Moja historia...moja nerwica.
: 10 sierpnia 2013, o 08:48
Witam Was wszystkich bardzo ciepło
Nazywam się Madzia mam 32 lata i cierpię na nerwicę lękową, natręctw, depresyjną i hipochondrie.
Moja przygoda z nerwicą zaczeła się półtora roku temu, pierwszy atak odbył się podczas ataku astmy którą posiadam od urodzenia. Oczywiście w danej chwili myślałam, ze umrę. Trójka dzieci a ja zachowuje się nieracjonalnie. Przez 2 tygodnie codzienne ataki do popołudnia wykończyły mnie okrutnie. Kilkakrotnie wizyta u internisty kończyła się zastrzykiem z Hydroxiziny. tylko hydro trochę mi pomagała przetrwać ten okrutny czas. W końcu wybrałam się do psychiatry, opowiedziałam Mu co i jak, padło nerwica lękowa, depresja , natręctwa myślowe. Przepisał Setaloft ale po wizycie jak ręką odjął objawy zmalały więc stwierdziłam, ze dam radę bez leku i nie wziełam go wcale. 10 miesięcy spokoju... W grudniu zeszłego roku dowiedziałam się, że moja Mamcia ma raka płuc w zaawansowanym stadium W dniu kiedy dowiedziałam się nadszedł natychmiast atak, wezwałam karetkę nie miałam siły nawet się poruszyć. Nałożyło się to z grypą także 2 tygodnie leżałam w łóżku. Grype złapałam u Mamci w szpitalu także oddział miał kwarantanne, a ja mogłam *spokojnie* leżeć oczywiście cały czas hudroxizinum brałam ale przynosiła ulgę na chwile. Kiedy zebrałam się na tyle aby wstać z łóżka, zmotywował mnie głos Mamci, ze mogę już się z Nią zobaczyć postanowiłam iść znów do psychiatry. On stwierdził silną depresje, nerwice lękową, natręctwa i doszła hipochondria masakra. Przepisał znów Setaloft i dodatkowo Cloranxen. Postanowiłam wrócić do pracy i się leczyć ale...po przeczytaniu ulotek nie wziełam ani jednej tabletki. Skutki uboczne przeraziły mnie okropnie. Powoli na Hydroxizinie zaczełam dochodzić do normalności. Praca, walka z rakiem Mamci, dzieci i mąż nie miałam czasu na chorobę, schudłam 13 kg w 3 miesiące. W nocy płakałam...
Generalnie moje życie od początku nie było fajne hmmm Tato bijący alkoholik, mój ex 3 lata anioł kolejne 3 lata kat i wiele, wiele innych sytuacji których nie chcę w sumie pisać. Generalnie mogłabym dobry thriller napisać. No ale każdy z nas ma jakiś bagaż dla jednych jest lżejszy, a nie którzy nie umieją go dźwignąć. Ja zawsze (kiedyś) byłam duszą towarzystwa, otwarta, uśmiechnięta heh zamaskowana. Optymistka, tryskająca i zarażająca wszystkich uśmiechem i co ?? Bach prawie 2 lata temu pierwszy atak i tak przez 2 tygodnie codziennie między 9 rano a 15-stanie byłam w stanie funkcjonować. Leżałam bo nie dało rady wstać objawy somatyczne chyba wszystkie jakie mogą być. Po 15-stej jak ręką odjął. Organizm wycieńczony, odwodniony...itp. Uspokoiło się na jakiś czas i znów przylazło ni stąd ni zowąd. Kolejny jakiś czas wycięty z życiorysu... No i w zeszłym roku w grudniu gdy moja Mamusia zadzwoniła do mnie ze szpitala dzień przed moimi urodzinami(była kwarantanna, a przyszły wyniki histo) i powiedziała mi dosłownie *Madziu ja umieram* to padłam, świat mi się skończył. Atak był tak silny, ze nie odpuszczał przez dwa tygodnie nawet na chwilkę, wieczory tylko jakby był lżejszy. 4 dni pod rząd lądowałam karetką w szpitalu i dzieci się na to patrzyły. Masakra...było źle a walczyłam na samej Hydroxizinie. Jakoś wyszłam z tego ale ataki przychodziły i odchodziły, sama dużo sobie tłumaczyłam. Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że chyba jednak powinnam to leczyć hmmm spróbować, a nóż się uda. Jeżeli nawet nie to przez czas leczenia dam swojemu organizmowi się zregenerować, bo odporność mam minimalną.
Teraz jestem po zabiegu LEEP i w zeszłym tygodniu wynik histopatologiczny - nowotwór przedinwazyjny na szczęście wycięty w całości. Moja Mamusia czuje się lepiej, rak Jej płuca jest w remisji. We wtorek poszłyśmy obie do przychodni na badania i obie zdecydowałyśmy, ze pójdziemy na górę do psychiatry. Ku naszemu zdziwieniu mało osób i nasi (różni) lekarze nas przyjęli. Mama dostała Seronil raz dziennie. Ja przyznałam się lekarzowi, ze nie posłuchałam Jego i nie wzięłam leków wcale bo się bałam. Lekarz się uśmiechnął i wytłumaczył mi na spokojnie jakie są skutki uboczne i dlaczego przepisuje 2 leki na raz. Kazał brać tak jak wcześniej Setaloft 1/2 tabletki przez 4 dni potem całą i dla uspokojenia skutków ubocznych Cloranxen 1/2 tabletki na wieczór przez 2 dni potem po całej. Do tego skierowanie na psychoterapię ale nie grupową, bo mam z tym problem, od razu się zapisałam i zaczynam od września.
Dziś będzie 4 dzień na połówce Setaloftu, czuje się dziwnie. Do moich skutków ubocznych można zaliczyć, nadmierne pocenie, suchość w ustach i pakman na jedzenie. Non stop bym coś jadła ale o dziwo potrafię to opanować
Słuchajcie miałam przez 2 dni chyba efekt placebo, ponieważ po prostu mi się *chciało* tzn heh chciało mi się wyjść z domu, posprzątać i wszystko mi się chciało Do tego uśmiech z ust mi nie schodził Oczywiście miałam chwilę gdy się zdenerwuję ale to był moment. Nie sądzę aby to lek już działał (to mój pierwszy taki lek), a może to skutek uboczny taka euforia hmmm nie wiem. Wczoraj było gorzej silny ból w klatce piersiowej, uczucie duszenia się i migrena. Momentami łapałam się, ze jestem jakby obok, taka obojętna jak by nic mnie nie dotyczyło. Generalnie to jest tak, rano wstaje jak na zejściu, niewyspana jak cholera. Piję kawę, jem śniadanko i około 10-tej łykam tabletkę. Najpierw zamulenie, potem przypływ energii, następnie takie normalne samopoczucie, a wieczorem zaczyna się masakra :/ Nawet zastanawiałam się wczoraj czy nie rzucić tych tabletek...Moje myśli zaczęły krążyć w temacie typu: Czy ja naprawdę potrzebuje leczenia farmakologicznego, może terapia tylko starczy eh pogubiłam się już nie wiem co robić
Do tej pory brałam sam Setaloft ale chyba dziś spróbuję na noc wziąść ten Cloranxen. W poniedziałek wracam do pracy i nie wiem jak będzie.
Co o tym wszystkim sądzicie, czy ktoś z Was miał doświadczenie z tymi lekami ??
Ale się rozpisałam, przepraszam za chaotyczność wypowiedzi ale właśnie tak jużmam....
Nazywam się Madzia mam 32 lata i cierpię na nerwicę lękową, natręctw, depresyjną i hipochondrie.
Moja przygoda z nerwicą zaczeła się półtora roku temu, pierwszy atak odbył się podczas ataku astmy którą posiadam od urodzenia. Oczywiście w danej chwili myślałam, ze umrę. Trójka dzieci a ja zachowuje się nieracjonalnie. Przez 2 tygodnie codzienne ataki do popołudnia wykończyły mnie okrutnie. Kilkakrotnie wizyta u internisty kończyła się zastrzykiem z Hydroxiziny. tylko hydro trochę mi pomagała przetrwać ten okrutny czas. W końcu wybrałam się do psychiatry, opowiedziałam Mu co i jak, padło nerwica lękowa, depresja , natręctwa myślowe. Przepisał Setaloft ale po wizycie jak ręką odjął objawy zmalały więc stwierdziłam, ze dam radę bez leku i nie wziełam go wcale. 10 miesięcy spokoju... W grudniu zeszłego roku dowiedziałam się, że moja Mamcia ma raka płuc w zaawansowanym stadium W dniu kiedy dowiedziałam się nadszedł natychmiast atak, wezwałam karetkę nie miałam siły nawet się poruszyć. Nałożyło się to z grypą także 2 tygodnie leżałam w łóżku. Grype złapałam u Mamci w szpitalu także oddział miał kwarantanne, a ja mogłam *spokojnie* leżeć oczywiście cały czas hudroxizinum brałam ale przynosiła ulgę na chwile. Kiedy zebrałam się na tyle aby wstać z łóżka, zmotywował mnie głos Mamci, ze mogę już się z Nią zobaczyć postanowiłam iść znów do psychiatry. On stwierdził silną depresje, nerwice lękową, natręctwa i doszła hipochondria masakra. Przepisał znów Setaloft i dodatkowo Cloranxen. Postanowiłam wrócić do pracy i się leczyć ale...po przeczytaniu ulotek nie wziełam ani jednej tabletki. Skutki uboczne przeraziły mnie okropnie. Powoli na Hydroxizinie zaczełam dochodzić do normalności. Praca, walka z rakiem Mamci, dzieci i mąż nie miałam czasu na chorobę, schudłam 13 kg w 3 miesiące. W nocy płakałam...
Generalnie moje życie od początku nie było fajne hmmm Tato bijący alkoholik, mój ex 3 lata anioł kolejne 3 lata kat i wiele, wiele innych sytuacji których nie chcę w sumie pisać. Generalnie mogłabym dobry thriller napisać. No ale każdy z nas ma jakiś bagaż dla jednych jest lżejszy, a nie którzy nie umieją go dźwignąć. Ja zawsze (kiedyś) byłam duszą towarzystwa, otwarta, uśmiechnięta heh zamaskowana. Optymistka, tryskająca i zarażająca wszystkich uśmiechem i co ?? Bach prawie 2 lata temu pierwszy atak i tak przez 2 tygodnie codziennie między 9 rano a 15-stanie byłam w stanie funkcjonować. Leżałam bo nie dało rady wstać objawy somatyczne chyba wszystkie jakie mogą być. Po 15-stej jak ręką odjął. Organizm wycieńczony, odwodniony...itp. Uspokoiło się na jakiś czas i znów przylazło ni stąd ni zowąd. Kolejny jakiś czas wycięty z życiorysu... No i w zeszłym roku w grudniu gdy moja Mamusia zadzwoniła do mnie ze szpitala dzień przed moimi urodzinami(była kwarantanna, a przyszły wyniki histo) i powiedziała mi dosłownie *Madziu ja umieram* to padłam, świat mi się skończył. Atak był tak silny, ze nie odpuszczał przez dwa tygodnie nawet na chwilkę, wieczory tylko jakby był lżejszy. 4 dni pod rząd lądowałam karetką w szpitalu i dzieci się na to patrzyły. Masakra...było źle a walczyłam na samej Hydroxizinie. Jakoś wyszłam z tego ale ataki przychodziły i odchodziły, sama dużo sobie tłumaczyłam. Po długich przemyśleniach doszłam do wniosku, że chyba jednak powinnam to leczyć hmmm spróbować, a nóż się uda. Jeżeli nawet nie to przez czas leczenia dam swojemu organizmowi się zregenerować, bo odporność mam minimalną.
Teraz jestem po zabiegu LEEP i w zeszłym tygodniu wynik histopatologiczny - nowotwór przedinwazyjny na szczęście wycięty w całości. Moja Mamusia czuje się lepiej, rak Jej płuca jest w remisji. We wtorek poszłyśmy obie do przychodni na badania i obie zdecydowałyśmy, ze pójdziemy na górę do psychiatry. Ku naszemu zdziwieniu mało osób i nasi (różni) lekarze nas przyjęli. Mama dostała Seronil raz dziennie. Ja przyznałam się lekarzowi, ze nie posłuchałam Jego i nie wzięłam leków wcale bo się bałam. Lekarz się uśmiechnął i wytłumaczył mi na spokojnie jakie są skutki uboczne i dlaczego przepisuje 2 leki na raz. Kazał brać tak jak wcześniej Setaloft 1/2 tabletki przez 4 dni potem całą i dla uspokojenia skutków ubocznych Cloranxen 1/2 tabletki na wieczór przez 2 dni potem po całej. Do tego skierowanie na psychoterapię ale nie grupową, bo mam z tym problem, od razu się zapisałam i zaczynam od września.
Dziś będzie 4 dzień na połówce Setaloftu, czuje się dziwnie. Do moich skutków ubocznych można zaliczyć, nadmierne pocenie, suchość w ustach i pakman na jedzenie. Non stop bym coś jadła ale o dziwo potrafię to opanować
Słuchajcie miałam przez 2 dni chyba efekt placebo, ponieważ po prostu mi się *chciało* tzn heh chciało mi się wyjść z domu, posprzątać i wszystko mi się chciało Do tego uśmiech z ust mi nie schodził Oczywiście miałam chwilę gdy się zdenerwuję ale to był moment. Nie sądzę aby to lek już działał (to mój pierwszy taki lek), a może to skutek uboczny taka euforia hmmm nie wiem. Wczoraj było gorzej silny ból w klatce piersiowej, uczucie duszenia się i migrena. Momentami łapałam się, ze jestem jakby obok, taka obojętna jak by nic mnie nie dotyczyło. Generalnie to jest tak, rano wstaje jak na zejściu, niewyspana jak cholera. Piję kawę, jem śniadanko i około 10-tej łykam tabletkę. Najpierw zamulenie, potem przypływ energii, następnie takie normalne samopoczucie, a wieczorem zaczyna się masakra :/ Nawet zastanawiałam się wczoraj czy nie rzucić tych tabletek...Moje myśli zaczęły krążyć w temacie typu: Czy ja naprawdę potrzebuje leczenia farmakologicznego, może terapia tylko starczy eh pogubiłam się już nie wiem co robić
Do tej pory brałam sam Setaloft ale chyba dziś spróbuję na noc wziąść ten Cloranxen. W poniedziałek wracam do pracy i nie wiem jak będzie.
Co o tym wszystkim sądzicie, czy ktoś z Was miał doświadczenie z tymi lekami ??
Ale się rozpisałam, przepraszam za chaotyczność wypowiedzi ale właśnie tak jużmam....