Nie wiem co robić… Potrzebuję pomocy
: 4 września 2022, o 14:14
Cześć wszystkim, znalazłem się na tym forum w zasadzie dzięki mojej dziewczynie, która nakłaniała mnie do czytania artykułów tutaj. Chciałbym wam przedstawić moją historie i pozyskać jakąś pomoc, gdyż sam nie jestem w stanie tego sobie poukładać.
Przepraszam lecz tekst ten pisałem na totalnym „spontanie” i nie przygotowałem się do niego, wiec zapewne jest dość chaotyczny i niezbyt dobrze złożony skladniowo.
Mam 20 lat i jestem z moją dziewczyną w związku od 4 lat, dokładnie od 3 klasy gimnazjum. Właściwie to już nie jesteśmy razem ale zacznę może od początku.
Na początku związku nasza relacja była dość kontrowersyjna gdyż ona wolała spotykać się z koleżankami niż ze mną. Bardzo mi to przeszkadzało wiec jej to powiedziałem i zmieniła swoje podejście.
Po jakimś roku lub 1.5 doszło do pierwszej poważnej kłótni między nami z mojej winy, gdyż byłem osoba, która chciała ją za wszelką cenę kontrolować i utrzymać przy sobie. W taki sposób jak np mówienie żeby nie rozmawiała z żadnymi chłopakami ani się nie spotykała. Żeby pisała mi za każdym razem jak z kimś wychodzi i z kim, oczywiście ja tez to robiłem. Pisaliśmy ze sobą ciagle, nawet gdy nie odpisywaliśmy przez 5 minut to pisaliśmy sobie ze np. jedliśmy obiad czy coś sprzątaliśmy. Dosłownie pisaliśmy sobie wszystko, lecz wyszło to z mojej inicjatywy. Byłem o nią bardzo zazdrosny, nawet w momencie gdy jakiś chłopak powiedział do niej „cześć”.
W trakcie tej kłótni doszło do momentu w którym ona chciała się ze mną rozstać. Wtedy dotarło do mnie ze robię coś źle i zacząłem wykazywać chęć zmiany. W taki sposób dostałem od niej druga szansę i zmieniłem się w kwestii zazdrości która bardzo jej przeszkadzała, lecz pisanie sobie dosłownie wszystkiego pozostało w naszym związku.
Po 3,5 roku związku poszliśmy do pracy w celu zebrania pieniędzy na wspólna wycieczkę za granicę (była to pierwsza taka moja wycieczka). Byłem bardzo podekscytowany tym faktem, lecz z tylu głowy miałem, że nasza relacja może zmienić się po wakacjach ze względu na jej studia, które miała rozpocząć, mieszkając przy tym Ok. 80km ode mnie. Było to dla mnie trudne gdyż spotykaliśmy się średnio 4-5 razy w tygodniu za czasów liceum o gimnazjum. Mieliśmy nawet taki jakiś „głupi” standard spotkań, który musiał być wypełniony, np. 3 razy w domu, a raz na spacerze luba autem.
Patrząc na to teraz wydaje mi się to głupie, no ale cóż…
W momencie wyjazdu, a raczej kilka dni przed zaczęły nachodzić mnie myśli takie jak np. „a może jej nie kocham” lub „chciałbym ładniejsza” (tak wiem, że jest to myślenie typowego egoisty i wstydzę się tego…) przestałem mieć chęci na treningi, które uwielbiałem i wykonywałem 5 razy w tygodniu przez Ok. 4 lata. Stwierdziłem, że to uzależnienie od sportu i „wypalenie” wiec przestałem ćwiczyć.
Już przed wakacjami zauważyłem, że mam myśli również typu: czemu jest taka ładna pogoda a ja aż tak się nią nie cieszę? Czemu nie bawi mnie ten w zasadzie śmieszny filmik z którego śmieją się inni? Czemu nie czuje ekscytacji i takiego szczęścia gdy jestem ze swoją druga połówka jak kiedyś? Czemu nie cieszę się tak bardzo z różnych rzeczy które wykonywałem w danym momencie, które kiedyś sprawiały mi radość.
Liczyłem, że wyjazd ten naprawi wiele z tych rzeczy, wzmocni moja więź z dziewczyna, lecz tak się nie stało…
Polecieliśmy razem do ciepłego kraju, który miał malownicze krajobrazy. Wychodząc na balkon pokoju (mieliśmy widok na morze z górami) zastanawiałem się, czemu nie cieszy mnie tak bardzo ten widok. Jadąc już autokarem z lotniska do hotelu i wyglądają przez szyby miałem takie myśli. Czułem się strasznie dziwnie gdy moja dziewczyna mówiła do mnie jakieś miłe słowa czy kładła rękę na moje kolano. Czułem jakieś obrzydzenie sam do siebie, że mam myśli związane z nią (nie ustawały one).
Gdy spędzaliśmy czas w hotelu i zdarzało nam się uprawiać seks, w trakcie niego zastanawiałem się czemu on mnie tak nie cieszy i nie podnieca jak kiedyś, czemu ona nie podnieca mnie jak kiedyś…
Jedną z rzeczy która bardzo mnie denerwowała na tych wakacjach było to, że moja dziewczyna lubi sobie wypić alkohol na jakiś imprezach czy np wakacjach. W sensie nie denerwowało mnie to że ona pije, bo niech korzysta, chociaż niech ktoś się cieszy z życia… lecz denerwowało mnie to, że w momencie w którym ja go odmawiałem bo np wypiłem już tyle ile chciałem, ona była wręcz na mnie zła, że nie chce z nią wypić. Zreszta nie zdarzało się to tylko na wakacjach lecz w trakcie jakiś innych okazji. Rozumiem, że jesteśmy Polakami, lecz gdy ktoś nie chce pic już alkoholu to nie powinno się być na niego złym czy wywoływać jakieś poczucia winy.
Także wracając do tematu bo trochę od niego odbiegłem, myśli związane z dziewczyną nie opuszczały mnie w trakcie trwania tych wakacji. Istny chaos zaczął się w momencie powrotu z nich kiedy zaczęła się szkoła a ona pojechała na studia (wracała na weekend lub w czwartki do naszego miasta lub ja jeździłem do niej) wtedy gdy odwiozłem ją po raz pierwszy i wróciłem sam do domu czułem pustkę… przepłakałem większość wieczoru.
Przez następny około tydzień spędzałem czas w łóżku nie będąc w stanie niczego robić tylko myśląc o tym czy na pewno chce z nią być i czy nie wolałbym być z inna. Oglądając tiktoki i widząc jakieś inne atrakcyjne dla mojego oka kobiety tylko napędzałem te myśli i rozważałem je (robię tak do teraz)
Wreszcie nadszedł czas spotkania na którym zdecydowałem się powiedzieć jej o wszystkim, była ona zszokowana lecz po czasie stwierdziła ze chce mi pomóc i nie zostawi mnie samego z tym pomimo ze bardzo ją to rani.
W momencie w którym poszliśmy do szkół ja nie mogłem znieść myśli które otaczały mnie z każdej strony, widziałem jakakolwiek kobietę i doszukiwałem sie w niej aspektów które są lepsze od mojej dziewczyny. Bardzo podobały mi się inne kobiety, co pozostało do teraz.
Przez długi czas moja dziewczyna starała mi się pomóc, razem próbowaliśmy rozwikłać co jest nie tak, przekopywała ona cały internet w poszukiwaniu informacji która by mogła mi pomóc i wysyłała mi ja za każdym razem. Ja niestety nie miałem jakoś ochoty na zmianę, czułem ze nie mam na to siły (pozostało tak do teraz… z czego nie jestem zadowolony).
Pewnego dnia powiedziałem o tym mojej siostrze, oznajmiłem jej ze nie daje sam sobie już rady. Nakierowała mnie ona wtedy na psychologa i psychiatrę (który przepisał mi leki antydepresyjne i przeciwlękowe) do których sama uczęszczała, gdyż chorowała na depresje oraz nerwice (aktualnie schodzi z leków i widzę u niej bardzo duża poprawę).
Niestety psycholog ten nie był dla mnie zbytnio odpowiedni otóż wydawał mi się mało profesjonalny, gdyż miał Ok.70 lat (nie przekreślam nikogo umiejętności w takim wieku ale nie używał on nawet najmniejszego notesu w celu zapisania tego co mówię). Terminy do niego były odległe. Nie raz czekałem miesiąc na wolny termin.
Za każdym razem po spotkaniu z nim opowiadałem dziewczynie jak było i o czym rozmawialiśmy i stwierdziła ona krótko mówiąc ze nie jest on dobrym specjalista i odpowiednim a ja się z nią zgodziłem.
Zmieniłem więc po czasie go na terapeutkę która była dla mnie bardzo miła, notowała wszystko, proces terapii przebiegał u niej profesjonalnie, lecz nie trwał on długo gdyż spotkaliśmy się z 10 razy po 40min i nagle postanowiła ona zniknąć sobie bez jakiegokolwiek kontaktu (aktualnie mija już drugi miesiąc jak nie mam żadnej terapii) lecz powoli planuje poszukać jakiejs nowej terapeutki, z ktora zacznę od nowa.
Wraz z terapeutką z którą byłem na kilkudziesięciu spotkaniach stwierdziłem że to wszystko miało swoje korzenie jak zawsze w dzieciństwie… otóż w młodości rodzice nie okazywali mi zbytnio uczuć, szczerze to nie pamietam żeby kiedykolwiek powiedzieli do mnie „kocham cię” bądź przytulili. Ogólnie w moim domu panowała i panuje dość rygorystyczna atmosfera gdyż nigdy nie byłem chwalony po prostu za to jaki jestem. Żeby zdobyć jakaś akceptację musiałem zrobić dokładnie tak jak oni chcieli czyli nawet głupie buty postawić na swoim miejscu czy nawet kurtkę odwiesić na odpowiedni wieszak. Oczywiście wtedy tego nie zauważałem po prostu sądziłem ze tacy są i tyle.
Poznając moja dziewczynę bardzo się w niej zakochałem i bałem się ją stracić gdyż w końcu poczułem miłość. Ktoś w końcu przytulił mnie z uczuciem, wysłuchał, pocieszył i powiedział miłe słowo. W taki sposób ja podświadome mając schemat z dzieciństwa próbowałem robić wszystko tak żeby jej się podobało, żeby mnie ona nie opuściła nawet rezygnując z własnych potrzeb. Po kilku latach związku zauważyłem ze coś jest nie tak, a tym czymś było stracenie własnego siebie, przestało mnie cieszyć wiele rzeczy, nie potrafiłem powiedzieć jaką muzykę lubię itd. Wtedy uruchomił się mechanizm walcz lub uciekaj który powodował takie myśli jak właśnie te czy na pewno ją kocham itd. Do takich wniosków doszliśmy z moja poprzednia terapeutka, niestety nie wiem czy słusznych bo niestety przepadła ona w nicości…
Przed odejściem mojej terapeutki na tzw urlop, stwierdziłem na jednej z terapii z nią, że chciałbym zerwać z moją dziewczyną. Ona powiedziała ze nie powie mi co mam zrobić lecz chciałaby żebym uargumentował to czemu tak chce zrobić. Stwierdziłem, że tak będzie lepiej, ułatwi mi to odnalezienie samego siebie. Powiedziała ona ze jest to jakiś argument i dodała że gdy rozmawialiśmy i mówiła mi żebym wyobraził sobie życie bez mojej dziewczyny widziała ona szczęście w moich oczach.
Nadszedł więc dzień rozstania, tak jak sądziłem zraniłem ją bardzo mocno, pamietam do teraz jej wyraz rozpłakanej twarzy gdy odprowadziłem ją do domu…
Przez około tydzień nie miałem z nią żadnego kontaktu, właściwie nawet nie zastanawiałem się nad tym, tylko spędzałem czas ze znajomymi lub majstrowalem przy aucie (moja pasja). Lecz po jakimś czasie napisała ona do mnie żebym do niej zadzwonił. Zadzwoniłem wiec i w trakcie rozmowy powiedziała ze rozumie moja decyzje i nie jest na mnie zła ale nawet jako przyjaciółka chce mi pomagać żebym nie został w takim stanie. Ja mówiłem jej ze ja nie chce aby ona czekała na mój powrót i żeby korzystała z życia.
Kilka dni po tej rozmowie poczułem pustkę w sobie po jednej z imprez i zadzwoniłem do niej, spędziliśmy jakiś czas rozmawiając tak. Od wtedy zacząłem do niej dzwonić średnio co drugi dzień do momentu w którym postanowiliśmy umówić się na spotkanie. Przebiegło ono dość dziwnie lecz po czasie umówiliśmy się na następne na plaży, tam poczułem jakieś mocne uczucia i pocałowałem ją i od tamtego momentu zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Po kilku spotkaniach znowu wróciły myśli typu czy na pewno dobrze robię czy na pewno chce znowu do niej wracać przecież będzie powtórka z rozrywki.
Aktualnie znajdujemy się w dziwnej relacji gdyż zachowujemy się jak związek, nie będąc nim oficjalnie. Przychodzi ona do mnie do domu i spędzamy razem czas. Niestety myśli te znowu powróciły i zaczęły się nasilać. Powiedzcie mi proszę co mam robić… jak sobie z tym wszystkim poradzić? Najgorsze jest to ze zacząłem sie „przyzwyczajać” do tego stanu w jakim jestem i powoli przestaje sie starać cokolwiek zmienić w sobie gdyż brakuje mi na to sił… czuje ze to wszyskto nie jest na moja głowę.
Terapeutka powiedziała mi, że stosuje technikę wyparcia, czyli jak jest jakiś poważniejszy problem jak ten to ja zaczynam szukać rzeczy czy zajęć które mnie od niego odciągną zamiast spojrzeć prosto w oczy problemowi i spróbować się z nim zmierzyć. Praktycznie każdy z moich dni wyglada tak samo z jakimiś drobnymi różnicami. Duża cześć czasu spędzam grając w gry aby nie myśleć o tym wszystkim albo chociaż mniej. Z jednej strony zdaje sobie sprawę z tego wszystkiego, właśnie z tych moich zachowań i uciekaniu od myśli ale z drugiej nie potrafię tego przerwać i zmienić technikę. Wiem, że nikt za mnie tego nie zrobi ale proszę was dajcie mi jakieś porady jak w końcu iść w dobrym kierunku bo powoli tracę siły…
Zreszta kolejnym moim problemem jest to, że od około 8 miesięcy stosuje leki antydepresyjne i przeciwlękowe lecz wydaje mi się ze albo one na mnie nie działają albo działają ale bardzo słabo. Chyba, że ja mam jakieś zbyt mocne wymagania wobec tych leków.
-Piszę to po jakiś dwóch tygodniach.
Niestety mam coraz więcej myśli i wydaje mi się, że mocno się cofnąłem.
Czuję wielką chęć do ponownego zakończenia relacji…
Wiem, że nie podoba mi się ona zewnętrznie lecz ma bardzo fajny charakter i wiem ze każdy powie teraz, że przecież wygląd przeminie a charakter zostanie ale kurcze, fajnie by było chyba mieć kogoś kto mi się podoba szczególnie w tak młodym wieku.
Szczerze mówiąc przestaję mieć nadzieję, że uda mi się to wszystko rozwiązać…
Do tego wszystkiego towarzyszy mi ogólny lęk przed samotnością.
Przepraszam lecz tekst ten pisałem na totalnym „spontanie” i nie przygotowałem się do niego, wiec zapewne jest dość chaotyczny i niezbyt dobrze złożony skladniowo.
Mam 20 lat i jestem z moją dziewczyną w związku od 4 lat, dokładnie od 3 klasy gimnazjum. Właściwie to już nie jesteśmy razem ale zacznę może od początku.
Na początku związku nasza relacja była dość kontrowersyjna gdyż ona wolała spotykać się z koleżankami niż ze mną. Bardzo mi to przeszkadzało wiec jej to powiedziałem i zmieniła swoje podejście.
Po jakimś roku lub 1.5 doszło do pierwszej poważnej kłótni między nami z mojej winy, gdyż byłem osoba, która chciała ją za wszelką cenę kontrolować i utrzymać przy sobie. W taki sposób jak np mówienie żeby nie rozmawiała z żadnymi chłopakami ani się nie spotykała. Żeby pisała mi za każdym razem jak z kimś wychodzi i z kim, oczywiście ja tez to robiłem. Pisaliśmy ze sobą ciagle, nawet gdy nie odpisywaliśmy przez 5 minut to pisaliśmy sobie ze np. jedliśmy obiad czy coś sprzątaliśmy. Dosłownie pisaliśmy sobie wszystko, lecz wyszło to z mojej inicjatywy. Byłem o nią bardzo zazdrosny, nawet w momencie gdy jakiś chłopak powiedział do niej „cześć”.
W trakcie tej kłótni doszło do momentu w którym ona chciała się ze mną rozstać. Wtedy dotarło do mnie ze robię coś źle i zacząłem wykazywać chęć zmiany. W taki sposób dostałem od niej druga szansę i zmieniłem się w kwestii zazdrości która bardzo jej przeszkadzała, lecz pisanie sobie dosłownie wszystkiego pozostało w naszym związku.
Po 3,5 roku związku poszliśmy do pracy w celu zebrania pieniędzy na wspólna wycieczkę za granicę (była to pierwsza taka moja wycieczka). Byłem bardzo podekscytowany tym faktem, lecz z tylu głowy miałem, że nasza relacja może zmienić się po wakacjach ze względu na jej studia, które miała rozpocząć, mieszkając przy tym Ok. 80km ode mnie. Było to dla mnie trudne gdyż spotykaliśmy się średnio 4-5 razy w tygodniu za czasów liceum o gimnazjum. Mieliśmy nawet taki jakiś „głupi” standard spotkań, który musiał być wypełniony, np. 3 razy w domu, a raz na spacerze luba autem.
Patrząc na to teraz wydaje mi się to głupie, no ale cóż…
W momencie wyjazdu, a raczej kilka dni przed zaczęły nachodzić mnie myśli takie jak np. „a może jej nie kocham” lub „chciałbym ładniejsza” (tak wiem, że jest to myślenie typowego egoisty i wstydzę się tego…) przestałem mieć chęci na treningi, które uwielbiałem i wykonywałem 5 razy w tygodniu przez Ok. 4 lata. Stwierdziłem, że to uzależnienie od sportu i „wypalenie” wiec przestałem ćwiczyć.
Już przed wakacjami zauważyłem, że mam myśli również typu: czemu jest taka ładna pogoda a ja aż tak się nią nie cieszę? Czemu nie bawi mnie ten w zasadzie śmieszny filmik z którego śmieją się inni? Czemu nie czuje ekscytacji i takiego szczęścia gdy jestem ze swoją druga połówka jak kiedyś? Czemu nie cieszę się tak bardzo z różnych rzeczy które wykonywałem w danym momencie, które kiedyś sprawiały mi radość.
Liczyłem, że wyjazd ten naprawi wiele z tych rzeczy, wzmocni moja więź z dziewczyna, lecz tak się nie stało…
Polecieliśmy razem do ciepłego kraju, który miał malownicze krajobrazy. Wychodząc na balkon pokoju (mieliśmy widok na morze z górami) zastanawiałem się, czemu nie cieszy mnie tak bardzo ten widok. Jadąc już autokarem z lotniska do hotelu i wyglądają przez szyby miałem takie myśli. Czułem się strasznie dziwnie gdy moja dziewczyna mówiła do mnie jakieś miłe słowa czy kładła rękę na moje kolano. Czułem jakieś obrzydzenie sam do siebie, że mam myśli związane z nią (nie ustawały one).
Gdy spędzaliśmy czas w hotelu i zdarzało nam się uprawiać seks, w trakcie niego zastanawiałem się czemu on mnie tak nie cieszy i nie podnieca jak kiedyś, czemu ona nie podnieca mnie jak kiedyś…
Jedną z rzeczy która bardzo mnie denerwowała na tych wakacjach było to, że moja dziewczyna lubi sobie wypić alkohol na jakiś imprezach czy np wakacjach. W sensie nie denerwowało mnie to że ona pije, bo niech korzysta, chociaż niech ktoś się cieszy z życia… lecz denerwowało mnie to, że w momencie w którym ja go odmawiałem bo np wypiłem już tyle ile chciałem, ona była wręcz na mnie zła, że nie chce z nią wypić. Zreszta nie zdarzało się to tylko na wakacjach lecz w trakcie jakiś innych okazji. Rozumiem, że jesteśmy Polakami, lecz gdy ktoś nie chce pic już alkoholu to nie powinno się być na niego złym czy wywoływać jakieś poczucia winy.
Także wracając do tematu bo trochę od niego odbiegłem, myśli związane z dziewczyną nie opuszczały mnie w trakcie trwania tych wakacji. Istny chaos zaczął się w momencie powrotu z nich kiedy zaczęła się szkoła a ona pojechała na studia (wracała na weekend lub w czwartki do naszego miasta lub ja jeździłem do niej) wtedy gdy odwiozłem ją po raz pierwszy i wróciłem sam do domu czułem pustkę… przepłakałem większość wieczoru.
Przez następny około tydzień spędzałem czas w łóżku nie będąc w stanie niczego robić tylko myśląc o tym czy na pewno chce z nią być i czy nie wolałbym być z inna. Oglądając tiktoki i widząc jakieś inne atrakcyjne dla mojego oka kobiety tylko napędzałem te myśli i rozważałem je (robię tak do teraz)
Wreszcie nadszedł czas spotkania na którym zdecydowałem się powiedzieć jej o wszystkim, była ona zszokowana lecz po czasie stwierdziła ze chce mi pomóc i nie zostawi mnie samego z tym pomimo ze bardzo ją to rani.
W momencie w którym poszliśmy do szkół ja nie mogłem znieść myśli które otaczały mnie z każdej strony, widziałem jakakolwiek kobietę i doszukiwałem sie w niej aspektów które są lepsze od mojej dziewczyny. Bardzo podobały mi się inne kobiety, co pozostało do teraz.
Przez długi czas moja dziewczyna starała mi się pomóc, razem próbowaliśmy rozwikłać co jest nie tak, przekopywała ona cały internet w poszukiwaniu informacji która by mogła mi pomóc i wysyłała mi ja za każdym razem. Ja niestety nie miałem jakoś ochoty na zmianę, czułem ze nie mam na to siły (pozostało tak do teraz… z czego nie jestem zadowolony).
Pewnego dnia powiedziałem o tym mojej siostrze, oznajmiłem jej ze nie daje sam sobie już rady. Nakierowała mnie ona wtedy na psychologa i psychiatrę (który przepisał mi leki antydepresyjne i przeciwlękowe) do których sama uczęszczała, gdyż chorowała na depresje oraz nerwice (aktualnie schodzi z leków i widzę u niej bardzo duża poprawę).
Niestety psycholog ten nie był dla mnie zbytnio odpowiedni otóż wydawał mi się mało profesjonalny, gdyż miał Ok.70 lat (nie przekreślam nikogo umiejętności w takim wieku ale nie używał on nawet najmniejszego notesu w celu zapisania tego co mówię). Terminy do niego były odległe. Nie raz czekałem miesiąc na wolny termin.
Za każdym razem po spotkaniu z nim opowiadałem dziewczynie jak było i o czym rozmawialiśmy i stwierdziła ona krótko mówiąc ze nie jest on dobrym specjalista i odpowiednim a ja się z nią zgodziłem.
Zmieniłem więc po czasie go na terapeutkę która była dla mnie bardzo miła, notowała wszystko, proces terapii przebiegał u niej profesjonalnie, lecz nie trwał on długo gdyż spotkaliśmy się z 10 razy po 40min i nagle postanowiła ona zniknąć sobie bez jakiegokolwiek kontaktu (aktualnie mija już drugi miesiąc jak nie mam żadnej terapii) lecz powoli planuje poszukać jakiejs nowej terapeutki, z ktora zacznę od nowa.
Wraz z terapeutką z którą byłem na kilkudziesięciu spotkaniach stwierdziłem że to wszystko miało swoje korzenie jak zawsze w dzieciństwie… otóż w młodości rodzice nie okazywali mi zbytnio uczuć, szczerze to nie pamietam żeby kiedykolwiek powiedzieli do mnie „kocham cię” bądź przytulili. Ogólnie w moim domu panowała i panuje dość rygorystyczna atmosfera gdyż nigdy nie byłem chwalony po prostu za to jaki jestem. Żeby zdobyć jakaś akceptację musiałem zrobić dokładnie tak jak oni chcieli czyli nawet głupie buty postawić na swoim miejscu czy nawet kurtkę odwiesić na odpowiedni wieszak. Oczywiście wtedy tego nie zauważałem po prostu sądziłem ze tacy są i tyle.
Poznając moja dziewczynę bardzo się w niej zakochałem i bałem się ją stracić gdyż w końcu poczułem miłość. Ktoś w końcu przytulił mnie z uczuciem, wysłuchał, pocieszył i powiedział miłe słowo. W taki sposób ja podświadome mając schemat z dzieciństwa próbowałem robić wszystko tak żeby jej się podobało, żeby mnie ona nie opuściła nawet rezygnując z własnych potrzeb. Po kilku latach związku zauważyłem ze coś jest nie tak, a tym czymś było stracenie własnego siebie, przestało mnie cieszyć wiele rzeczy, nie potrafiłem powiedzieć jaką muzykę lubię itd. Wtedy uruchomił się mechanizm walcz lub uciekaj który powodował takie myśli jak właśnie te czy na pewno ją kocham itd. Do takich wniosków doszliśmy z moja poprzednia terapeutka, niestety nie wiem czy słusznych bo niestety przepadła ona w nicości…
Przed odejściem mojej terapeutki na tzw urlop, stwierdziłem na jednej z terapii z nią, że chciałbym zerwać z moją dziewczyną. Ona powiedziała ze nie powie mi co mam zrobić lecz chciałaby żebym uargumentował to czemu tak chce zrobić. Stwierdziłem, że tak będzie lepiej, ułatwi mi to odnalezienie samego siebie. Powiedziała ona ze jest to jakiś argument i dodała że gdy rozmawialiśmy i mówiła mi żebym wyobraził sobie życie bez mojej dziewczyny widziała ona szczęście w moich oczach.
Nadszedł więc dzień rozstania, tak jak sądziłem zraniłem ją bardzo mocno, pamietam do teraz jej wyraz rozpłakanej twarzy gdy odprowadziłem ją do domu…
Przez około tydzień nie miałem z nią żadnego kontaktu, właściwie nawet nie zastanawiałem się nad tym, tylko spędzałem czas ze znajomymi lub majstrowalem przy aucie (moja pasja). Lecz po jakimś czasie napisała ona do mnie żebym do niej zadzwonił. Zadzwoniłem wiec i w trakcie rozmowy powiedziała ze rozumie moja decyzje i nie jest na mnie zła ale nawet jako przyjaciółka chce mi pomagać żebym nie został w takim stanie. Ja mówiłem jej ze ja nie chce aby ona czekała na mój powrót i żeby korzystała z życia.
Kilka dni po tej rozmowie poczułem pustkę w sobie po jednej z imprez i zadzwoniłem do niej, spędziliśmy jakiś czas rozmawiając tak. Od wtedy zacząłem do niej dzwonić średnio co drugi dzień do momentu w którym postanowiliśmy umówić się na spotkanie. Przebiegło ono dość dziwnie lecz po czasie umówiliśmy się na następne na plaży, tam poczułem jakieś mocne uczucia i pocałowałem ją i od tamtego momentu zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Po kilku spotkaniach znowu wróciły myśli typu czy na pewno dobrze robię czy na pewno chce znowu do niej wracać przecież będzie powtórka z rozrywki.
Aktualnie znajdujemy się w dziwnej relacji gdyż zachowujemy się jak związek, nie będąc nim oficjalnie. Przychodzi ona do mnie do domu i spędzamy razem czas. Niestety myśli te znowu powróciły i zaczęły się nasilać. Powiedzcie mi proszę co mam robić… jak sobie z tym wszystkim poradzić? Najgorsze jest to ze zacząłem sie „przyzwyczajać” do tego stanu w jakim jestem i powoli przestaje sie starać cokolwiek zmienić w sobie gdyż brakuje mi na to sił… czuje ze to wszyskto nie jest na moja głowę.
Terapeutka powiedziała mi, że stosuje technikę wyparcia, czyli jak jest jakiś poważniejszy problem jak ten to ja zaczynam szukać rzeczy czy zajęć które mnie od niego odciągną zamiast spojrzeć prosto w oczy problemowi i spróbować się z nim zmierzyć. Praktycznie każdy z moich dni wyglada tak samo z jakimiś drobnymi różnicami. Duża cześć czasu spędzam grając w gry aby nie myśleć o tym wszystkim albo chociaż mniej. Z jednej strony zdaje sobie sprawę z tego wszystkiego, właśnie z tych moich zachowań i uciekaniu od myśli ale z drugiej nie potrafię tego przerwać i zmienić technikę. Wiem, że nikt za mnie tego nie zrobi ale proszę was dajcie mi jakieś porady jak w końcu iść w dobrym kierunku bo powoli tracę siły…
Zreszta kolejnym moim problemem jest to, że od około 8 miesięcy stosuje leki antydepresyjne i przeciwlękowe lecz wydaje mi się ze albo one na mnie nie działają albo działają ale bardzo słabo. Chyba, że ja mam jakieś zbyt mocne wymagania wobec tych leków.
-Piszę to po jakiś dwóch tygodniach.
Niestety mam coraz więcej myśli i wydaje mi się, że mocno się cofnąłem.
Czuję wielką chęć do ponownego zakończenia relacji…
Wiem, że nie podoba mi się ona zewnętrznie lecz ma bardzo fajny charakter i wiem ze każdy powie teraz, że przecież wygląd przeminie a charakter zostanie ale kurcze, fajnie by było chyba mieć kogoś kto mi się podoba szczególnie w tak młodym wieku.
Szczerze mówiąc przestaję mieć nadzieję, że uda mi się to wszystko rozwiązać…
Do tego wszystkiego towarzyszy mi ogólny lęk przed samotnością.