Strona 1 z 1

Nerwica-Lęki-Hipochondria-Somaty-Alkohol

: 12 marca 2022, o 13:43
autor: norago
Cześć,

z uwagi na obecną sytuację covid - ograniczone grupy, terapie itd., postanowiłem napisać i poprosić o wsparcie na tej grupie.
Mam 38 lat. Z zaburzeniami lękowymi bujam się od dwudziestego roku życia. Zaczęło się kiedy jako dwudziestolatek rzuciłem papierosy i postanowiłem wziąć za siebie, ćwiczyć, biegać itd. Tak zrobiłem. Po jakimś czasie pewnej nocy coś zaczęło mnie kuć w boku brzucha. Nie wiedzieć czemu strasznie dobrałem to do siebie, skupiłem się na tym. Spać nie mogłem już tej nocy. Zaczął się rajd po lekarzach, badania itd. Wszystko wychodziło ok, a tu w boku ciągle boli. Kiedy ten obniżony nastrój już trawy około 2 miesięcy przyszedł sylwester. Postanowiłem się rozerwać i zabawa przebiegała przy używkach alko i extazy... Po tej feralnej imprezie i powrocie do domu doświadczyłem pierwszego w życiu ataku paniki ale to takiego, że nie wiedziałem na jakim świecie żyje. Totalna odcinka, derealizacja itd. Jak ja to nazywam od tamtej pory otworzyła się puszka pandory. Przestałem chodzić do szkoły, płakałem do matki mówiąc, że nie wiem co się ze mną dzieje, że ja to nie ja. Patrzyłem w lustro i nie poznawałem siebie - depersonalizacja. Było to wszystko o tyle straszniejsze, że nie wiedziałem co to się ze mną zadziało. Wystraszyłem się, że może coś przez te narkotyki mi przeskoczyło w głowie i tak już zostanie. Koszmar... Matka zapisała mnie wtedy do psychiatry. Poszliśmy, pełen wywiad itd zapisał cipramil, który nie pomógł, następnie wenlafaksynę 75 mg. Zdiagnozował wtedy depresję lękową. Wenlafaksyna pomogła. Wróciłem do żywych. Leki kontynuowałem. Było względnie ok, ale to wspomnienie koszmaru zostało. To jakbym wrócił do żywych z jakiejś strasznej wojny, z innego świata. Funkcjonowałem następnie przez te wszystkie lata jakoś, względnie. Oczywiście jak już było w miarę ok to powrót w towarzystwo, imprezy, życie towarzyskie itd Narkotyków już nigdy w życiu nie tknąłem, za to alkohol na imprezach szedł równo. Leki brałem. Z czasem odstawiłem, a jak koleje życia powodowały nawroty obniżonego nastroju to wracałem do wenli i tak karuzela się kręciła. W 2013r mój brat bliźniak poszedł na terapię alko. Zachęcał mnie mocno do tego mówiąc jakie są mechanizmy picia i jak fajnie jest na grupie. Pomyślałem wtedy, że to może być dobry pomysł ponieważ ja nigdy nie brałem się za swoją nerwice na trzeźwo całkowicie. Dodam też, że z bratem jesteśmy DDA, ponieważ nasi rodzice byli alkoholikami i swoje piekiełko w rodzinnym domu tez przeżyliśmy. Poszedłem na terapię za namową brata w październiku 2014r.
Październik był ok, listopad ok, w grudniu już coś się ze mną zaczęło dziać, zawroty głowy, problemy ze snem itd i znów dobrałem to do siebie i zaczęły się rajdy po lekarzach, że coś mi jest. Nerwica rozdmuchała się wtedy na 102. Dokładnie to samo piekło co po sylwestrze w 2001r. NIe wiedziałem na jakim świecie żyje. Do tego mój konik nerwicowy to ciśnienie. Na moje nieszczęście zacząłem mierzyć jak porąbany to ciśnienie. Pierwsze pomiary jak dopadłem się do aparatu były ok 160/100 potem przy kolejnych pomiarach ciśnienie spadało fizjologicznie, bo się uspokajałem ale mnie to oczywiście nie przekonywało. Rozpoczęła się znów lękowa tragedia. Objawy wszystkie chyba, które ludzie opisują na grupie, o których pisał i mówił Wiktor i Hewad. Derealizacja, depersonalizacja, problemy ze snem, zero kondycji, lęk wolno płynący 24h na dobę przepleciony z silnymi napadami, że chce się tylko wyjść z siebie i stanąć obok, brak apetytu, somatyzacje. No i to moje mierzenie ciśnienia, czasem dosłownie do 2 minuty w łóżku. W końcu za namowa terapeutki od uzależnień zmieniłem terapię na nerwicową. Wróciłem do wenkafaksyny 75 z wielkimi obawami i lękiem, bo przecież wg ulotki może podnosić ciśnienie. Jakoś z czasem będąc w terapii, na lekach i słuchając DivoVików stanąłem na nogi. Było ok. Po terapii nerwicowej w sierpniu 2015 poddałem się poważnej operacji kręgosłupa lędźwiowego - śruby, implanty dysków, cyrk normalnie. W 2016 wróciłem do pracy - praca w korporacji w sprzedaży. Poznałem dziewczynę. NIe piłem już alkoholu od tego października 2014r wszystko niby na prostą wyszło. Powoli zaczęło się komplikować… proza życia, trzeźwe „nudne życie”, wszyscy dookoła się bawią, imprezują a ja co? Praca-dom, praca-dom, stres, ból pleców, z dziewczyna różnie bywa ale ten różowy pyłek już dawno opadł itd. W 2017 zmarła moja Mama, o którą strasznie walczyliśmy w szpitalach a finalnie w hospicjum. W 2018 zmieniłem pracę. Frustracja „nudnego”, trzeźwego życia rosła. MImo wiedzy z terapii, mechanizmów uzależnień etc racjonalizowanie słuszności trzeźwości na niewiele się zdawało i stało się… pękło w maju 2018. Napiłem się piwa i poszło! Były wyrzuty sumienia itd ale zacząłem imprezować, bawić się, żyć na dawnych torach. To prawda co mówili na terapii - ten kto przerywa abstynencje pije już inaczej niż kiedyś. Piłem więcej, częściej, sam w domu itd. Oczywiście moja hipochondria i nerwica gdzieś tam były pewnie uśpione. Ja z obaw o swoje zdrowie piłem tylko piwo do tego dużo suplementów dla zdrowia. Wenlafaksyny brałem w tym czasie jak placebo, kapsułkę 75 dzieliłem na 4 czasem na 5. Piłem z 4-5 piw co 2-3-4 dni. Można powiedzieć, że w miesiącu z 15 dni było pijących. Takim modelu funkcjonowania trwałem od maja 2018 do końca września 2021. W tym czasie też zadziało się sporo. Zmieniłem pracę, rozstałem się z dziewczyną, poznałem druga ale po 3m się rozstaliśmy, zmarła nagle moja pierwsza miłość ze szkoły średniej, młoda dziewczyna 87 rocznik - przeżywam to do tej pory, podjąłem się realizować odwieczne marzenie zawodowe w pewnym zawodzie i będąc już o mały krok od sukcesu wszystko się zawaliło. Byłem załamany. Powoli zaczęły wracać moje hipochondryczne zapędy. Już był zaszczepiony podświadomy lęk. Któregoś dnia gorzej się poczułem i co? Zmierzyłem ciśnienie głupi. Ciśnienie oczywiście wysokie w pierwszym mierzeniu i poszło. Rozpętało się nerwicowe piekło. Noce nieprzespane, derealizacja, depersonalizacja, hipnagogi w nocy, somaty, mrowienia twarzy, spięcia, napięcia, poty, wyższy puls w spoczynku, w niecały miesiąc schudłem 6kg, totalne rozkojarzenie i skupienie tylko na sobie, na wnętrzu. Mierzenie ciśnienia znów co 2 minuty w łóżku. Ograniczenie jakiejkolwiek aktywności. Zwolnienie lekarskie, bo nie byłem w stanie nawet odpisać z sensem na maila. Koszmar, koszmar, koszmar. Mimo całej tej wiedzy od chłopaków z kanału i zrozumienia logicznego, prób działania nie umiałem tego zatrzymać. Emocje, lęk zrobiły swoje. Trafiłem na oddział nerwicowy szpitala, byłem tam 2 miesiące. Wachlowali lekami, których bałem się brać co powodowało jeszcze większy lęk. Zmieniali lek 3 razy. Wyszedłem w grudniu 2021 na escitalopramie 7,5mg ze średnią poprawą. Potem zwiększałem w domu do 15 mg ale czułem się gorzej na 15 mg niż na 10 mg. W tej chwili jest mocno średnio. NIe wiem co mam dalej robić. Jest tak, że jest moment, że jest w miarę dobrze a za chwile totalny dół, że tylko wyjść z siebie i stanąć obok. Boję się, że przez te lęki i napięcia, somaty coś mi się stanie. Znowu wpadłem w wir mierzenia ciśnienia. Czasem jest 165/106 a za chwile spada do 125/75, rano potrafi być nawet 110/65 a ja nie potrafię się uwolnić od natrętnej chęci mierzenia. Holtera oczywiście robione. Wychodzą rożnie, bo ja schizuje nawet mając holter kiedy zaczyna pompować mierzyć - to i pomiar wtedy wyższy. Kiedy leżę w łóżku i już ciśnienie jest w normie ja nadal mierzę co chwila ciesząc się, że wynik jest dobry ale co z tego jak za chwile wstaje i przy czynnościach domowych i innych mnie ciągnie do mierzenia, a nie mówię już kiedy mam somaty, kołatanie serca, pulsowanie w głowie i całe spektrum nerwicowych objawów. Próbuje się przekonywać i racjonalizować, że przecież chorym na nadciśnienie ciśnienie samo się nie normuje po 3-4 pomiarach.. nic nie daje. Ciągle chodzę w lęku, że zaraz coś się stanie, dostanę wylewu w końcu czy innego paraliżu, że kręgosłup mi się już do reszty na tych śrubach rozwali etc. Bujam się już z tym epizodem nerwicy od października 2021 i poprawy nie widać mimo prób, mimo stosowania się do wskazówek akceptacji, ignorowania, działania pomimo objawów etc. Do tego jestem w rozterce co do leków… ten escitalopram chyba nie działa. Jeden lekarz zaleca aby wrócić do wenli, drugi znowu mówi, że to średni pomysł i zaleca dorzucić pregabaline. Naczytałem się o tym leku, że to działa na GABA i ludzie potem maja problem z odstawieniem tego. Poza tym to działa podobnie do alko i benzo. Sam już nie wiem co robić. Dalej tak być nie może. Do tego ciągnie mnie znów do piwa, bo oczywiście gloryfikuje czas kiedy piłem, bo chociaż wtedy nie było tak rozdmuchanej nerwicy. Rzucasz picie aby było lepiej a tu jest 10x gorzej - tak czuje.Rzucasz picie żeby było lepiej a obecna jakość życia jest na dramatycznym poziomie. Bardzo Was proszę o jakaś pomoc, wsparcie, poradę, rozmowę, może na priv czy jak. NIe stać mnie na prywatnych terapeutów, lekarzy itd :( Bardzo tez proszę o jakieś pozytywne i budujące, pomocne wpisy. Mój stan jest naprawdę słaby i grunt podatny na wszelkie negatywne rzeczy więc jeśli ktoś ma napisać „ja mam nerwice 10 lat i nabawiłem się wrzodow, nadciśnienia czy innych dzadostw” to niech lepiej nie pisze nic :) Mi się to wszystko kłuci już i miesza, bo niby Wiktor i Hewad mówią, że to tylko lęk i nerwica i od tego się nic stać nie może a inni piszą i mówią, że nabawili się chorób przez nerwice :( Chłopaki mówią, że lepiej wychodzić bez leków, że się da a ja już nie mam siły na racjonalizowanie, na to cierpienie, nie wiem za które sznurki już pociągać aby czuć, że to działa, że idę do przodu. Pomóżcie proszę. Tylko nie straszcie. Może jest ktoś kto ma podobną historię i buja się z nerwicą i lękiem od tylu lat co przeplecione jest uzależnieniem od alkoholu. Pozdrawiam wszystkich walczących serdecznie