Strona 1 z 1

nerwica związana z sercem?

: 24 sierpnia 2014, o 10:37
autor: Marcepan2014
Witajcie,
mój problem zaczął się w październiku 2013r. więc niecały rok temu. Dokładnie pamiętam ten dzień, ocieplałem drzewka w sadzie przed zimą i w pewnym momencie zakręciło mi się w głowie. Zignorowałem ten fakt, ale później zaczęło robić się gorzej. Zrobiło mi się słabo, ugięły mi się nogi i po skończonej pracy straciłem kontakt z rzeczywistością. Było mi słabo i miałem wrażenie, że za chwilę zemdleję. Ciocia, emerytowana pielęgniarka zmierzyła mi ciśnienie. Miałem 145/85. Wpadłem w panikę, bo nigdy nie miałem podwyższonego ciśnienia, a zawsze się tego bałem, bo widziałem jak ciocia z nim walczy od lat. Kolejne tygodnie były koszmarem, "mdlałem" prawie co drugi dzień, bywały momenty, że bez opierania się o ścianę nie mogłem przejść kilku metrów, zwalniałem się z pracy, ale w domu nie czułem się lepiej. Zacząłem budzić się w nocy, serce waliło mi jak oszalałe, dusiłem się, budziłem żonę i mówiłem jej, że chyba umieram. Jadłem czosnek, który zbijał mi na chwilę ciśnienie, siedziałem po dwie godziny w kuchni, w srodku nocy, żeby się uspokoić i wrócić do łóżka. Najprostsze czynności stały sie koszmarem, myśli nie pozwalały mi zacząć żadnej pracy, bo byłem przekonany, że po wysiłku tak skoczy mi ciśnienie, że zemdleję albo umrę. Zacząłem bać się zawału, wylewu. Szczyt strachu przyszedł w połowie stycznia kiedy (na serce!!!) zmarł nagle mój wujek. Umarł nad ranem, we śnie. Od tego momentu boje się panicznie nocy, szczególnie godzin między 4 a 7 rano. Budzę się sztywny, żebra mam tak mocno zaciśnięte, że trudno mi oddychać, wiruje mi w głowie, chce mi się pić i puls przyśpiesza. Muszę uspokajać się do godziny 12.00, 14.00 w południe. Po śmierci wujka poszedłem do kardiologa. Przed wizytą byłem bliski omdlenia ze strachu, roztoczyłem sobie wizję brania tabletek do końca życia i tego, że te tabletki zrujnują mi zdrowie. Że będę żył krócej, niż inni ludzie. Kardiolog okazał się bardzo mądrym człowiekiem, doświadczonym lekarzem. Badał mnie godzinę. EKG, echo serca, ciśnienie, puls, natlenienie krwi, nawet język oglądał. Przeprowadził wywiad na temat mojej pracy, życia etc. Zapytał nawet czy mieszkam w mojej miejscowości od dawna, czy jestem tu nowy. odpowiedziałem, że mieszkam tu od urodzenia. Po zakończonych badaniach odpowiedział mi, że jestem obdarzony wyjątkowy zdrowiem i mocnym sercem. Że jedyne czego mi potrzeba do dużo snu i urlop. Na koniec odpowiedział, żebym poczytał o nerwicy i zaczął żyć spokojnie. Byłem w szoku. Nerwica? Zdrowe serce? To dlaczego tak potwornie źle się czuję? Znamienne było to, że na początku wizyty moje ciśnienie b wynosiło 150/90 a po rozmowie, po godzinie, drugi pomiar był 120/80. Zmieniłem dietę, jem dużo warzyw, piję soki pomidorowe, jem orzechy itd. Odrzuciłem parówki, pasztety, alkohol, kawę, wszelkie mocno przetworzone jedzenie i słodycze. Nie palę. Żona mi mówi, że zamęczam ją już tym zdrowym jedzeniem :) Ostatnio naszła mnie ochota na pączka, więc go zjadłem. Męczyło mnie to cały dzień, zacząłem sobie wyobrażać jak cukier niszczy mnie od środka, że po pączkach dostanę cukrzycy i nadciśnienia, czułem, że zrobiłem sobie coś bardzo złego. Po wizycie na kilka dni mi ulżyło, ale później znowu się zaczęło, skoki ciśnienia nie ustąpiły, w dodatku puls skakał mi do 110, co wywoływało niemal utratę przytomności. Chyba ze strachu, bo 110 to jeszcze nie koniec. Szczyt wszystkiego osiągnąłem w Boże Ciało. Obudziłem się po raz pierwszy od dawna o 7.00 rano (nie o 4,00), ale czułem się połamany jakbym miał grypę. Żony nie było w domu, byłem sam z dziećmi i przestraszyłem się, że jak się źle czuję to mogę je zaniedbać. To maluchy, 4 latka córka i 2 latka syn (wtedy miał 1,5roku). Postanowiłem poleżeć i pozwolić im chwilę porozrabiać, ale im dłużej leżałem tym było gorzej. Klatka piersiowa ścisnęła mi się mocno jak nigdy, zdrętwiały mi nogi i ręce, zacząłem "odpływać". Ciocia mieszka w tym samym budynku, więc zadzwoniłem, żeby przyszła do dzieci, bo chyba mam grypę. W rzeczywistości bałem się być sam, czułem, myślałem, że to koniec. Tak bardzo się bałem, że nie zmierzyłem sobie ciśnienia. Bałem się wyniku. Ciocia kiedy mnie zobaczyła od razu zadzwoniła na pogotowie, musiałem wyglądąć strasznie. Lekarze zmierzyli mi ciśnienie: 165/80 puls 137. Dostałem zastrzyki i zabrali mnie do szpitala, nie mogli mi zbić pulsu przez dwie godziny, dostałem osobny pokój i jakieś leki, kroplówkę. Po jakimś czasie poczułem się lepeij, spałem 3 godziny. kiedy się obudziłem po prostu się rozpłakałem. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłem tego powstrzymać. Później przyszedł lekarz i powiedział, że mam bardzo dobre wyniki, że jestem zdrowy, a cholesterol w wieku 39 lat na poziomie 175 w dzisiejszych czasach to sukces :). W wypisie napisał: "zaburzenia nerwicowe", nie przepisał leków, kazał odpoczywać. Od tamtego czasu ustąpiły mi skoki ciśnienia, mierzę się każdego dnia i jest ok. Czasem mam nawet 115/75, ale kiedy aparat pokazuje 126/81 zaczynam się denerwować i myślę o tym, nawet jeśli kolejny pomiar po 15 minutach pokazuje 120/80. Najgorsze są jednak inne rzeczy, wciąż nie mogę sobie poradzić ze snem, boję się zasypiania i śpię tak mocno napięty, że rano boli mnie wszystko, męczę się i nie mam na nic siły, kiedy abieram się do pracy serce zaczyna mi kołatać i coś mi mówi, że muszę się położyć i odpocząć. Zawroty głowy nie minęły, doszło za to kłucie serca i dziwne uczucie, że albo mi kołacze, albo bije nierówno. Dwa lata temu brałem córeczkę na rower i jeździłem z nią po 2 - 3 godziny, po górkach, nawet w upał. Było super, teraz przejechałem z nią 200 metrów i myślałem, że zemdleję. Ścisnęło mnie w żebrach, zaczęło coś dusić. Najgorsze jest jednak to co nazwałem "inną rzeczywistością". niezwykłe jest to, że mam to regularnie co drugi dzień. Zaczyna się nad ranem, ok 4 godziny. Oczywiście uciskiem w klatce, staram się wtedy myśleć o czymś innym i jakoś udaje mi się zasnąć, jest to jednak bardzo ciężki, męczący sen, w którym miewam tak realistyczne koszmary, że wydają się być prawdą. Na przykład, że ktoś wchodzi do pokoju siada na mnie, a ja nie mogę oddychać. Budzę się gwałtownie i przez chwilę zastanawiam się jak ten ktoś tu wszedł. Cały dzień później żyję jakby za szybą, nie mogę się skupić, wszystko jest jakieś nierealne, mam problem z koncentracją i rozumieniem tego co czytam, albo słyszę. Najgorzej jest rano i do południa, wieczorem zaczynam czuć się lepiej, zaczynam kontaktować i wracać do rzeczywistości, ale kłuje mnie serce, właściwie to kłuje mnie cały organizm, wszystko, a zanim zasnę, szarpie mną i kilka razy budzę się i trzęsę. Czasem pod koniec tego całodniowego napięcia chowam się gdzieś i wybucham płaczem, to nie jest normalne, że dorosły facet wybucha płaczem. Cały czas ciśnienie mam w normie, puls już na poziomie 80 uderzeń, o co więc chodzi? Co się ze mną dzieje? Wszyscy uważali mnie zawsze za bardzo spokojnego i cierpliwego człowieka, tymczasem ostatnio wybucham i wszystko mnie drażni. Krzyknąłem na dziecko co nigdy mi się nie zdarzyło! Nie zapomnę z jakim zaszokowaniem na mnie spojrzała, męczyło mnie to spojrzenie długo, dalej mnie męczy. Chcę być znowu w pełni sił, cieszyć się dziećmi i pracować bez przeszkód i kłucia w sercu, w płucach, bez kolek. Chcę zasypiać bez lęku i wysypiać się, ale ponad wszystko chcę pozbyć się tego stanu innej rzeczywistości. Patrzę na bliskich jak rozmawiają, śmieją się, żartują, są zdrowi, a ja jestem jak za szybą, jakbym patrzył na nich z innego pokoju, bywa, że nagle przestaje ich widzieć, robią mi się przed oczami plamy, takie jak od patrzenia w słońce, błyska mi w oczach i zaczyna piszczeć w uszach. Po czymś takim do końca dnia boli mnie głowa i nie mam na nic siły. Czy ja mam szansę z tego wyjść? Jak znowu normalnie postrzegać świat? Wybaczcie,że taki długi post napisałem, ale trudno to opisać w dwóch zdaniach. Po prostu chcę żyć normalnie, jak dawniej, przecież dwóch kardiologów powiedziało mi, że mam bardzo zdrowe serce. Dlaczego wciąż mnie kłuje i szarpie?

nerwica związana z sercem?

: 24 sierpnia 2014, o 16:54
autor: Ciasteczko
Cześć Marcepan, witaj na forum. :)

Oczywiście, ze z tego wyjdziesz, to nawet nie jest kwestia szansy, a pewniak, tylko potrzeba na to trochę czasu. Piszesz, że przez większość życia byłeś spokojnym człowiekiem, a teraz nagle stałeś się wybuchowy. Może dusiłeś coś w sobie, może miałeś czegoś dosyć w życiu i Cię teraz dopadło. Warto przyjrzeć się swojej sytuacji obecnej i z przeszłości. Jednak nie po to, żeby się tym katować, tylko spróbować dostrzec przyczynę, żeby na przykład zmienić do niej podejście. Nerwice mają u ludzi przeróżne podłoża, ale często jest to np. duszenie w sobie czegoś latami, albo wyuczona bezsilność wobec życia, czasem po prostu za dużo długotrwałego stresu. Czasem trzeba wprowadzić radykalne zmiany w swoim życiu zwiazane z pracą czy życiem osobistym, czasem zmienić podejście do tego, co już jest.
Ważne jest też to, żebyś nie czuł się chory a tymczasowo zaburzony. Z tego się wychodzi jak z grypy, tylko trwa to nieco dłużej. Pamiętaj o tym, że te objawy są swego rodzaju iluzją, choć wydają się prawdziwe, wtedy będziesz się mniej bał, a im mniejszy poziom lęku, tym łatwiej jest wyciszać w sobie wszelkie niepożądane doznania.

Tak jak wszystkim nowoprzybyłym polecam Ci dział dla świeżaków, możesz tam np. poczytać o derealizacji (czyli poczuciu bycia za szybą), zrozumieć te mechanizmy nerwicowe i troszkę się uspokoić mam nadzieję dzięki temu. :) No i oczywiście warto uczestniczyć w rozmowach na forum. :)

nerwica związana z sercem?

: 25 sierpnia 2014, o 09:48
autor: Marcepan2014
Dzięki za odpowiedź.
Cały dzień wczoraj przeglądałem forum, czytałem. To było jak strzał w tył głowy! Wszystko się zgadza. Najbardziej zszokował mnie dział o derealizacji. 90% objawów jakie tam sa opisane występują w moim stanie, który tu opisałem jako moją inną rzeczywistość. Histeryczne wertowanie stron interenetowych w celu szukania objawów każdego sygnału jakie pojawia się z organizmu. Dzisiaj mam normalny dzień, ale jak to się dzieje, że ten stan zdarza się u mnie tak regularnie co dwa dni? Wszystko co planuję, planuję z kalendarzem i liczę, czy np. jakiś wyjazd za kilka dni wypadnie w normalny dzień, czy ten z odmiennym stanem. I tak dostosowuję wszystko, jazda samochodem pogarsza ten stan, czasem po prostu odpływam i wolę wtedy jednak nie jeździć jeśli nie muszę.
Napisałaś, żebym spojrzał wstecz. Dużo, dużo myślałem, wczoraj, w nocy, nawet nad ranem. Nawet trochę spokojniejszy się obudziłem :) Ale doszedłem do okropnego wniosku, nerwica u mnie po prostu musiała się rozwinąć. To tak żyzna gleba, że najsłabsze nasiono by wykiełkowało. Streszczę się, bo nie chcę nikogo zanudzać:
Po pierwsze: Jestem kimś kogo nazywa się DDA, czyli Dorosłe Dziecko Alkoholika. Mniej więcej do 8 - 9roku życia mój ojciec był moim wzorem, pokazywał mi świat, później zaczął się odsuwać i wracać do domu pijany. Alkoholizm go zniszczył, a on zniszczył rodzinę. Od czwartej klasy podstawówki do jej końca żyłem w ciągłym stresie, wracał do domu i robił awanturę. Rano matka (słuchałem tego z pokoju dziecięcego, przerażony) oznajmiała mu, że po pracy składa papiery o rozwód. To się nie kończyło.
Po drugie: Urodziłem się w 1975r. z alergią. Wtedy mało kto znał to schorzenie, w swoim środowisku byłem jedynym alergikiem, więc to już samo w sobie robiło ze mnie kogoś innego. Mama nie karmiła mnie piersią, bo puchłem i pękała mi skóra, stwierdziła, że z jej mlekiem jest coś nie tak. Dzisiaj wiadomo, że musiałby odpowiednią dietę zastosować, bo uczulał mnie jakiś pokarm, który spożywała, wtedy nikt tego nie wiedział. Okazało się, że jestem uczulony na rybę, a reakcja na zjedzenie choćby kawałka jest niestety bardzo gwałtowna, jest to bliskie utraty śwaidomości z jednoczesnym spuchnięciem twarzy, języka i gardła prowadzącymi do ostrych duszności. Unikam restaracji, w których podaje się rybę, a w dzieciństwie już sam zapach wywoływał u mnie taką reakcję. To ogromny stres dla dziecka.To pierwsza przyczyna dla której nie nabrałem odporności. Od drugiego roku życia zacząłem się dusić, (uczulenie na roztocza kurzu)to były gwałtowne ataki, często w środku nocy. W tamtych czasach we wsi, w której mieszkam był jeden telefon i dwa samochody, ojciec więc w panice ubierał się i biegł budzić ludzi, żeby wieźć mnie do szpitala, matka w tym czasie w panice mnie ubierała. Takie sytuacje miały miejsce do ósmego roku życia, więc późniejsze pamiętam. Pamiętam jak trzymała mnie na rękach i jak mantrę powtarzała: "Żebyś tylko nie zemdlał! Żebyś tylko nie zemdlał!" Czy w ataku paniki teraz coś takiego może mi się odtwarzać? Sam sobie powtarzam tę samą mantrę? Niestety, lekarze leczyli mnie na wszystko, tylko nie na alergię. Prawie dostałem astmy. Zawsze tym sytuacjom towarzyszyłą olbrzymia panika dorosłych, nie miałem poczucia bezpieczeństwa, bo nie było go czuć Faszerowali mnie antybiotykami i to był drugi powód mojego braku odporności na choroby. Później długo, długo chorowałem na wszelkie infekcje, właściwie po trzydziestce jakoś przestałem chorować.
Po trzecie: Gdy już wykryto alergię (po ósmym roku życia) zacząłem jeździć do sanatoriów. Właściwie dzieciństwo to wieczny stres. Najpierw nie mogłem oddychać, później gdzieś mnie wieźli i zostawiali na długo z obcymi ludźmi. Do dzisiaj pociągi wpędzają mnie w depresyjny nastrój jakby wiozły mnie na skazanie. Później awantury ojca i straszenie rozwodem matki. Cóż, pierwsze trzy klasy podstawówki byłem w czwórce najlepszych uczniów, od czwartej klasy opusciłem sie w nauce, w tym popieprzonym komunizmie nikt nawet się nie zainteresował dlaczego tak się stało.
Po czwarte: W latach osiemdziesiątych nauczyciele w szkołach też nie wiedzieli czym jest alergia, najgorszy był w-f. Facet nie rozumiał, że się duszę i nie daje rady przez to biegać, omdlewałem na boisku z duszności, a jemu się zdawało, że symuluję bo mi się grać w piłkę nie chcę. Dni, w których miałem mieć w-f już od rana były dla mnie koszmarem. A wiesz Ciasteczko jak to jest z chłopakami, nie możesz okazać słabości, bo cię zgnębią, więc nie okazywałem słabości, nikomu nic nie mówiłem i tak dusiłem się jeszcze dwie lekcje po bieganiu, mając w głowie drwiny wuefisty, że jak zwykle ostatni byłem na setkę. Jedyne co musiałem to za wszelką cenę dawać radę.W późniejszym życiu w męskim gronie za okazywanie słabości nikt cię jawnie nie zgnębi, ale na pewno doznasz braku szacunku i uczucia odsunięcia, dlatego wciąż nikt nic nie wie. Uświadomiłem sobie właśnie, że jestem kompletnie sam ze swoim problemem, nawet żona nie wie wszystkiego, przepracowałem się dlatego zabrali mnie do szpitala, to samo myślą bliscy. O moich oderwaniach od rzeczywistości wiem tylko ja.

Punktem zapalnym musiał być stres i przemęczenie. Żona bardzo źle znosiła drugą ciążę, więc znów musiałem dawać radę, zająłem się starszą córką (wtedy dwulatką), wstawałem do niej w nocy i pracowałem w dzień. Pracę mam mega stresującą, to jest wręcz permamentny stres, na skutek bardzo skomplikowanych umów nie mam szans na jej zmianę w najbliższym czasie. Drugie dziecko urodziło się z alergią :) i Atopowym Zapaleniem Skóry. Po nieprzespanych nocach przed porodem zaczęły się jeszcze gorsze po. Bywało, że spałem po dwie godziny na dobę, dziecko płakało z bólu cało noc, bo miało skórę jak poparzony wrzątkiem bobas, drugie się budziło i tak przez rok. Bez snu do pracy, albo w środku nocy do szpitala z maluchem, a później prosto do pracy. Po pracy znów do szpitala. Nawet na opowiedzeniu tego anonimowo w internecie zbieram się już pół roku, ale anonimowo to chyba nie jest okazywanie słabości ;) Dawałem radę, bo musiałem, ale wygląda na to, że coś we mnie pękło i maszyna się przegrzała. Fajnie ktoś na tym forum napisał, w mózgu przepaliły się kable.

Jak ma zrobić reset? Bo muszę zrobić reset. Zobacz Ciasteczko jak to działa, dwóch lekarzy powiedziało mi, że jestem zdrowy, a w mojej głowie jakiś głos ciągle szeptał, że to niemożliwe, że oni coś przede mną ukrywają, bo nie chcą mnie denerwować. Kiedy zacząłem siebie przekonywać, że lekarze nie są po to, żeby coś ukrywać, głos mi powiedział, że to pewnie marni lekarze, którzy się na niczym nie znają. Ty mi piszesz, że z tego się wychodzi, a on mi mówi, że tak będzie trwało wiecznie, że to jest tak silne, że silniejsze ode mnie. Mam wrażenie, że jakaś część mnie po prostu żyje po to, by mnie zdołować, a ja nie mam pojęcia jak to coś wygonić.

W październiku zeszłego roku byliśmy na weselu, mocno popiłem :) W niedzielę leczyłem kaca, a w poniedziałek zaczął się ten koszmar :( który trwa do dzisiaj

Jakieś plusy? Znalazłem dwa: Tyle się naczytałem o żywności, że zmieniłem dietę na zdrowszą i tak poprawiłem wyniki badań krwi, że lekarz powiedział, że ludzie powinni mi zazdrościć i czytać poradniki, które powinienem napisać :) Dzieci uczę zdrowego żywienia, zamiast cukierka, orzeszek itp. A każdy upadek i rozbite kolano łagodzę spokojem mówiąc, że nic złego z Twoją nóżką się nie dzieje :) To działa, bo moje dzieci są mega spokojne :)

nerwica związana z sercem?

: 25 sierpnia 2014, o 19:17
autor: Ciasteczko
Widzisz, Marcepan, po przeczytaniu Twojej historii nie mam wątpliwości, że to się musiało tak skończyć. Masz wszelkie powody by mieć to zaburzenie, po prostu za długo byłeś dzielny i niejedno przeszedłeś psychicznie jako dzieciak. A teraz nie dość, że tyle stresu, to jeszcze to podejście, że "chłopaki nie płaczą" (nie dziwi mnie, bo jest mocno zakorzenione w naszej kulturze) i wszystko dusiłeś w sobie.

Dobrze, że postanowiłeś to w końcu z siebie wyrzucić, nawet na forum. Tu nikt Cię nie będzie osądzał, każdy ma jakiś bagaż, albo wie, że nic nie jest w życiu takie proste żeby zawsze być twardym.

Jeśli chodzi o głos, który mówi Ci, że z tego nie wyjdziesz, to niestety on jest jeden, a odburzonych ludzi jest wielu i na tym forum i poza nim, możesz sobie poczytać historie odburzonych tutaj i zobaczysz, że lista osób już "po" jest całkiem pokaźna, albo osób, które są już bardzo blisko. :)

Musisz przede wszystkim odrzucić te myśli,że to jest już na zawsze, i że jesteś skazany na nerwicę. Nie jesteś, tylko nikt za Ciebie nie pomyśli inaczej, sam musisz siebie przekonać, choć inni oczywiście mogą Ci w tym pomóc. Ale za Ciebie nikt nie uwierzy. Strasznie dużo energii idzie na użeranie się z lękiem, że to coś więcej niż zaburzenie, albo, że to nie minie.

Wiem, że teraz nie możesz wyplątać się z tej roboty , w której jesteś, ale może chociaż możesz wziąć urlop jakiś nawet krótki? Dodatkowo, zastanów się co chciałbyś zrobić , gdy skończy się kontrakt, może wcale nie chcesz siedzieć w tej robocie, może mógłbyś mieć inną. Może inaczej płatną ale mniej zjeżdżającą psychikę. Albo może mógłbyś nabrać dystansu do jakichś jej elementów? Może w pewnych miejscach mógłbyś sobie odpuścić, bo i tak nikt nie zauważy perfekcjonistycznego podejścia? Mówię tak trochę zgadując, bo kompletnie nie wiem co to za typ pracy ale po prostu proponuję Ci taką wewnętrzną pogawędkę z samym sobą.

Zastanów się co Cię uwiera w życiu, czy mógłbyś to zmienić? Nie od razu, stopniowo. Czy myślisz wystarczająco dużo o sobie w zdrowy egoistyczny sposób? Zaniedbałeś siebie, w dobrej wierze i pewnie z konieczności , ale na pewno dałoby się trochę pozmieniać to i owo, chociaż nakreślić plan, zmienić punkt widzenia. Dla mnie nerwica była przymusowym zaproszeniem do zerwania z pewnymi nawykami myślowymi, do zadbania o siebie psychicznie tak by móc też być fajniejszą dla innych (zdrowy egoizm wcale nie wyklucza altruizmu) i w sumie dalej jestem na tej drodze zmian. Wierzę, że inni ludzie też dostają nerwicy jako sygnału, że już dalej nie można się oszukiwac, że jest ok.

Polecam jeszcze do tego wszystkiego znaleźć godzinkę na najbardziej osławione (chyba :D) nagranie na forum, w którym kolega Divin omawia chyba najistotniejsze zagadnienie w wychodzeniu z nerwicy, jakim jest nabieranie dystansu. Bardzo polecam znaleźć na to czas. :)

webinar-odnosnie-dystansu-t3569.html

Wiem, że dużo informacji na raz ale pozwól im powoli zakiełkować w głowie. :)

nerwica związana z sercem?

: 26 sierpnia 2014, o 17:49
autor: Marcepan2014
Nic dodać, nic ująć. Tylko najtrudniej przekonać siebie. Pokonać czarną myśl: ok, ścisk w klatce to nerwy, ale co jeśli
kiedyś pomylę to z czymś poważnym? Dzisiaj znowu to samo, o 5 rano ścisk w klatce, koniec spania, ciężki oddech, zawroty głowy i odlot. Wszystko jakieś ciężkie i dziwne. A ciśnienie w normie puls też i zasypiałem spokojnie. Nie muszę już uciekaC z pracy, ale jest koszmarnie trudno, jakbym miał 80 lat i kojarzył dziesięć razy wolniej. Trudno mi uwierzyć, że mogę mieć na to wpływ.

nerwica związana z sercem?

: 26 sierpnia 2014, o 20:45
autor: Mr.DD
Cześć Marcepan, słuchaj ja mam 17 lat i u mnie zaczęło się podobnie, kłopoty z ciśnieniem ponad rok temu miałem taki okres ze serce waliło mi masakrycznie wgl nie mogłem sie uspokoić, wybuchałem płaczem. Potem z przemęczenia dostałem właśnie dd w sierpniu zeszłego roku. Trwa do teraz ale myślę że jestem na coraz lepszej drodze do wyjścia z tego gówna. Jak już pewnie wiesz dd jest wynikiem przemęczenia wszystkimi problemami, wtedy umysł uruchamia taką reakcję która zmienia nasze postrzeganie rzeczywistości. Pewnie nigdy nie ujawniałeś swoich emocji zbytnio, pisałeś że inni uważali Cię za cierpliwego. Dobrze że masz w porządku wyniki, ja też zresztą :D nawet dokładnie tydzień temu miałem operację z narkozą, troche cisnienie skakało ale ogólnie dobrze poszło. Myślę że możesz się zapisać na jakaś psychoterapię może, daj sobie trochę czasu na regeneracje nie wszystko od razu musi wracać do normy, staraj sie akceptować to się z Tobą dzieje. Te myśli, lęki a także objawy somatyczne. :)

nerwica związana z sercem?

: 28 sierpnia 2014, o 10:50
autor: Marcepan2014
U mnie rok minie w październiku, ale zaczęło się tak jak u Ciebie. Wkręciłem sobie nadciśnienie i trudno mi się tych myśli pozbyć, mimo, że od maja nie mam skoków ciśnienia i dwóch kardiologów powiedziało mi, że jestem zdrowy. W lipcu zdarzyła mi się brzydka historia, byliśmy z żoną i dziećmi nad wodą, miałem trudną noc i postanowiłem się odprężyć. Chyba za bardzo chciałem, bo kręciło mi się w głowie. W południe postanowiliśmy pójść na obiad, wciągnąłem wózek na dość wysoki podest i myślałem, że upadnę tak mi w głowie zawirowało i serce zaczęło walić. Do restauracji mieliśmy jakieś 500m. a szedłem oparty o wózek chyba godzinę, tak mi było słabo. To samo na obiedzie, świat mi wirował, nic do mnie nie docierało. Po obiedzie poszliśmy do domu i zmierzyłem sobie ciśnienie, byłem przerażony, by wydawało mi się, że jest tak wysokie jak nigdy dotąd. I przetarłem oczy ze zdziwienia, aparat pokazał 123/75, czyli ok. Mierzyłem jeszcze 3 razy co kilkanaście minut i zawsze było dobrze. kilka dni temu wpadłem w panikę, bo w ciśnieniomierz padły baterię, a ja nie wiedziałem co się tam w środku, we mnie dzieje.
Przyznaję, jest lepiej, niż na początku, niż w zimie (myślałem, że wiosny nie dożyję!). Ciśnienie i puls się unormowały, teraz miewam nawet 115/70, więc nie za wysoko, ale ciągle mam ten ograniczony kontakt z rzeczywistością, regularnie co dwa dni. Kojarzę w zwolnionym tempie, czas mi gdzieś ucieka, wydaje mi się, że minęło 10 minut, a zegar pokazuje, że minęła godzina, proste zdanie w gazecie muszę przeczytać trzy razy, by je zrozumieć. A najgorsza jest ta złość, która mówi, że znowu się tak dzieje.
Dzisiaj miałem trudną noc, dziecko płakało i drapało się do rana, przed piątą zasnęło (alergik :( ), żona wraca o 14.00 z pracy, a ja idę na drugą zmianę, do północy, a teraz jeszcze jestem sam z dziećmi i mam to cholerne oderwanie. Jest hardcorowo, ale powziąłem już twarde postanowienia:
1. Nie mierzę ciśnienia, wiem i czuję, że jest ok.
2. Nie walczę z oderwaniem, nie chcę już iść pod prąd, chcę popłynąć z falą
3. Dystansuję się do pracy, mówię sobie, że to tylko praca i być może kiedyś ją zmienię. Nic na siłę.
4. Niczego nie chcę wbrew sobie.

I jeśli mogę, to wrzucę tu ciekawą radę, którą kiedyś gdzieś przeczytałem, gdy interesowałem się samouzdrawianiem i powiązaniami psychiki z kondycją ciała. Nie mówimy: "Nie chcę być chory", mówimy: "Chcę być zdrowy", ponieważ słowa "nie" i "chory" mają negatywny wydźwięk, sprzyjają pesymizmowi. Natomiast "chcę" i "zdrowy" sprzyjają jasnym myślom i niosą pozytywny ładunek emocjonalny. Z tych samych powodów nie używamy słowa "ale", ponieważ sprzyja blokowaniu dobrych intencji. Blokuje w umyśle zdanie np. tego typu: "Chcę być zdrowy, ale...". No właśnie, ale co? Pozytywne myślenie, to też pozytywny wydźwięk słów, a nawet całych zdań.

A więc:
CHCĘ BYĆ ZDROWY.

nerwica związana z sercem?

: 28 sierpnia 2014, o 11:19
autor: ddd
Postanowienia bardzo dobre, trzymaj sie ich na poczatek a to jzu bedzie duzy sukces.
A co do tego mowienia, ogolnie chce byc zdrowy, tez nie jest az takie dobre, bo ty zdrowy jestes mimo wszystko caly czas :)

nerwica związana z sercem?

: 1 września 2014, o 22:00
autor: inke
Marcepan, czy wiesz kiedy ludzie mdleją? Wtedy kiedy ciśnienie im spada, nie odwrotnie.
To norma, że w stanach paniki ciśnienie rośnie.
Gdybyś miał upaść z powodu zemdlenia, to nawet nie zdążyłbyś
pomyśleć. Nie przeszedłbyś godziny, nawet wspierając się na wózku. ;)

nerwica związana z sercem?

: 12 września 2014, o 19:43
autor: Marcepan2014
Czyli ten strach jest irracjonalny? Ale dlaczego jest tak silny i realny?