bez tchu, bez sił, bez wiary
: 6 czerwca 2013, o 14:40
...a więc i ja, wreszcie wylądowałam na forum dla "czubków".. <- że niby taki żart na początek
... Strasznie ciężko zacząć...pisze i kasuje po zdaniu od chyba 20 minut...
Jak zostałam "świrem" ? może kiedy byłam dzieckiem, a mój ojciec chlał, awanturował się i ustawiał nas wszystkich, a najczęściej wszystko równocześnie..może wtedy kiedy uciekaliśmy w nocy do dziadków żeby nas nie zatłukł.. a może przez wszystkie głupie związki w które pakowałam się będąc młodym człowiekiem (ekhm znaczy młodszym, bo młodym chyba wciąż jestem) ..gdzieś w tym i między tym wszystkim sobie dorastałam i ...zresztą, w sumie pewnie większość z Was miała porąbane dzieciństwo, więc wiecie o czym mówię...
Tylko, że wtedy nie było czasu zastanawiać się nad takimi "pierdołami" jak nerwica, wtedy nie analizowałam swojego stanu ducha czy ciała, bo zwyczajnie nie było na to czasu, a poza tym jasne było że jest ch..nia Wtedy nie patrzyłam na to, że może serce bije za szybko, a ręce czasem drętwieją. Wszystkie moje siły i myśli skupione były na dwóch rzeczach- przetrwaniu i ucieczce...i to jest w tym wszystkim dla mnie najgorsze, że to wtedy byłam silna. Wtedy nie czułam się ofiarą. Może dziwnie to brzmi, ale na prawdę wtedy czułam w sobie jakąś moc. To coś pozwalało mi przetrwać. ...a kiedy wydawać by się mogło, że w moim życiu wreszcie nastał spokój, całe to gówno to mnie wróciło i zaczęło jakby odbijać sobie te wszystkie lata kiedy nie udało się mnie zniszczyć.
Zaczęło się od tego, że któregoś dnia zauważyłam, że moje serce bije jakby za szybko..później było kołatanie serca, drętwienie wszystkiego, bóle brzucha, wrażenie utraty przytomności, stany lękowe, wrażenie że zaraz umrę itd itd przez chwilę wydawało mi się że wyłażą mi włosy, później że ruszają zęby...eh kiedy to pisze, to sama nie wierze
oczywiście wszystko to jakoś rozłożone w czasie i rzadko występujące więcej niż dwójką na raz. Zrobiłam wszystkie możliwe badania które mówiły, żem zdrowa jak ryba.. w co oczywiście od czasu do czasu mocno wątpię
W sumie jedno co się potwierdziło to to że faktycznie miewam tachykardie (czyli serducho wali za szybko) i miewam dodatkowe skurcze (arytmie) ale nie w jakiejś porażającej ilości. Płatek wiotki, ale bez pełnych kryteriów wypadania..także nic do czego można by wkroczyć z jakąś medyczną wiedzą. Sama głowa - a tu jak człowiek sam sobie nie poradzi to nic chyba nie pomoże. Takich najgorszych ataków miałam kilka. Przy pierwszym -nagle zaczęło mi się robić słabo, serce waliło niepoliczalnie i w ogóle nie wiedziałam co sie dzieje. Wylądowałam na pogotowiu -skończyło się na kroplówce magnez-potas i czymś zwalniającym rytm...Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata więc później radziłam sobie już sama. Ostatni taki gorszy w sylwestra. To była najgorsza i najbardziej nerwowa impreza w moim życiu,więc kiedy wszyscy wyszli jak na czubka przystało dostałam jakiś drgawek. To nie to że się trzęsłam, mnie tak jakby kurczyły się mięśnie -tak jakby ktoś podłączył mnie do tych elektrod do ćwiczeń, oczywiście tętno niepoliczalne, uczucie schodzenia ze świata itd itd...jest o tyle lepiej, że kiedy człowiek zaakceptuje swój stan, łatwiej mu sobie z nim radzić. Teraz kiedy zaczyna się cokolwiek dziać biorę leki, kładę się i staram uspokoić, rozluźnić, myśleć o czymś innym...na razie działa.. ale wciąż jest we mnie ten strach, że jednak coś mi dolega, że to nie same nerwy i że następnym razem coś mi się stanie...po miesiącu spokoju zawsze nadchodzi kilka takich dni w których znów zaczynam czuć się jak nienormalna. Czasem mam wrażenie, że na prawdę jestem chora psychicznie..i że albo skończę w wariatkowie, albo sama wpędzę się w jakiś zawał itp...zmęczona już jestem tym wszystkim...po prostu zmęczona:(

Jak zostałam "świrem" ? może kiedy byłam dzieckiem, a mój ojciec chlał, awanturował się i ustawiał nas wszystkich, a najczęściej wszystko równocześnie..może wtedy kiedy uciekaliśmy w nocy do dziadków żeby nas nie zatłukł.. a może przez wszystkie głupie związki w które pakowałam się będąc młodym człowiekiem (ekhm znaczy młodszym, bo młodym chyba wciąż jestem) ..gdzieś w tym i między tym wszystkim sobie dorastałam i ...zresztą, w sumie pewnie większość z Was miała porąbane dzieciństwo, więc wiecie o czym mówię...
Tylko, że wtedy nie było czasu zastanawiać się nad takimi "pierdołami" jak nerwica, wtedy nie analizowałam swojego stanu ducha czy ciała, bo zwyczajnie nie było na to czasu, a poza tym jasne było że jest ch..nia Wtedy nie patrzyłam na to, że może serce bije za szybko, a ręce czasem drętwieją. Wszystkie moje siły i myśli skupione były na dwóch rzeczach- przetrwaniu i ucieczce...i to jest w tym wszystkim dla mnie najgorsze, że to wtedy byłam silna. Wtedy nie czułam się ofiarą. Może dziwnie to brzmi, ale na prawdę wtedy czułam w sobie jakąś moc. To coś pozwalało mi przetrwać. ...a kiedy wydawać by się mogło, że w moim życiu wreszcie nastał spokój, całe to gówno to mnie wróciło i zaczęło jakby odbijać sobie te wszystkie lata kiedy nie udało się mnie zniszczyć.
Zaczęło się od tego, że któregoś dnia zauważyłam, że moje serce bije jakby za szybko..później było kołatanie serca, drętwienie wszystkiego, bóle brzucha, wrażenie utraty przytomności, stany lękowe, wrażenie że zaraz umrę itd itd przez chwilę wydawało mi się że wyłażą mi włosy, później że ruszają zęby...eh kiedy to pisze, to sama nie wierze

