Nerwica niszczy moje życie..
: 21 stycznia 2014, o 19:02
Na nerwicę cierpię od 9 lat (zachorowałam jako 11-latka) jednak na początku nie byłam świadoma swojej choroby. Tak na prawdę dopiero w liceum zrozumiałam, że coś jest nie tak a kiedy doszły do tego zaburzenia lękowe i napady choroby w miejscach publicznych, postanowiłam udać się do psychiatry. Od pół roku uczęszczam na terapię i rozumiem co a raczej kto jest przyczyną mojej choroby jednak jak się z tym pogodzić kiedy w domu jest się traktowanym jak powietrze? Analizując moje życie na terapii stwierdzam, że tak na prawdę nie mam takiej osoby której bym ufała w 100%, która akceptowałaby mnie taką jaką jestem. Kiedy mówię komuś, że cierpię na zaburzenia lękowe jest to odbierane bardzo negatywnie i ludzie nie chcą mieć ze mną niczego wspólnego albo udają, że te zdanie nigdy nie padło.. Niby na co dzień słyszę, że jestem sympatyczną, wartościową osobą, jednak gdy tylko kończę szkołę wszelkie kontakty się urywają, jakby wywalenie mnie z ich życia było czymś naturalnym i oczywistym.. Nie mam rodzeństwa, rodzice bagatelizują moje problemy, nazywają mnie hipochondryczką i chwalą tylko wtedy gdy nie mam żadnych problemów. Moja przyjaciółka od dzieciństwa wyjechała na studia i również kontakt się urwał.. Inna przyjaciółka ostatnio bardzo się ode mnie oddaliła, bo dla niej priorytetem jest teraz stały związek i usilnie szuka tego jedynego chociaż dopiero w tym roku skonczymy 20 lat.. Koleżanki z byłej klasy mimo zapewnień o utrzymywaniu kontaktu nie chcą go ze mną utrzymywać.. Czuję się okropnie samotna i jednocześnie winna, bo dlaczego tak łatwo o mnie zapomnieć i "porzucić"? Niedługo poprawiam maturę bo moim celem jest medycyna. I na co dzień robię wszystko aby ten cel osiągnąć ale jest mi tak cholernie źle, że nie mam nikogo komu mogłabym się wyżalić ze swoich obaw, lęków. Niestabilność ludzi w moim życiu oraz zawód sytuacją w domu mnie dobija.. Nerwica niszczy moje życie, ból serca, ból duszy, otępienie, wysypki, chęć zrobienia sobie krzywdy, zaburzenia odżywiania, lęk, kolejne antydepresaty, kolejne które zabijają mą duszę, sterują mym ciałem. Tak bardzo to męczące ale jednak nadzieja gdzieś nie zgasła, że być może kiedyś będzie choć odrobinę lepiej..