Czy to nerwica?
: 29 listopada 2010, o 22:35
Hej, chciałam się podzielić z Wami swoim "zaburzeniem", nie umiem go sklasyfikować, a dopiero staram się dostać do psychoterapeuty co może potrwać..
Wszystko zaczęło się gdzieś w kwietniu. W trakcie jazdy czy to autobusem czy to tramwajem zaczęłam łapać się na myśli, że zaraz coś wybuchnie, że coś w nas uderzy i tym podobne rzeczy. Towarzyszył temu niepokój, nie panika, ale niepokój. Minęło parę miesięcy, na wyjeździe wakacyjnym wszystko minęło, a po powrocie..
We wrześniu lęk się przeniósł na... wyimaginowaną ciążę. Zrobiłam 5 testów ciążowych w ciągu 3 tygodni, za każdym razem uważając, że mógł się pomylić. Nawet kiedy dostałam okres dalej się bałam, "bo przecież są przypadki gdzie ma się okres i jest się w ciąży" Zaczęłam snuć realne plany pdt "ok, jestem w ciąży, więc teraz muszę pomyśleć co z tym zrobić" . Zaczęłam łykać relamax przed snem, bo budziłam się kilka razy w nocy. Raz obudziłam się z panicznym strachem, wzdętym, twardym brzuchem, nie mogłam się opanować, wpadłam w histerię, to było straszne, bo wtedy pierwszy raz pomyślałam sobie, że to NIE JEST normalne. Że JA nie jestem normalna. Oczywiście żadnej ciąży nie było. Zaczęłam brać tabletki antykoncepcyjne, wizyta u ginekologa, infekcje, leki i .. powiększona szyjka macicy. W sierpniu robiłam cytologię, wyszła II grupa(czyli ok), ale powiększona szyjka macicy nie dawała mi spać. I dalej nie daje. Kolejna wizyta u ginekologa, pani mnie uspokajała, że to pewnie przez hormony, że jak się martwię to możemy powtórzyć cytologię ( no i powtarzamy - 8 grudnia) itd itp.
W ciągu 2 miesięcy schudłam 7 kilo. Żyję w ciągłym stresie, że to rak. I to nie byle jaki, tylko w najgorszej postaci, że cytologia na pewno była źle przeprowadzona, że umrę w wieku 21 lat. Żadne racjonalne tłumaczenia nie pomagają, jakby nie docierają do mnie. Szukam od razu czegoś, co zaprzeczy racjonalnemu tłumaczeniu.Płaczę prawie codziennie, często trzęsą mi się ręce (zwłaszcza jedna), mam widoczne żyły na dłoniach, zgagę. Źle śpię, nie chce mi się nic (bo po co, skoro umrę). Co gorsze boję się, że ten przewlekły stres doprowadzi do zaostrzenia nowotworu, że szkodzę swojemu ciału, które nie można zwalczyć przez to choroby i go osłabiam, co jeszcze bardziej mnie stresuje. Błędne koło. W dodatku boli mnie gardło, zatoki, mimo że łykam srebro koloidalne, tran i inne odpornościówki. Wszystko wokół mnie uspokajają, że nie ma powodów do niepokoju, że muszę iść do psychoterapeuty, bo lęk jest tylko w mojej głowie.Tylko raz tak jakby oddzieliłam się od lęku i zobaczyłam siebie i to, jak irracjonalnie się zachowuję. Niestety trwało to krótko, następnego dnia znów wróciłam do urojeń i obaw.
Bywają dobre, spokojniejsze chwile. Ale one trwają krótko i gdy zostanę sama choć na parę godzin wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Jestem już tym bardzo zmęczona. Czy ktoś może mi powiedzieć czy to nerwica? A może depresja lub coś pomiędzy? Może znacie jakiegoś dobrego psychoterapeutę z Łodzi ? A może ktoś udzieli mi dobrej rady jak sobie radzić do czasu wizyty u psych? Bardzo proszę o słowa otuchy, nie wiem ile jeszcze pociągnę :oops:
Wszystko zaczęło się gdzieś w kwietniu. W trakcie jazdy czy to autobusem czy to tramwajem zaczęłam łapać się na myśli, że zaraz coś wybuchnie, że coś w nas uderzy i tym podobne rzeczy. Towarzyszył temu niepokój, nie panika, ale niepokój. Minęło parę miesięcy, na wyjeździe wakacyjnym wszystko minęło, a po powrocie..
We wrześniu lęk się przeniósł na... wyimaginowaną ciążę. Zrobiłam 5 testów ciążowych w ciągu 3 tygodni, za każdym razem uważając, że mógł się pomylić. Nawet kiedy dostałam okres dalej się bałam, "bo przecież są przypadki gdzie ma się okres i jest się w ciąży" Zaczęłam snuć realne plany pdt "ok, jestem w ciąży, więc teraz muszę pomyśleć co z tym zrobić" . Zaczęłam łykać relamax przed snem, bo budziłam się kilka razy w nocy. Raz obudziłam się z panicznym strachem, wzdętym, twardym brzuchem, nie mogłam się opanować, wpadłam w histerię, to było straszne, bo wtedy pierwszy raz pomyślałam sobie, że to NIE JEST normalne. Że JA nie jestem normalna. Oczywiście żadnej ciąży nie było. Zaczęłam brać tabletki antykoncepcyjne, wizyta u ginekologa, infekcje, leki i .. powiększona szyjka macicy. W sierpniu robiłam cytologię, wyszła II grupa(czyli ok), ale powiększona szyjka macicy nie dawała mi spać. I dalej nie daje. Kolejna wizyta u ginekologa, pani mnie uspokajała, że to pewnie przez hormony, że jak się martwię to możemy powtórzyć cytologię ( no i powtarzamy - 8 grudnia) itd itp.
W ciągu 2 miesięcy schudłam 7 kilo. Żyję w ciągłym stresie, że to rak. I to nie byle jaki, tylko w najgorszej postaci, że cytologia na pewno była źle przeprowadzona, że umrę w wieku 21 lat. Żadne racjonalne tłumaczenia nie pomagają, jakby nie docierają do mnie. Szukam od razu czegoś, co zaprzeczy racjonalnemu tłumaczeniu.Płaczę prawie codziennie, często trzęsą mi się ręce (zwłaszcza jedna), mam widoczne żyły na dłoniach, zgagę. Źle śpię, nie chce mi się nic (bo po co, skoro umrę). Co gorsze boję się, że ten przewlekły stres doprowadzi do zaostrzenia nowotworu, że szkodzę swojemu ciału, które nie można zwalczyć przez to choroby i go osłabiam, co jeszcze bardziej mnie stresuje. Błędne koło. W dodatku boli mnie gardło, zatoki, mimo że łykam srebro koloidalne, tran i inne odpornościówki. Wszystko wokół mnie uspokajają, że nie ma powodów do niepokoju, że muszę iść do psychoterapeuty, bo lęk jest tylko w mojej głowie.Tylko raz tak jakby oddzieliłam się od lęku i zobaczyłam siebie i to, jak irracjonalnie się zachowuję. Niestety trwało to krótko, następnego dnia znów wróciłam do urojeń i obaw.
Bywają dobre, spokojniejsze chwile. Ale one trwają krótko i gdy zostanę sama choć na parę godzin wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Jestem już tym bardzo zmęczona. Czy ktoś może mi powiedzieć czy to nerwica? A może depresja lub coś pomiędzy? Może znacie jakiegoś dobrego psychoterapeutę z Łodzi ? A może ktoś udzieli mi dobrej rady jak sobie radzić do czasu wizyty u psych? Bardzo proszę o słowa otuchy, nie wiem ile jeszcze pociągnę :oops: