Lęk, proszę o pomoc
: 13 grudnia 2021, o 20:19
Witajcie.
Zgłaszam się na forum, bo powoli nie daję sobie rady. Trochę o mnie. Jestem przed 30, kobieta. Mam faceta od 8 lat, dobrą pracę, fajne zarobki. Mam też mnóstwo zaburzeń.
DZIECIŃSTWO
- nie poznałam nigdy ojca, zmarł jak miałam rok. Nie pamiętam nic, mama twierdzi, ze nie warto wspominac, ukrywała przede mna rózne rzeczy, jak dorosłam, dopiero poznałam jak mial na imie, ile mial lat, jak zmarl, jaki byl (ogolnie, bez szczegółów). Podobno nie chciał mnie, nie chciał drugiej córki (mam starsza siostre), przyniosl mamie tabletki, aby poroniła. Nie patrzył na mnie kiedy nas odwiedzal (nie mieszkali razem, to byl weekendowy tata, obiecal mojej mamie malzenstwo, ale nic z tego nie wyszlo). Kiedy sie urodzilam, powiedzial tylko "kolejna dziura?", bo chcial syna. Nie odczuwalam tego jakos (dowiedzialam sie o tym niedawno, wiec jak bylam dorosla). Chodzi o brak ojca. Nie odczuwalam go. Nigdy go nie mialam, nie tesknilam. Dla mnie stalo sie czyms normalnym, ze mam tylko mame. Ze mam jednego rodzica. Nawet teraz jak o tym pisze, dziwnie mi, ze mam drugiego.. Nie mysle o nim jakos zbytnio. Nigdy nie bylam na jego grobie, mysle, ze to bylby dla mnie zwykły pomnik obcej osoby, tyle.
- wychowywala mnie tez babcia, ktora cierpiala na nerwice poobozowa. Była po wielu operacjach. Chodziliśmy w domu wszyscy na paluszkach, bo to, jaki będzie dzien, zalezalo od jej humoru i samopoczucia. Codziennie bałam się, ze dostane w szkole telefon od mamy, ze babcia umarła. Balam sie tego, bo ciagle sluchalam, ze ona pomaga nam finansowo i bez niej zginiemy. Babcia tez niejednokrotnie mowila, ze jak ją porządnie znerwicujemy, to spakuje walizke i odejdzie. Szla wtedy do przedpokoju i wyciagała ją z szafy. Cholernie sie balam, mialam z 5 lat. Bylam z nia zwiazana emocjonalnie, chociaz zdarzylo jej sie mnie bić paskiem, kiedy nie radziła sobie z emocjami, a ja bylam niegrzeczna. Mimo to kochalam ją. Cale dzieciństwo bałam sie, ze umrze. Patrzyłam czy oddycha, gdy spala. Pod koniec, gdy chorowala, bylo piekło. Krzyki, wymioty, krew, panika, ataki lęku i inne różne rzeczy, których naoglądałam sie, gdy odchodzila. Mialam 19 lat.
- mam starsza siostre, z która nie mialysmy nigdy super kontaktu. Czasem wrecz nienawidzilysmy sie, mysle, ze zle nas wychowano. Ona byla TA ZŁA, ja TA DOBRA. ona za rodziną ojca, ja za mamą. "czysta mamusia", zawsze bylam grzeczna, tłumiono moje emocje, sluchalam sie, uczylam, robilam wszystko co chciala mama. Uczyłam sie dla niej, chcialam zasluzyc na milosc, mimo ze zapewniała mnie, ze mnie i tak kocha, robilam wszystko, by całą rodzinę zadowolić. Przytulalam sie do kazdego, pocieszalam, byłam usłuchana. Zawsze usmiechnieta.
- przekonania z dziecinstwa: jako, ze mama byla nadopiekuncza, nauczylam sie, ze swiat jest zły. Teraz boje sie zyc. Boje sie, ze w koncu cos sie spieprzy, bo ostatnio jest za dobrze, spokojnie.. ja cale dziecinstwo spedzilam w napieciu. Nie jestem przyzwyczajona, ze jest ok. Ze jest cicho i normalnie, bez dysfunkcji. Tylko czekam, az cos sie zjebie. Boje sie panicznie. Swiat odbieram jako miejsce zla, cierpienia. Nie ciesze sie zyciem, bo boje sie, ze czeka mnie za to kara. Ze powinnam cierpiec jak kobiety w mojej rodzinie, byc solidarna wobec nich.. tymczasem ja jako jedyna mam zwiazek, szczesliwy w dodatku, trwaly. Mam problem z seksem, bo czuje, ze robie cos wbrew rodzinie, ze gdyby oni to widzieli, to byliby źli. Czuje sie wtedy brudna i jakbym robila cos niedobrego. Boje sie, ze czeka mnie za to jakas kara, ze powinnam zostac z mama w domu tak jak ona zostala przy babci na starosc, a ja wyjechalam sobie na studia i teraz mieszkam juz pare lat bez niej, w dodatku z FACETEM, a u mnie w domu to by temat tabu.
HIPOCHONDRIA
potrafię z byle czego zrobić taką afere, ze samej siebie mi żal. Analizuje kazdy ruch mojego ciala, biegam jak powalona na badania co miesiac, panicznie boje sie raka. Ze zostanie mi miesiac zycia, ze nie bedzie sensu mnie leczyc. Wpisuje w GOOGLE wszelkie objawy i znam chyba wszystkie choroby. Płacze jak slysze zwykle bulgotanie jelit po jedzeniu. A propos jelit. Ostatnio mialam wiele stresu w pracy. W dodatku zachorowalam (zwykle przeziebienie). Mialam takie jazdy, bedac sama w domu, ze nigdy chyba az tak nie mialam. Po wyleczeniu, gdy mialam wrocic do pracy, nie spalam cała noc, serce mi kołatało, a ja co chwile sprawdzalam puls i balam sie zasnac, no bo moge sie nie obudzic.. Lęk powstał tez przez informacje o sprawie Izabeli z Pszczyny, która zmarła w pare godzin po przyjeciu do szpitala na sepse poporodowa. Przerazilo mnie to , jak szybko zmienila sie jej sytuacja w skali doby. Dostałam napadów paniki, lęku przed lękiem. Przez przeziebienie tez mniej jadlam, raczej lezalam w lozku... i teraz najlepsze. Wymysliam sobie, ze mogę miec raka trzustki, no bo miala go Anna Przybylska, która tez miala "wszytstko: dzieci kariere meza", wiec czemu ja mam go nie dostac? U mnie tez jest za spokojnie, a takie rzeczy sie dzieja. Zaczelam sie tak nakrecac.. zaczely sie dziwne stolce, papkowate, w chwilach wielkiego stresu żółte, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie, ze to ta choroba.. po tygodniu męki zdecydowalam sie isc do lekarza. Pani dala mi skierowanie na kał, tarczyce, OB, CRP, morfologie i proby wątrobowe. Wszystko wyszło w normie, po srodku. Tylko w kale mam napisane, ze ziarna skrobii. No wiec kolejny lęk, ze nie trawie, ze cos tam, ze moze zła dieta, ze jednak RAK, ze czegos nie przyswajam. Teraz biore probiotyk, wszystko sie ustabilizowalo, ale lęk pozostał. Lekarka stwierdzila, ze mam osłabiona odpornosc po IZOTEKU który brałam 8 miesiecy i przez przwlekly stres. Ja jednak czytam o jelitach, o wrzodach, wiecie jak to jest, a potem az boje sie isc do tolaety. Nie wiem, czy schudłam, ale gdy poszłam do pracy po tym stresie i l4, mialam wrazenie, ze spodnie pracownicze były luzniejsze. Nikt mi nie mowil, ze inaczej wygladam, ze schudlam, ale ja od razu wymyslilam sobie, ze nie chca mnie martwic pewnie, ze nie dozyje świat, ze cos tam.. ostatnie usg jamy brzusznej robilam w 2019, moze musze je powtorzyc?
Przerobiłam tez juz natretne mysli, derealizacje, depersonalizacje, niska samoocene itp.
Piszac to, błagam o pomoc, jakąkolwiek.
Terapię zaczynam dopiero w styczniu.
Duzo czytalam tutaj i sluchalam podcastow czy swiadectw odburzen na YT, ale i tak musialam napisac własny temat, bo mysli powoli mnie wykanczaja.
Czy jest ktoś w stanie mi racjonalnie powiedziec cos pokrzepiajacego?
Zgłaszam się na forum, bo powoli nie daję sobie rady. Trochę o mnie. Jestem przed 30, kobieta. Mam faceta od 8 lat, dobrą pracę, fajne zarobki. Mam też mnóstwo zaburzeń.
DZIECIŃSTWO
- nie poznałam nigdy ojca, zmarł jak miałam rok. Nie pamiętam nic, mama twierdzi, ze nie warto wspominac, ukrywała przede mna rózne rzeczy, jak dorosłam, dopiero poznałam jak mial na imie, ile mial lat, jak zmarl, jaki byl (ogolnie, bez szczegółów). Podobno nie chciał mnie, nie chciał drugiej córki (mam starsza siostre), przyniosl mamie tabletki, aby poroniła. Nie patrzył na mnie kiedy nas odwiedzal (nie mieszkali razem, to byl weekendowy tata, obiecal mojej mamie malzenstwo, ale nic z tego nie wyszlo). Kiedy sie urodzilam, powiedzial tylko "kolejna dziura?", bo chcial syna. Nie odczuwalam tego jakos (dowiedzialam sie o tym niedawno, wiec jak bylam dorosla). Chodzi o brak ojca. Nie odczuwalam go. Nigdy go nie mialam, nie tesknilam. Dla mnie stalo sie czyms normalnym, ze mam tylko mame. Ze mam jednego rodzica. Nawet teraz jak o tym pisze, dziwnie mi, ze mam drugiego.. Nie mysle o nim jakos zbytnio. Nigdy nie bylam na jego grobie, mysle, ze to bylby dla mnie zwykły pomnik obcej osoby, tyle.
- wychowywala mnie tez babcia, ktora cierpiala na nerwice poobozowa. Była po wielu operacjach. Chodziliśmy w domu wszyscy na paluszkach, bo to, jaki będzie dzien, zalezalo od jej humoru i samopoczucia. Codziennie bałam się, ze dostane w szkole telefon od mamy, ze babcia umarła. Balam sie tego, bo ciagle sluchalam, ze ona pomaga nam finansowo i bez niej zginiemy. Babcia tez niejednokrotnie mowila, ze jak ją porządnie znerwicujemy, to spakuje walizke i odejdzie. Szla wtedy do przedpokoju i wyciagała ją z szafy. Cholernie sie balam, mialam z 5 lat. Bylam z nia zwiazana emocjonalnie, chociaz zdarzylo jej sie mnie bić paskiem, kiedy nie radziła sobie z emocjami, a ja bylam niegrzeczna. Mimo to kochalam ją. Cale dzieciństwo bałam sie, ze umrze. Patrzyłam czy oddycha, gdy spala. Pod koniec, gdy chorowala, bylo piekło. Krzyki, wymioty, krew, panika, ataki lęku i inne różne rzeczy, których naoglądałam sie, gdy odchodzila. Mialam 19 lat.
- mam starsza siostre, z która nie mialysmy nigdy super kontaktu. Czasem wrecz nienawidzilysmy sie, mysle, ze zle nas wychowano. Ona byla TA ZŁA, ja TA DOBRA. ona za rodziną ojca, ja za mamą. "czysta mamusia", zawsze bylam grzeczna, tłumiono moje emocje, sluchalam sie, uczylam, robilam wszystko co chciala mama. Uczyłam sie dla niej, chcialam zasluzyc na milosc, mimo ze zapewniała mnie, ze mnie i tak kocha, robilam wszystko, by całą rodzinę zadowolić. Przytulalam sie do kazdego, pocieszalam, byłam usłuchana. Zawsze usmiechnieta.
- przekonania z dziecinstwa: jako, ze mama byla nadopiekuncza, nauczylam sie, ze swiat jest zły. Teraz boje sie zyc. Boje sie, ze w koncu cos sie spieprzy, bo ostatnio jest za dobrze, spokojnie.. ja cale dziecinstwo spedzilam w napieciu. Nie jestem przyzwyczajona, ze jest ok. Ze jest cicho i normalnie, bez dysfunkcji. Tylko czekam, az cos sie zjebie. Boje sie panicznie. Swiat odbieram jako miejsce zla, cierpienia. Nie ciesze sie zyciem, bo boje sie, ze czeka mnie za to kara. Ze powinnam cierpiec jak kobiety w mojej rodzinie, byc solidarna wobec nich.. tymczasem ja jako jedyna mam zwiazek, szczesliwy w dodatku, trwaly. Mam problem z seksem, bo czuje, ze robie cos wbrew rodzinie, ze gdyby oni to widzieli, to byliby źli. Czuje sie wtedy brudna i jakbym robila cos niedobrego. Boje sie, ze czeka mnie za to jakas kara, ze powinnam zostac z mama w domu tak jak ona zostala przy babci na starosc, a ja wyjechalam sobie na studia i teraz mieszkam juz pare lat bez niej, w dodatku z FACETEM, a u mnie w domu to by temat tabu.
HIPOCHONDRIA
potrafię z byle czego zrobić taką afere, ze samej siebie mi żal. Analizuje kazdy ruch mojego ciala, biegam jak powalona na badania co miesiac, panicznie boje sie raka. Ze zostanie mi miesiac zycia, ze nie bedzie sensu mnie leczyc. Wpisuje w GOOGLE wszelkie objawy i znam chyba wszystkie choroby. Płacze jak slysze zwykle bulgotanie jelit po jedzeniu. A propos jelit. Ostatnio mialam wiele stresu w pracy. W dodatku zachorowalam (zwykle przeziebienie). Mialam takie jazdy, bedac sama w domu, ze nigdy chyba az tak nie mialam. Po wyleczeniu, gdy mialam wrocic do pracy, nie spalam cała noc, serce mi kołatało, a ja co chwile sprawdzalam puls i balam sie zasnac, no bo moge sie nie obudzic.. Lęk powstał tez przez informacje o sprawie Izabeli z Pszczyny, która zmarła w pare godzin po przyjeciu do szpitala na sepse poporodowa. Przerazilo mnie to , jak szybko zmienila sie jej sytuacja w skali doby. Dostałam napadów paniki, lęku przed lękiem. Przez przeziebienie tez mniej jadlam, raczej lezalam w lozku... i teraz najlepsze. Wymysliam sobie, ze mogę miec raka trzustki, no bo miala go Anna Przybylska, która tez miala "wszytstko: dzieci kariere meza", wiec czemu ja mam go nie dostac? U mnie tez jest za spokojnie, a takie rzeczy sie dzieja. Zaczelam sie tak nakrecac.. zaczely sie dziwne stolce, papkowate, w chwilach wielkiego stresu żółte, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie, ze to ta choroba.. po tygodniu męki zdecydowalam sie isc do lekarza. Pani dala mi skierowanie na kał, tarczyce, OB, CRP, morfologie i proby wątrobowe. Wszystko wyszło w normie, po srodku. Tylko w kale mam napisane, ze ziarna skrobii. No wiec kolejny lęk, ze nie trawie, ze cos tam, ze moze zła dieta, ze jednak RAK, ze czegos nie przyswajam. Teraz biore probiotyk, wszystko sie ustabilizowalo, ale lęk pozostał. Lekarka stwierdzila, ze mam osłabiona odpornosc po IZOTEKU który brałam 8 miesiecy i przez przwlekly stres. Ja jednak czytam o jelitach, o wrzodach, wiecie jak to jest, a potem az boje sie isc do tolaety. Nie wiem, czy schudłam, ale gdy poszłam do pracy po tym stresie i l4, mialam wrazenie, ze spodnie pracownicze były luzniejsze. Nikt mi nie mowil, ze inaczej wygladam, ze schudlam, ale ja od razu wymyslilam sobie, ze nie chca mnie martwic pewnie, ze nie dozyje świat, ze cos tam.. ostatnie usg jamy brzusznej robilam w 2019, moze musze je powtorzyc?
Przerobiłam tez juz natretne mysli, derealizacje, depersonalizacje, niska samoocene itp.
Piszac to, błagam o pomoc, jakąkolwiek.
Terapię zaczynam dopiero w styczniu.
Duzo czytalam tutaj i sluchalam podcastow czy swiadectw odburzen na YT, ale i tak musialam napisac własny temat, bo mysli powoli mnie wykanczaja.
Czy jest ktoś w stanie mi racjonalnie powiedziec cos pokrzepiajacego?