błędne koło
: 4 stycznia 2021, o 13:04
hej!
piszę ten post, ponieważ nie daję już sobie rady sama ze sobą. cierpię na nerwicę lękową od 10 lat, mam agorafobię, napady paniki. W czerwcu tego roku zmieniłam pracę. Pracuję teraz w Sądzie. Wydawałoby się praca jak marzenie- stałe godziny pracy, państwowa instytucja, umowa o pracę, w końcu płatny urlop itp. Ja jednak od tego czasu posypałam się całkowicie. Praca wyeksponowuje moje największe lęki. Przede wszystkim bardzo przeżywam natłok obowiązków. Pracy jest naprawdę ogrom, presja czasu. Przez to, że przeżywam pracę to mam coraz większe problemy z bezsennością, mimo brania leków nasennych, które po prostu na mnie nie działają. Zasypiam na 2-3 godziny, a później wybudzam się i kręcę w łóżku aż do rana z przerażeniem, ,że muszę wstać o 5:30, żeby na 7:30 być w pracy. Ponadto pojawił się problem z dojazdem. Od wielu lat mam problem w poruszaniu się komunikacją miejską, szczególnie, że teraz dojazd zajmuje 40 minut w zatłoczonym autobusie przez centrum miasta. Ciągle wybieram taksówki, albo podwozi mnie mama- mam przez to ogromne wyrzuty sumienia i wielkie poczucie niesamodzielności. W pracy wyostrzają się kolejne problemy z agorafobią- korytarze są długie, budynek wielki i wysoki, wyjścia oddalone. To powoduje u mnie lęki, poczucie stałego napięcia i ataki paniki. Problem mam także kiedy muszę iść na wokandę- protokołować na sali. Czasami rozprawy trwają po kilka godzin, a ja czuję się jak uwięziona nie mogąc rozładować napięcia. Nie mogę wstać czy pójść do toalety. Przed takim dniem zazwyczaj posiłkowałam się benzodiazepinami. Atmosfera również jest mało sprzyjająca- ludzie są bardzo mało przyjaźni, niechętni do pomocy, wywyższają się. Mam też problem z kierowniczką, która mnie nie lubi, bo ja przez swoje lęki nawalam. Pracuje dopiero pół roku, a już zdarzyło mi się być parę razy na zwolnieniu. Były też dni, kiedy nie wytrzymywałam z objawami i zwalniałam się z pracy i szłam do domu. Przez to czuję się jeszcze gorzej, bo dręczą mnie wyrzuty sumienia, poczucie, że jestem beznadziejnym pracownikiem i nawalam. Praca stała się dla mnie prawdziwym koszmarem. Moja siostra, która mnie namawiała do tej pracy jest na mnie wściekła. Nie może zrozumieć tego co przeżywam. Chciałabym zmienić pracę, ale wydaje mi się, że ja tak naprawdę niewiele umiem, jestem mocno ograniczona przez moje lęki. Co prawda mam wyższe wykształcenie i dyplom zawodowy asystenktki stomatologicznej, ale teraz w czasaach pandemii jest bardzo ciężko o pracę. Wyrzucam sobie, że nie potrafię tej mojej obecnej pracy polubić i zapanować nad swoim lękiem. Teraz jestem na kilkutygodniowym zwolnieniu, bo miałam koronawirusa. Jednak powrót do pracy bardzo mnie przeraża. Kierowniczka nie chce mnie na wydziale i za karę mają mnie przenieść na inny wydział. Boję się tego co mnie czeka i tego, że znowu będę musiała przeżywać te wszystkie lęki. Nie mogę w nocy spać, a to sprawia, że rano nie mam siły zwlec się z łóżka. Teraz w ogóle po tym koronawirusie mam problem z wychodzeniem z domu. Chodzę na psychoterapię psychodynamiczną, ale jestem tak przywiązana do lęków i objawów, że niestety mi ona nie pomaga. Moje myśli są ciągle zaprzątnietę lękiem, objawami i poczuciem, że przegrałam swoje życie i nic już nie mogę zrobić. Pomóżcie!!!
piszę ten post, ponieważ nie daję już sobie rady sama ze sobą. cierpię na nerwicę lękową od 10 lat, mam agorafobię, napady paniki. W czerwcu tego roku zmieniłam pracę. Pracuję teraz w Sądzie. Wydawałoby się praca jak marzenie- stałe godziny pracy, państwowa instytucja, umowa o pracę, w końcu płatny urlop itp. Ja jednak od tego czasu posypałam się całkowicie. Praca wyeksponowuje moje największe lęki. Przede wszystkim bardzo przeżywam natłok obowiązków. Pracy jest naprawdę ogrom, presja czasu. Przez to, że przeżywam pracę to mam coraz większe problemy z bezsennością, mimo brania leków nasennych, które po prostu na mnie nie działają. Zasypiam na 2-3 godziny, a później wybudzam się i kręcę w łóżku aż do rana z przerażeniem, ,że muszę wstać o 5:30, żeby na 7:30 być w pracy. Ponadto pojawił się problem z dojazdem. Od wielu lat mam problem w poruszaniu się komunikacją miejską, szczególnie, że teraz dojazd zajmuje 40 minut w zatłoczonym autobusie przez centrum miasta. Ciągle wybieram taksówki, albo podwozi mnie mama- mam przez to ogromne wyrzuty sumienia i wielkie poczucie niesamodzielności. W pracy wyostrzają się kolejne problemy z agorafobią- korytarze są długie, budynek wielki i wysoki, wyjścia oddalone. To powoduje u mnie lęki, poczucie stałego napięcia i ataki paniki. Problem mam także kiedy muszę iść na wokandę- protokołować na sali. Czasami rozprawy trwają po kilka godzin, a ja czuję się jak uwięziona nie mogąc rozładować napięcia. Nie mogę wstać czy pójść do toalety. Przed takim dniem zazwyczaj posiłkowałam się benzodiazepinami. Atmosfera również jest mało sprzyjająca- ludzie są bardzo mało przyjaźni, niechętni do pomocy, wywyższają się. Mam też problem z kierowniczką, która mnie nie lubi, bo ja przez swoje lęki nawalam. Pracuje dopiero pół roku, a już zdarzyło mi się być parę razy na zwolnieniu. Były też dni, kiedy nie wytrzymywałam z objawami i zwalniałam się z pracy i szłam do domu. Przez to czuję się jeszcze gorzej, bo dręczą mnie wyrzuty sumienia, poczucie, że jestem beznadziejnym pracownikiem i nawalam. Praca stała się dla mnie prawdziwym koszmarem. Moja siostra, która mnie namawiała do tej pracy jest na mnie wściekła. Nie może zrozumieć tego co przeżywam. Chciałabym zmienić pracę, ale wydaje mi się, że ja tak naprawdę niewiele umiem, jestem mocno ograniczona przez moje lęki. Co prawda mam wyższe wykształcenie i dyplom zawodowy asystenktki stomatologicznej, ale teraz w czasaach pandemii jest bardzo ciężko o pracę. Wyrzucam sobie, że nie potrafię tej mojej obecnej pracy polubić i zapanować nad swoim lękiem. Teraz jestem na kilkutygodniowym zwolnieniu, bo miałam koronawirusa. Jednak powrót do pracy bardzo mnie przeraża. Kierowniczka nie chce mnie na wydziale i za karę mają mnie przenieść na inny wydział. Boję się tego co mnie czeka i tego, że znowu będę musiała przeżywać te wszystkie lęki. Nie mogę w nocy spać, a to sprawia, że rano nie mam siły zwlec się z łóżka. Teraz w ogóle po tym koronawirusie mam problem z wychodzeniem z domu. Chodzę na psychoterapię psychodynamiczną, ale jestem tak przywiązana do lęków i objawów, że niestety mi ona nie pomaga. Moje myśli są ciągle zaprzątnietę lękiem, objawami i poczuciem, że przegrałam swoje życie i nic już nie mogę zrobić. Pomóżcie!!!