Natrętne myśli egzystencjonalne
: 24 września 2024, o 10:06
Hej,
Piszę tutaj już z desperacji bo mam wrażenie że powoli wariuję.
Lęk pojawił się u mnie trochę ponad 3 tygodnie temu, to był czas w którym zmieniałam pracę i ogromnie się tym stresowałam i tłumiłam ten stres w sobie. Od tego czasu zaczęły się u mnie pojawiać ataki paniki przy wyjściu na zewnątrz, jakiś ogromny strach przed śmiercią - tak jakbym nagle zdała sobie z tego sprawę oraz derealizacja przy wyjściu na zewnątrz. Na początku utożsamiałam te lęki tylko z pracą, aż do zeszłego tygodnia gdy doszłam do momentu, w którym pojawiły się myśli egzystencjonalne i katastroficzne. Od tego czasu codziennie mam wrażenie że zaraz zwariuję. Panicznie boje się śmierci bliskich mi osób, mam ciągle wrażenie że na pewno będzie jakas katastrofa, nawet jak leci samolot to jestem przerażona tym odgłosem. Ciągle nachodzą mnie myśli że ten świat to jakas symulacja, przeraża mnie ogrom świata, zastanawiam się kim ja w ogóle jestem i dlaczego mam świadomość. Mam przebłyski normalnej świadomości ale muszę się ogromnie starać żeby przy nich wytrwać. Ciężko mi się skupić na myśleniu o rzeczywistości, bo zaraz pojawia się myśl że cały ten świat w którym jestem to tylko wymysł człowieka i że tak naprawdę nic nie ma sensu bo przecież i tak umrzemy. Te myśli są tak natrętne że nie mogę spać po nocach, w ciągu dnia nie mogę się skupić na czymkolwiek co kiedyś sprawiało mi radość bo wydaje mi się że nie ma to sensu, nawet nie mogę się skupić na rozmowach z ludźmi.
Wiem, że nie ma na te pytania odpowiedzi i że nie powinnam się na nich skupiać ale dosłownie odchodzę od zmysłów.
Od tygodnia zażywam pramolan ale z tego co czytam to nie jest to lek na natrętne myśli...
Jak sobie poradziliście z taką sytuacją jeśli w niej byliście?
Piszę tutaj już z desperacji bo mam wrażenie że powoli wariuję.
Lęk pojawił się u mnie trochę ponad 3 tygodnie temu, to był czas w którym zmieniałam pracę i ogromnie się tym stresowałam i tłumiłam ten stres w sobie. Od tego czasu zaczęły się u mnie pojawiać ataki paniki przy wyjściu na zewnątrz, jakiś ogromny strach przed śmiercią - tak jakbym nagle zdała sobie z tego sprawę oraz derealizacja przy wyjściu na zewnątrz. Na początku utożsamiałam te lęki tylko z pracą, aż do zeszłego tygodnia gdy doszłam do momentu, w którym pojawiły się myśli egzystencjonalne i katastroficzne. Od tego czasu codziennie mam wrażenie że zaraz zwariuję. Panicznie boje się śmierci bliskich mi osób, mam ciągle wrażenie że na pewno będzie jakas katastrofa, nawet jak leci samolot to jestem przerażona tym odgłosem. Ciągle nachodzą mnie myśli że ten świat to jakas symulacja, przeraża mnie ogrom świata, zastanawiam się kim ja w ogóle jestem i dlaczego mam świadomość. Mam przebłyski normalnej świadomości ale muszę się ogromnie starać żeby przy nich wytrwać. Ciężko mi się skupić na myśleniu o rzeczywistości, bo zaraz pojawia się myśl że cały ten świat w którym jestem to tylko wymysł człowieka i że tak naprawdę nic nie ma sensu bo przecież i tak umrzemy. Te myśli są tak natrętne że nie mogę spać po nocach, w ciągu dnia nie mogę się skupić na czymkolwiek co kiedyś sprawiało mi radość bo wydaje mi się że nie ma to sensu, nawet nie mogę się skupić na rozmowach z ludźmi.
Wiem, że nie ma na te pytania odpowiedzi i że nie powinnam się na nich skupiać ale dosłownie odchodzę od zmysłów.
Od tygodnia zażywam pramolan ale z tego co czytam to nie jest to lek na natrętne myśli...
Jak sobie poradziliście z taką sytuacją jeśli w niej byliście?