odrzucanie najbliższych
: 11 września 2014, o 17:53
Witam , Mam na imię Marta , mam 23 lata. Żeby dokładnie wyjaśnić wam o co mi chodzi muszę te historie opisać od początku...
22 Grudnia 2013 wyszedł z domu po papierosy mój tata. Nie wrócił. Ponieważ miewał problemy z alkoholem i tego dnia również był pod wpływem pomyślałyśmy z mamą i siostrą ,że zgarnęła go policja ( jechał samochodem) dlatego nie szukałyśmy go , szczególnie ,że zdarzało mu się nie wracać na noc. Nie wrócił jednak na drugi dzień i już zaczęłyśmy się martwić. W wigilie zgłosiłyśmy zaginięcie na Policje... tego jak nas tam potraktowano nie będę opisywać... Szukałyśmy po szpitalach (mieszkamy obok szpitala) w swoim mieście i okolicznych... Same zaczęłyśmy jeździć po mieście i odwiedzać różne miejsca gdzie może być.. bezskutecznie. Dopiero gdy mapisałam post na facebooku w pierwszy dzień świat odezwała się dziewczyna która pracuje w naszym szpitala z wiadomościa ,że na 90 % widziała tego Pana na chirurgii 22 grudnia o 2 w nocy... Oczywscie w szpitalu na SORZE nikt nic nie wiedział.. to tez zostawie bez komantarza... Okazało sie ,że tate przenieśli do szpitala w innej miejscowości..
Co sie okazało: tata nie wiadomo jak, nie wiadomo dlaczego i po co dostał sie na teren domu pomocy społecznej i tam spadł ze schodów (20 stopni) ,które prowadziły do piwnicy... Obrażenia były tak rozległe ,że tata po tygodniu walki o życie zmarł 2 stycznia.
Samochód znaleziono niedaleko mojego domu. Był wbity w ogrodzenie jednej z posesji i otwarty. Nie wiadomo nic i chyba juz nigdy nie bedzie wiadomo.
W momencie smierci taty byłam w szpitalu i widziałam jak umiera. Nie byłam blisko z tata nigdy, wręcz przeciwnie potrafiliśmy sie kłócić non stop ,ale dopiero teraz widzę jaki był wazny dla mnie. Moja mam oczywiscie przezyła to najbardziej , cierpiała na nerwice , miała ataki boleści serca. Bardzo zaangażowałam się przez to wszystko w życie rodzinne co kiedyś byłoby nie do pomyślenia ( raczej stroniłam od rodziny). Ogarniałam wszystkie sprawy domowe i dbałam o mame i siostre. Pomagał mi we wszystkim mój chłopak Michał ( jesteśmy razem 1,5 roku) . Wiedziałam ,że moge na nim polegać i to dodawało mi siły ,a nasza miłość rozkwitła przez to jeszcze bardziej.
AŻ któregoś dnia około pół roku temu obudziłam się rano i patrząc na zdjęcie Michała pomyślałam ,że coś jest nie tak. Budziłam się z jakimś wrażeniem ,że nie jest tak jak powinno być ,że może czegoś brakuje ,że nie jestem wcale szczęśliwa. Na początku to olewałam, aż do czasu kiedy wpadłam w panikę ,że go nie kocham. tego dnia nie potrafiłam zrobic nic , wpadłam w straszną histerie i musiałam koniecznie do niego jechać i zobaczyć go ,żeby się przekonać czy coś czuję czy nie. to Było niesamowicie irracjonalne. Parę dni po tym zdarzeniu siedzieliśmy razem przy śniadaniu , wszystko było dobrze ... i nagle myśli " nie kochasz go" , tak jakby ktoś szeptał mi to do ucha.. gdy tylko to słyszałam miałam ściśnięty żołądek i nie mogłam się ruszyć.. i znów Panika... a potem ciągłe analizowanie całego związku ,życia , zachowania Michała i otoczenia ,żeby dowiedzieć sie co jest przyczyną tego myślenia ,które sprawia mi taki wielki ból i chce zabrać mi ukochanego. Analizowanie było ciągłe.. choć wiedziałam już ,że to wszystko ma związek z utrata taty. Nie potrafiłam przestac sie zastanawiac więc ciągle tworzyłam coraz bardziej przerażające historie... Miałam takie odczucia jakbym sama próbowała go znegować.. i wtedy wpadałam w wielkie wyrzuty sumienia.
Najgorsze było to ,że nagle z dnia na dzień stał mi sie obcy.. jakbym nigdy go nie znała.. jakby był nierealny... To było niesamowicie przerażający. Szukałam ukojenia w jego ramionach a nie mogłam go czuć , bo ciagle coś mi mówiło ,że jest źle. Nawet gdy sie cieszyłam i myslałam sobie , "on jest cudowny kocham go" uspakajałam się..a za chwile " a jeśli nie?"
Trwało to 3 miesiace... jakos sie ogarnęłam ale analiza była cały czas. Miewałam skoki ciśnienia i uczucie jakby zaraz cos miało mi spać na głowe... tylko sen był ucieczką ( potrafiłam spać 14 godzin). Było juz w miare ok kiedy wymyslilam ,że "MOZE JA KOCHAM TEGO PIOTRKA CO GO WTEDY OLAŁAM DWA LATA TEMU < BO KIEDYś MU POWIEDZIAŁAM ZE MOZE BEDZIEMY KIEDYS RAZEM" i koniec.. znów to samo. Panika... depresja.. nie mogłam jeść i sie ruszać.. patrzeć w lustro... nienawidziłam siebie.. a Piotrka widziałam wszędzie.. Szłam z Michałem miastem i nagle mysl w głowie " PIOTREK" drętwienie ciała.. i znów to samo. W pracy to samo... te mysli nigdy nie ustawały...
Gdy juz bałam sie wyjść na rower , bo sądziłam ,że jak jeżdzie na rowerze to pewnie kocham Piotrka ,bo on jeździ na rowerze... ( -.-) postanowiłam iśc do psychologa...
a Psycholog cóż.. Kazał mi się zastanawiać.. Więc się zastanawiałm i wariowałam jeszcze bardziej...Kazął spotkac mi sie z Piotrkiem i pomyślec czy chciałabym z nim byc.. skutki były takie ,że zachowywałam się jak wariatka...
Postanowiłam skończyć terapie .. i wtedy natknęłam się na nerwice...
Postanowiłam pójść do psychiatry.. od razu zdiagnozowano mi Nerwice natręctw myślowych i nerwice lękową.
Pani psychiatra wytłumaczyła mi wszystkie moje wątpliwości...
jedna i najważniejsza była : dlaczego Michał? dlaczego nagle myśle o nim źle? Dlaczego nagle nie jestem pewna uczuć? Dlaczego ciagle czuje ,że jest nie tak?
Pani Psychiatra zauważyła powiązanie ze strata ojca. Stwierdziła ,że w nerwicy czesto zdarza sie odrzucanie tego czego najbardziej boimy sie stracić...
Tez tak macie?
Ja nie boje sie o swoje zdrowie, życie. Nie mam napadów Paniki z powodu mysli na temat ,że umrę.. itd... u mnie to dotyczy mojego związku...
przez to ciągle sie zastanawiam czy MOżE to jednak nie nerwica... ciągle jakieś ale.. bo przecież u was to przebiega inaczej...
stąd pytanie: CZY KTOS MIAŁ PODOBNIE?
Przepraszam za taki długi wywód ,ale może to pomoże wam lepiej zrozumiec moją sytuacje/.//
22 Grudnia 2013 wyszedł z domu po papierosy mój tata. Nie wrócił. Ponieważ miewał problemy z alkoholem i tego dnia również był pod wpływem pomyślałyśmy z mamą i siostrą ,że zgarnęła go policja ( jechał samochodem) dlatego nie szukałyśmy go , szczególnie ,że zdarzało mu się nie wracać na noc. Nie wrócił jednak na drugi dzień i już zaczęłyśmy się martwić. W wigilie zgłosiłyśmy zaginięcie na Policje... tego jak nas tam potraktowano nie będę opisywać... Szukałyśmy po szpitalach (mieszkamy obok szpitala) w swoim mieście i okolicznych... Same zaczęłyśmy jeździć po mieście i odwiedzać różne miejsca gdzie może być.. bezskutecznie. Dopiero gdy mapisałam post na facebooku w pierwszy dzień świat odezwała się dziewczyna która pracuje w naszym szpitala z wiadomościa ,że na 90 % widziała tego Pana na chirurgii 22 grudnia o 2 w nocy... Oczywscie w szpitalu na SORZE nikt nic nie wiedział.. to tez zostawie bez komantarza... Okazało sie ,że tate przenieśli do szpitala w innej miejscowości..
Co sie okazało: tata nie wiadomo jak, nie wiadomo dlaczego i po co dostał sie na teren domu pomocy społecznej i tam spadł ze schodów (20 stopni) ,które prowadziły do piwnicy... Obrażenia były tak rozległe ,że tata po tygodniu walki o życie zmarł 2 stycznia.
Samochód znaleziono niedaleko mojego domu. Był wbity w ogrodzenie jednej z posesji i otwarty. Nie wiadomo nic i chyba juz nigdy nie bedzie wiadomo.
W momencie smierci taty byłam w szpitalu i widziałam jak umiera. Nie byłam blisko z tata nigdy, wręcz przeciwnie potrafiliśmy sie kłócić non stop ,ale dopiero teraz widzę jaki był wazny dla mnie. Moja mam oczywiscie przezyła to najbardziej , cierpiała na nerwice , miała ataki boleści serca. Bardzo zaangażowałam się przez to wszystko w życie rodzinne co kiedyś byłoby nie do pomyślenia ( raczej stroniłam od rodziny). Ogarniałam wszystkie sprawy domowe i dbałam o mame i siostre. Pomagał mi we wszystkim mój chłopak Michał ( jesteśmy razem 1,5 roku) . Wiedziałam ,że moge na nim polegać i to dodawało mi siły ,a nasza miłość rozkwitła przez to jeszcze bardziej.
AŻ któregoś dnia około pół roku temu obudziłam się rano i patrząc na zdjęcie Michała pomyślałam ,że coś jest nie tak. Budziłam się z jakimś wrażeniem ,że nie jest tak jak powinno być ,że może czegoś brakuje ,że nie jestem wcale szczęśliwa. Na początku to olewałam, aż do czasu kiedy wpadłam w panikę ,że go nie kocham. tego dnia nie potrafiłam zrobic nic , wpadłam w straszną histerie i musiałam koniecznie do niego jechać i zobaczyć go ,żeby się przekonać czy coś czuję czy nie. to Było niesamowicie irracjonalne. Parę dni po tym zdarzeniu siedzieliśmy razem przy śniadaniu , wszystko było dobrze ... i nagle myśli " nie kochasz go" , tak jakby ktoś szeptał mi to do ucha.. gdy tylko to słyszałam miałam ściśnięty żołądek i nie mogłam się ruszyć.. i znów Panika... a potem ciągłe analizowanie całego związku ,życia , zachowania Michała i otoczenia ,żeby dowiedzieć sie co jest przyczyną tego myślenia ,które sprawia mi taki wielki ból i chce zabrać mi ukochanego. Analizowanie było ciągłe.. choć wiedziałam już ,że to wszystko ma związek z utrata taty. Nie potrafiłam przestac sie zastanawiac więc ciągle tworzyłam coraz bardziej przerażające historie... Miałam takie odczucia jakbym sama próbowała go znegować.. i wtedy wpadałam w wielkie wyrzuty sumienia.
Najgorsze było to ,że nagle z dnia na dzień stał mi sie obcy.. jakbym nigdy go nie znała.. jakby był nierealny... To było niesamowicie przerażający. Szukałam ukojenia w jego ramionach a nie mogłam go czuć , bo ciagle coś mi mówiło ,że jest źle. Nawet gdy sie cieszyłam i myslałam sobie , "on jest cudowny kocham go" uspakajałam się..a za chwile " a jeśli nie?"
Trwało to 3 miesiace... jakos sie ogarnęłam ale analiza była cały czas. Miewałam skoki ciśnienia i uczucie jakby zaraz cos miało mi spać na głowe... tylko sen był ucieczką ( potrafiłam spać 14 godzin). Było juz w miare ok kiedy wymyslilam ,że "MOZE JA KOCHAM TEGO PIOTRKA CO GO WTEDY OLAŁAM DWA LATA TEMU < BO KIEDYś MU POWIEDZIAŁAM ZE MOZE BEDZIEMY KIEDYS RAZEM" i koniec.. znów to samo. Panika... depresja.. nie mogłam jeść i sie ruszać.. patrzeć w lustro... nienawidziłam siebie.. a Piotrka widziałam wszędzie.. Szłam z Michałem miastem i nagle mysl w głowie " PIOTREK" drętwienie ciała.. i znów to samo. W pracy to samo... te mysli nigdy nie ustawały...
Gdy juz bałam sie wyjść na rower , bo sądziłam ,że jak jeżdzie na rowerze to pewnie kocham Piotrka ,bo on jeździ na rowerze... ( -.-) postanowiłam iśc do psychologa...
a Psycholog cóż.. Kazał mi się zastanawiać.. Więc się zastanawiałm i wariowałam jeszcze bardziej...Kazął spotkac mi sie z Piotrkiem i pomyślec czy chciałabym z nim byc.. skutki były takie ,że zachowywałam się jak wariatka...
Postanowiłam skończyć terapie .. i wtedy natknęłam się na nerwice...
Postanowiłam pójść do psychiatry.. od razu zdiagnozowano mi Nerwice natręctw myślowych i nerwice lękową.
Pani psychiatra wytłumaczyła mi wszystkie moje wątpliwości...
jedna i najważniejsza była : dlaczego Michał? dlaczego nagle myśle o nim źle? Dlaczego nagle nie jestem pewna uczuć? Dlaczego ciagle czuje ,że jest nie tak?
Pani Psychiatra zauważyła powiązanie ze strata ojca. Stwierdziła ,że w nerwicy czesto zdarza sie odrzucanie tego czego najbardziej boimy sie stracić...
Tez tak macie?
Ja nie boje sie o swoje zdrowie, życie. Nie mam napadów Paniki z powodu mysli na temat ,że umrę.. itd... u mnie to dotyczy mojego związku...
przez to ciągle sie zastanawiam czy MOżE to jednak nie nerwica... ciągle jakieś ale.. bo przecież u was to przebiega inaczej...
stąd pytanie: CZY KTOS MIAŁ PODOBNIE?
Przepraszam za taki długi wywód ,ale może to pomoże wam lepiej zrozumiec moją sytuacje/.//