Bezsenność i frustracja
: 8 czerwca 2024, o 04:56
Ja nie wiem co ja mam robić. Jetem wrakiem. Znowu nie spałam. Nie umiem sobie z tym poradzić. Nie umiem zaakceptować nie umiem się uspokoić zaraz zwariuje. Dlaczego akurat to mnie spotkało? Przecież ja tego nie udźwignę. Nie wiem jak mam to ogarnąć. Nie wiem jak ja mam sobie z tym poradzić, Jestem zła, wściekła, sfrustrowana, przestraszona zagubiona. Dlaczego mój mózg i to robi??
Dlaczego dlaczego dlaczego?
Przecież pracuję nad sobą, staram się zrozumieć ale wszystko widocznie robię źle, bo nie ogarniam.
Płacze z wściekłości i żalu. Jak ja mam się ogranąć skoro ciągle wisi mi nad głową widno kolejnej nieprzespanej nocy?
Jak w ogóle można przejść z tym do porządku dziennego? Jak można powiedzieć sobie ok, niech się dzieje? Nigdy nie miałam problemów ze snem, nawet w hardkorze. Zawsze miałam bezpieczeństwo w odpoczynku…. Teraz mi to zabrano. Nie mam chwili wytchnienia w tym bajzlu, emocje robią ze mną co chcą. Mam ochotę rozłupać sobie głowę i walnąć się młotkiem.
Logika ma na to wyrąbane, stoi z boku i czeka aż przestane wariować i się użalać nad sobą. Tyle dobrze i nie dobrze, bo już nawet się nie mogę rozwalić na drobne do końca. Nie, to już nie zdaje egzaminu. Nie wpadam już w wir beznadziei ale za to ciągle w strachu i żałości.
Nie wiem, nie rozumiem, nie chcę. Ale takie gadanie niczego nie zmieni. Chce ulgi – mogę wziąć leki, ale zaraz myśl, ze to tylko na krótką metę i będę musiała i tak bez leków żyć. I kolejna wkrętka. Że już mi się życie skoczyło, że teraz tylko prochy i wieczna kontrola, czy działają czy nie.
Ja tak nie chcę, nie wiem, co się ze mną porobiło, co ja sobie zrobiłam i robię non stop.
Dlaczego dlaczego dlaczego?
Przecież pracuję nad sobą, staram się zrozumieć ale wszystko widocznie robię źle, bo nie ogarniam.
Płacze z wściekłości i żalu. Jak ja mam się ogranąć skoro ciągle wisi mi nad głową widno kolejnej nieprzespanej nocy?
Jak w ogóle można przejść z tym do porządku dziennego? Jak można powiedzieć sobie ok, niech się dzieje? Nigdy nie miałam problemów ze snem, nawet w hardkorze. Zawsze miałam bezpieczeństwo w odpoczynku…. Teraz mi to zabrano. Nie mam chwili wytchnienia w tym bajzlu, emocje robią ze mną co chcą. Mam ochotę rozłupać sobie głowę i walnąć się młotkiem.
Logika ma na to wyrąbane, stoi z boku i czeka aż przestane wariować i się użalać nad sobą. Tyle dobrze i nie dobrze, bo już nawet się nie mogę rozwalić na drobne do końca. Nie, to już nie zdaje egzaminu. Nie wpadam już w wir beznadziei ale za to ciągle w strachu i żałości.
Nie wiem, nie rozumiem, nie chcę. Ale takie gadanie niczego nie zmieni. Chce ulgi – mogę wziąć leki, ale zaraz myśl, ze to tylko na krótką metę i będę musiała i tak bez leków żyć. I kolejna wkrętka. Że już mi się życie skoczyło, że teraz tylko prochy i wieczna kontrola, czy działają czy nie.
Ja tak nie chcę, nie wiem, co się ze mną porobiło, co ja sobie zrobiłam i robię non stop.