Trochę się już pogubiłem...
: 10 stycznia 2022, o 19:48
Hej, mam na imię co_mi_jest
To nie jest moje prawdziwę imię ale historia jest prawdziwa, jest dosyć długa i zagmatwana. Natomiast potrzebuje jakiejś pomocy i nie do końca wiem co zrobić. Wszelkie docinki na temat moich błędów proszę sobie darować, mam nadzieję, że moja historia będzie przestrogą dla innych, inspiracją a nawet w jakiś sposób podobna.
Wszystko zaczęło się ok 5 lat temu.
Jak to młoda osoba w kwiecie wieku(ok. 23 lata na tamten okres) lubiałem czasem sobie imprezować. Byłem zdrowy, jedyne co mi dokuczało to śnieg optyczny który po prostu się kiedyś pojawił. Pewnego razu na danej imprezie grubo zakrapianej zostałem poczęstowany substancją bliżej nieznanego pochodzenia, prawdopodobnie jakiś mefedron czy klefedron. Osiem osób w tym uczestniczyło w tym ja. Skutki były takie, że czułem się jakbym miał zejść i wszystkiego się bałem, chwile to potrwało a potem minęło. Czułem się bardzo pobudzony i jakoś do rana spożywaliśmy. Potem przyszedł zjazd i kac z tym, że u mnie te objawy nie mijały nawet po paru dniach, zacząłem panikować, bałem się, że tak zostanie mi do końca życia. Dolegliwości:
-ogromny lęk
-uczucie podobne do derealizacji/depersonalizacji
-problem ze skupieniem się na rozmowie
-stres
-jak się wysławiałem wsłuchiwałem się w swoje myśli i zastanawiałem się czy wypowiedziałem to tak jak usłyszałem i to mnie wprowadzało w taki overthinking
-strach przed wyjsciem z domu
-odizolowanie się od ludzi
...i wiele innych.
Starałem się z tym sobie poradzić, bez żadnej pomocy. Stan się nasilał na kacu więc też zacząłem unikać jakichkolwiek imprez, natomiast paradoksalnie po alkoholu czułem lekką ulge tego napięcia. Potem już popadałem w paranoje, że szedłem coś widziałem i sobie próbowałem przemyśleć czy na sto procent to się wydarzyło... Po pół roku pękłem i poszedłem do psychiatry, przepisał mi SSRI/sertraline. Zacząłem to brać, zmieniłem otoczenie, pracę itp itd. Z czasem zaczęło się robić coraz lepiej, minęło prawie 4,5 roku i poczułem, że wyzdrowiałem! No nie było to w 100% to samo co kiedyś, ale funkcjonowałem normalnie, te objawy zniknęły, czułem się dobrze, natomiast na początku poprzedniego roku popełniłem ten sam błąd, jakaś inna substancja. Z tym że objawy były o 50% lżejsze a raczej ograniczały się tylko do tego overthinkingu i w słuchiwaniu się w tego co powiedziałem lub usłyszałem, przez co odczuwałem ciągły stres i ryłem sobie tym głowę. Stwierdziłem, że jestem tylko człowiekiem i tym razem nie będę za długo z tym zwlekać. Poszedłem do psychiatry, szczegółowo mu opisałem ten problem. Zmienił mi leki na SNRI/duloksetynę. Niby coś tam działało, czas mijał i niby czułem się lepiej. W życiu mi się ułożyło, w dobie pandemii dostałem dobrą prace, home office, więc jakoś szło. Siłownia i aktywności fizyczne też były uprawiane. Jedyne co robiłem wg. mnie źle to dosyć częste imprezowanie, tylko z alkoholem oczywiście. Po pół roku stwierdziłem, że trochę zdrowiej pożyje i odpuściłem jakieś weekendowe wypady.
Po jakiś dwóch-trzech tygodniach mój stan sam z siebie zaczął się pogarszać, pojawiły się negatywne myśli i te głupie uczucie, że jak z kimś rozmawiam to jakby w słuchuję się w to co powiedziałem albo ktoś coś do mnie powiedział i mam wrażenie, że jakbym tego nie powiedział, ale wiem w 100%, że to powiedziałem i to mi ryje głowę, momentami chce mi się płakać. Mam też tak, że to co powiem to odbija mi się echem w głowie, takim jakby zniekształconym... Nie wiem co zrobić, bo boje się, że wrócę do tego stanu sprzed lat, już teraz nie jest kolorowo.
Jak myślicie, co robić? Iść do jakiegoś innego specjalisty, wytłumaczyć to od a do z? A może, te leki po prostu przestały na mnie działać, lub negatywnie na mnie wpływają?
Serdecznie pozdrawiam, liczę na owocną dyskusję i wszystkim życzę spokoju ducha i zdrowia.
To nie jest moje prawdziwę imię ale historia jest prawdziwa, jest dosyć długa i zagmatwana. Natomiast potrzebuje jakiejś pomocy i nie do końca wiem co zrobić. Wszelkie docinki na temat moich błędów proszę sobie darować, mam nadzieję, że moja historia będzie przestrogą dla innych, inspiracją a nawet w jakiś sposób podobna.
Wszystko zaczęło się ok 5 lat temu.
Jak to młoda osoba w kwiecie wieku(ok. 23 lata na tamten okres) lubiałem czasem sobie imprezować. Byłem zdrowy, jedyne co mi dokuczało to śnieg optyczny który po prostu się kiedyś pojawił. Pewnego razu na danej imprezie grubo zakrapianej zostałem poczęstowany substancją bliżej nieznanego pochodzenia, prawdopodobnie jakiś mefedron czy klefedron. Osiem osób w tym uczestniczyło w tym ja. Skutki były takie, że czułem się jakbym miał zejść i wszystkiego się bałem, chwile to potrwało a potem minęło. Czułem się bardzo pobudzony i jakoś do rana spożywaliśmy. Potem przyszedł zjazd i kac z tym, że u mnie te objawy nie mijały nawet po paru dniach, zacząłem panikować, bałem się, że tak zostanie mi do końca życia. Dolegliwości:
-ogromny lęk
-uczucie podobne do derealizacji/depersonalizacji
-problem ze skupieniem się na rozmowie
-stres
-jak się wysławiałem wsłuchiwałem się w swoje myśli i zastanawiałem się czy wypowiedziałem to tak jak usłyszałem i to mnie wprowadzało w taki overthinking
-strach przed wyjsciem z domu
-odizolowanie się od ludzi
...i wiele innych.
Starałem się z tym sobie poradzić, bez żadnej pomocy. Stan się nasilał na kacu więc też zacząłem unikać jakichkolwiek imprez, natomiast paradoksalnie po alkoholu czułem lekką ulge tego napięcia. Potem już popadałem w paranoje, że szedłem coś widziałem i sobie próbowałem przemyśleć czy na sto procent to się wydarzyło... Po pół roku pękłem i poszedłem do psychiatry, przepisał mi SSRI/sertraline. Zacząłem to brać, zmieniłem otoczenie, pracę itp itd. Z czasem zaczęło się robić coraz lepiej, minęło prawie 4,5 roku i poczułem, że wyzdrowiałem! No nie było to w 100% to samo co kiedyś, ale funkcjonowałem normalnie, te objawy zniknęły, czułem się dobrze, natomiast na początku poprzedniego roku popełniłem ten sam błąd, jakaś inna substancja. Z tym że objawy były o 50% lżejsze a raczej ograniczały się tylko do tego overthinkingu i w słuchiwaniu się w tego co powiedziałem lub usłyszałem, przez co odczuwałem ciągły stres i ryłem sobie tym głowę. Stwierdziłem, że jestem tylko człowiekiem i tym razem nie będę za długo z tym zwlekać. Poszedłem do psychiatry, szczegółowo mu opisałem ten problem. Zmienił mi leki na SNRI/duloksetynę. Niby coś tam działało, czas mijał i niby czułem się lepiej. W życiu mi się ułożyło, w dobie pandemii dostałem dobrą prace, home office, więc jakoś szło. Siłownia i aktywności fizyczne też były uprawiane. Jedyne co robiłem wg. mnie źle to dosyć częste imprezowanie, tylko z alkoholem oczywiście. Po pół roku stwierdziłem, że trochę zdrowiej pożyje i odpuściłem jakieś weekendowe wypady.
Po jakiś dwóch-trzech tygodniach mój stan sam z siebie zaczął się pogarszać, pojawiły się negatywne myśli i te głupie uczucie, że jak z kimś rozmawiam to jakby w słuchuję się w to co powiedziałem albo ktoś coś do mnie powiedział i mam wrażenie, że jakbym tego nie powiedział, ale wiem w 100%, że to powiedziałem i to mi ryje głowę, momentami chce mi się płakać. Mam też tak, że to co powiem to odbija mi się echem w głowie, takim jakby zniekształconym... Nie wiem co zrobić, bo boje się, że wrócę do tego stanu sprzed lat, już teraz nie jest kolorowo.
Jak myślicie, co robić? Iść do jakiegoś innego specjalisty, wytłumaczyć to od a do z? A może, te leki po prostu przestały na mnie działać, lub negatywnie na mnie wpływają?
Serdecznie pozdrawiam, liczę na owocną dyskusję i wszystkim życzę spokoju ducha i zdrowia.