Nerwica w wyniku innej choroby? Czy po prostu NERWICA przez duże N. Moja długa historia.
: 8 marca 2023, o 22:47
Cześć. Uprzedzam, będzie długo, ale będę wdzięczny każdemu kto przeczyta całość, zrozumie i może coś poradzi. Wiem, że zabrzmię jak hipochondryk...
Piszę w oczekiwaniu na wizyty u lekarzy, chcę to z siebie wyrzucić i zapytać czy nerwica faktycznie tak może zniszczyć życie? Czy może to jednak inna nieodkryta choroba, która spowodowała nerwicę?
Poniższy tekst był pisany prawie 2 lata temu. Dziś już niemal jestem pewien, że mam nerwicę i może depresję, ale dalej nie wiem czy ona pojawiła się najpierw, czy w wyniku innych nieodkrytych jeszcze chorób. Aktualnie czekam na wizytę u psychiatry i psychologa (prywatnie oczywiście – czas oczekiwania masakra nawet prywatnie). Jedyne co stosowałem to Trittico 75mg przez 3 tygodnie jedna tabletka dziennie ale bez żadnych zmian na plus czy minus.
Zanim opiszę objawy, które mam obecnie chciałbym się trochę wyżalić, żeby to wszystko z siebie wyrzucić – a nie bardzo mam komu. Otóż przez te wszystkie lata problemów (liczmy od 2018 bo wtedy już była równia pochyła) straciłem niemal wszystko co ceniłem w życiu. zdrowie, kobietę życia (zostawiła mnie – rozwód), pasje, zainteresowania, znajomych. Nabawiłem się fobii i poza pracą nie mam w zasadzie żadnego życia. Nic mnie nie interesuje, nienawidzę siebie, wstydzę się wychodzić do ludzi (w powodu pogarszającego się wyglądu) itp. itd.
Dodatkowo tęsknię za byłą żoną która kopnęła mnie w dupę, gdy najbardziej potrzebowałem pomocy. Ale co się dziwić, z fajnego gościa z pasjami przez te wszystkie „choroby” stałem się zgorzkniałym człowiekiem który wiecznie źle się czuje i okazuje słabość. W dodatku z zaburzeniami erekcji i z jedyną pasją jaka mu została to upijaniem się w sobotę by odreagować psujące się życie i walkę ze wszystkimi chorobami świata. W tym czasie inni zdrowi robią, karierę, zarabiają gruby hajs a ja stoję w miejscu albo się nawet cofam. I między wierszami usłyszałem od kobiety, która niegdyś stała w oknie czekając, aż przyjadę, że stać ją na lepszego, że nie kocha i woli być sama niż ze mną. Ostatni gwóźdź do trumny. W zasadzie objawów nie przybyło od rozwodu, doszedł tylko kolejny niemiły powód do rozmyślania obok złego samopoczucia i chorób.
Proszę o porady, czy naprawdę nerwica może powodować takie objawy? Nie mam raczej ataków/napadów paniki, tylko permanentnie wszystkie poniższe objawy. Tak jakby całe ciało się zepsuło.
Objawy na dzień dzisiejszy:
Bóle głowy.
Drganie mięśni (wędrujące), powiek
Problemy ze snem. Ile bym nie spał staje nieprzytomny i obolały, gorzej się czuję, niż jak się kładłem. Wybudzam się w nocy z powodu ogromnego pragnienia – czasami potrafię litr wody wypić w nocy). Od kilku lat się dobrze nie wyspałem.
Permanentne zmęczenie, słaba kondycja, zaburzenia erekcji, apatia, rozdrażnienie.
Światłowstręt, kręcenie się w głowie, problem z utrzymaniem równowagi, męty, błyski w oczach. Derealizacja.
Opuchnięty brzuch (stwierdzone zapalenia śluzówki żołądka podczas gastroskopii), przelewanie się, bulgotanie. Może to jakieś SIBO a nie nerwica i stąd te wszystkie objawy.
Potworne napięcie mięśniowe, chodzę cały pokrzywiony i obolały. Przez to wyglądam totalnie nieatrakcyjnie, nie da się nawet tego przykryć ciuchami, widać że coś ze mną nie tak.
Strzelanie w stawach (wszystkich, nawet w palcach) i bóle tychże stawów. Bóle zębów.
Wysypki, swędzenia, krosty – różne dziwne zmiany skórne. Tak jakbym miał alergię na wszystko co zjem czy dotknę.
Zacinanie się, cały czas myślę o tym jak się czuję i wyglądam, że złapałem fobię – nie potrafię słuchać i rozmawiać z ludźmi – cały czas żyję w swojej głowie.
Zmiany wyglądu. Schudłem, w sensie straciłem trochę masy mięśniowej i zacząłem tyć jednocześnie w okolicach charakterystycznych dla kobiet, boczki, brzuch, taka galareta się ze mnie zrobiła, w dodatku przez te napięcia cały pokrzywiony jestem. Samoocena na poziomie zera, czy poczucie własnej wartości. Wstydzę się tego jak wyglądam i czuję nienawiść do siebie jak widzę się w lustrze. Nie czuję się jak facet.
Fatalna kondycja, osłabienie siły mięśniowej jak poszedłem na siłownię to nie potrafiłem ćwiczyć nawet połową tego ciężaru jak kiedyś byłem zdrowy.
Okropnie trzęsące się ręce
Niska tolerancja na alkohol – jak przedobrzę to potem faktycznie mam na drugi dzień napady lęku.
Objawów jest więcej i ja naprawdę już nie wiem jak mam dalej żyć. Gdybym się czuł lepiej fizycznie mógłbym cokolwiek działać – ale z takim samopoczuciem nie jestem w stanie.
Przez te dwa ostatnie lata zrobiłem oczywiście szereg kolejnych badań, próby tężyczkowe – bardzo dodatnio (z badania krwi wszystkie pierwiastki w normie), zastanawiam się nad testami na SIBO i nietolerancjami pokarmowymi. Mam problemy żołądkowe, z gastroskopii (podczas której chyba faktycznie dostałem ataku paniki) wynikło zapalenie śluzówki żołądka i dwunastnicy – antybiotyk na helicobater pyroli. Oczywiście po eradykacji problemy ze strony układu pokarmowego zostały a lekarz nie bardzo wie co robić dalej.
Poniżej moja historia, którą opisałem na jakimś forum Boreliozy 2 lata temu – tak to się wszystko zaczęło.
Witam. Mam 31 lata. Zawsze byłem zdrową w miarę wysportowaną osobą. Była siłownia, rower, wiadomo trochę alkoholu na studiach i papierosy ale nic z mocniejszych rzeczy. Generalnie standardowy model rozwoju człowieka w tym kraju. Pierwszy sygnał ze strony mojego zdrowia pojawił się 9 lat temu. Akurat byłem w delegacji, nocleg w hotelu impreza integracyjna i rozwalony materac w łóżku przez poprzednich „integracyjnych”. Nie ukrywam ten wieczór był mocno zakrapiany. Kolejny dzień wstałem z ogromnym bólem pleców w odcinku chyba piersiowym z tego co pamiętam. Nie mogłem się wyprostować. Trochę się przeraziłem bo nowa praca a ja nie wiem czy dam rade pójść. Jakoś rozchodziłem, z każdym dniem bolało mniej. Po powrocie z delegacji udałem się do lekarza POZ. Stwierdził na podstawie wywiadu, że to osteomalacja i żebym dużo wapnia spożywał i polecał basen. Zapisał mi też jeśli dobrze pamiętam Aulin. Trochę się wystraszyłem bo stwierdził, że jak nic nie będę robił to będę miał za 10 lat okrągłe plecy i problem z kręgosłupem. Wziąłem sobie słowa do serca i zwracałem uwagę na dietę i chodziłem na ten basen.
Szybko zapomniałem o bólu i wróciłem do normalnego życia. Praca, trochę sportu (siłowania, bieganie, rower) i żyłem jak normalnie młody człowiek bez żadnych problemów.
Kolejny niespodzianka pojawiła się już nie pamiętam czy pół roku czy rok później. Ni stąd, ni zowąd złapałem półpaśca, mniej więcej w tym samym miejscu gdzie wcześniej bolały mnie plecy. Szybka diagnoza lekarza POZ i antybiotyk. Przeszło i dalej, żyłem normalnie, bez bólu. Jakoś troszkę później pojawiły się problemy ze zmęczeniem i kiepsko się wysypiałem, że często musiałem dosypiać w dzień. Tłumaczyłem sobie, że to przez pracę na 3 zmiany. Dalej, żyłem normalnie, trochę sportu, jakaś impreza w sobotę. W końcu przyszedł „atak”, że zacząłem czuć się bardzo zmęczony, zaczynał powracać ból pleców, więc stwierdziłem, że czas zrobić badania kontrolne bo coś jest ze mną nie tak. Morfologia i mocz perfekt. Potem jakoś odzyskałem większość sił więc uznałem, że to grypa. Dalej jednak średnio się wysypiałem, ale cóż badania ok więc żyłem dalej w miarę normalnie, odczuwając już jakieś przemęczenia czy bóle pleców. I było tak raz lepiej raz gorzej i tak mijał czas w którym raz się gorzej raz lepiej. Nie miałem, żadnych traumatycznych przeżyć raczej wszystko wówczas szło jak z płatka, wręcz był to lepszy okres w moim życiu. Zaczynałem się tylko powoli martwić zdrowiem, ale każdy lepszy dzień sprawiał, że zapominałem o gorszych. Nigdy nie byłem hipochondrykiem, do tego czasu unikałem lekarzy jak ognia poza dwoma wymienionymi wyżej przypadkami.
Był jakoś przełom 2016/2017 rok i moje plecy zaczęły mi coraz bardziej dokuczać. Zrobiłem kolejną morfologię i mocz i poza minimalnie podwyższonymi eozynofilami było wszystko ok. Jestem alergikiem więc to pewnie była przyczyna.
W końcu wybrałem się z plecami do fizjoterapeuty. Zlecił badania. RTG kręgosłupa lędźwiowego wykazało jedynie lekkie skrzywienie, a RTG bioder lekkie zwyrodnienie w prawym biodrze. Wtedy odpuściłem już siłownię bo bałem się, żebym sobie nie pogorszył tych pleców. Parę masaży i zaleconych ćwiczeń i było jakby lepiej, może nie tak jak jeszcze niewiele wcześniej ale mogłem znowu wrócić na siłownię. Później znowu zmęczenie i znowu odpuszczenie siłowni, zaczął znowu boleć lewy nadgarstek. RTG wykazało bardzo lekkie zwyrodnienie.
Był rok 2017 i zaczynałem się czuć gorzej siłownia to już była raz na miesiąc, a później odpuszczałem bo nie czułem się na siłach. (nadmienię, że nigdy nie trenowałem jakoś ciężko, czysto rekreacyjnie). Został rower i bieganie. W tamtym roku poczułem, że spada mi libido, a raczej nie popęd a „możliwości”. Jako, że to była wówczas bardzo ważna sfera dla mnie udałem się do Endokrynologa. Hormony wszyły raczej w miarę ok, wszystko zostało zwalone na stres. Zaczynały mnie boleć nogi i kolana w stawach, ale jakoś żyłem dalej. Na wyjeździe podczas urlopu połaziło się po górach, później popiło alkoholu i na drugi dzień kolejny „atak”. Ból w odcinku lędźwiowym, tak wielki jak nigdy wcześniej i na szczęście nigdy później. Nie mogłem wstać z łóżka, a jak już wstałem to nie mogłem się wyprostować. (podejrzewam, że to wtedy mi wypadł „dysk” o czym dowiedziałem się dużo później. Zażyłem leki i wizja była taka, że zostaje w domku a znajomi idą w góry. Ale jakoś się poprawiło i poszedłem. Na drugi dzień było już lepiej, po powrocie z każdym dniem ból ustawał i wszystko wróciło do stanu wcześniejszego. Czyli zmęczenie, lekkie ból to stawów, to pleców ale było ok.
Później jeszcze raz pojechałem w góry i podczas dużo cięższych tras nic się nie działo, bolały jedynie nogi ale to nic dziwnego po trasach ponad 20 km po górach dzień w dzień. 2017 to był ostatni jeszcze w miarę dobry rok poza tymi małymi przygodami.
W 2018 roku doszły problemy z brzuchem. Czasami biegunki, i jakieś kłucie w lewym boku pod żebrami. I coraz gorsze samopoczucie. Zaczął się okres, który trwa do dziś, czytanie o różnych chorobach, które mogą dawać takie objawy i robienie badań i chodzenie po specjalistach. Najpierw USG jamy brzusznej. Wszystko OK. Zrobiłem test na przeciwciała na nietolerancję glutenu. Brak. Samopoczucie dalej się pogarsza. Morfologia z rozmazem i podstawowe badania dalej poza lekko podwyższonymi eozynofilami Ok. Czynnik reumatoidalny Ok. W końcu jedna lekarka słuchając moich objawów zaleca mi badanie pod kątem Boleriozy. Test Elisa – wynik ujemny. Powtórzenie morfologii, moczu – dalej wszystko ok. Dochodzą kolejne objawy, chroniczne zmęczenie to już norma. Bolą kolejne stawy, kolana, kostki, nadgarstki, ścięgna Achillesa i zaczyna w nich strzelać. Wapń zjonizowany w normie, fosfataza alkaliczna. Hormony Ok. Samopoczucie się pogarsza, jeszcze ostatni raz udało się zaliczyć góry (kolana już mega odmawiały posłuszeństwa) i jakieś próby powrotu na siłownię. Badanie hormonów – Ok. Zaczynam się coraz bardziej skarżyć na samopoczucie. Ludzie i lekarze raczej słuchają z przymrużeniem oka i traktują mnie jako hipochondryka.
Nagle pojawia się jakaś wielka opuchlizna łokcia. Cały czerwony, bąbel i okropny ból. Dostaję antybiotyk i leki i skierowanie na SOR gdyby się nie poprawiło. Idę na SOR czekam kilka godzin i dowiaduję się, od przyjmującego lekarza, że chyba nie mam co w domu robić, że przychodzę z tak błahostką. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem. Z każdym trochę lepszym dniem zastanawiam się, może faktycznie to przemęczenie i trzeba bardziej o siebie zadbać?
Zmieniam nawet pracę na lżejszą - biurową na jedną zmianę. Samopoczucie dalej się jednak pogarsza , mimo zdrowego odżywania, unikania stresu i dbania o siebie (oczywiście zdarzają się jakieś imprezy ale zaczynam zauważać dużo gorszą tolerancję na alkohol, szczególnie ten mocny). Coraz bardziej strzela w stawach, kościach. Boli coraz więcej stawów, powoli zaczynam się gubić czy to bolą stawy czy kości czy mięśnie. Zaczynają się migreny. Powoli muszę rezygnować z jakiś pasji aktywności bo coś boli.
W 2019 mam już dość tego samopoczucia (ile bym dał, żeby się czuć teraz tak jak wtedy) i wybieram się na wizytę u reumatologa. Pierwszy lekarz, który w końcu mnie nie zbywa. Super panie doktor, kobieta anioł. Wysłuchała moich wszystkich dolegliwości, zrobiła usg obolałych miejsc (żadnych zmian) i zleciła mi furę badań za które zapłaciłem chyba grubo ponad 1000 zł. (nie żałowałem pieniędzy bo czułem, że coś niedobrego się ze mną dzieje i to się pogarsza). Jak zwykle podwyższone eozynocyty, kwas moczowy w normie (ale bliżej górnej granicy). OB w normie, CRP w normie, witamina D w dolnej granicy normy. PPJ ANA1 ujemny, chlamydia, mycoplasma, neisseria, trichomonas, ureaplasma (nawet nie wiem co to za rzeczy) wszystko ujemne. Wykluczony toczeń, reumatoidalne zapalenie stawów, łuszczycowe zapalenie stawów (byłem też u dermatologa) zesztywniające zapalenie stawów.
Właśnie podczas rezonansu stawów krzyżowo-biodrowych (wszystko ok) wyszło przez przypadek prawdopodobne wysunięcie jądra miażdżystego i zalecenie rezonansu kręgosłupa lędźwiowego. W końcu mam diagnozę, myślałem. To dużo lepsze niż te potworne choroby reumatyczne, na które byłem badany ale zostały wykluczone. Rezonans to potwierdził, przepuklina (prawostronna) l5 s1 3.5mm. I wizyta u Neurologa.
Wszystkie moje objawy wg Neurologa nie są od kręgosłupa. Mam tylko lekką dyskopatię, nie mam objawów neurologicznych. Zalecenie ćwiczeń i rehabilitacja, basen drążek, na pewno nie jest to stan kwalifikujący się do operacji. Słuchając moich objawów dostaję kolejne skierowanie na rezonans głowy z kontrastem w celu wykluczenia Stwardnienia rozsianego.
Nie chcę mówić ile wydałem na wizyty i rezonansy i leki. Pewnie jakby to wszystko pozbierać do dziś to z 10 tys zł. Z głową oczywiście wszystko w porządku, zero zmian. Zaczynam ćwiczyć i z lędźwiami jest ok, nie ma rwy kulszowej, żadnych objawów typu opadająca stopa czy coś. Niestety coraz bardziej bolą stawy, chroniczne zmęczenie, trzaski w stawach kościach, bóle głowy. Ból jest wędrujący zaczyna boleć dosłownie wszystko. Zaczynają się bóle całego kręgosłupa, najbardziej zaczyna znowu boleć kark. Szukam dalej, znowu szukam przyczyn w hormonach. Parathormon w normie, Potas, wapń, sód, witamina D w normie. (od dłuższego czasu suplementuję wapń i D wg zaleceń lekarz – zresztą do dzisiaj).
Wszystko wychodzi OK, tarczyca, przytarczyce, kolejna morfologia, kolejny mocz, kolejne usg jamy brzusznej, kolejne próby wątrobowe Zaczynają się pojawiać zmiany skórne które swędzą, wędrujące po całym ciele i znikające po paru dniach. Zaczyna coraz bardziej chrupać i strzelać w kolanach. USG kolan – wszystko ok, rtg kolan tylko lekka szpotawość, wszystko ok. Zaczynają boleć stopy, głównie pięty od chodzenia i stania. Kompletne niewysypianie się, bez znaczenia ile bym spał z częstym wybudzaniem się w wyniku ogromnego pragnienia i suchości w ustach.
Mamy rok 2020. Kończą mi się pomysły gdzie szukać przyczyn. Dalej pracuję, ćwiczę kręgosłup i spaceruję. Nic więcej nie jestem w stanie robić. Zaczyna coraz bardziej boleć kark i pojawiają się pierwsze objawy neurologiczne. Plamy przed oczami, lęki, światłowstręt, zacinanie się w mowie i problem z komunikacją. Dalej walczę i staram się, żyć normalnie ale jestem już wyczerpany fizycznie i moje życie polega na przeglądaniu internetu i szukania co mi jest. Kolejne morfologie badania, szukające pasożytów, nietolerancji histaminy, wszystko wychodzi ok. Boli wszystko, czuje, że zaatakowany mam cały organizm, ale nie wiem przez co. Może to jednak kręgosłup?
Idę do Ortopedy z powodu bólu karku kolejny rezonans tym razem kręgosłupa szyjnego. Wychodzą zmiany zwyrodnieniowo-wytwórcze. Lata przed komputerem, również w pracy. Nie jest to do operacji, zalecenie rehabilitacji i różnych zabiegów. Zaczynam już totalnie mega zdrowo się odżywiać i suplementować, spacery, ćwiczenia rozciągające, masaże. Poprawy brak.
Mamy rok 2021, samopoczucie jest już fatalne. Są dni, że nie mam siły wstać z łóżka. Często mam problemy z chodzeniem. Boli wszystko, coraz więcej objawów neurologicznych. Lęki, bezsenność, drętwienia i mrowienia obustronne rąk i nóg. Bóle wszystkich stawów, nawet palców. Potliwość, szczególnie w nocy. Ale brak rwy kulszowej, ruchomość w kręgosłupie dobra, i lędźwiowym i szyjnym. Życie przepływa mi przez palce, jestem w sile wieku a na koniec dnia jestem tak zmęczony, że nie mam siły się wykąpać. Praca, spacery i podstawowe obowiązki to jedyne na co z trudem mam siły. W weekendy często upijam się z rozpaczy. Moja tolerancja na alkohol jest tak niska, że dochodzę do siebie później kilka dni, więc staram się unikać.
Przychodzi jednak kolejny weekend i po alkoholu upadam. Zwykłe potknięcie, nic poważnego. Rano wstaję nie zdając sobie sprawy, że mam totalnie ścierpnięta nogę i wywracam się po raz kolejny. Ścierpły mi obydwie nogi, ale bardziej prawa. I czuje ogromny skurcz w łydce i osłabienie wszystkich mięśni, nie tylko nóg, ale także brzuch itd. Parę dni później trochę przechodzi ale dalej czuje osłabienie mięśniowe. Fizjoterapeuta – neurolog – kolejny rezonans kręgosłupa lędźwiowego. Przepuklina 6 mm, reszta wszystko ok. Plecy nie bolą przy schylaniu, fizjoterapeuta rozkłada ręce słysząc wszystkie moje objawy. Ćwiczenia, masaże nie pomagają. Boli całe ciało, drętwieje i aktualnie jest gorzej niż przed upadkiem, ale lepiej niż tuż po.
Od neurologa mam trittico na lepszy sen, i czekam na kolejną wizytę. Fizjoterapeuta (dobry specjalista) robiąc testy ruchowe itd. stwierdził, że z moim kręgosłupem jest w miarę ok i to niemożliwe, żebym miał takie objawy od kręgosłupa. No bo jak, bolące wszystkie stawy, ścięgna? Dodam, że nie mam żadnych obrzęków.
Aktualnie nie wiem już gdzie szukać. Wybieram się do neurochirurga skonsultować wynik rezonansu. Może to jednak Borelioza? Wyniki testu elisa są bardzo ponoć niedokładne a ja już dawno wykluczyłem tę chorobę. Co innego może dawać takie objawy?
Objawów jest więcej, ponadto co wymieniłem to fatalna kondycja i zadyszki, coraz większe migreny i problemy z widzeniem. Drgawki, trzęsące ręce. Przyspieszone bicie serca. Szukam pomocy, naprawdę już nie wiem gdzie jej szukać...
Dzięki za przeczytanie.
Piszę w oczekiwaniu na wizyty u lekarzy, chcę to z siebie wyrzucić i zapytać czy nerwica faktycznie tak może zniszczyć życie? Czy może to jednak inna nieodkryta choroba, która spowodowała nerwicę?
Poniższy tekst był pisany prawie 2 lata temu. Dziś już niemal jestem pewien, że mam nerwicę i może depresję, ale dalej nie wiem czy ona pojawiła się najpierw, czy w wyniku innych nieodkrytych jeszcze chorób. Aktualnie czekam na wizytę u psychiatry i psychologa (prywatnie oczywiście – czas oczekiwania masakra nawet prywatnie). Jedyne co stosowałem to Trittico 75mg przez 3 tygodnie jedna tabletka dziennie ale bez żadnych zmian na plus czy minus.
Zanim opiszę objawy, które mam obecnie chciałbym się trochę wyżalić, żeby to wszystko z siebie wyrzucić – a nie bardzo mam komu. Otóż przez te wszystkie lata problemów (liczmy od 2018 bo wtedy już była równia pochyła) straciłem niemal wszystko co ceniłem w życiu. zdrowie, kobietę życia (zostawiła mnie – rozwód), pasje, zainteresowania, znajomych. Nabawiłem się fobii i poza pracą nie mam w zasadzie żadnego życia. Nic mnie nie interesuje, nienawidzę siebie, wstydzę się wychodzić do ludzi (w powodu pogarszającego się wyglądu) itp. itd.
Dodatkowo tęsknię za byłą żoną która kopnęła mnie w dupę, gdy najbardziej potrzebowałem pomocy. Ale co się dziwić, z fajnego gościa z pasjami przez te wszystkie „choroby” stałem się zgorzkniałym człowiekiem który wiecznie źle się czuje i okazuje słabość. W dodatku z zaburzeniami erekcji i z jedyną pasją jaka mu została to upijaniem się w sobotę by odreagować psujące się życie i walkę ze wszystkimi chorobami świata. W tym czasie inni zdrowi robią, karierę, zarabiają gruby hajs a ja stoję w miejscu albo się nawet cofam. I między wierszami usłyszałem od kobiety, która niegdyś stała w oknie czekając, aż przyjadę, że stać ją na lepszego, że nie kocha i woli być sama niż ze mną. Ostatni gwóźdź do trumny. W zasadzie objawów nie przybyło od rozwodu, doszedł tylko kolejny niemiły powód do rozmyślania obok złego samopoczucia i chorób.
Proszę o porady, czy naprawdę nerwica może powodować takie objawy? Nie mam raczej ataków/napadów paniki, tylko permanentnie wszystkie poniższe objawy. Tak jakby całe ciało się zepsuło.
Objawy na dzień dzisiejszy:
Bóle głowy.
Drganie mięśni (wędrujące), powiek
Problemy ze snem. Ile bym nie spał staje nieprzytomny i obolały, gorzej się czuję, niż jak się kładłem. Wybudzam się w nocy z powodu ogromnego pragnienia – czasami potrafię litr wody wypić w nocy). Od kilku lat się dobrze nie wyspałem.
Permanentne zmęczenie, słaba kondycja, zaburzenia erekcji, apatia, rozdrażnienie.
Światłowstręt, kręcenie się w głowie, problem z utrzymaniem równowagi, męty, błyski w oczach. Derealizacja.
Opuchnięty brzuch (stwierdzone zapalenia śluzówki żołądka podczas gastroskopii), przelewanie się, bulgotanie. Może to jakieś SIBO a nie nerwica i stąd te wszystkie objawy.
Potworne napięcie mięśniowe, chodzę cały pokrzywiony i obolały. Przez to wyglądam totalnie nieatrakcyjnie, nie da się nawet tego przykryć ciuchami, widać że coś ze mną nie tak.
Strzelanie w stawach (wszystkich, nawet w palcach) i bóle tychże stawów. Bóle zębów.
Wysypki, swędzenia, krosty – różne dziwne zmiany skórne. Tak jakbym miał alergię na wszystko co zjem czy dotknę.
Zacinanie się, cały czas myślę o tym jak się czuję i wyglądam, że złapałem fobię – nie potrafię słuchać i rozmawiać z ludźmi – cały czas żyję w swojej głowie.
Zmiany wyglądu. Schudłem, w sensie straciłem trochę masy mięśniowej i zacząłem tyć jednocześnie w okolicach charakterystycznych dla kobiet, boczki, brzuch, taka galareta się ze mnie zrobiła, w dodatku przez te napięcia cały pokrzywiony jestem. Samoocena na poziomie zera, czy poczucie własnej wartości. Wstydzę się tego jak wyglądam i czuję nienawiść do siebie jak widzę się w lustrze. Nie czuję się jak facet.
Fatalna kondycja, osłabienie siły mięśniowej jak poszedłem na siłownię to nie potrafiłem ćwiczyć nawet połową tego ciężaru jak kiedyś byłem zdrowy.
Okropnie trzęsące się ręce
Niska tolerancja na alkohol – jak przedobrzę to potem faktycznie mam na drugi dzień napady lęku.
Objawów jest więcej i ja naprawdę już nie wiem jak mam dalej żyć. Gdybym się czuł lepiej fizycznie mógłbym cokolwiek działać – ale z takim samopoczuciem nie jestem w stanie.
Przez te dwa ostatnie lata zrobiłem oczywiście szereg kolejnych badań, próby tężyczkowe – bardzo dodatnio (z badania krwi wszystkie pierwiastki w normie), zastanawiam się nad testami na SIBO i nietolerancjami pokarmowymi. Mam problemy żołądkowe, z gastroskopii (podczas której chyba faktycznie dostałem ataku paniki) wynikło zapalenie śluzówki żołądka i dwunastnicy – antybiotyk na helicobater pyroli. Oczywiście po eradykacji problemy ze strony układu pokarmowego zostały a lekarz nie bardzo wie co robić dalej.
Poniżej moja historia, którą opisałem na jakimś forum Boreliozy 2 lata temu – tak to się wszystko zaczęło.
Witam. Mam 31 lata. Zawsze byłem zdrową w miarę wysportowaną osobą. Była siłownia, rower, wiadomo trochę alkoholu na studiach i papierosy ale nic z mocniejszych rzeczy. Generalnie standardowy model rozwoju człowieka w tym kraju. Pierwszy sygnał ze strony mojego zdrowia pojawił się 9 lat temu. Akurat byłem w delegacji, nocleg w hotelu impreza integracyjna i rozwalony materac w łóżku przez poprzednich „integracyjnych”. Nie ukrywam ten wieczór był mocno zakrapiany. Kolejny dzień wstałem z ogromnym bólem pleców w odcinku chyba piersiowym z tego co pamiętam. Nie mogłem się wyprostować. Trochę się przeraziłem bo nowa praca a ja nie wiem czy dam rade pójść. Jakoś rozchodziłem, z każdym dniem bolało mniej. Po powrocie z delegacji udałem się do lekarza POZ. Stwierdził na podstawie wywiadu, że to osteomalacja i żebym dużo wapnia spożywał i polecał basen. Zapisał mi też jeśli dobrze pamiętam Aulin. Trochę się wystraszyłem bo stwierdził, że jak nic nie będę robił to będę miał za 10 lat okrągłe plecy i problem z kręgosłupem. Wziąłem sobie słowa do serca i zwracałem uwagę na dietę i chodziłem na ten basen.
Szybko zapomniałem o bólu i wróciłem do normalnego życia. Praca, trochę sportu (siłowania, bieganie, rower) i żyłem jak normalnie młody człowiek bez żadnych problemów.
Kolejny niespodzianka pojawiła się już nie pamiętam czy pół roku czy rok później. Ni stąd, ni zowąd złapałem półpaśca, mniej więcej w tym samym miejscu gdzie wcześniej bolały mnie plecy. Szybka diagnoza lekarza POZ i antybiotyk. Przeszło i dalej, żyłem normalnie, bez bólu. Jakoś troszkę później pojawiły się problemy ze zmęczeniem i kiepsko się wysypiałem, że często musiałem dosypiać w dzień. Tłumaczyłem sobie, że to przez pracę na 3 zmiany. Dalej, żyłem normalnie, trochę sportu, jakaś impreza w sobotę. W końcu przyszedł „atak”, że zacząłem czuć się bardzo zmęczony, zaczynał powracać ból pleców, więc stwierdziłem, że czas zrobić badania kontrolne bo coś jest ze mną nie tak. Morfologia i mocz perfekt. Potem jakoś odzyskałem większość sił więc uznałem, że to grypa. Dalej jednak średnio się wysypiałem, ale cóż badania ok więc żyłem dalej w miarę normalnie, odczuwając już jakieś przemęczenia czy bóle pleców. I było tak raz lepiej raz gorzej i tak mijał czas w którym raz się gorzej raz lepiej. Nie miałem, żadnych traumatycznych przeżyć raczej wszystko wówczas szło jak z płatka, wręcz był to lepszy okres w moim życiu. Zaczynałem się tylko powoli martwić zdrowiem, ale każdy lepszy dzień sprawiał, że zapominałem o gorszych. Nigdy nie byłem hipochondrykiem, do tego czasu unikałem lekarzy jak ognia poza dwoma wymienionymi wyżej przypadkami.
Był jakoś przełom 2016/2017 rok i moje plecy zaczęły mi coraz bardziej dokuczać. Zrobiłem kolejną morfologię i mocz i poza minimalnie podwyższonymi eozynofilami było wszystko ok. Jestem alergikiem więc to pewnie była przyczyna.
W końcu wybrałem się z plecami do fizjoterapeuty. Zlecił badania. RTG kręgosłupa lędźwiowego wykazało jedynie lekkie skrzywienie, a RTG bioder lekkie zwyrodnienie w prawym biodrze. Wtedy odpuściłem już siłownię bo bałem się, żebym sobie nie pogorszył tych pleców. Parę masaży i zaleconych ćwiczeń i było jakby lepiej, może nie tak jak jeszcze niewiele wcześniej ale mogłem znowu wrócić na siłownię. Później znowu zmęczenie i znowu odpuszczenie siłowni, zaczął znowu boleć lewy nadgarstek. RTG wykazało bardzo lekkie zwyrodnienie.
Był rok 2017 i zaczynałem się czuć gorzej siłownia to już była raz na miesiąc, a później odpuszczałem bo nie czułem się na siłach. (nadmienię, że nigdy nie trenowałem jakoś ciężko, czysto rekreacyjnie). Został rower i bieganie. W tamtym roku poczułem, że spada mi libido, a raczej nie popęd a „możliwości”. Jako, że to była wówczas bardzo ważna sfera dla mnie udałem się do Endokrynologa. Hormony wszyły raczej w miarę ok, wszystko zostało zwalone na stres. Zaczynały mnie boleć nogi i kolana w stawach, ale jakoś żyłem dalej. Na wyjeździe podczas urlopu połaziło się po górach, później popiło alkoholu i na drugi dzień kolejny „atak”. Ból w odcinku lędźwiowym, tak wielki jak nigdy wcześniej i na szczęście nigdy później. Nie mogłem wstać z łóżka, a jak już wstałem to nie mogłem się wyprostować. (podejrzewam, że to wtedy mi wypadł „dysk” o czym dowiedziałem się dużo później. Zażyłem leki i wizja była taka, że zostaje w domku a znajomi idą w góry. Ale jakoś się poprawiło i poszedłem. Na drugi dzień było już lepiej, po powrocie z każdym dniem ból ustawał i wszystko wróciło do stanu wcześniejszego. Czyli zmęczenie, lekkie ból to stawów, to pleców ale było ok.
Później jeszcze raz pojechałem w góry i podczas dużo cięższych tras nic się nie działo, bolały jedynie nogi ale to nic dziwnego po trasach ponad 20 km po górach dzień w dzień. 2017 to był ostatni jeszcze w miarę dobry rok poza tymi małymi przygodami.
W 2018 roku doszły problemy z brzuchem. Czasami biegunki, i jakieś kłucie w lewym boku pod żebrami. I coraz gorsze samopoczucie. Zaczął się okres, który trwa do dziś, czytanie o różnych chorobach, które mogą dawać takie objawy i robienie badań i chodzenie po specjalistach. Najpierw USG jamy brzusznej. Wszystko OK. Zrobiłem test na przeciwciała na nietolerancję glutenu. Brak. Samopoczucie dalej się pogarsza. Morfologia z rozmazem i podstawowe badania dalej poza lekko podwyższonymi eozynofilami Ok. Czynnik reumatoidalny Ok. W końcu jedna lekarka słuchając moich objawów zaleca mi badanie pod kątem Boleriozy. Test Elisa – wynik ujemny. Powtórzenie morfologii, moczu – dalej wszystko ok. Dochodzą kolejne objawy, chroniczne zmęczenie to już norma. Bolą kolejne stawy, kolana, kostki, nadgarstki, ścięgna Achillesa i zaczyna w nich strzelać. Wapń zjonizowany w normie, fosfataza alkaliczna. Hormony Ok. Samopoczucie się pogarsza, jeszcze ostatni raz udało się zaliczyć góry (kolana już mega odmawiały posłuszeństwa) i jakieś próby powrotu na siłownię. Badanie hormonów – Ok. Zaczynam się coraz bardziej skarżyć na samopoczucie. Ludzie i lekarze raczej słuchają z przymrużeniem oka i traktują mnie jako hipochondryka.
Nagle pojawia się jakaś wielka opuchlizna łokcia. Cały czerwony, bąbel i okropny ból. Dostaję antybiotyk i leki i skierowanie na SOR gdyby się nie poprawiło. Idę na SOR czekam kilka godzin i dowiaduję się, od przyjmującego lekarza, że chyba nie mam co w domu robić, że przychodzę z tak błahostką. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem. Z każdym trochę lepszym dniem zastanawiam się, może faktycznie to przemęczenie i trzeba bardziej o siebie zadbać?
Zmieniam nawet pracę na lżejszą - biurową na jedną zmianę. Samopoczucie dalej się jednak pogarsza , mimo zdrowego odżywania, unikania stresu i dbania o siebie (oczywiście zdarzają się jakieś imprezy ale zaczynam zauważać dużo gorszą tolerancję na alkohol, szczególnie ten mocny). Coraz bardziej strzela w stawach, kościach. Boli coraz więcej stawów, powoli zaczynam się gubić czy to bolą stawy czy kości czy mięśnie. Zaczynają się migreny. Powoli muszę rezygnować z jakiś pasji aktywności bo coś boli.
W 2019 mam już dość tego samopoczucia (ile bym dał, żeby się czuć teraz tak jak wtedy) i wybieram się na wizytę u reumatologa. Pierwszy lekarz, który w końcu mnie nie zbywa. Super panie doktor, kobieta anioł. Wysłuchała moich wszystkich dolegliwości, zrobiła usg obolałych miejsc (żadnych zmian) i zleciła mi furę badań za które zapłaciłem chyba grubo ponad 1000 zł. (nie żałowałem pieniędzy bo czułem, że coś niedobrego się ze mną dzieje i to się pogarsza). Jak zwykle podwyższone eozynocyty, kwas moczowy w normie (ale bliżej górnej granicy). OB w normie, CRP w normie, witamina D w dolnej granicy normy. PPJ ANA1 ujemny, chlamydia, mycoplasma, neisseria, trichomonas, ureaplasma (nawet nie wiem co to za rzeczy) wszystko ujemne. Wykluczony toczeń, reumatoidalne zapalenie stawów, łuszczycowe zapalenie stawów (byłem też u dermatologa) zesztywniające zapalenie stawów.
Właśnie podczas rezonansu stawów krzyżowo-biodrowych (wszystko ok) wyszło przez przypadek prawdopodobne wysunięcie jądra miażdżystego i zalecenie rezonansu kręgosłupa lędźwiowego. W końcu mam diagnozę, myślałem. To dużo lepsze niż te potworne choroby reumatyczne, na które byłem badany ale zostały wykluczone. Rezonans to potwierdził, przepuklina (prawostronna) l5 s1 3.5mm. I wizyta u Neurologa.
Wszystkie moje objawy wg Neurologa nie są od kręgosłupa. Mam tylko lekką dyskopatię, nie mam objawów neurologicznych. Zalecenie ćwiczeń i rehabilitacja, basen drążek, na pewno nie jest to stan kwalifikujący się do operacji. Słuchając moich objawów dostaję kolejne skierowanie na rezonans głowy z kontrastem w celu wykluczenia Stwardnienia rozsianego.
Nie chcę mówić ile wydałem na wizyty i rezonansy i leki. Pewnie jakby to wszystko pozbierać do dziś to z 10 tys zł. Z głową oczywiście wszystko w porządku, zero zmian. Zaczynam ćwiczyć i z lędźwiami jest ok, nie ma rwy kulszowej, żadnych objawów typu opadająca stopa czy coś. Niestety coraz bardziej bolą stawy, chroniczne zmęczenie, trzaski w stawach kościach, bóle głowy. Ból jest wędrujący zaczyna boleć dosłownie wszystko. Zaczynają się bóle całego kręgosłupa, najbardziej zaczyna znowu boleć kark. Szukam dalej, znowu szukam przyczyn w hormonach. Parathormon w normie, Potas, wapń, sód, witamina D w normie. (od dłuższego czasu suplementuję wapń i D wg zaleceń lekarz – zresztą do dzisiaj).
Wszystko wychodzi OK, tarczyca, przytarczyce, kolejna morfologia, kolejny mocz, kolejne usg jamy brzusznej, kolejne próby wątrobowe Zaczynają się pojawiać zmiany skórne które swędzą, wędrujące po całym ciele i znikające po paru dniach. Zaczyna coraz bardziej chrupać i strzelać w kolanach. USG kolan – wszystko ok, rtg kolan tylko lekka szpotawość, wszystko ok. Zaczynają boleć stopy, głównie pięty od chodzenia i stania. Kompletne niewysypianie się, bez znaczenia ile bym spał z częstym wybudzaniem się w wyniku ogromnego pragnienia i suchości w ustach.
Mamy rok 2020. Kończą mi się pomysły gdzie szukać przyczyn. Dalej pracuję, ćwiczę kręgosłup i spaceruję. Nic więcej nie jestem w stanie robić. Zaczyna coraz bardziej boleć kark i pojawiają się pierwsze objawy neurologiczne. Plamy przed oczami, lęki, światłowstręt, zacinanie się w mowie i problem z komunikacją. Dalej walczę i staram się, żyć normalnie ale jestem już wyczerpany fizycznie i moje życie polega na przeglądaniu internetu i szukania co mi jest. Kolejne morfologie badania, szukające pasożytów, nietolerancji histaminy, wszystko wychodzi ok. Boli wszystko, czuje, że zaatakowany mam cały organizm, ale nie wiem przez co. Może to jednak kręgosłup?
Idę do Ortopedy z powodu bólu karku kolejny rezonans tym razem kręgosłupa szyjnego. Wychodzą zmiany zwyrodnieniowo-wytwórcze. Lata przed komputerem, również w pracy. Nie jest to do operacji, zalecenie rehabilitacji i różnych zabiegów. Zaczynam już totalnie mega zdrowo się odżywiać i suplementować, spacery, ćwiczenia rozciągające, masaże. Poprawy brak.
Mamy rok 2021, samopoczucie jest już fatalne. Są dni, że nie mam siły wstać z łóżka. Często mam problemy z chodzeniem. Boli wszystko, coraz więcej objawów neurologicznych. Lęki, bezsenność, drętwienia i mrowienia obustronne rąk i nóg. Bóle wszystkich stawów, nawet palców. Potliwość, szczególnie w nocy. Ale brak rwy kulszowej, ruchomość w kręgosłupie dobra, i lędźwiowym i szyjnym. Życie przepływa mi przez palce, jestem w sile wieku a na koniec dnia jestem tak zmęczony, że nie mam siły się wykąpać. Praca, spacery i podstawowe obowiązki to jedyne na co z trudem mam siły. W weekendy często upijam się z rozpaczy. Moja tolerancja na alkohol jest tak niska, że dochodzę do siebie później kilka dni, więc staram się unikać.
Przychodzi jednak kolejny weekend i po alkoholu upadam. Zwykłe potknięcie, nic poważnego. Rano wstaję nie zdając sobie sprawy, że mam totalnie ścierpnięta nogę i wywracam się po raz kolejny. Ścierpły mi obydwie nogi, ale bardziej prawa. I czuje ogromny skurcz w łydce i osłabienie wszystkich mięśni, nie tylko nóg, ale także brzuch itd. Parę dni później trochę przechodzi ale dalej czuje osłabienie mięśniowe. Fizjoterapeuta – neurolog – kolejny rezonans kręgosłupa lędźwiowego. Przepuklina 6 mm, reszta wszystko ok. Plecy nie bolą przy schylaniu, fizjoterapeuta rozkłada ręce słysząc wszystkie moje objawy. Ćwiczenia, masaże nie pomagają. Boli całe ciało, drętwieje i aktualnie jest gorzej niż przed upadkiem, ale lepiej niż tuż po.
Od neurologa mam trittico na lepszy sen, i czekam na kolejną wizytę. Fizjoterapeuta (dobry specjalista) robiąc testy ruchowe itd. stwierdził, że z moim kręgosłupem jest w miarę ok i to niemożliwe, żebym miał takie objawy od kręgosłupa. No bo jak, bolące wszystkie stawy, ścięgna? Dodam, że nie mam żadnych obrzęków.
Aktualnie nie wiem już gdzie szukać. Wybieram się do neurochirurga skonsultować wynik rezonansu. Może to jednak Borelioza? Wyniki testu elisa są bardzo ponoć niedokładne a ja już dawno wykluczyłem tę chorobę. Co innego może dawać takie objawy?
Objawów jest więcej, ponadto co wymieniłem to fatalna kondycja i zadyszki, coraz większe migreny i problemy z widzeniem. Drgawki, trzęsące ręce. Przyspieszone bicie serca. Szukam pomocy, naprawdę już nie wiem gdzie jej szukać...
Dzięki za przeczytanie.