pole minowe
: 11 grudnia 2013, o 23:12
Cześć wszystkim.
Zacznę od końca bo tak mi lepiej. Wczoraj byłam u lekarza, pediatra neurolog dziecięcy (moja lekarka z przychodni), która stwierdziła że prawdopodobnie mam zaburzenia emocjonalne bądź nerwice. Za dwa tyg. mam tam przyjść z matką co dodatkowo mnie stresuje. Moi rodzice nic o mnie nie wiedzą, więc po co ta rozmowa z lekarką.. W każdym razie dostałam magnez coś tam i coś tam. Bez recepty, ale na uspokojenie, na zawroty głowy. To nieważne.
Jako że idę od końca, to trafiłam do tej lekarki z bólem karku i zawrotami w głowie. W ubiegłą środę po prostu przyjechałam do szkoły po czym z niej wyszłam i jakoś doszłam do dziadka, który mnie odwiózł do domu. Potem do lekarki, skierowanie na badania krwi. Wszystko wyszło dobrze poza żelazem, którego mam o drugie tyle za dużo, niż jest norma. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wczoraj to zostało jakoś zbagatelizowane. I jeszcze się prawie u tej lekarki rozpłakałam jak mnie zapytała co u mnie słychać. Dla mnie to żałosne, szczególnie pisanie o tym. Bolą mnie mięśnie, mam zakwasy w nogach chociaż praktycznie nic nimi nie robię.
Przechodząc do moich myśli. Ciągle wydaje mi się, że zaraz zemdleję, najbardziej w szkole, a przede wszystkim na matematyce. To najbardziej stresujące co może być dla mnie. I dodam tutaj, ze mam 8h mat tygodniowo + 1h g. wychowawczą z tą samą osobą. Kocham czwartki i trzy godziny z moją ukochaną nauczycielką. Jak wsiadam do autobusu to też pędzę żeby usiąść (niczym stara babcia), bo może się zdarzyć, że akurat dziś zemdleję. Z drugiej strony, w życiu nie zemdlałam więc wiem, że nie zemdleję, ale co jak akurat dziś to się wydarzy?
Dźwięki. Tak mnie denerwuje jak ktoś coś gryzie, że wychodzę. Po prostu mam ochotę kogoś takiego udusić, wyrwać mu to jedzenie i wgnieść w twarz. Szczególnie jabłka.
Albo telewizor. Nienawidzę jak jest włączony na głośności wyżej niż 7. Wtedy mi aż tak dziwnie dźwięk do głowy dochodzi. Oczywiście jak rodzice oglądają telewizor to jest dźwięk około 12. Dodatkowy minus, bo to parzysta liczba. Nie mam do nich nic, ale na telewizorze mnie denerwuje. Jak już jest na tej 12, to rodzice nic nie słyszą. A jak słyszę szczekanie psów z okolicy, dzwoniący z dołu telefon. Więc im mówię, że dzwoni. Oni że mi się wydaje. Więc już w szale otwieram drzwi, ściszam telewizor. I co? I dzwoni.
Lodówka ma alarm, jak jest za duża różnica temperatur to coś tam się dzieje i piszczy. Są noce co piszczy i po cztery razy. Za każdym razem się budzę, wstaję, wyłączam i próbuje zasnąć, zanim zasnę to ona znowu piszczy. Nikt jej nie słyszy, tylko ja. Psy. Sama mam dwa. Jak szczekają momentalnie je gdzieś zamykam i jest spokój. Ale w okolicy jest dużo innych psów. Więc jakiś miesiąc temu przeprowadzałam się co noc z pokoju do pokoju, żeby tych psów nie słyszeć, bo miały jakieś wzmożone parcie na szczekanie. Chrapanie. Czasem słyszę chrapanie taty, chociaż dzielą nas trzy pokoje i korytarz. Oczywiście to wszystko mnie niesamowicie denerwuje. Przy czym ja wcale nie chce żeby mnie to denerwowało. Wręcz sprawiam wrażenie, jakbym wszystko zlewała. A we mnie się gotuje. Mój kolega stwierdził, że jestem jak pole minowe. Nigdy nie wiadomo, co mnie tak naprawdę nagle zdenerwowało. Siedzę na przedostatniej lekcji, zamiast myśleć że już zaraz wolne, to ja się zastanawiam co mam zrobić, jak mnie jutro weźmie do tablicy ktokolwiek, czy przy tym zemdleję, czy się nie wywrócę do drodze do tablicy. I jeszcze mnie denerwuje, że ktoś z tyłu sobie kopie noga o krzesło, że mi potrącił kurtkę. Ale i tak nic nie powiem bo jak powiem to mogę się zacząć drzeć i co wtedy? Oczywiście ostatni tydzień (aż do dziś) nie musiałam wychodzić nigdzie bo by mi się coś stało z tą bolącą szyją, zawrotami głowy, więc tylko leżałam i spałam. Do tego często mi drętwieją nogi, ręce. A może akurat mi zdrętwieje noga i ktoś mnie gdzieś zawoła i co wtedy? Ile można tak myśleć? Drzwi ZAWSZE i WSZĘDZIE muszą być ZAMKNIĘTE. Od mojego pokoju na klucz. Od ponad roku co najmniej, pewnie nawet już z dwa-trzy lata, wiem że od tak dawna, bo rok temu jak byłam u takiej psycholog (potem trochę rozwinę), to tam o tym mówiłam bo akurat mi zmieniali drzwi od pokoju i miały być bez klucza. Miałam wtedy się nawet przeprowadzić do babci, żeby mieć klucz. Może brzmi to głupio, ale no… W sobotę moja matka chce wejść do pokoju żeby go zobaczyć przed świętami, a ja nikogo do niego nie wpuszczam. Więc tylko ona raz w roku tam wchodzi. To chyba już na ten klucz dłużej go zamykam. Nawet teraz potrafię wstać i przejść po domu żeby posprawdzać drzwi. Nawet takie co są jakby w sypialni rodziców, bo tam jest łazienka. Często ich tym budzę a potem rano słucham, ze łażę nocą po domu i spać nie daje.
Piszę tutaj dlatego, bo co nie zacznę komuś tłumaczyć co mi siedzi w głowie, to każdy że się nakręcam, żebym zrobiła coś w innej kolejności i już. A ja nie mogę. Nie otworzę książki do angielskiego (który jest wg mnie w porządku), zanim nie zrobię matematyki. A mat. nie zrobię bo nie umiem, na lekcji tylko myślę żeby mnie ta baba nie wzięła do tablicy i o coś nie zapytała i żebym wtedy tam nie zemdlała. I nie mogę zacząć od angielskiego bo nie mogę i tyle, bo się denerwuje że mam jeszcze matematykę. Kiedyś mnie koleś na geografii o coś pyta i kazał stanąć na środku to przestałam mówić, w końcu on się pyta jak mam na imię a ja nic. Bo się na niego wewnętrznie „obraziłam” i już mu nic nie powiem. Bo ja się odezwę to zacznie mi drżeć głos. A z drugiej strony nigdy nie płakałam przy innych, może raz w maju, ale tego nie pamiętam i nie chce pamiętać. Nie krzyczę na ludzi, czasem tylko coś burknę, ale to tylko na mamę.
Zaraz wyjdzie, że ja się tylko szkołą denerwuje, ale to tak nie jest. Tylko w szkole matematyką i tym mdleniem w szkole, ze coś mi się stanie. Jeszcze jak mi ci wszyscy ludzie coś zaczynają gadać, a mnie to g. obchodzi co oni w ogóle do mnie mówią, co mnie to obchodzi. Jeszcze wszyscy tacy sztuczni, każdy by tylko o sobie gadał, a jak mnie o coś zapytają to zanim ja im odpowiem to już mówią o sobie. Bezsensu..
Też nigdy nie wiem kogo zastanę tego dnia w domu, kiedy moja mama gdzieś wyjedzie, kiedy ojciec, kiedy kto wróci do domu, na ile, kto nas odwiedzi. Już więcej wie moja babcia niż ja.
W ogóle wszystko mnie denerwuje mam ochotę wszystkich pozabijać, oczywiście nie zawsze, ale zazwyczaj. Czasem mi się wydaje, że nagle sobie wskoczę pod jadące auto, albo wyskoczę z balkonu, sama nie wiem czemu. Wydaje mi się, że to nie ja i nie wiem co robię i czemu tak myślę. I może to wcale nie ja tak myślę, tylko mi się wydaje, że tak myślę.
Pójdę do tej lekarki z matką za dwa tygodnie i słowem się nie odezwę, bo będę z mamą. Zresztą, co nie zrobię to będzie źle. Bo jak powiem, że mi to pomogło, to ona to wycofa (albo i nie?) a jak powiem, że nie pomogło, to co zrobi. I tutaj też nie chce robić nikomu problemu z psychologiem, psychiatrą, nie lubię tak zabierać nikomu czasu. Poza tym rok temu od czerwca chodziłam do pewnej kobiety, do której nic nie mówiłam bo nie umiem tak zacząć mówić, czasem tak, ale b. rzadko. Może dlatego, że tamta kobieta miała mnie za kogoś jeszcze innego, z innym problemem (co wcale moim problemem nie było, ale co to kogo obchodziło), a białe ściany w jej gabinecie wręcz mi „wirowały” przed oczami.
Czasem mi trochę lepiej, czasem gorzej i to bardzo. Czasem nawet nie potrafię się umówić z kimś, bo może akurat wpadnę po auto. I jak ktoś mnie pyta „to widzimy się za 20 minut?” a ja na to, że nie wiem bo może akurat mnie coś zabije w tym czasie. Przez to tez nie robię niczego, co miałoby mi pomóc w przyszłości bo przecież zdążę umrzeć do tego czasu. I jeszcze zawsze jak coś robię, np. idę się myć to punktualnie o jakiejś godzinie. Na przykład o równej 20. I wszystkim w domu to mówię wcześniej, żeby mi wtedy nie zajęli łazienki. Jak się z kimś zobaczę, to też zawszę muszę wiedzieć o której dokładnie ma autobus, czy ma już bilet, czy się nie spóźni, ile będzie wracać do domu itp. Coś jeszcze miałam napisać, ale właśnie zapomniałam.
To tylko tak z grubsza o mnie.
Nie wiem co chce żebyście mi tu odpisali, może że ktoś po prostu nie uważa tego za mój głupi wymysł?
Zacznę od końca bo tak mi lepiej. Wczoraj byłam u lekarza, pediatra neurolog dziecięcy (moja lekarka z przychodni), która stwierdziła że prawdopodobnie mam zaburzenia emocjonalne bądź nerwice. Za dwa tyg. mam tam przyjść z matką co dodatkowo mnie stresuje. Moi rodzice nic o mnie nie wiedzą, więc po co ta rozmowa z lekarką.. W każdym razie dostałam magnez coś tam i coś tam. Bez recepty, ale na uspokojenie, na zawroty głowy. To nieważne.
Jako że idę od końca, to trafiłam do tej lekarki z bólem karku i zawrotami w głowie. W ubiegłą środę po prostu przyjechałam do szkoły po czym z niej wyszłam i jakoś doszłam do dziadka, który mnie odwiózł do domu. Potem do lekarki, skierowanie na badania krwi. Wszystko wyszło dobrze poza żelazem, którego mam o drugie tyle za dużo, niż jest norma. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wczoraj to zostało jakoś zbagatelizowane. I jeszcze się prawie u tej lekarki rozpłakałam jak mnie zapytała co u mnie słychać. Dla mnie to żałosne, szczególnie pisanie o tym. Bolą mnie mięśnie, mam zakwasy w nogach chociaż praktycznie nic nimi nie robię.
Przechodząc do moich myśli. Ciągle wydaje mi się, że zaraz zemdleję, najbardziej w szkole, a przede wszystkim na matematyce. To najbardziej stresujące co może być dla mnie. I dodam tutaj, ze mam 8h mat tygodniowo + 1h g. wychowawczą z tą samą osobą. Kocham czwartki i trzy godziny z moją ukochaną nauczycielką. Jak wsiadam do autobusu to też pędzę żeby usiąść (niczym stara babcia), bo może się zdarzyć, że akurat dziś zemdleję. Z drugiej strony, w życiu nie zemdlałam więc wiem, że nie zemdleję, ale co jak akurat dziś to się wydarzy?
Dźwięki. Tak mnie denerwuje jak ktoś coś gryzie, że wychodzę. Po prostu mam ochotę kogoś takiego udusić, wyrwać mu to jedzenie i wgnieść w twarz. Szczególnie jabłka.
Albo telewizor. Nienawidzę jak jest włączony na głośności wyżej niż 7. Wtedy mi aż tak dziwnie dźwięk do głowy dochodzi. Oczywiście jak rodzice oglądają telewizor to jest dźwięk około 12. Dodatkowy minus, bo to parzysta liczba. Nie mam do nich nic, ale na telewizorze mnie denerwuje. Jak już jest na tej 12, to rodzice nic nie słyszą. A jak słyszę szczekanie psów z okolicy, dzwoniący z dołu telefon. Więc im mówię, że dzwoni. Oni że mi się wydaje. Więc już w szale otwieram drzwi, ściszam telewizor. I co? I dzwoni.
Lodówka ma alarm, jak jest za duża różnica temperatur to coś tam się dzieje i piszczy. Są noce co piszczy i po cztery razy. Za każdym razem się budzę, wstaję, wyłączam i próbuje zasnąć, zanim zasnę to ona znowu piszczy. Nikt jej nie słyszy, tylko ja. Psy. Sama mam dwa. Jak szczekają momentalnie je gdzieś zamykam i jest spokój. Ale w okolicy jest dużo innych psów. Więc jakiś miesiąc temu przeprowadzałam się co noc z pokoju do pokoju, żeby tych psów nie słyszeć, bo miały jakieś wzmożone parcie na szczekanie. Chrapanie. Czasem słyszę chrapanie taty, chociaż dzielą nas trzy pokoje i korytarz. Oczywiście to wszystko mnie niesamowicie denerwuje. Przy czym ja wcale nie chce żeby mnie to denerwowało. Wręcz sprawiam wrażenie, jakbym wszystko zlewała. A we mnie się gotuje. Mój kolega stwierdził, że jestem jak pole minowe. Nigdy nie wiadomo, co mnie tak naprawdę nagle zdenerwowało. Siedzę na przedostatniej lekcji, zamiast myśleć że już zaraz wolne, to ja się zastanawiam co mam zrobić, jak mnie jutro weźmie do tablicy ktokolwiek, czy przy tym zemdleję, czy się nie wywrócę do drodze do tablicy. I jeszcze mnie denerwuje, że ktoś z tyłu sobie kopie noga o krzesło, że mi potrącił kurtkę. Ale i tak nic nie powiem bo jak powiem to mogę się zacząć drzeć i co wtedy? Oczywiście ostatni tydzień (aż do dziś) nie musiałam wychodzić nigdzie bo by mi się coś stało z tą bolącą szyją, zawrotami głowy, więc tylko leżałam i spałam. Do tego często mi drętwieją nogi, ręce. A może akurat mi zdrętwieje noga i ktoś mnie gdzieś zawoła i co wtedy? Ile można tak myśleć? Drzwi ZAWSZE i WSZĘDZIE muszą być ZAMKNIĘTE. Od mojego pokoju na klucz. Od ponad roku co najmniej, pewnie nawet już z dwa-trzy lata, wiem że od tak dawna, bo rok temu jak byłam u takiej psycholog (potem trochę rozwinę), to tam o tym mówiłam bo akurat mi zmieniali drzwi od pokoju i miały być bez klucza. Miałam wtedy się nawet przeprowadzić do babci, żeby mieć klucz. Może brzmi to głupio, ale no… W sobotę moja matka chce wejść do pokoju żeby go zobaczyć przed świętami, a ja nikogo do niego nie wpuszczam. Więc tylko ona raz w roku tam wchodzi. To chyba już na ten klucz dłużej go zamykam. Nawet teraz potrafię wstać i przejść po domu żeby posprawdzać drzwi. Nawet takie co są jakby w sypialni rodziców, bo tam jest łazienka. Często ich tym budzę a potem rano słucham, ze łażę nocą po domu i spać nie daje.
Piszę tutaj dlatego, bo co nie zacznę komuś tłumaczyć co mi siedzi w głowie, to każdy że się nakręcam, żebym zrobiła coś w innej kolejności i już. A ja nie mogę. Nie otworzę książki do angielskiego (który jest wg mnie w porządku), zanim nie zrobię matematyki. A mat. nie zrobię bo nie umiem, na lekcji tylko myślę żeby mnie ta baba nie wzięła do tablicy i o coś nie zapytała i żebym wtedy tam nie zemdlała. I nie mogę zacząć od angielskiego bo nie mogę i tyle, bo się denerwuje że mam jeszcze matematykę. Kiedyś mnie koleś na geografii o coś pyta i kazał stanąć na środku to przestałam mówić, w końcu on się pyta jak mam na imię a ja nic. Bo się na niego wewnętrznie „obraziłam” i już mu nic nie powiem. Bo ja się odezwę to zacznie mi drżeć głos. A z drugiej strony nigdy nie płakałam przy innych, może raz w maju, ale tego nie pamiętam i nie chce pamiętać. Nie krzyczę na ludzi, czasem tylko coś burknę, ale to tylko na mamę.
Zaraz wyjdzie, że ja się tylko szkołą denerwuje, ale to tak nie jest. Tylko w szkole matematyką i tym mdleniem w szkole, ze coś mi się stanie. Jeszcze jak mi ci wszyscy ludzie coś zaczynają gadać, a mnie to g. obchodzi co oni w ogóle do mnie mówią, co mnie to obchodzi. Jeszcze wszyscy tacy sztuczni, każdy by tylko o sobie gadał, a jak mnie o coś zapytają to zanim ja im odpowiem to już mówią o sobie. Bezsensu..
Też nigdy nie wiem kogo zastanę tego dnia w domu, kiedy moja mama gdzieś wyjedzie, kiedy ojciec, kiedy kto wróci do domu, na ile, kto nas odwiedzi. Już więcej wie moja babcia niż ja.
W ogóle wszystko mnie denerwuje mam ochotę wszystkich pozabijać, oczywiście nie zawsze, ale zazwyczaj. Czasem mi się wydaje, że nagle sobie wskoczę pod jadące auto, albo wyskoczę z balkonu, sama nie wiem czemu. Wydaje mi się, że to nie ja i nie wiem co robię i czemu tak myślę. I może to wcale nie ja tak myślę, tylko mi się wydaje, że tak myślę.
Pójdę do tej lekarki z matką za dwa tygodnie i słowem się nie odezwę, bo będę z mamą. Zresztą, co nie zrobię to będzie źle. Bo jak powiem, że mi to pomogło, to ona to wycofa (albo i nie?) a jak powiem, że nie pomogło, to co zrobi. I tutaj też nie chce robić nikomu problemu z psychologiem, psychiatrą, nie lubię tak zabierać nikomu czasu. Poza tym rok temu od czerwca chodziłam do pewnej kobiety, do której nic nie mówiłam bo nie umiem tak zacząć mówić, czasem tak, ale b. rzadko. Może dlatego, że tamta kobieta miała mnie za kogoś jeszcze innego, z innym problemem (co wcale moim problemem nie było, ale co to kogo obchodziło), a białe ściany w jej gabinecie wręcz mi „wirowały” przed oczami.
Czasem mi trochę lepiej, czasem gorzej i to bardzo. Czasem nawet nie potrafię się umówić z kimś, bo może akurat wpadnę po auto. I jak ktoś mnie pyta „to widzimy się za 20 minut?” a ja na to, że nie wiem bo może akurat mnie coś zabije w tym czasie. Przez to tez nie robię niczego, co miałoby mi pomóc w przyszłości bo przecież zdążę umrzeć do tego czasu. I jeszcze zawsze jak coś robię, np. idę się myć to punktualnie o jakiejś godzinie. Na przykład o równej 20. I wszystkim w domu to mówię wcześniej, żeby mi wtedy nie zajęli łazienki. Jak się z kimś zobaczę, to też zawszę muszę wiedzieć o której dokładnie ma autobus, czy ma już bilet, czy się nie spóźni, ile będzie wracać do domu itp. Coś jeszcze miałam napisać, ale właśnie zapomniałam.
To tylko tak z grubsza o mnie.
Nie wiem co chce żebyście mi tu odpisali, może że ktoś po prostu nie uważa tego za mój głupi wymysł?