Strona 1 z 1

Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 2 czerwca 2020, o 10:29
autor: ankakt12
Cześć :)
Jakiś czas temu trafiłam na to forum, żałuję, że tak późno. Jestem w ciąży i jestem pewna, że gdyby nie to i fakt, że trzeba było odstawić lek, nadal żyłabym, jak żyłam, nie podjęłabym nawet próby jakiejkolwiek zmiany. Jak tylko dowiedziałam się o ciąży, od razu zaczęłam panikować, bo wiadomo - jak ciąża, to mdłości i wymioty, a to jest coś, czego się panicznie boję. I chyba tak się tym nakręciłam, że przez pierwszy trymestr wręcz wegetowałam, a nie żyłam - codziennie mdłości, ale bez wymiotów, z tym, że jak już były, to od razu lęk, co prowadziło do ataków, które trwały nawet do dwóch godzin. Nie było tak źle, jak 10 lat temu, kiedy nerwica się u mnie zaczęła na dobre, ale miałam dość, już nawet stwierdziłam pewnego razu, że najlepiej, jakby mnie nie było na tym świecie.
Oczywiście czytałam forum, historię Victora, słuchałam nagrań i pierwsze, co mi przyszło do głowy to jakim cudem tak się czując mam akceptować, ryzykować? Nie mogłam tego pojąć, aż pewnego dnia powiedziałam DOŚĆ. Zaczęłam się stawiać nerwicy i jakoś szybko ogarnęłam somaty. Były nadal, ale nie tak często i nie tak silne, nie było już ataków lęku, tego ciągłego napięcia. Dało mi to nadzieję na to, że rzeczywiście mogę coś zrobić.
Po tym krótkim okresie poprawy nadszedł dół, następnie coś się wydarzyło, co mnie jeszcze bardziej zdołowało i teraz czuję się beznadziejnie. Nie mam somatów, ale czuję się taka rozdarta, gorzej niż zanim zaczęłam cokolwiek robić. Nie chcę się poddać, bo widzę, że jest lepiej, nie chodzi tylko o somaty, jednak jestem w stanie już o czymś innym pomyśleć niż tylko to, jak mi źle, pogadać z kimś o czymś innym niż mój stan psychiczny, nie użalam się tak nad sobą, jakoś częściej myślę o dziecku i są chwilę, że naprawdę się cieszę, z niektórymi myślami też jest lepiej, bo kiedy się pojawiają już nie wpadam w panikę, dlaczego się pojawiła, jak mogła się pojawić i nie zaczynam tego przeżywać na ogromną skalę, więc podsumowując jest różnica.

No ale jakby było tak kolorowo, nie pisałabym ;) Zacznę od tego, że od dziecka byłam nieśmiała, źle reagowałam na krytykę, bałam się opinii innych, chciałam być akceptowana, a raczej byłam wyobcowana. Jak mi coś nie wychodziło, zawsze czułam, że to moja wina, nawet jeśli nie było w tym mojej winy, to myślałam, że jakbym coś zrobiła lepiej, może byłoby inaczej. I te przemyślenia ciągną się za mną do dziś, co jest bardzo uciążliwe. Do tego oprócz rozpamiętywanie przeszłości, wiecznie się wszystkim zamartwiam. Czy np. gdzieś zdążę, czy ludzie mnie zaakceptują, czy będę miała pracę, czy mi przedłużą umowę i oczywiście od razu czarne scenariusze, że na pewno będzie źle. Jakoś tak żyłam do tej pory. Obecnie też mam obawy, czy z mężem będzie wszystko dobrze, czy go nie zwolnią z pracy (ostatnio to jest moja obsesja, mimo że nic na to nie wskazuje, ja się doszukuję jakiś znaków na niebie i na ziemi), czy rzeczywiście jeśli nerwica trwała tyle lat da się coś zmienić, czy dam radę zająć się swoim dzieckiem...

Ostatnio zauważyłam, że obecnie nie mam myśli lękowych, np. coś się stanie mojemu dziecku, tylko właśnie przypomina mi się to, co było w przeszłości i niestety tylko to, co było negatywne. Aż się dziwię, że przychodzą mi do głowy nawet rzeczy, z którymi już się pogodziłam i o których myślałam, że już zapomniałam. Ja nawet o tym nie myślę, wczoraj podczas relaksacji nagle przypomniała mi się koleżanka z liceum 'niemoge Codziennie budzę się rano, już nie mogę zasnąć, myśli się kłębią, a ja mam wrażenie, że muszę to analizować, czuję duży niepokój, jakby coś się miało wydarzyć niedobrego. Jeszcze jakby pojawiały się tylko obawy o teraźniejszość i przyszłość, to wiedziałabym, że to nerwica podsuwa mi te myśli, żeby mnie osłabić, pokazać, że nie dam rady, nie ma sensu się starać, ale czy te negatywne wspomnienia z przeszłości, chęć analizowania tego, obwinianie się za wszystko, mimo że wcześniej też tak było, ale jednak byłam w stanie pewne rzeczy zaakceptować, a teraz wszelkie zło to moja wina 'niemoge też jest związane z nerwicą, z tym, że chcę z tym walczyć, coś zmienić, czy to wynika z czegoś innego?

Przepraszam za przydługawą historię ;) i jednocześnie proszę Was o rady.

Re: Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 2 czerwca 2020, o 11:17
autor: Katja
Ostatnio zauważyłam, że obecnie nie mam myśli lękowych, np. coś się stanie mojemu dziecku, tylko właśnie przypomina mi się to, co było w przeszłości i niestety tylko to, co było negatywne. Aż się dziwię, że przychodzą mi do głowy nawet rzeczy, z którymi już się pogodziłam i o których myślałam, że już zapomniałam. Ja nawet o tym nie myślę, wczoraj podczas relaksacji nagle przypomniała mi się koleżanka z liceum 'niemoge Codziennie budzę się rano, już nie mogę zasnąć, myśli się kłębią, a ja mam wrażenie, że muszę to analizować, czuję duży niepokój, jakby coś się miało wydarzyć niedobrego. Jeszcze jakby pojawiały się tylko obawy o teraźniejszość i przyszłość, to wiedziałabym, że to nerwica podsuwa mi te myśli, żeby mnie osłabić, pokazać, że nie dam rady, nie ma sensu się starać, ale czy te negatywne wspomnienia z przeszłości, chęć analizowania tego, obwinianie się za wszystko, mimo że wcześniej też tak było, ale jednak byłam w stanie pewne rzeczy zaakceptować, a teraz wszelkie zło to moja wina 'niemoge też jest związane z nerwicą, z tym, że chcę z tym walczyć, coś zmienić, czy to wynika z czegoś innego
Hej, nie tylko jest to związane z zaburzeniem, ale i jest bardzo częste w zaburzeniu.
Zaburzenie bardzo lubi nie tylko czas przyszły i myśli typu " a co jeśli", "i co dalej", "nie dasz rady tak żyć" itp , ale i czas przeszły z nieśmiertelnym "Gdybym tylko...." lub wyciąganie wszystkich win ( a w zaburzeniu to Ty jesteś wina i odpowiedzialna za wszystko ) i błedów mniej lub bardziej prawdziwych.
Ja przez moją tendencje do brania zbyt dużej odpowiedzialności za wszystko i za wszystkich, do poczucia, że ja to muszę, miałam bardzo często tego typu myśli co wiązało się nie tylko z ogromnym czasem wręcz przytłaczającym poczuciem winy, ale też i z poczuciem zbliżającej się katastrofy gdy tylko moje dawne przewinienia wyjdą na jaw i gdy już spotka mnie za nie zasłużona kara. :D
Traktować to trzeba jak każdy inny natręt, czyli ignorować. Musisz przyjąć, że z powodu przeciążenia systemu nerwowego i związanego z tym przewrażliwienia nie jesteś teraz obiektywna, a druga sprawa, że miejsce przeszłości jest w przeszłości. Nikt z nas nie ma już na nią wpływu i nie może jej zmienić, więc pozostaje nam się z nią pogodzić ( zaakceptować jakakolwiek by nie była ) i iść dalej. Niby banał, a jednak niewiele osób to rozumie ( w tym kiedyś ja ).
Ja do natrętów związanych z przeszłością( i w sumie do wszystkich innych równeż ) stosuje metodę 3 kroków 1. Akceptacja mojej przeszłości, akceptacja dla tego, że popełniałam błędy ( i będę je popełniać ), wybaczenia sobie i innym. 2. Poztywne i przeciwstawne do natrętów myśli typu : " Każdy popełnia błędy i ja również" . Racjonalizacja lub ośmieszanie, odbieranie im wartości. 3. Gdy już opadnie trochę napięcie i lęk ignorowanie ich.

Re: Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 2 czerwca 2020, o 11:30
autor: ankakt12
Dziękuję za odpowiedź :) U mnie właśnie jest ten problem z akceptowaniem tego, co było i że co się stało, już się nie odstanie. Wiem, że trzeba to zaakceptować, ale obecnie czuję, że jestem jakoś bardziej podatna na te ataki ze strony zaburzenia. Też nie pomaga fakt, że siedzę w domu i nawet za bardzo nie mam się do kogo odezwać, gdzie wyjść. Ale tego akurat nie przeskoczę, przecież nikt nie będzie ze mną siedział 24/dobę. Dlatego jakoś próbuję zająć myśli, a jak już się pojawiają, to sobie wmawiam, że to nie moja wina, że mam prawo do błędu, ale z akceptacją idzie mi tak sobie. A jak jeszcze dochodzi to poczucie niepokoju i co ja mam ze sobą zrobić, jakoś dziwnie się czuję, to jest tym gorzej.

Re: Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 2 czerwca 2020, o 11:49
autor: Katja
ankakt12 pisze:
2 czerwca 2020, o 11:30
Dziękuję za odpowiedź :) U mnie właśnie jest ten problem z akceptowaniem tego, co było i że co się stało, już się nie odstanie. Wiem, że trzeba to zaakceptować, ale obecnie czuję, że jestem jakoś bardziej podatna na te ataki ze strony zaburzenia. Też nie pomaga fakt, że siedzę w domu i nawet za bardzo nie mam się do kogo odezwać, gdzie wyjść. Ale tego akurat nie przeskoczę, przecież nikt nie będzie ze mną siedział 24/dobę. Dlatego jakoś próbuję zająć myśli, a jak już się pojawiają, to sobie wmawiam, że to nie moja wina, że mam prawo do błędu, ale z akceptacją idzie mi tak sobie. A jak jeszcze dochodzi to poczucie niepokoju i co ja mam ze sobą zrobić, jakoś dziwnie się czuję, to jest tym gorzej.

Jak słusznie zauważasz nikt nie będzie siedziałam z Tobą 24h na dobę, a Twoje myśli są z Tobą zawsze dlatego samo zajmowanie się czymś czy przeczekiwanie bez akceptacji nic nie da. W moim przypadku dużo pomogła praca nad dojrzałością emocjonalną, co w ogóle uważam, że takie pełne odburzenie polega na właśnie na nabyciu pewnej świadomości, dojrzałości w rozumieniu swoich emocji i w zarządzaniu nimi. Moim zdaniem zaburzenie tylko uwidacznia i przejaskrawia problem, który dotyczy wielu osób a więc brak zrozumienia dla swoich emocji i brak rozumienia swoich emocji.

Re: Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 2 czerwca 2020, o 12:48
autor: ankakt12
Katja pisze:
2 czerwca 2020, o 11:49
Jak słusznie zauważasz nikt nie będzie siedziałam z Tobą 24h na dobę, a Twoje myśli są z Tobą zawsze dlatego samo zajmowanie się czymś czy przeczekiwanie bez akceptacji nic nie da. W moim przypadku dużo pomogła praca nad dojrzałością emocjonalną, co w ogóle uważam, że takie pełne odburzenie polega na właśnie na nabyciu pewnej świadomości, dojrzałości w rozumieniu swoich emocji i w zarządzaniu nimi. Moim zdaniem zaburzenie tylko uwidacznia i przejaskrawia problem, który dotyczy wielu osób a więc brak zrozumienia dla swoich emocji i brak rozumienia swoich emocji.
Tak szczerze napiszę, co myślę po przeczytaniu tego, co mi odpisałaś. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to to, że nie uda mi się zaakceptować tych myśli, jedynie zająć je, przeczekać i nic z tego nie wyjdzie, już zawsze tak będzie. Po drugie, jestem niedojrzała emocjonalnie i znów zaczynam myśleć, że to coś złego i że nigdy się to nie zmieni.

Wiem, że to wszystko to błędne myślenie, ale jak sobie pomyślę, że takie myślenie mam od najmłodszych lat, to tym bardziej mi ciężko zaufać wszystkim tu na forum i sobie, że dam radę i będzie dobrze, tylko muszę działać.

Re: Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 2 czerwca 2020, o 13:29
autor: Katja
ankakt12 pisze:
2 czerwca 2020, o 12:48
Katja pisze:
2 czerwca 2020, o 11:49
Jak słusznie zauważasz nikt nie będzie siedziałam z Tobą 24h na dobę, a Twoje myśli są z Tobą zawsze dlatego samo zajmowanie się czymś czy przeczekiwanie bez akceptacji nic nie da. W moim przypadku dużo pomogła praca nad dojrzałością emocjonalną, co w ogóle uważam, że takie pełne odburzenie polega na właśnie na nabyciu pewnej świadomości, dojrzałości w rozumieniu swoich emocji i w zarządzaniu nimi. Moim zdaniem zaburzenie tylko uwidacznia i przejaskrawia problem, który dotyczy wielu osób a więc brak zrozumienia dla swoich emocji i brak rozumienia swoich emocji.
Tak szczerze napiszę, co myślę po przeczytaniu tego, co mi odpisałaś. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to to, że nie uda mi się zaakceptować tych myśli, jedynie zająć je, przeczekać i nic z tego nie wyjdzie, już zawsze tak będzie. Po drugie, jestem niedojrzała emocjonalnie i znów zaczynam myśleć, że to coś złego i że nigdy się to nie zmieni.

Wiem, że to wszystko to błędne myślenie, ale jak sobie pomyślę, że takie myślenie mam od najmłodszych lat, to tym bardziej mi ciężko zaufać wszystkim tu na forum i sobie, że dam radę i będzie dobrze, tylko muszę działać.
To ja też tak szczerze Ci napiszę, że nie masz raczej innego wejścia. No chyba, że chcesz całe życie latać po lekarzach, szarpać się ze myślami i bać się własnych emocji i związanych z nimi reakcji ciała . Wiem, że każdy chciałby tutaj dostać jakaś magiczną radę na dany objaw i gdy przychodzi odpowiedz, że trzeba pracować z myślami i emocjami to pojawia się zniechęcenie, ale tak to (nie)stety wygląda. I chociaż na poczatku może nam się to wydawać niemożliwe i ponad nasze siły ( co też jest w jakimś stopniu wynkiem zaburzenia ) to tak nie jest. Zrozumienie i świadomość swoich emocji to coś co każdy jest w stanie zrobić i nie wymaga to wcale miliona terapii, analiz całego życia od poczęcia i wizyt w klasztorze mnichów. Jest to wykonalne dla każdego o ile tylko ktoś postawi sobie to jako cel.

Re: Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 3 czerwca 2020, o 11:25
autor: ankakt12
Dzięki. Muszę próbować, choć na razie to mam mętlik w głowie, nie wiem od czego zacząć, ale widziałam tu na forum, że wiele osób tak ma, jestem bardzo zniechęcona i w sumie mam poczucie beznadziei, że już nic się nie zmieni i tak będzie do końca życia. Z akceptacją na razie nie wychodzi, z ignorowaniem może trochę lepiej, ale też szału nie ma i się na razie tak z tym bujam. Przeczytam coś, wraca nadzieja, a za chwilę znów to samo. Mam jakieś przebłyski w stylu: to bez sensu myśleć o przeszłości, czy przeszłości, ale to trwa chwilę, po czym znów atakują mnie różne myśli.

Re: Przeżywanie przeszłości, zamartwianie się a odburzanie

: 28 lipca 2020, o 19:32
autor: Begonia
Katja pisze:
2 czerwca 2020, o 11:17

Ja przez moją tendencje do brania zbyt dużej odpowiedzialności za wszystko i za wszystkich, do poczucia, że ja to muszę, miałam bardzo często tego typu myśli co wiązało się nie tylko z ogromnym czasem wręcz przytłaczającym poczuciem winy, ale też i z poczuciem zbliżającej się katastrofy gdy tylko moje dawne przewinienia wyjdą na jaw i gdy już spotka mnie za nie zasłużona kara. :D
Ojoj mam to samo i cierpię. Spotkam w swej mieścińce te osoby z przeszłości, które znają moje wszystkie złe akcje z lat młodości, picie, jakieś odurzające środki :/, jeszcze raz picie. I przypominają mi się moje "przyjaciółki", które nie były naprawdę moimi przyjaciółkami, a ja głupia naiwna tak uważałam. No i jak je spotkam, to mi narobią koło tyłka. A to wpłynie też na moje dziecko, jego życie, o mężu nie wspominając... Do tego raz w życiu jako głupia sika spałam z pewnym kolesiem i czekam aż go spotkam, jego żonę, czy kogoś i mi za to <boks> <boks> <boks> , albo nie wiem co zrobią... I ja, kobieta pod 40 tak siedzę i się tym martwię... Myślę o ucieczce do innego miasta, ale przecież dziecko jest w połowie podstawówki, a tu praca, a tu coś... I też myślę, że może jak będę mieć te 50 lat, to wtedy przestanę się tym martwić... Ale gdzie... jedynie śmierć uwolni mnie od moich zmartwień, ale przecież i tak zostanie z nimi moje dziecko... Rozmawiałam z małżonkiem o tym (potrzebowałam wsparcia, no i bez szczegółów), a on na to "no jak tak myślisz, to to przyciągniesz", no to dostałam wsparcie, iść i się załamać.... Dlatego wróciłam po długiej nieobecności na forum... Chcę iść do psychoterapeuty, ale wstydzę się o tym mówić, no i w mej mieścinie nie ma ich za dużo....