziała, że nie lubi swojej teściowej i nie rozumiałam dlaczego była w ciężkim szoku gdy przedstawiłam jej ten plan. Próbowałam też udusić swojego chłopaka. Kiedy szał mija wszystko jest w porządku. Miałam też kilka razy myśli samobójcze. Pierwszy raz w wieku 6 lat próbowałam odciąć sobie palce, potem podkradałam babci różne tabletki i po zebraniu sporej kolekcji zamierzałam je połknąć.
Wracając do sytuacji obecnej. Lęk przed rakiem i śmiercią sprawia, że nie mam na nic ochoty. Leżę w łóżku i czuję, że koniec jest już blisko. Nie ma sensu wstawać, ubierać się, bo rak i tak mnie zabije więc nie będę robić sobie nadziei na wyzdrowienie wstając, czy wychodząc na zewnątrz. Kiedy już wyjdę czy to z przyjaciółmi czy z narzeczonym wszystko jest w porządku. Jestem wtedy zdrowa i towarzyska. Chcę spróbować zmienić swoje myślenie, bo z jednej strony wiem, że to ciągnie mnie w dół, ale z drugiej nie potrafię się przełamać i uwierzyć, że to wszystko jest w mojej głowie.
Proszę wybaczyć jeśli całość jest nazbyt chaotyczna, ale piszę to pod wpływem emocji i lęku, który właśnie mnie obudził
Jestem nowa na forum. Proszę mi wybaczyć jeśli źle umiejscowiłam swój wpis
Mam okropny problem. Panicznie boję się, że mam raka. Przerabiałam już raki jajnika, piersi, trzustki, obecnie jelita. Każdy mój dzień wygląda tak samo. Wstaję i zastanawiam się, czy jeszcze żyję czy to już "tamten świat". Kiedy już dojdę do siebie i wykonam jakieś podstawowe poranne czynności zaczyna się... Średnio trzy godziny dziennie poświęcam na sprawdzanie, czy gdzieś przypadkiem nie mam guza. Kolejne dwie spędzam na stronach internetowych poświęconych różnym objawom raka . Porównuję przypadki innych osób ze swoją sytuacją i zauważam, że czytając te opowieści zauważam pewne różnice pomiędzy swoim własnym rakiem a rakiem innych. Kiedy widzę różnicę przemawiającą "na moją korzyść" czuję jakieś dziwne rozczarowanie, co w przebłyskach trzeźwego myślenia wydaje mi się nienormalne. Analizuję wszystko. Proszę wybaczyć za szczerość, ale liczę ile razy w ciągu dnia byłam w toalecie, szczegółowo "skanuję" efekty pobytu w WC, zwracam uwagę na każde odgłosy trawienia i zastanawiam się czy ich częstotliwość i poziom głośności przypadkiem nie oznaczają czegoś złego. Nie mogę spać. Budzę się w środku nocy i mam wrażenie, że znajduję się w innej rzeczywistości. Zdarza się , że gdy już ułożę się w wygodnej pozycji do snu i wystarczy, że jakiś fałd skóry ułoży się nieco inaczej niż zwykle to po szczegółowym namacaniu ogarnia mnie przerażenie, oblewa zimny pot, zaczyna boleć brzuch.. i po spaniu. Prowadzę zdrowy tryb życia, jednak z powodu miesięcznego pobytu za granicą nie mam możliwości pójść do lekarza. Moja dieta uległa zmianom i faktycznie to może stanowić przyczynę moich problemów gastrycznych, ale ten rak... Boję się, że zachoruję i umrę. Mam 22 lata. Nikt w mojej rodzinie nie chorował na żaden nowotwór, a wiele osób dożyło setki. Moja rodzina nie może już ze mną wytrzymać. Nie ma dnia, żebym nie dzwoniła do kogoś i nie żaliła się na jakiś nowy objaw. Szukanie sobie zajęć pomagało ale jak już wkręcałam się w coś pożytecznego myśli wracały i przybierały taki schemat:" Czytam książkę/oglądam film/cokolwiek.. a rak zżera mnie od środka. Jak ja mogę tak zajmować się czymkolwiek jak umieram. Powinnam cierpieć i umartwiać się.. ". I tak bez końca. Kilka razy dziennie mam silne ataki lęku trwające po kilkanaście minut. Przychodzą w najmniej odpowiednich momentach. Najpierw zalewa mnie zimny pot, później zaczyna mi się kręcić w głowie, robi mi się niedobrze, drżą mi ręce. I tak kilka razy dziennie..
Od dziecka jestem nerwową osobą. W wieku 7 lat zażywałam hydroxyzinum. Wtedy moje lęki nie dotyczyły raka. Bałam się śmierci. Miałam sny, że budzę się w trumnie, że chodzę po cmentarzu. Moja babcia chorowała na nerwicę, moja mama ma nerwicę natręctw. Po powrocie do Polski chciałabym skorzystać z pomocy psychiatry, ale moja rodzina kategorycznie mi zabroniła. Wydaje się, że mając 22 lata nie muszę przejmować się zakazami, ale mieszkamy pod jednym dachem więc nieustannie doświadczałabym tak zwanych fochów i innych przejawów nietolerancji, ponieważ zdaniem mamy i babci w dupie mi się poprzewracało, a 40 lat temu na takie głupoty lekiem była robota, a ja jestem leniem śmierdzącym, który nie wie na czym mu dupa jeździ.
Spróbuję opowiedzieć o sobie coś więcej. Studiuję. Od zawsze uważałam się za lepszą od innych. Teraz myślę, że traktowałam to jako takie lekarstwo na moje lęki. Uczyłam się najlepiej z całej klasy na wszystkich etapach edukacji. Wciąż świetnie się uczę . Wiele osób uważa mnie za wzór, bo ona się dobrze uczy, jest mądra. Zakodowałam to sobie tak mocno, że nie chcąc z tego rezygnować stawiam poprzeczkę coraz wyżej i wyżej. Kiedy zbliża się sesja uczę się po 8 godzin dziennie, nie jem, nie wychodzę. Mam wtedy silne ataki agresji. Mówię rzeczy, których tak naprawdę nie myślę i ranię tym swoich bliskich. Kilka razy groziłam matce nożem, a przed siostrą roztaczałam wizję oblania jej we śnie czymś żrącym. Ze szczegółami zaplanowałam zabójstwo własnej babci, bo mama powiedziała, że nie lubi swojej teściowej i nie rozumiałam dlaczego była w ciężkim szoku gdy przedstawiłam jej ten plan. Próbowałam też udusić swojego chłopaka. Kiedy szał mija wszystko jest w porządku. Miałam też kilka razy myśli samobójcze. Pierwszy raz w wieku 6 lat próbowałam odciąć sobie palce, potem podkradałam babci różne tabletki i po zebraniu sporej kolekcji zamierzałam je połknąć.
Wracając do sytuacji obecnej. Lęk przed rakiem i śmiercią sprawia, że nie mam na nic ochoty. Leżę w łóżku i czuję, że koniec jest już blisko. Nie ma sensu wstawać, ubierać się, bo rak i tak mnie zabije więc nie będę robić sobie nadziei na wyzdrowienie wstając, czy wychodząc na zewnątrz. Kiedy już wyjdę czy to z przyjaciółmi czy z narzeczonym wszystko jest w porządku. Jestem wtedy zdrowa i towarzyska. Chcę spróbować zmienić swoje myślenie, bo z jednej strony wiem, że to ciągnie mnie w dół, ale z drugiej nie potrafię się przełamać i uwierzyć, że to wszystko jest w mojej głowie.
Proszę wybaczyć jeśli całość jest nazbyt chaotyczna, ale piszę to pod wpływem emocji i lęku, który właśnie mnie obudził