Potrzebuję pomocy, nie wiem co robić
: 24 maja 2014, o 01:19
Witam, otóż ostatnio ( wiem, że było to wałkowane już z 1000 razy na tym forum ) boję się że mam schizofremię, już od dawna szukam w internecie co mi jest i przechodząc od ADD, przez ChAD dotarłem do schizofremii i boję się że to co mam to właśnie ta cała schiza tylko w takiej, nw, słabszej formie, jakby niewykształcona do końca, i za dzień, dwa zupełnie stracę kontrolę i nie będę wiedział jak się nazywam i odpierdoli mi zupełnie. Chciałbym zacząć się żalić "od początku", żeby osoby takie jak np. Viktor ( czytając jego posty doszedłem do wniosku, że ma spore doświadczenie z takimi sprawami ) mogły łatwiej stwierdzić czemu jestem taki popierdolony, nie żebym chciał płakać na siłe czy robić z siebie radość. I tak na marginesie nie potrafiłbym powiedzieć na żywo tego co tu piszę, po prostu bym nie mógł, ostatnio mogę składać tylko proste zdania i czuję się jak upośledzony, jedynie pisząc mogę się jakoś skupić i wyrażać się w miarę składnie. Nooo alee od początku...
Od zawsze byłem taki zamknięty w sobie, jak miałem 4 lata dostałem od Ojca komputer i pochłaniał lwią część mojego czasu, prawie tak dużą jak oglądanie bajek. Czytać nauczyłem się w wieku ok. 6 lat i w przerwach od komputera zaczytywałem się w najróżniejszych powieściach ( Pierwszy był Harry Potter ;P ) no i tak sobie żyłem. Dodam do tego, iż moja matka karmiła mnie ( dosłownie, widelcem ) do 7 roku życia. Zachowało się nawet zdjęcie jak w zerówce wszystkie dzieci jedzą same podwieczorek na "wieczorku z mikołajem" czy innym gunwem, a moja mama siedzi obok mnie i karmi mnie ciastem. Była nawet taka sytuacją, że grałem na komputerze , obok siedział kolega, a obok niego moja mama z talerzem z obiadem i domyślacie się chyba co robiła...
Moje zamknięcie w sobie, nie było też takim typowym zamknięciem się w sobie, po prostu byłem normalny, w podstawówce nie miałem lęków, gadałem z kolegami, tylko, że potrafiłem przeleżeć rano 2h w łóżku wyobrażając sobie jak jestem bohaterem z jakiejś książki, jak walczę i jestem bohatersko ranny i tego typu mżonki. No i zapomniałem wspomnieć że moja kochana mama miewała ( jakoś rok temu dziwnym trafem przestała mieć ) wahania nastrojów ( spowodowane pewnie tym że dorastała z braćmi, bez rodziców, od 11 roku życia i przeżywała niezłe traumy...) potrafiła mnie pochwalić za dostanie 5 w szkole a potem zjebać jak psa, za to że źle zawiązałem sznurówkę. I rodzice cały czas powtarzali mi że pieniądze nie rosną na drzewach i żebym przestał od nich tyle wymagać bo oni pracują na moje utrzymanie. Ogólnie darli japę że wymagam od nich czasu, ja wtedy mogłem mieszkać w lepiance byle tylko czuć że mnie z nimi coś łączy no ale okej, nie odbiegajmy. Nauka w podstawówce nie sprawiała mi kłopotu, rodzicie mnie zmuszali do uczenia się, czego nie mam im za złe, a mi wiedza wchodziła dosyć łatwo. Tylko, że i tak jakich ocen bym nie miał, byłem gorszy od mojego Ojca "jak on był w postawówce" i mojego kuzyna geniusza która od zawsze był najlepszy we wszystkim czego tylko się dotknął, nie przesadzam - chemia, fizyka, matematyka, sport, majsterkowanie, akrobatyka, piromania, jeog matka wspominała często o tym, przy mojej jaki to on nie jest prze-świetny,. Ogólnie często czułem że jestem od niego gorszy, a że lepszy już być nie umiałem to wkurzałem go głupimi tekstami i starałem się go zdenerwować żeby okazał jakąś słabość czy cokolwiek ( nigdy, w ciagu 17 lat jak go znam, na pytanie czego się boi, nie odpowiedział inaczej niż wzruszeniem ramion) więc i często zdarzało się że spadłem ze schodów, albo dostałem czymś twardym po żebrach czy w gdzie indziej. Najgorsze było kiedy kuzyn zakolegował się z innym kolegą ze wsi, który też nie do końca mnie lubił - on był synem mechanika i moje pseudo-inteligentne teksty często sprawiały, że dostawałem w japę. Ogólnie jak okazywałem się od niego w czymś lepszy to na swój zawsze jakoś dawał mi znać, że mu się to nie podobało... ale kolegowałem się z nim bo głupio mi było nie mieć kolegów wcale, wychodziłem z założenia, że lepszy taki niż żaden. Miałem też dwóch innych - jednego klasowego prymusa i derugiego - rozpieszczoną klasową łajzę, gorszą nawet ode mnie. Potem w gimnazjum, byłem kocony przez kolesi z 3 klasy, "kocony" to znaczy że miałem miauczeć jak kot gdy mi kazali albo doklep. I tu zauważyłem pierwszą dziwną rzecz, której nawet wtedy nie mogłem zrozumieć. Otóż ci starsi koledzy mieli zwyczaj wołania swoich "kotów" z około 15-20m tak żeby wiedziały one co się święci. No i reakcje moich kolegów były takie, że albo uciekali, albo czekali i powoływali się na swoich braci i innych kolegów. Ale najczęściej uciekali. A ja stalem ja specjalnie czekałem aż podejdą, mówiłem że "boli mnie gardło" i nie będę miałczał, ale gdy tylko słyszałem magiczne słowo "doklep" pękałem i zaczynałem miauczeć. Tak wgl to od zawsze miałem tendencję do koloryzowania i ubarwiania opowieści oraz wymyślania różnych fantazji. Od zawsze też interesowałem się duchami, teoriami spiskowymi i różnymi takimi. Często mówiłem rodzicom, że widzę ducha czy coś w ten deseń, tak naprawdę to nic nie widziałem ale no... Pamiętam, że właśnie na przełomie 1-2 gimnazjum zacząłem udawać wielkiego "kozaka, mader-fakera" zeby ukryć to że mam np. fobię społeczną i samoocenę położoną równie wysoko co rów mariański. No i wychodziło mi to całkiem nieźle, to znaczy nadal nie miałem kolegów i nie szło się ze mną dogadać ale przynajmniej wkręcałe, sobie, że mnie szanują. Chociaż w ławce najczęściej siedziałem sam i byłem klasowym błaznem, który pod koniec 2 klasy przestał być zabawny i stał się idiotą, więc na siłe zacząłem udawać jeszcze większego pro-elo-pana zajebistego, podczas gdy jedyną rzeczą jaką robiłem wtedy po pzryjściu ze szkoły do domu było granie na ompie i czytanie historii o duchach,UFO,końcu świata. Ano właśnie, pamiętam że wtedy pierwszy raz w życiu miałem styczność z lękami. Po przeczytaniu którejś z kolejś historii i zobaczeniu jednego zdjęcia ( wyjątkowo udanego fotomontarzu, muszę wam powiedzieć ) poczułem taki silny lęk, miałem trudności z zasypianiem przez około rok, każdy dźwięk to był duch albo UFO za oknem. No ale rodzicom nie mówiłem bo i tak dali by mi tylko karę na komputer ( wtedy była to najgorsza męka jak dla mnie ). Ogólnie to 3 gimnazjum moje życie towarzyskie z niewiadomych przyczyn w miarę rozkwitło i zacząłem wychodzić na piwo i takie tam. No i tak to zleciało. Od podstawówki - wkurwiający każdego, przemądrzały prymus, przez gimnazjum - nie opisałem mojego gimnazjum nawet w 5% tak dokładnie jak bym chciał, no ale brakło by miejsca, po prostu to samo co podstawówka tylko pod grubą maską Rosyjskiego boga męskości i 2 metrowego przyrodzenia który niczego się nie boi i nic go nie obchodzi. No zacząłem uczęszczać do Technikum Informatycznego ( bo poza siedzeniem przed komputerem niewiele wtedy umiałem ) Noo i zaczął się wtedy, i trwa najbardziej radosny! okres mojego życia, jak ktoś z was dotarł do tego momentu to od teraz spróbuję opisać rzeczy których nie rozumiem i gdy próbuję je wyjaśnić nasuwa mi się na myśl tylko - w best. przypadku depresja maniakalna, w najgorszym schizofrenia.
Otóz poszedłem sobie kiedyś na ognisko i tam poznałem i "poderwałem" ( nienawidzę teraz tego słowa :p ) na swoje z dupy wyjęte, zmyślone opowieści, pewną dziewczynę. Dziewczyna ta w chwili gdy dawała mi swój numer telefonu miała chłopaka ale gówno mnie to wtedy obchodziło. Potem na drugi dzień pisała mi że najlepiej jak zakończymy tę znajomość bo ktoś jej powiedział że ją obgaduję... (teraz wiem że chciała odkręcić to co było na ognisku, i sprawić żebym się odczepił i żeby jej chłopak się o niczym nie dowiedział i ogólnie zrobić tak żęby nie było sprawy... ), ale ja pisałem tylko "niee, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaka widziałem" itp.Hah, w rzeczywistości była jedyną dziewczyną jaka w ogóle zwróciła na mnie uwagę, może dlatego że mnie nie znała bo każda która pobyła ze mną dłużej, jakoś nie wykazywała zainteresowania, no może poza tym że umiałem je rozbawiać. No i zaczęlismy chodzić ze sobą i było miodzio, miała na mnie dobry wpływ ( i w sumie ma bo wciąż jesteśmy razem, chociaż nie wiem na jak długo ze względy na to co ostatnio odpierdalam ) bo dzięki niej w końcu wziąłem się za naukę, zacząłem ćwiczyć i ogólnie wziąłem się za siebie, cały czas udając kogoś kim nie jestem, i ogólnie jedyny temat rozmów z nią to było "co ja zrobiłem jaki jestem zajebisty i wgl". W głowie zaczęło mi się kochać mamę! tak na poważnie od momętu gdy wkręciłem się w "rozwój osobisty" i "filmiki motywacyjne" i "portal uwodzicieli". Codzienne czytanie o duchach zmieniło się w czytanie o tym co oznacza jakiś tam teskt mojej dziewczyny do mnie, jak go interpretować i co on oznacza. Zacząłem się obrażać za nic, zrzucać na nią winę za każde moje niepowodzenie i we wszystkim co mówi doszukiwać się kłamstwa i dowodu zdrady. Doszło do tego, że zacząłem się zachowywać tak "niespójnie" i chamsko,że doszło do mnie dziewczyna nie wiedziała już co robić, że ryję jej psychikę i traktuję jak śmiecia. Więc wymyśliłem sobie historyjkę że jakaś koleżanka ( którą też sobie zmyśliłem, na potrzeby tejże historyjki ) opowiadała mi, że ona mnie zdradza i stąd to moje zachowanie i wahania nastrojów. I obiecałem, że od teraz będzie tylko lepiej. Dodam także że miałem wtedy problem z masturbacją i pornografią. No i jak obiecałem tak zrobiłem, poprawiłem się, ona sama przyznała że jestem teraz "taki Martineq 2.0" ( nie chcę podawać imienia bo boję się że ktoś znajomy może wejść na to froum i mnie poznać i wyjdzie na jaw że mam takie głupie problemy :p wiem że to mało prawdopodobne ale i tak się boję ). Potem moje zachowanie stało się dwa razy gorsze gdy zacząłem z nią temat byłych. Jeden jeździ na tirze od kilku lat, inny jest motocyklistą, a jeszcze inny gra w klubie piłkarskim. A ja pod moją maską pro-elo koska, byłem wciąż tym samym przerażonym debilem który tylko by grał na komputerze i miał fobię społeczną i syndrom "pizdeczkowatego synka mamusi". No znowu zacząłem czytać nieskończone ilości przepisów na bycie zajebistym... aż pewnego wieczora coś mnie tknęło i pomyślałem że problem nie jest w tym czego nie robię tylko w tym co powinienem przestać robić i kim powinienem przestać być, więc przestałem grać na komputerze, walić konia oglądać pornosów, alkoholu nie piję, trawy nie palę, zacząłem uprawiać sport - bieganie, grapling w pobliskim klubie. No było nawet ok, a potem postawiłem sobie za cel wyjaśnić co jest ze mną nie tak i zmienić to ( od zawsze uważałem że jestem jakiś nw, gorszy, inny - fobia społeczna, życiowa nieudolność, fałszywość, zamopnialstwao - itp... ). No i na początek postawiłem sobie za cel być innym od mojego Ojca, i być lepszym "prawdziwym mężczyzną" niż jej byli, oraz zmienić się tak żeby mieć idealny związek oraz idealne życie ( kolejna głupota... wiem
) No i zacząłem pisać z nią esemesy codziennie od rana do wieczora bo często narzekała na to że malo piszemy, no i ogólnie zacząłem być miły dla ludzi i dla niej samej, i czułem się tak w miarę dobrze, poza tym że dzieliłem ludzi na tych "lepszych" ode mnie i "gorszych" ode mnie. A potem przeczytałem gdzieś że dziewczyny zawsze rzucają "miłych facetów", no i też sporo się o tym oczytałem. Więc starałem się być niemiły na siłę, co też zaowocowało tym że ona cierpiała bo powróciły moje zmiany nastrojów i inne "szczeniackie" zachowania typu " jaaak too nie masz czasu, noo coo do prącia?! dlaa mnie?!", i ja nie chciałem być niemiły, tylko też nie chciałem jej stracić i myślałem że tędy droga. No i gdy na jednej stronie przeczytałem że jestem tylko jakimś "narcyzem" i nie tylko psuję życie innym coś we mnie pękło. Uświadomiłe sobie, że ja od zawsze taki byłem, całe życie zachowywałem się jak kretyn ( https://www.google.pl/search?q=Scumbag+ ... 37&bih=585 ) i traktowałem ludzi jak "rzeczy". I zaczęło się takie piekło, że nie wiem ile jeszcze wytrzymam, nw,późno już, jestem zmęczony więc postaram się tylko opisać objawy:
Noo to:
- poczucie odrealnienia świata, wszystko mi się wydaje takie obce, tzn. wiem kto jest kim, ale to uczucie jest dziwne
- częste napady płaczu ( nie smutek, czasami jestem smutny ale generalnie często po prostu płaczę, tak bez emocji )
- prawie całkowity zanik emocji ( musi się zdarzyć coś naprawdę "mocnego" żebym się wkurzył, czy zasmucił, o śmiechu nie ma nawet mowy )
- nie umiem się dogadać z nikim, jedyne co mówię to "łał" albo "ooo fajnie" i zadaję pytania retoryczne lub całkowicie wyrwane z kontekstu, żeby tylko druga osoba nie milczała, i było o czym gadać, a czasami mówię takie głupoty że mój boże, i potrafię w środku zdania drugiej osoby wyjebać z jakimś pytaniem które mi przyjdzie do głowy
- jestem zdezorientowany jak kaczka w środku sezonu polowania na kaczki...
czasami nie ogarniam co się dzieje dookoła mnie
- zamykam się we własnym świecie, często uciekam myślami w takie tematy że bania mała....
- pamięć i koncentracja mi się pogorszyła do tego stopnia, że np. czasami nie pamiętam po co przyszedłem do pokoju, albo co miałem zrobić
- wstydzę się pytać o cokolwiek
- czuję uścisk w głowie, na skroniach, czasem z tyłu, czasem na czubku głowy
- nie potrafię pisać sms-ów ani gadać bo wszystko rozkminiam, jednego sms-a potrafię zinterpretować na milion sposobów, więc zwykle odpisuję albo odpowiadam tak wymijająco jak tylko się da
- koledzy mówią, że "wyglądam jak zombie"
- ogólnie nie unikam ludzi ale jak jestem z kimś to czuję taką presję że muszę być "fajny" bo inaczej będę nudny dla tej drugiej osoby
- noo i chyba najgorszy objaw, ( po nim wnioskuję że to może by początek schizy [aż się boję tego słowa] ) czasami mam takie myśli że ten stan "dd" mam dlatego że wcześniej byłem takim chujkiem i to jest jakaś kara, nw dopust boży, chociaż religijny jakoś nie jestem :p mam wrażenie że jestem jakiś inny, gorszy, zjebany, upośledzony społecznie, psychicznie i umysłowo, zepsuty i nie o naprawienia, że już może być tylko gorzej
- no i drugi najgorszy objaw :p cały czas myślę że krzywdzę ludzi, jak powiedziałem rodzicom o tym co czuję to oni od razu do lekarza badania, w przyszłym tygodniu psycholog, a ja sobie myślę "jak ty możesz ich tak obarczać problemami, masz 17 lat powinienem się kobieta luźna w udach wziąść w garść a nie użalać tylko nad sobą" a gdy nie mówiłem im o tym tylko starałem się udawać że wszystko ok to myślałem coś w stylu "przecież to widać że nie jest ok, oni się tym martwią bo nie wiedzą co mi jest i myślą że to ich wina" i to samo z dziewczyną, nie mówiłem o tym - "ona cierpi bo myśli że to przez nią się tak zachowuję", powiedziałem o tym - "ona jest młoda, ma się cieszyć życiem, a nie być obarczona twoim problemami". "Jesteś radością! że w ogóle musisz isć do psychologa"
- ostatnio mam napady dziwnego nieuzasadnionego niczym lęku, po prostu czytam o schizie i lęk ale także jadę autobusem i lęk
- i cały czas mam takie wrażenie że mógłbym być sobą, ale nie jestem przez to radosne! dd ( albo coś innego... )
No i teraz czekam na tę wizytę u psychologa jak na sądny dzień, chciałem się tu troszkę pożalić, bo tam mi się zdaje że jeszcze przed tą wiztytą będzie biały kaftanik z długimi rękawami :/ Masakra, robię też badania na objawy typowo fizyczne, ale cały czas mam w głowie "schizofrenia", tylko o tym myślę, także prosiłbym kogoś o opinie bo ja sam nie wiem co o tym myśleć, mam mętlik w bani, pozdrówki
Od zawsze byłem taki zamknięty w sobie, jak miałem 4 lata dostałem od Ojca komputer i pochłaniał lwią część mojego czasu, prawie tak dużą jak oglądanie bajek. Czytać nauczyłem się w wieku ok. 6 lat i w przerwach od komputera zaczytywałem się w najróżniejszych powieściach ( Pierwszy był Harry Potter ;P ) no i tak sobie żyłem. Dodam do tego, iż moja matka karmiła mnie ( dosłownie, widelcem ) do 7 roku życia. Zachowało się nawet zdjęcie jak w zerówce wszystkie dzieci jedzą same podwieczorek na "wieczorku z mikołajem" czy innym gunwem, a moja mama siedzi obok mnie i karmi mnie ciastem. Była nawet taka sytuacją, że grałem na komputerze , obok siedział kolega, a obok niego moja mama z talerzem z obiadem i domyślacie się chyba co robiła...

Otóz poszedłem sobie kiedyś na ognisko i tam poznałem i "poderwałem" ( nienawidzę teraz tego słowa :p ) na swoje z dupy wyjęte, zmyślone opowieści, pewną dziewczynę. Dziewczyna ta w chwili gdy dawała mi swój numer telefonu miała chłopaka ale gówno mnie to wtedy obchodziło. Potem na drugi dzień pisała mi że najlepiej jak zakończymy tę znajomość bo ktoś jej powiedział że ją obgaduję... (teraz wiem że chciała odkręcić to co było na ognisku, i sprawić żebym się odczepił i żeby jej chłopak się o niczym nie dowiedział i ogólnie zrobić tak żęby nie było sprawy... ), ale ja pisałem tylko "niee, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaka widziałem" itp.Hah, w rzeczywistości była jedyną dziewczyną jaka w ogóle zwróciła na mnie uwagę, może dlatego że mnie nie znała bo każda która pobyła ze mną dłużej, jakoś nie wykazywała zainteresowania, no może poza tym że umiałem je rozbawiać. No i zaczęlismy chodzić ze sobą i było miodzio, miała na mnie dobry wpływ ( i w sumie ma bo wciąż jesteśmy razem, chociaż nie wiem na jak długo ze względy na to co ostatnio odpierdalam ) bo dzięki niej w końcu wziąłem się za naukę, zacząłem ćwiczyć i ogólnie wziąłem się za siebie, cały czas udając kogoś kim nie jestem, i ogólnie jedyny temat rozmów z nią to było "co ja zrobiłem jaki jestem zajebisty i wgl". W głowie zaczęło mi się kochać mamę! tak na poważnie od momętu gdy wkręciłem się w "rozwój osobisty" i "filmiki motywacyjne" i "portal uwodzicieli". Codzienne czytanie o duchach zmieniło się w czytanie o tym co oznacza jakiś tam teskt mojej dziewczyny do mnie, jak go interpretować i co on oznacza. Zacząłem się obrażać za nic, zrzucać na nią winę za każde moje niepowodzenie i we wszystkim co mówi doszukiwać się kłamstwa i dowodu zdrady. Doszło do tego, że zacząłem się zachowywać tak "niespójnie" i chamsko,że doszło do mnie dziewczyna nie wiedziała już co robić, że ryję jej psychikę i traktuję jak śmiecia. Więc wymyśliłem sobie historyjkę że jakaś koleżanka ( którą też sobie zmyśliłem, na potrzeby tejże historyjki ) opowiadała mi, że ona mnie zdradza i stąd to moje zachowanie i wahania nastrojów. I obiecałem, że od teraz będzie tylko lepiej. Dodam także że miałem wtedy problem z masturbacją i pornografią. No i jak obiecałem tak zrobiłem, poprawiłem się, ona sama przyznała że jestem teraz "taki Martineq 2.0" ( nie chcę podawać imienia bo boję się że ktoś znajomy może wejść na to froum i mnie poznać i wyjdzie na jaw że mam takie głupie problemy :p wiem że to mało prawdopodobne ale i tak się boję ). Potem moje zachowanie stało się dwa razy gorsze gdy zacząłem z nią temat byłych. Jeden jeździ na tirze od kilku lat, inny jest motocyklistą, a jeszcze inny gra w klubie piłkarskim. A ja pod moją maską pro-elo koska, byłem wciąż tym samym przerażonym debilem który tylko by grał na komputerze i miał fobię społeczną i syndrom "pizdeczkowatego synka mamusi". No znowu zacząłem czytać nieskończone ilości przepisów na bycie zajebistym... aż pewnego wieczora coś mnie tknęło i pomyślałem że problem nie jest w tym czego nie robię tylko w tym co powinienem przestać robić i kim powinienem przestać być, więc przestałem grać na komputerze, walić konia oglądać pornosów, alkoholu nie piję, trawy nie palę, zacząłem uprawiać sport - bieganie, grapling w pobliskim klubie. No było nawet ok, a potem postawiłem sobie za cel wyjaśnić co jest ze mną nie tak i zmienić to ( od zawsze uważałem że jestem jakiś nw, gorszy, inny - fobia społeczna, życiowa nieudolność, fałszywość, zamopnialstwao - itp... ). No i na początek postawiłem sobie za cel być innym od mojego Ojca, i być lepszym "prawdziwym mężczyzną" niż jej byli, oraz zmienić się tak żeby mieć idealny związek oraz idealne życie ( kolejna głupota... wiem

Noo to:
- poczucie odrealnienia świata, wszystko mi się wydaje takie obce, tzn. wiem kto jest kim, ale to uczucie jest dziwne
- częste napady płaczu ( nie smutek, czasami jestem smutny ale generalnie często po prostu płaczę, tak bez emocji )
- prawie całkowity zanik emocji ( musi się zdarzyć coś naprawdę "mocnego" żebym się wkurzył, czy zasmucił, o śmiechu nie ma nawet mowy )
- nie umiem się dogadać z nikim, jedyne co mówię to "łał" albo "ooo fajnie" i zadaję pytania retoryczne lub całkowicie wyrwane z kontekstu, żeby tylko druga osoba nie milczała, i było o czym gadać, a czasami mówię takie głupoty że mój boże, i potrafię w środku zdania drugiej osoby wyjebać z jakimś pytaniem które mi przyjdzie do głowy
- jestem zdezorientowany jak kaczka w środku sezonu polowania na kaczki...

- zamykam się we własnym świecie, często uciekam myślami w takie tematy że bania mała....
- pamięć i koncentracja mi się pogorszyła do tego stopnia, że np. czasami nie pamiętam po co przyszedłem do pokoju, albo co miałem zrobić
- wstydzę się pytać o cokolwiek
- czuję uścisk w głowie, na skroniach, czasem z tyłu, czasem na czubku głowy
- nie potrafię pisać sms-ów ani gadać bo wszystko rozkminiam, jednego sms-a potrafię zinterpretować na milion sposobów, więc zwykle odpisuję albo odpowiadam tak wymijająco jak tylko się da
- koledzy mówią, że "wyglądam jak zombie"
- ogólnie nie unikam ludzi ale jak jestem z kimś to czuję taką presję że muszę być "fajny" bo inaczej będę nudny dla tej drugiej osoby
- noo i chyba najgorszy objaw, ( po nim wnioskuję że to może by początek schizy [aż się boję tego słowa] ) czasami mam takie myśli że ten stan "dd" mam dlatego że wcześniej byłem takim chujkiem i to jest jakaś kara, nw dopust boży, chociaż religijny jakoś nie jestem :p mam wrażenie że jestem jakiś inny, gorszy, zjebany, upośledzony społecznie, psychicznie i umysłowo, zepsuty i nie o naprawienia, że już może być tylko gorzej
- no i drugi najgorszy objaw :p cały czas myślę że krzywdzę ludzi, jak powiedziałem rodzicom o tym co czuję to oni od razu do lekarza badania, w przyszłym tygodniu psycholog, a ja sobie myślę "jak ty możesz ich tak obarczać problemami, masz 17 lat powinienem się kobieta luźna w udach wziąść w garść a nie użalać tylko nad sobą" a gdy nie mówiłem im o tym tylko starałem się udawać że wszystko ok to myślałem coś w stylu "przecież to widać że nie jest ok, oni się tym martwią bo nie wiedzą co mi jest i myślą że to ich wina" i to samo z dziewczyną, nie mówiłem o tym - "ona cierpi bo myśli że to przez nią się tak zachowuję", powiedziałem o tym - "ona jest młoda, ma się cieszyć życiem, a nie być obarczona twoim problemami". "Jesteś radością! że w ogóle musisz isć do psychologa"
- ostatnio mam napady dziwnego nieuzasadnionego niczym lęku, po prostu czytam o schizie i lęk ale także jadę autobusem i lęk
- i cały czas mam takie wrażenie że mógłbym być sobą, ale nie jestem przez to radosne! dd ( albo coś innego... )
No i teraz czekam na tę wizytę u psychologa jak na sądny dzień, chciałem się tu troszkę pożalić, bo tam mi się zdaje że jeszcze przed tą wiztytą będzie biały kaftanik z długimi rękawami :/ Masakra, robię też badania na objawy typowo fizyczne, ale cały czas mam w głowie "schizofrenia", tylko o tym myślę, także prosiłbym kogoś o opinie bo ja sam nie wiem co o tym myśleć, mam mętlik w bani, pozdrówki
