Strona 1 z 1

Pomożcie

: 7 października 2014, o 12:26
autor: VioOoOla
Witam wszystkich na tym forum. Jestem nowa, także nie wiem czy dobrze trafiłam.:) Chciałabym wam opowiedzieć swoją historię i moje problemy, mam nadzieję, że ktoś mi pomoże uporać sie z tym wszystkim ;)
Może zacznę od początku:
Otóż moje problemy zaczeły sie z początkiem roku 2014, gdyż dowiedziałam sie ze moj dziadek ma raka, mieszkał wraz z moją babcią w moim rodzinnym domu. Byłam w ogromnym szoku, ponieważ to zawsze z moja babcią były problemy, dwa razy ja ratowałam poniewaz dostawała wysokiego cisnienia i mdlała. Dla mnie takie sytuacje to była nowość, nikogo wczesniej nie ratowałam - przeżyłam to strasznie. Dlatego gdy dziadek umierał nie wierzyłam w to do konca, starałam sobie to przetłumaczać, że jest juz w podeszłym wieku itd. Umarł po 2 miesiącach katorgi. Mysłałam, że dobrze to znioslam, śmierć, pogrzeb, ale od tego czasu zaczał sie moj koszmar. Być może dlatego, że zawsze byłam wrażliwa psychicznie, chociaz nie pokazywałam tego, starałam sie być silną kobietą. Gdy byłam sama w domu, zacząłam sobie wmawiać głupie rzeczy np. ze teraz bedzie moja kolej, że ja umre. Wtedy zaczełam sie tragicznie sie czuć, jakbym nie była sobą, bałam sie byc sama w domuu, bałam sie ze mi sie cos stanie i nikt mi nie pomoze. Mieszkam wraz z narzeczonym i mysle, że gdyby nie on to pewnie bym całkowicie zwariowała. Od tamtego czasu, każy u mnie w rodzinie zaczal chorować, moi rodzice mieli operacje, moje rodzeństwo także zaczeło chorować, a ja myślałam ze jestem nieuleczalnie chora, zrobilam badania w kwietniu, (wtedy jeszcze nie wiedziałam ze to derealizacja) poniewaz czułam sie jak we snie, w tamtym momencie czułam sie tragicznie i czulam jakby mnie cos sciskało w gardle, w ogole nie moglam spać , bałam sie zasnąć. Porobiłam badania i wszystko było w porzadku, myśłałam ze to tarczyca mnie tak dusi, jednak bylo ok. Po tych badaniach miałam przerwe w nerwicy / dd. Jednak pewnego dnia przypomnialam sobie o tym jak sie czułam, jakie leki miałam, jak sie balam i to wszystko wrociło. Ciągle myślę, że mam raka lub jakies inne choroby. Boje sie, że mnie to spotka. Rozmawiałam z mama i mi tłumaczyła ze dziadek nie byl u lekarza przez 20 lat palił fajki brał codziennie opakowanie lekow i z tego mu sie zrobil ten rak. Starałam sie to sobie prztłumaczyć, ale tak jak ja sie czuje to ciagle we mnie to siedzi.
Teraz ponownie zrobiłam sobie badania na poczatku wrzesnia, takie podstawy, wyszło mi ze mam niedoczynnosc tarczycy. Nie wiem czy ten stan, w ktorym teraz jestem ma cos z tym wspolnego. Chciałam sie zapisac na studia, ale odkladalam to poniewaz sie bałam, ale narzeczony mnie namowił, złozyłam papiery do jednej szkoly na II ture, jednak sie nie dostalam, chcialam pojsc na roczna szkole, jednak nie utworzyli zednego kierunku, poniewaz nie bylo ludzi, bałam sie ogromnie pojsc do szkoly, ale chcialam cos zrobić- jednak nie jest mi to dane i pod tym wzgledem tez sie załamalam troche, bo nie wiem co mam ze swoim zyciem zrobić, czasami mam ochote skonczyc z tym zyciem, bo mysle jaki to ma sens, po co chodzic do sklepu, po co chodzic do pracy, ciagle to samo sie dzieje. Nie mam celu w zyciu i to mnie dobija. Nie pracuje, a chcialabym, ale sie boje ze cos mi sie stanie, badz nikt mnie nie zaakceptuje, ale tego pierwszego boje sie najbardziej. Ciągle czuje sie jak we śnie, ciągle w internecie sprawdzałam choroby, ciągle czytam o raku. Teraz mam tak, że jak usłysze lub zobaczy ze ktos umarł odrazu ogromnie to przezywam, tak sobie wmawiam ze to zaraz mnie spotka i szukam u siebie jak cos mnie zaboli, zakuje, ze juz umieram. Mam taki paradoks, że boje sie choroby, boje sie ze umre, a z drugiej strony po tym jak sie czuje mam dosc takiego zycia bez celu. Myśłałam, że jak zmienie mieszkanie, otoczenie, to troche mi sie lepiej zrobi, jednak jest odwrotnie, nie moge sie tutaj odnalezc, jeszcze jakis facet na moim osiedlu popelnil samobojstwo i tez to przezyłam, chociaz go nie znalam. Ciągle sie boje ze cos mi sie stanie, nie moge wyjsc, bo sie tego boje, chociaz przełamuje sie i jak MUSZE to wyjde. Jeszcze dobrze sie czuje jak ktos jest ze mną. Najgorzej jest jak jestem sama w domu, nie moge sobie znalezc miejsca, nie wiem co mam ze soba zrobić. Moje zycie zrobiło sie bezsensowne. Nawet bylam u psychologa, zaczela mi zadawać pytania i te wszystkie moje brudy zaczela wyciagać, chociaz starałam sie być silna to i tak sie rozplakałam. Jednak nie wiem czy cos mi pomoze, bo odrazu chciala mnie wyslać do psychiatry i zapisać leki. A ja nie chce tego swinstwa brać, mam jeszcze nadzieje ze jezeli ktoś wie jak ja sie czuje, to mi pomoze z tego wyjsc. Rozmawiałam o tym z narzeczonym, stara sie mi pomoc i pomoga, ale nie chce go ciagle tym obarczac. Jak mam pokonać te leki przed chorobą?? Wczesniej sie o 100 razy gorzej czulam,bo nawet z łożka nie chcialam wstać i pojsc do łazienki bo sie balam ze cos mi sie stanie. Teraz mam tak, ze boje sie ze jestem chora lub moja rodzina, boje sie ze zaraz ktos umrze i nie widze w swoim zyciu celu, teraz mnie juz tak nie cieszy zycie, chcialabym ponownie być szczesliwa. Chcialabym pomogać innym, jednak musze sama na razie poradzić ze swoimi problemami. Na pewno porobiłam ogrom błedów i źle ulozyłam zdania, jedak to wszystko wypływa z mojego serca i głowy. Pomożecie mi??:(

Pomożcie

: 7 października 2014, o 15:00
autor: Zordon
VioOoOla pisze:Witam wszystkich na tym forum. Jestem nowa, także nie wiem czy dobrze trafiłam.:) Chciałabym wam opowiedzieć swoją historię i moje problemy, mam nadzieję, że ktoś mi pomoże uporać sie z tym wszystkim ;)
Witaj! Lepiej trafić nie mogłaś. Świadczą o tym historie ludzi odburzonych właśnie dzięki temu forum :)
VioOoOla pisze:Otóż moje problemy zaczeły sie...
Trudna sytuacja życiowa jest najczęstszym powodem wpadnięcia w stany zaburzeniowe. Nagromadzenie dużej ilości stresu, odpowiedzialności, nieprzyjemnych, traumatycznych i przygnębiających zdarzeń wpływa bardzo niekorzystnie na psychikę. Doprowadza to do "przegrzania kabli" w mózgu i załączenia stanu alarmowego, czyli reakcji "walcz bądź uciekaj". Objawy powodowane przez ten stan wywołują objawy, które nas przerażają pogłębiając lęk.

VioOoOla pisze:Gdy byłam sama w domu, zacząłam sobie wmawiać głupie rzeczy np. ze teraz bedzie moja kolej, że ja umre. Wtedy zaczełam sie tragicznie sie czuć, jakbym nie była sobą, bałam sie byc sama w domuu, bałam sie ze mi sie cos stanie i nikt mi nie pomoze. Mieszkam wraz z narzeczonym i mysle, że gdyby nie on to pewnie bym całkowicie zwariowała. Od tamtego czasu, każy u mnie w rodzinie zaczal chorować, moi rodzice mieli operacje, moje rodzeństwo także zaczeło chorować, a ja myślałam ze jestem nieuleczalnie chora, zrobilam badania w kwietniu, (wtedy jeszcze nie wiedziałam ze to derealizacja) poniewaz czułam sie jak we snie, w tamtym momencie czułam sie tragicznie i czulam jakby mnie cos sciskało w gardle, w ogole nie moglam spać , bałam sie zasnąć. Porobiłam badania i wszystko było w porzadku, myśłałam ze to tarczyca mnie tak dusi, jednak bylo ok. Po tych badaniach miałam przerwe w nerwicy / dd.
Pojawienie się myśli lękowych i natrętnych to podstawowy problem każdego nerwicowca. U Ciebie dotyczyły one Twojego zdrowia, co oczywiście jest całkowicie normalne mając na względzie trudne doświadczenia z problemami zdrowotnymi Twojej rodziny. Doszły do tego stany derealizacji/depersonalizacji, czyli to właśnie uczucie obcości siebie i otoczenia, poczucie bycia we śnie. Wykonanie badań chwilowo uspokoiło objawy, po prostu pozytywne ich wyniki dały ten pozytywny impuls, poczucie bezpieczeństwa. W tym momencie wiedziałaś, że nic Ci nie jest, objawy ustąpiły, umysł się uspokoił i było dobrze.
VioOoOla pisze:Jednak pewnego dnia przypomnialam sobie o tym jak sie czułam, jakie leki miałam, jak sie balam i to wszystko wrociło.
Jednak tu doszedł problem braku odpowiedniej wiedzy i nastawienia (co jest całkiem normalne). Przeżyte trudne sytuacje zakorzeniają się w podświadomości i mogą w niektórych sytuacjach wyjść na światło dziennie. Tak było u Ciebie. Kiedy wróciły objawy wywołane przypominaniem sobie przeżyć sprzed jakiegoś czasu, spowodowały lęk i nakręcanie się objawami. Teraz trafiłaś w odpowiednie miejsce, gdzie przy własnym zaangażowaniu nabędziesz wiedzę i podejmiesz próby zmiany nastawienia.


Teraz ogólnie o tym co opisałaś później. Przede wszystkim należy wspomnieć, że w lękowym stanie umysłu WSZYSTKO wydaje się wiele straszniejsze, niewykonalne, beznadziejne i bezsensowne. Jest wiele pytań egzystencjalnych dotyczących sensu życia, celu. Co gorsza w tych stanach odpowiedzi na te pytania wydają się bardzo odległe i często negatywnie nastawiające. Uczucie pustki egzystencjalnej jest BARDZO intensywne, może ono być tak głębokie, że prowokuje myśli samobójcze.

Ważne, aby nauczyć się dystansu do tych myśli, wiedzieć, że pojawiają się one automatycznie, konstruowane przez naszą zalęknioną podświadomość. Ale co najważniejsze TO TYLKO MYŚLI, wytwór naszej podświadomości, mający najczęściej bardzo mało wspólnego z rzeczywistością. Tak jest też z myślami typu "coś mi się stanie". To tylko myśli, należy je zaakceptować, przedialogować wewnętrznie, uświadomić sobie, że to tylko myśli. Oczywiście wiadomo, że nikt nie zagwarantuje nam 100% bezpieczeństwa nigdzie, ale unikanie wszelkiego ryzyka powoduje tylko większa frustrację, lęk, pogłębianie agorafobii. Prawda jest taka, że "coś" może się stać nawet w domu w łóżku, i człowiek nie ma na to ŻADNEGO WPŁYWU. Dlatego nie warto tracić i ograniczać sobie życia tylko przez lęk. PRZEŁAMYWANIE SIĘ, RYZYKOWANIE i AKCEPTACJA (nawet najgorszych myśli i scenariuszy) to klucz do odburzenia. Może zabrzmi to mega głupio, ale paradoksalnie Twój stan "rozdarcia" pomiędzy strachem przed śmiercią, a zakończeniem tego wszystkiego można wykorzystać na swoją korzyść. Po prostu daj się "mentalnie zabić"! Zaakceptuj nawet najgorszy scenariusz, i przestań się go bać (to sposób Victora: Lepiej żeby spełniły się najgorsze scenariusze dot. choroby i śmierci niż ciągłe umartwianie się, i życie w stałym lęku!). Pozornie wygląda to na mega głupie podejście, ale działa :)

Prościej, w nerwicy lęk jest irracjonalny i dotyczy tego, co jest naszą największą wartością. Dotyczy tego, czego najbardziej się boimy stracić. Po prostu ma za zadanie nas straszyć. Jeśli zmieniając nastawienie przestaniemy się bać tego co lęk podsuwa, zaakceptujemy te scenariusze, jednocześnie uświadamiając sobie mechanizm działania nerwicy i zrozumiemy, że myśli wcale nie muszą budzić w nas żadnych emocji, mogą być całkowicie obok nas. Przestaniemy się bać, a lęk nie będzie nad nami górował, bo będzie "wiedział" że to co do tej pory nas "straszyło" nie robi już na nas wrażenia :)

To tak jak z małymi dziećmi, dopóki będą widzieć, że kolega/koleżanka przejmuje się dokuczaniem, będą robić to dalej. Jeśli ta koleżanka/kolega zignorowałaby te dokuczania, to te małe wredoty w końcu odpuszczą bo zobaczą, że to nie robi żadnego wrażenia na ofierze :D

Jeśli nabierzesz odpowiedniego nastawienia, będziesz każdy kolejny dzień żyć z nim, tłumacząc sobie objawy, PRZEŁAMUJĄC SIĘ, WYCHODZĄC POMIMO LĘKU, to z każdym dniem będziesz czuła poprawę :) Gwarantuję :) Nie będzie łatwo, ale da się, i wcale nie jest to takie trudne jak sie wydaje :) Jakby co masz forum, czata, artykuły, nagrania. Działają jak lek przeciwbólowy, ulga natychmiastowa :D Polecam :)

Trzymam kciuki i powodzenia :)

Pomożcie

: 8 października 2014, o 10:37
autor: VioOoOla
Dziękuję bardzo za odpowiedź :D , od kiedy trafiłam na forum, czuje się odrobine lepiej. Dla mnie najgorsze sa te myśli o chorobie, nie wiem co chce robić w życiu, jestem w takiej czarnej dziurze. Chciałabym żeby znalazł się człowiek, który powie : " Jestes stworzona do tego lub tamtego" ;p no ale niestety tak nie ma . Nie wiem jak mam się zrelaksować, odpręzyć. Może ktoś ma jakies sposoby na to ??

Pomożcie

: 23 października 2014, o 17:39
autor: zapominajka5
hej witajcie widzę , że dobrze trafiłam mam nadzieje , że znajdę w was wsparcie bo jak opowidam swojemu mężowi ub rodzinie o swoich stanach to oni mowią tylko "będzie dobrze" tyklko szkoda , że to nie działa :(

a więc tak opowiem wam moją historię :
w wieku 18 lat 2008 r przeszłam poważną operację kręgosłupa i mocno sie przestraszyłam po niej ale po kilku tyg bylo ok życie znowu w kolorowych barwach.... dwa lata pózniej zaczeło się w swoje 20 ste urodziny jadąc samochodem ze znajomymi na imprezę słapał mnie pierwszy atak myślałam ze umieram szybkie bicie serca mega lęki zawieżli mnie do kolezanki dali melisę wypilam chyba z 5 szklanek i zwymiotowalam rodzice po mnie przyjechali i pojechalismy do szpitala gdzie dostałam relanium i w domu poszłam spać i od tamtej pory zaczał się mój koszmar... były dni fajne ale też i ciężkie zycie zmieniło mi sie o 360 stopni z imprezowej wyluzowanej dziewczyny na osobę taką jaką babcie marzą o wnuczkach nie pojące grzeczne itp... okazao sie ze musze miec operacje znowu kregosupa to był koszmar w szpitalu przeżyłam cos strasznego ataki mega a pielęgniarki patrzyky i sie smiay z wariatki czyli ze mnie nie moglam spać i gdy wrociam do domu mialam jazdy straszne rodzice zawiezli mnie do najlepszego psychiatry w miescie ktory dal mi psychotropy końską dawkę i po miesiącu brania polepszyo mi sie w 70 % ntach w 2013 roku okaalo sie ze mam miec 3 operacje i mialam ale jakos dalam radę bo bmialam swoje leki... w kwietniu 2014 roku odstawilam leki bo okazalo sie ze jestem w ciązy byo wszystko git do dnia 4 dni temu... myśi mam o śmierci ze ten czas tak szybko leci ze zaraz dopadnie mnie starość jak patrze na ludzi to wiem ze wszyscy umrzemy ze nic po śmierci nie ma... boje sie tego i zaczeły sie lęki straszne na tyle ze jak jechalam wczoraj samochodem to mialam mysli ze jedynyn wyjsciem jest samobójstwo... nie wiem dlaczego te mysli mnie nie chcą opuscic o tym życiu.. a przeciez jestem w ciazy za dwa mies rodzę co ja wyrabiam nie mogę nie potrafię zapobiec temu... od dzisiaj wrócilam do lekow ale slabiutkich bo ciaza wiec nic końskiego mi psychiatra nie dał i boję sie ze to nie minie ze nigdy nie przestanę o tym myśleć pomocyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy :(

Pomożcie

: 23 października 2014, o 17:47
autor: Lipton
zapominajka5 pisze: nie wiem dlaczego te mysli mnie nie chcą opuscic o tym życiu..
Te myśli nie chcą Cię opuścić, ponieważ nadajesz im dużą wartość. To jak z myśleniem o bliskiej osobie. Jeśli o kogoś się martwisz, to myśli o danej osobie ciągle będą powracały. W tym wypadku, jednak myśli same w sobie są bardzo emocjonalne, pamiętasz o nich i je analizujesz, dlatego ciągle siedzą Ci w głowie.

Musisz nauczyć się zlewać myśli których nie chcesz. Jak wracają, to starać się je zbywać. Nie traktować jako czegoś ważnego. Jak są, to niech sobie będą. Ty nie jesteś swoimi myślami.

Pomożcie

: 24 października 2014, o 09:43
autor: nierealna
hej zapominajka ! :)
jeśli Cię to pocieszy to dopiero kilka dni temu miałam dokładnie te same myśli, DOKŁADNIE. Poczytaj sobie moje posty jak o tym pisałam oraz odpowiedzi jakie otrzymałam ;)
Ja dodatkowo mam derealizację z depersonalizacją i najprawdopodobniej to ona jest winna tym myślom, bo jestem odcięta i inne pierdoły mi się pojawiają.

Najważniejsze jest w to nie brnąć, bo to jest najgorsze. Nie otrzymasz odpowiedzi, a analizowanie tego,że chcesz żyć itd. mogą doprowadzić, że one tak cię zakręcą, że wynikną z tego napady paniki :)
Jak otrzymywałam odpowiedzi to mówiono mi, że gdybym chciała się zabić to nie miałabym takich myśli. Ty się boisz, a to jest podstawą do tego, że nic sobie nie zrobisz. Myśli to myśli, nie chcesz ich, więc ... śmiesznie jest to mówić, ale... wręcz musisz na to zezwolić ;)
Próbuj być na nie niereaktywna, nie daj się rozkręcić, bo będzie jeszcze gorzej. Każdy kiedyś umrze, ale ... tylko nerwicowcy uważają to za koniec świata :)