Ataki paniki/derealizacja pomocy...
: 26 sierpnia 2021, o 17:15
Witam
Zakładam ten temat totalnie zestresowany, zdemotywowany i zestraszony tym co się teraz dzieje. Ale od początku:
Jakieś trzy dni temu pokłociłem się z kimś czego skutkiem były naprawdę mocne nerwy u mnie, aż miałem ochotę coś rozwalić.
Gdy szedłem spać trochę ochłonąłem. No i tak śpię sobie kilka godzin. Budzę się o około 4:00 w nocy z koszmaru i zaczynam odczuwać niepokój niewiedzieć czemu.
Usiłuje zasnąć przewracając się z boku na bok ale niepokój ciągle narastał a do tego dochodziły natrętne myśli. Tak nagle zachciało mi się wymiotować więc pobiegłem do toalety.
A tam co już się działo, to koszmar.... Cały się trzęsłem, serce bije bardzo szybko, myśli czy ja popadam w schizofrenię, czy jestem jakimś chorym psychicznie.
Totalnie nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Siędzę tak w tej toalecie jakiś czas i zaraz mi przechodzi i jestem poprostu w szoku co się wydarzyło. Już wtedy miałem podejrzenia, że
to mój pierwszy atak paniki. Wróciłem do łóżka i jakimś cudem zasnąłem zszokowany.
Obudziłem się nazajutrz i oczywiście kontrola, czy jest już lepiej. Niby było. Przez cały dzień tak naprawdę odczuwałem lekki stres, aby znowu się to nie zdarzyło i byłem w szoku lekkim. Do tego doszła derealizacja. Już w dalszej części dnia się to trochę poprawiło. Noc była tym razem spokojniejsza, ale był stres czy się znowu to nie stanie. Obudziłem się ze snu i czułem się lepiej. Przez prawie całem dzień czułem się całkiem dobrze, aż do wczorajszego wieczora...
Zaczęła narastać derealizacja, która była naprawdę intensywna. Myśli typu: cały świat jest wytworem mojej wyobraźni, a ja jestem jedynym żyjącym "bytem", poczucia braku sensu, pustoty wszystkiego, obcości świata itd.
Kładąc się spać przeżyłem kolejny atak paniki... Były to takie cholerne jakby impulsu tych właśnie myśli wymienionych powyżej. Czasem to już nawet nie wiedziałem czy wytrzymam i chciałem aby to za wszelką cenę się skończyło. Znowu cały się trzesłem, bicie serca, ale najgorsze były te impulsywne myśli, które były tak cholernie ciężkie do zniesienia... Po 30 minutach się uspkoiłem i zasnąłem.
Jednak dzisiaj cały czas się czuję bardzo dziwnie... Ciągle mam właśnie impulsy co jakiś czas dotyczące tych myśli derealizacyjnych... Czuje się jak w jakiejś pułapce egzystencjalnej, z której nie ma żadnej ucieczki i przez to uczucie mam myśli typu; po co mam się starać wyjść z tego jak to nawet nie ma sensu itd.
Ja już naprawdę niewiem co mam robić... Co chwilę mam te impulsy i czuję totalną niemoc... Że nie da się z tego wyjść.
Proszę pomóżcie, doradźcie mi coś. Płaczę pisząc to... Nawet teraz pisząc to doznałem lekkiego ataku paniki.
Zawsze stroniłem od pójscią na psychoterapię bo zawsze chciałem "sam" wyjść z nerwic, derealizacji itd. Ale z tym co się teraz dzieje to naprawdę wątpie, że sobie sam poradzę.
Pozatym pójscie do psychologa będzie mierzyć się z dużym stresem, szczególnie, że musiał bym to jakoś rodzicom powiedzieć bo jestem nieletni...
Co robić?
Zakładam ten temat totalnie zestresowany, zdemotywowany i zestraszony tym co się teraz dzieje. Ale od początku:
Jakieś trzy dni temu pokłociłem się z kimś czego skutkiem były naprawdę mocne nerwy u mnie, aż miałem ochotę coś rozwalić.
Gdy szedłem spać trochę ochłonąłem. No i tak śpię sobie kilka godzin. Budzę się o około 4:00 w nocy z koszmaru i zaczynam odczuwać niepokój niewiedzieć czemu.
Usiłuje zasnąć przewracając się z boku na bok ale niepokój ciągle narastał a do tego dochodziły natrętne myśli. Tak nagle zachciało mi się wymiotować więc pobiegłem do toalety.
A tam co już się działo, to koszmar.... Cały się trzęsłem, serce bije bardzo szybko, myśli czy ja popadam w schizofrenię, czy jestem jakimś chorym psychicznie.
Totalnie nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Siędzę tak w tej toalecie jakiś czas i zaraz mi przechodzi i jestem poprostu w szoku co się wydarzyło. Już wtedy miałem podejrzenia, że
to mój pierwszy atak paniki. Wróciłem do łóżka i jakimś cudem zasnąłem zszokowany.
Obudziłem się nazajutrz i oczywiście kontrola, czy jest już lepiej. Niby było. Przez cały dzień tak naprawdę odczuwałem lekki stres, aby znowu się to nie zdarzyło i byłem w szoku lekkim. Do tego doszła derealizacja. Już w dalszej części dnia się to trochę poprawiło. Noc była tym razem spokojniejsza, ale był stres czy się znowu to nie stanie. Obudziłem się ze snu i czułem się lepiej. Przez prawie całem dzień czułem się całkiem dobrze, aż do wczorajszego wieczora...
Zaczęła narastać derealizacja, która była naprawdę intensywna. Myśli typu: cały świat jest wytworem mojej wyobraźni, a ja jestem jedynym żyjącym "bytem", poczucia braku sensu, pustoty wszystkiego, obcości świata itd.
Kładąc się spać przeżyłem kolejny atak paniki... Były to takie cholerne jakby impulsu tych właśnie myśli wymienionych powyżej. Czasem to już nawet nie wiedziałem czy wytrzymam i chciałem aby to za wszelką cenę się skończyło. Znowu cały się trzesłem, bicie serca, ale najgorsze były te impulsywne myśli, które były tak cholernie ciężkie do zniesienia... Po 30 minutach się uspkoiłem i zasnąłem.
Jednak dzisiaj cały czas się czuję bardzo dziwnie... Ciągle mam właśnie impulsy co jakiś czas dotyczące tych myśli derealizacyjnych... Czuje się jak w jakiejś pułapce egzystencjalnej, z której nie ma żadnej ucieczki i przez to uczucie mam myśli typu; po co mam się starać wyjść z tego jak to nawet nie ma sensu itd.
Ja już naprawdę niewiem co mam robić... Co chwilę mam te impulsy i czuję totalną niemoc... Że nie da się z tego wyjść.
Proszę pomóżcie, doradźcie mi coś. Płaczę pisząc to... Nawet teraz pisząc to doznałem lekkiego ataku paniki.
Zawsze stroniłem od pójscią na psychoterapię bo zawsze chciałem "sam" wyjść z nerwic, derealizacji itd. Ale z tym co się teraz dzieje to naprawdę wątpie, że sobie sam poradzę.
Pozatym pójscie do psychologa będzie mierzyć się z dużym stresem, szczególnie, że musiał bym to jakoś rodzicom powiedzieć bo jestem nieletni...
Co robić?