Nie umiem sobie poradzić
: 24 listopada 2024, o 18:58
Witam wszystkich, jestem tu nowy, ale od pewnego czasu czytuję wpisy użytkowników oraz przeglądam profil na FB.
Całej swojej 4-letniej historii nie będę w tym temacie opisywać[może zrobię to później]. Generalnie stwierdzono u mnie inne zaburzenia lękowe, ostatnie 2 lata korzystałem z pomocy psychiatry, który przepisał mi na objawy typu zawroty głowy, brak sił, mdłości itp., środek o nazwie Depralin. Stosuję go codziennie w dawkach 2 tabletki rano. Przez 2 lata wszystko było ok, wróciłem do życia, skończyłem aplikację radcowską, założyłem własną kancelarię i zacząłem zbierać pieniądze na wkład własny. W dniach 9-11 listopada zachorowałem na grypę żołądkową. Całą noc miałem wymioty i przez kolejne 2 dni biegunkę. Oczywiście w tym czasie nadal stosowałem swoje leki.
Jednakże wraz z zakończeniem grypy wróciły do mnie demony. Początkowo myślałem, że to po prostu kilka gorszych dni, co przy kuracji farmakologicznej się zdarza. Niestety minie zaraz 2 tygodnie. Uczucie lęku w ciągu dnia, płaczliwość, czarne myśli itp. Na objawy typu kołatanie serca nie zwracam nawet uwagi, ale sama głowa nie dojeżdża. We wtorek mam spotkanie ze swoim psychiatrą i zapisałem się w kolejkę na NFZ na psychoterapie [3-4 miesiące czekania]. Boję się zmiany leków, bo znam przypadki, gdy takie zmiany potrafiły zrobić z człowieka pustą skorupę bez życia. Boję się też silniejszych leków z w/w przyczyn.
Coś się po dwóch latach zablokowało i nie umiem sobie z tym poradzić. Często wieczorami jest lepiej, bo głowa jest tak jakby hmm...pusta od tych myśli. Wraca radość, chęć realizacji dotychczasowych czynności itp. Natomiast w ciągu dnia jest ciężko - uczucie samotności [pracuje z mieszkania, chociaż wiem, że zawsze mogę zadzwonić do rodziców czy rodzeństwa lub napisać do dziewczyny], bezradności, problemy z koncentracją czy też myśli typu - po co w przyszłym roku mam się oświadczać, skoro w takim stanie tylko zmarnuje swojej dziewczynie życie; albo myśli, że nie ma po co żyć i się tak męczyć. Do tego zmniejszony apetyt i niechęć do posiłków, więc robiąc sobie śniadanie czy obiad, niejako wmuszam w siebie jedzenie [uczucie guli w przełyku i jakby ściśnięty żołądek], powtarzając, że tak trzeba żeby mieć siły z tym cholerstwem walczyć.
Dotychczasowe aktywności poboczne typu zagranie ze znajomymi w jakieś gry itp., odeszły w niepamięć, bo nie mam na to ochoty. Nawet czytanie książek nie daje mi radości. Każdego wieczora łudzę się, że skoro w wieczór jest już lepiej to rano wstanę i będzie tak jak 3 tygodnie temu, a potem jest ranek i siedzę przed laptopem pracując, a w głowie kłębią się myśli, które mnie pokonują.
Lepiej jest gdy cały dzień przebywam np. z dziewczyną czy w domu rodzinnym i zawsze mogę do kogoś się odezwać, pogadać czy nawet pogłaskać kota, ale to nie jest wyjście, a jedynie ucieczka od problemu i zamknięcie się w pozornie bezpiecznym miejscu.
Całej swojej 4-letniej historii nie będę w tym temacie opisywać[może zrobię to później]. Generalnie stwierdzono u mnie inne zaburzenia lękowe, ostatnie 2 lata korzystałem z pomocy psychiatry, który przepisał mi na objawy typu zawroty głowy, brak sił, mdłości itp., środek o nazwie Depralin. Stosuję go codziennie w dawkach 2 tabletki rano. Przez 2 lata wszystko było ok, wróciłem do życia, skończyłem aplikację radcowską, założyłem własną kancelarię i zacząłem zbierać pieniądze na wkład własny. W dniach 9-11 listopada zachorowałem na grypę żołądkową. Całą noc miałem wymioty i przez kolejne 2 dni biegunkę. Oczywiście w tym czasie nadal stosowałem swoje leki.
Jednakże wraz z zakończeniem grypy wróciły do mnie demony. Początkowo myślałem, że to po prostu kilka gorszych dni, co przy kuracji farmakologicznej się zdarza. Niestety minie zaraz 2 tygodnie. Uczucie lęku w ciągu dnia, płaczliwość, czarne myśli itp. Na objawy typu kołatanie serca nie zwracam nawet uwagi, ale sama głowa nie dojeżdża. We wtorek mam spotkanie ze swoim psychiatrą i zapisałem się w kolejkę na NFZ na psychoterapie [3-4 miesiące czekania]. Boję się zmiany leków, bo znam przypadki, gdy takie zmiany potrafiły zrobić z człowieka pustą skorupę bez życia. Boję się też silniejszych leków z w/w przyczyn.
Coś się po dwóch latach zablokowało i nie umiem sobie z tym poradzić. Często wieczorami jest lepiej, bo głowa jest tak jakby hmm...pusta od tych myśli. Wraca radość, chęć realizacji dotychczasowych czynności itp. Natomiast w ciągu dnia jest ciężko - uczucie samotności [pracuje z mieszkania, chociaż wiem, że zawsze mogę zadzwonić do rodziców czy rodzeństwa lub napisać do dziewczyny], bezradności, problemy z koncentracją czy też myśli typu - po co w przyszłym roku mam się oświadczać, skoro w takim stanie tylko zmarnuje swojej dziewczynie życie; albo myśli, że nie ma po co żyć i się tak męczyć. Do tego zmniejszony apetyt i niechęć do posiłków, więc robiąc sobie śniadanie czy obiad, niejako wmuszam w siebie jedzenie [uczucie guli w przełyku i jakby ściśnięty żołądek], powtarzając, że tak trzeba żeby mieć siły z tym cholerstwem walczyć.
Dotychczasowe aktywności poboczne typu zagranie ze znajomymi w jakieś gry itp., odeszły w niepamięć, bo nie mam na to ochoty. Nawet czytanie książek nie daje mi radości. Każdego wieczora łudzę się, że skoro w wieczór jest już lepiej to rano wstanę i będzie tak jak 3 tygodnie temu, a potem jest ranek i siedzę przed laptopem pracując, a w głowie kłębią się myśli, które mnie pokonują.
Lepiej jest gdy cały dzień przebywam np. z dziewczyną czy w domu rodzinnym i zawsze mogę do kogoś się odezwać, pogadać czy nawet pogłaskać kota, ale to nie jest wyjście, a jedynie ucieczka od problemu i zamknięcie się w pozornie bezpiecznym miejscu.