Zaburzenie po stosunku seksualnym
: 3 listopada 2024, o 13:16
Metryczka:
Mężczyzna, lat (wtedy) 21, student kierunku inżynierskiego.
Etap 1. Seks i pierwsze somaty.
W 2014 roku wpadłem w związek w którym próbowałem nie być sobą i postępowałem niezgodnie ze swoim sumieniem i przekonaniami. Tak więc po kilkunastu dniach spotykania się doszło do stosunku którego nie chciałem (współżyłem już wcześniej). Jeszcze nic do niej nie czułem i nie byłem an to gotowy. Nie nazwałbym tego gwałtem a raczej postawieniem pod ścianą bez możliwości wyboru. No i stało się pierwsza bezsenna noc, ucisk w gardle, brak apetytu, problemy z zasypianiem. Na początku nie ogarniałem co moje ciało robi i co do mnie mówi. Po weekendzie wróciłem do siebie i na studia i się uspokoiło. Ale podczas każdego kolejnego spotkania ucisk w gardle wracał, niepewność i napięcie. Oczywiście brnąłem w to dalej i był z tego prawie 1,5 roczny związek. Somaty z godzin przerodziły się w dni, w dni w tygodnie a tygodnie w stałe napięcie. Próbowałem w tym czasie ziół na uspokojenie i jakiś leków dostępnych bez recepty. Wszystkie moje objawy ukrywałem i robiłem wszystko by po sobie nie dać znać że coś jest nie tak.
Etap 2. Rozstanie i psychiatra
Później przeżyłem rozstanie z tą dziewczyną. Stwierdziła że pójdzie do innego i z dnia na dzień się rozstaliśmy. Wszystko we mnie narosło i wybuchło. A przede wszystkim olbrzymie poczucie niesprawiedliwości. To właśnie w 2016 roku zgłosiłem się do psychiatry. Podstawowe badania, testy, i pierwsza recepta na leki. Zacząłem życie od nowa z moimi lękami. Poprzez stosowanie strategii unikania oduczyłem się chodzenia na spotkania, imprezy, przestałem wychodzić praktycznie wszędzie. Podróże tylko moim samochodem bo w nim czułem się komfortowo. Co też później się zmieniło na gorsze. Od 2017 roku wszedłem w nowy związek z wielkim lekiem i stresem. Postanowiłem że tym razem będę w 100% szczery. Jakież było moje zdziwienie jak ona opowiedziała o swoich problemach. Razem mamy zaburzenie. W 2018 roku pierwszy raz poszedłem na terapię. Po około 10 spotkaniach zakończyłem ponieważ jakoś mi to nie pasowało. Jak się później okazało nie byłem wtedy na to gotowy. No i tak sobie żyłem w lęku i wycofaniu z większymi i mniejszymi zaburzeniami. Bałem się spotkań, zakupów w sklepie, a wszystko kręciło się w okół biegunki albo wymiotów i poszukiwaniu toalety.
Etap 3 Atak paniki i zmiana strategii.
Aż do marca 2024 r. brałem leki, próbowałem żyć (przetrwać) i nie zwariować. Ale w marcu 2024 pętla wokół mnie zaczęła się zaciskać. I przeżyłem swój pierwszy prawdziwy atak lękowy. Coś podobnego miałem w 2017 roku ale trwało krócej. Tym razem zmiotło mnie z planszy na 3 tygodnie. Miałem wrażenie że zwariuję, milion myśli na sekundę, poczucie przytłoczenia. Fizycznie uczucie i poczucie prawie śmierci. Nie byłem w stanie logicznie myśleć. Do dziś nie wiem co go wywołało ze był tak intensywny. Wydaje mi się że lata zaburzeń i wyciszania emocji prochami zrobiły swoje i organizm odreagował. Znów wizyta u lekarza psychiatry, badania i te same leki co od 2016 tylko w większej dawce…. Oraz trefna diagnoza odnośnie niskiego poziomu testosteronu. Dlaczego nietrafna opisuje później. Psychiatra podniósł mi poziom testosteronu lekami onkologicznymi. Z poziomu 300 jednostek na 700. Czułem się świetnie do czasu jak poziom nie spadł znów do 300 jednostek. Euforia dla faceta ze zwiększenia testosteronu jest ogromna. I rozpoczął się objazd po lokalnych lekarzach. Wydałem kilka tysięcy na wizyty i badania aby dowiedzieć się że wszystko u mnie w organizmie jest w porządku. To była zarazem ulga jak i smutek. Czyli co moje objawy i samopoczucie pochodzą z głowy?
Po ataku stwierdziłem że pora przeprowadzić remont w swoim życiu. Zapisałem się na terapię z postanowieniem że nie zakończę jej dopóki nie poprostuję wszystkich tematów.
Etap 4 Zmiana życia
Na terapię zapisałem się zaraz po ataku i od kwietnia 2024 uczęszczam co tydzień. Zauważyłem dużą poprawę jakości swojego życia. Dobrych momentów jest więcej niż złych. Problemy które były dla mnie wyzwaniami wcześniej, przechodzę teraz normalnie albo z lekkim dyskomfortem. A co najważniejsze bez pomocy silnych leków (afobam). Zmieniłem także psychiatrę.
Teraz chwila dla nauki i podzielę się tym co brałem.
Mirtagen oraz Mozarin jako leki stałe w różnych dawkach, były zmieniane w trakcie leczenia. Oraz propranolol zamieniony później na afobam jako lek doraźny w napadach lęku.
Po zmianie lekarza od miesiąca przyjmuję pregabalinę oraz mirtagen a mozarin zamieniam na trittico.
Wspomagam się medykamentami, terapią i samorozwojem (książki i psychoedukacja). Myślę że mój pociąg stoi na dobrych torach, węgiel załadowany, silnik odpalony tylko maszynista jeszcze się waha czy ruszyć. Co prawda stoimy na złej i niebezpiecznej stacji ale ona jest taka znana i praktycznie tu zamieszkaliśmy.
Obiektywnie patrząc myślę że pociąg już ruszył, jeszcze jedzie powoli ale oddalam się od tego lękowego życia. Jeszcze czasem obrócę głowę z nostalgią i pojawią się myśli o myślach ale tak wygląda ten proces. Co dla mnie najdziwniejszego to że podczas terapii pojawiało się więcej sytuacji które powodowały we mnie myślenie i odczucia. Zacząłem się zastanawiać jak ma mi to pomóc skoro się uwolnić od tego to mam jeszcze więcej, emocji, uczuć i czuję jakby wszystko przybierało na sile. W takich momentach powtarzam sobie moje hasło "będę o siebie walczyć do końca". Nastąpiła zmiana myślenia jeszcze nie w pełni ale myślę sobie że 10 lat zaburzeń nie wyleczy się z 6 miesięcy terapii.
Wytrwałości dla wszystkich zmagających się z lękami.
Mężczyzna, lat (wtedy) 21, student kierunku inżynierskiego.
Etap 1. Seks i pierwsze somaty.
W 2014 roku wpadłem w związek w którym próbowałem nie być sobą i postępowałem niezgodnie ze swoim sumieniem i przekonaniami. Tak więc po kilkunastu dniach spotykania się doszło do stosunku którego nie chciałem (współżyłem już wcześniej). Jeszcze nic do niej nie czułem i nie byłem an to gotowy. Nie nazwałbym tego gwałtem a raczej postawieniem pod ścianą bez możliwości wyboru. No i stało się pierwsza bezsenna noc, ucisk w gardle, brak apetytu, problemy z zasypianiem. Na początku nie ogarniałem co moje ciało robi i co do mnie mówi. Po weekendzie wróciłem do siebie i na studia i się uspokoiło. Ale podczas każdego kolejnego spotkania ucisk w gardle wracał, niepewność i napięcie. Oczywiście brnąłem w to dalej i był z tego prawie 1,5 roczny związek. Somaty z godzin przerodziły się w dni, w dni w tygodnie a tygodnie w stałe napięcie. Próbowałem w tym czasie ziół na uspokojenie i jakiś leków dostępnych bez recepty. Wszystkie moje objawy ukrywałem i robiłem wszystko by po sobie nie dać znać że coś jest nie tak.
Etap 2. Rozstanie i psychiatra
Później przeżyłem rozstanie z tą dziewczyną. Stwierdziła że pójdzie do innego i z dnia na dzień się rozstaliśmy. Wszystko we mnie narosło i wybuchło. A przede wszystkim olbrzymie poczucie niesprawiedliwości. To właśnie w 2016 roku zgłosiłem się do psychiatry. Podstawowe badania, testy, i pierwsza recepta na leki. Zacząłem życie od nowa z moimi lękami. Poprzez stosowanie strategii unikania oduczyłem się chodzenia na spotkania, imprezy, przestałem wychodzić praktycznie wszędzie. Podróże tylko moim samochodem bo w nim czułem się komfortowo. Co też później się zmieniło na gorsze. Od 2017 roku wszedłem w nowy związek z wielkim lekiem i stresem. Postanowiłem że tym razem będę w 100% szczery. Jakież było moje zdziwienie jak ona opowiedziała o swoich problemach. Razem mamy zaburzenie. W 2018 roku pierwszy raz poszedłem na terapię. Po około 10 spotkaniach zakończyłem ponieważ jakoś mi to nie pasowało. Jak się później okazało nie byłem wtedy na to gotowy. No i tak sobie żyłem w lęku i wycofaniu z większymi i mniejszymi zaburzeniami. Bałem się spotkań, zakupów w sklepie, a wszystko kręciło się w okół biegunki albo wymiotów i poszukiwaniu toalety.
Etap 3 Atak paniki i zmiana strategii.
Aż do marca 2024 r. brałem leki, próbowałem żyć (przetrwać) i nie zwariować. Ale w marcu 2024 pętla wokół mnie zaczęła się zaciskać. I przeżyłem swój pierwszy prawdziwy atak lękowy. Coś podobnego miałem w 2017 roku ale trwało krócej. Tym razem zmiotło mnie z planszy na 3 tygodnie. Miałem wrażenie że zwariuję, milion myśli na sekundę, poczucie przytłoczenia. Fizycznie uczucie i poczucie prawie śmierci. Nie byłem w stanie logicznie myśleć. Do dziś nie wiem co go wywołało ze był tak intensywny. Wydaje mi się że lata zaburzeń i wyciszania emocji prochami zrobiły swoje i organizm odreagował. Znów wizyta u lekarza psychiatry, badania i te same leki co od 2016 tylko w większej dawce…. Oraz trefna diagnoza odnośnie niskiego poziomu testosteronu. Dlaczego nietrafna opisuje później. Psychiatra podniósł mi poziom testosteronu lekami onkologicznymi. Z poziomu 300 jednostek na 700. Czułem się świetnie do czasu jak poziom nie spadł znów do 300 jednostek. Euforia dla faceta ze zwiększenia testosteronu jest ogromna. I rozpoczął się objazd po lokalnych lekarzach. Wydałem kilka tysięcy na wizyty i badania aby dowiedzieć się że wszystko u mnie w organizmie jest w porządku. To była zarazem ulga jak i smutek. Czyli co moje objawy i samopoczucie pochodzą z głowy?
Po ataku stwierdziłem że pora przeprowadzić remont w swoim życiu. Zapisałem się na terapię z postanowieniem że nie zakończę jej dopóki nie poprostuję wszystkich tematów.
Etap 4 Zmiana życia
Na terapię zapisałem się zaraz po ataku i od kwietnia 2024 uczęszczam co tydzień. Zauważyłem dużą poprawę jakości swojego życia. Dobrych momentów jest więcej niż złych. Problemy które były dla mnie wyzwaniami wcześniej, przechodzę teraz normalnie albo z lekkim dyskomfortem. A co najważniejsze bez pomocy silnych leków (afobam). Zmieniłem także psychiatrę.
Teraz chwila dla nauki i podzielę się tym co brałem.
Mirtagen oraz Mozarin jako leki stałe w różnych dawkach, były zmieniane w trakcie leczenia. Oraz propranolol zamieniony później na afobam jako lek doraźny w napadach lęku.
Po zmianie lekarza od miesiąca przyjmuję pregabalinę oraz mirtagen a mozarin zamieniam na trittico.
Wspomagam się medykamentami, terapią i samorozwojem (książki i psychoedukacja). Myślę że mój pociąg stoi na dobrych torach, węgiel załadowany, silnik odpalony tylko maszynista jeszcze się waha czy ruszyć. Co prawda stoimy na złej i niebezpiecznej stacji ale ona jest taka znana i praktycznie tu zamieszkaliśmy.
Obiektywnie patrząc myślę że pociąg już ruszył, jeszcze jedzie powoli ale oddalam się od tego lękowego życia. Jeszcze czasem obrócę głowę z nostalgią i pojawią się myśli o myślach ale tak wygląda ten proces. Co dla mnie najdziwniejszego to że podczas terapii pojawiało się więcej sytuacji które powodowały we mnie myślenie i odczucia. Zacząłem się zastanawiać jak ma mi to pomóc skoro się uwolnić od tego to mam jeszcze więcej, emocji, uczuć i czuję jakby wszystko przybierało na sile. W takich momentach powtarzam sobie moje hasło "będę o siebie walczyć do końca". Nastąpiła zmiana myślenia jeszcze nie w pełni ale myślę sobie że 10 lat zaburzeń nie wyleczy się z 6 miesięcy terapii.
Wytrwałości dla wszystkich zmagających się z lękami.