Powrót po 11 latach...
: 21 grudnia 2024, o 12:15
Cześć wszystkim.
Zastanawiałem się czy tu napisać, ale pomyślałem że może mi ulży... Wygadam się...
Spokój od nerwicy miałem około 10 lat. Spokojne życie bez objawów, poznałem kobietę swojego życia, zbudowałem dom, dobra praca itp. Jakieś szczątki nerwicy zostały, bo on ponad 10 lat w ciągu dalszym nie odstawiłem citalu, z obawy że coś powróci.. do psychiatry nie chodziłem, lekarz rodzinny przepisuje mi leki jako stałe.
Poprzedni epizod co można zobaczyć w moich poprzednich postach to nerwica lękowa. Przechodziłem przez, derealizacje, depersonalizację, nie wychodziłem z domu bo się bałem że umrę, zaslabne, zwariuje. Objawy somatyczne wszystkie możliwe.
Wtedy na nogi postawił mnie cital i terapia. Z czasem zacząłem wychodzić z domu, objawy somatyczne ustawały, dd zniknęło nawet nie wiedziałem kiedy.
Teraźniejszość...
Nadszedł ten czas, około 2 miesięcy temu. Najpierw zapalenie oskrzeli - zacząłem bać się, że przestanę oddychać bo mam coś z płucami. Doszły problemy z zasypianiem, kontrola oddechu. - przeszło. Po krótkim czasie jadąc z żoną jej nowym autem (ja prowadziłem), w lesie wbiegł w nas dzik. Wiadomo, auto rozwalone nerwy... Jako tako byłem spokojny. Znowu w niedalekim odstępie czasu oglądając film wrócił do mnie pierwszy po 10 latach atak paniki... Nagle, nie wiem skąd ubzdurałem sobie, że kurczy mi się penis i zaraz zniknie. Krzyczałem do żony, żebyśmy jechali na pogotowie. Zrobiło mi się zimno, blado, kołatanie serca - wiadomo. Uspokoilem się, zostaliśmy w domu, wszystko wróciło do codzienności, poza tym że przez tydzień chodziłem i sprawdzałem czy na pewno jest na swoim miejscu...
Po około miesiącu znów zachorowałem, tym razem zapalenie krtani - zacząłem tracić głos, chrypa i utrudniona mowa. Tu chyba wszystko pękło. Zacząłem mierzyć sobie temperaturę co godzinę. Wstawałem w nocy i wolałem kota aby tylko użyć głosu i zobaczyć czy dalej mogę mówić czy głos mi nie zanikł. Wykupiłem pół apteki.
Głos wrócił, ale ja zacząłem mieć problemy... Zacząłem wybudzać się w nocy. Świat znowu zaczął stawać się odległy, rozmazany, brak apetytu. Na myśl o powrocie do pracy z L4, robiło mi się ciepło, w głowie pojawiało się oszołomienie. Zacząłem być apatyczny, nie widzę sensu kolejnego dnia, bądź na odwrót boję się co będę robił następnego dnia by nie myśleć o lękach. Myśli, dam radę w pracy 11 godzin? Przecież w domu jestem taki śpiący, a jak wrócę do domu jak kończę o 22? Przecież mogę zasnąć za kierownicą... Objawy somatyczne naprzemienne, rzadko występujące razem takie jak pieczenie w okolicach serca, drżenie rąk i nóg, kontrola oddechu przy zasypianiu, słyszenie bicia serca, napięciowe bóle głowy. Wychodzę z domu, bo rozumiem więcej niż 10 lat temu, ale dochodzę do wniosku że nie da sobie wszystkiego wytłumaczyć tak żeby było całkiem dobrze.
Wczoraj byłem w pracy, przed pracą stres, czułem się jak pijany. Pierwsza godzina w pracy to samo. Potem stres zszedł i wszystko było jak dawniej, poza tym że co jakiś czas kontrolowałem czy na pewno wszystko jest dobrze....
W chwili obecnej leżę na łóżku po śniadaniu, zaraz jedziemy na świąteczne zakupy. Wstałem 2 godziny temu, a mam wrażenie jakby minęło już kilka godzin. Mam uczucie obcości, póki coś robię jest ok, jak tylko staje się wolny zaczyna się robić gorzej. Myślę, co będzie jutro. Jak dam radę jutro w pracy. Będzie lepiej czy gorzej? Czy obudzę się w lepszym stanie czy gorszym? Szarość życia, nic nie cieszy. Same objawy somatyczne już mnie tak nie stresują, bo umiem je sobie wytłumaczyć, ale ta obcość, brak sensu, radości... Do tego gorzej się robi, jak przychodzi godzina 16 i robi się ciemno, dochodzi jakiś dodatkowy niepokój...
Na chwilę teraźniejszą umówiłem prywatną wizytę u psychologa na 30 grudnia, oraz lekarza psychiatrę, który prowadził mnie 10 lat temu na koniec stycznia.
Myślę, że moim błędem było to, że pół roku temu sam zbiłem sobie dawkę citalu z półtorej do 1 tabletki dziennie. Teraz chce spytać lekarza, czy mogę spowrotem wrócić do starej dawki. Może to pomoże?
Zastanawiałem się czy tu napisać, ale pomyślałem że może mi ulży... Wygadam się...
Spokój od nerwicy miałem około 10 lat. Spokojne życie bez objawów, poznałem kobietę swojego życia, zbudowałem dom, dobra praca itp. Jakieś szczątki nerwicy zostały, bo on ponad 10 lat w ciągu dalszym nie odstawiłem citalu, z obawy że coś powróci.. do psychiatry nie chodziłem, lekarz rodzinny przepisuje mi leki jako stałe.
Poprzedni epizod co można zobaczyć w moich poprzednich postach to nerwica lękowa. Przechodziłem przez, derealizacje, depersonalizację, nie wychodziłem z domu bo się bałem że umrę, zaslabne, zwariuje. Objawy somatyczne wszystkie możliwe.
Wtedy na nogi postawił mnie cital i terapia. Z czasem zacząłem wychodzić z domu, objawy somatyczne ustawały, dd zniknęło nawet nie wiedziałem kiedy.
Teraźniejszość...
Nadszedł ten czas, około 2 miesięcy temu. Najpierw zapalenie oskrzeli - zacząłem bać się, że przestanę oddychać bo mam coś z płucami. Doszły problemy z zasypianiem, kontrola oddechu. - przeszło. Po krótkim czasie jadąc z żoną jej nowym autem (ja prowadziłem), w lesie wbiegł w nas dzik. Wiadomo, auto rozwalone nerwy... Jako tako byłem spokojny. Znowu w niedalekim odstępie czasu oglądając film wrócił do mnie pierwszy po 10 latach atak paniki... Nagle, nie wiem skąd ubzdurałem sobie, że kurczy mi się penis i zaraz zniknie. Krzyczałem do żony, żebyśmy jechali na pogotowie. Zrobiło mi się zimno, blado, kołatanie serca - wiadomo. Uspokoilem się, zostaliśmy w domu, wszystko wróciło do codzienności, poza tym że przez tydzień chodziłem i sprawdzałem czy na pewno jest na swoim miejscu...
Po około miesiącu znów zachorowałem, tym razem zapalenie krtani - zacząłem tracić głos, chrypa i utrudniona mowa. Tu chyba wszystko pękło. Zacząłem mierzyć sobie temperaturę co godzinę. Wstawałem w nocy i wolałem kota aby tylko użyć głosu i zobaczyć czy dalej mogę mówić czy głos mi nie zanikł. Wykupiłem pół apteki.
Głos wrócił, ale ja zacząłem mieć problemy... Zacząłem wybudzać się w nocy. Świat znowu zaczął stawać się odległy, rozmazany, brak apetytu. Na myśl o powrocie do pracy z L4, robiło mi się ciepło, w głowie pojawiało się oszołomienie. Zacząłem być apatyczny, nie widzę sensu kolejnego dnia, bądź na odwrót boję się co będę robił następnego dnia by nie myśleć o lękach. Myśli, dam radę w pracy 11 godzin? Przecież w domu jestem taki śpiący, a jak wrócę do domu jak kończę o 22? Przecież mogę zasnąć za kierownicą... Objawy somatyczne naprzemienne, rzadko występujące razem takie jak pieczenie w okolicach serca, drżenie rąk i nóg, kontrola oddechu przy zasypianiu, słyszenie bicia serca, napięciowe bóle głowy. Wychodzę z domu, bo rozumiem więcej niż 10 lat temu, ale dochodzę do wniosku że nie da sobie wszystkiego wytłumaczyć tak żeby było całkiem dobrze.
Wczoraj byłem w pracy, przed pracą stres, czułem się jak pijany. Pierwsza godzina w pracy to samo. Potem stres zszedł i wszystko było jak dawniej, poza tym że co jakiś czas kontrolowałem czy na pewno wszystko jest dobrze....
W chwili obecnej leżę na łóżku po śniadaniu, zaraz jedziemy na świąteczne zakupy. Wstałem 2 godziny temu, a mam wrażenie jakby minęło już kilka godzin. Mam uczucie obcości, póki coś robię jest ok, jak tylko staje się wolny zaczyna się robić gorzej. Myślę, co będzie jutro. Jak dam radę jutro w pracy. Będzie lepiej czy gorzej? Czy obudzę się w lepszym stanie czy gorszym? Szarość życia, nic nie cieszy. Same objawy somatyczne już mnie tak nie stresują, bo umiem je sobie wytłumaczyć, ale ta obcość, brak sensu, radości... Do tego gorzej się robi, jak przychodzi godzina 16 i robi się ciemno, dochodzi jakiś dodatkowy niepokój...
Na chwilę teraźniejszą umówiłem prywatną wizytę u psychologa na 30 grudnia, oraz lekarza psychiatrę, który prowadził mnie 10 lat temu na koniec stycznia.
Myślę, że moim błędem było to, że pół roku temu sam zbiłem sobie dawkę citalu z półtorej do 1 tabletki dziennie. Teraz chce spytać lekarza, czy mogę spowrotem wrócić do starej dawki. Może to pomoże?