Ciągłe uczucie bujania - badać czy akceptować? Potrzebuję rady.
: 22 maja 2020, o 11:26
Hej,
Zaburzenie mam już dość długo, było ono zaleczone lekami. Teraz postanowiłam spróbować poradzić sobie bez leków i potrzebuję porady. Otóż od połowy lutego (będą już 3 miesiące) mam ciągłe uczucie bujania (24h/dobę praktycznie), czasem słabsze czasem silniejsze ale zawsze gdzieś tam jest w tle. Poza tym mam też inne drobiazgi (mam dziwne skurcze kciuka od paru dni, chyba go sobie przy kompie nadwyrężyłam), uczucie drżenia wewnątrz (to miewałam przez całe 3 lata i miałam badania mając ten objaw) i ostatnio buczenie w uszach (ale tylko przed zaśnięciem albo po przebudzeniu, jak wstanę z łóżka to mija). Więc głównie sprawa u mnie lękowo rozbija się o te bujanki (no to buczenie też mnie nieco niepokoi). Dodam tylko, że nie mam dd.
I teraz o co chodzi. Miałam badania, ale... 3 lata temu. Miałam kompleksowe i bardzo dużo, badałam: boreliozę, tężyczkę, hormony tarczycy, byłam u kilku okulistów, laryngologów (audiometr ok, reszta ok), dwóch neurologów, miałam TK głowy z kontrastem (wynik całkowicie dobry), MRI głowy i kręgosłupa szyjnego z kontrastem (w głowie jedno małe ognisko hiperintensywne, bez wzmocnienia po kontraście, neurolog powiedziała wtedy, że to nic takiego i każdemu na MRI coś wyjdzie, szczególnie 3T, a w kręgosłupie zniesienie lordozy i jakieś delikatne uwypuklenia C6/C7 bez ucisku na nerw, reszta ok), doppler tętnic szyjnych ok, echo serca ok, kilka EKG ok, badania z krwi typu morfologia (lekko podniesione leukocyty, miałam pewnie jakiś stan zapalny - ząb albo naderwne ścięgno achillesa?), wskaźniki wątrobowe ok, mocz ok, hormony (testosteron, prolaktyna itp.) w miarę ok (lekko podniesione DHEA-S ale ponoć to też nic takiego), nawet usg nadnerczy miałam zrobione i też ok. Możliwe, że badań było więcej, ale już zwyczajnie nie pamiętam. Bałam się SM, guza mózgu, ogólnie chorób neurologicznych - mój konik.
I teraz tak: jakoś sobie tam żyję, staram się powoli odburzać, próbuję uwierzyć, że bujanki są od nerwicy, ale cały czas jest to "ale jeśli" - powtórzę tylko, że te badania były robione w 2017 roku, może coś tam zahaczyło o 2018.
Czy powinnam powtarzać badania, bo były już dawno i to faktycznie może być choroba (dodam tylko, że wywołują one u mnie ogromny, no niesamowity stres i bardzo dużo mnie kosztują, a na "zwykłej rutynowej morfologii" nie ma co kończyć, bo mnie nie uspokoi - pewnie bym musiała chociaż MRI głowy powtarzać, odpalać znowu bieganie po lekarzach - okropny stres) czy to nowy objaw nerwicy i zachowania hipochondryczne i działać jak na każdy inny somat? Cały czas nie daje mi spokoju myśl, że mając "bujanki" nie było tych badań (3 lata temu miałam inne objawy, w tym głównym konikiem były zawroty głowy, ale to co innego niż te bujanki).
Co mi podpowiada, że mam się dalej badać bo to może być choroba jednak? Rozsądek czy nerwica?
PS: Bujanki to u mnie uczucie takiego kołysania się, czasem na boki, czasem przód tył, czasem mocniej, czasem słabiej. Nie zależą od pozycji - jak leżę, siedzę i stoję to są. Nie ma jedynie jak idę albo jak się czymś mocno zajmę (myślę, że po prostu są ale ich nie odczuwam bo chód / zajęcie angażujące fizycznie ciało są silniejszym bodźcem niż to bujanie).
Proszę o poradę, bo czuję, że te bujanki i lęk o nie (przede wszystkim ten lęk o to, że to objaw choroby) mocno mnie w odburzaniu stopują, są straszną kłodą na drodze. Powinnam pewnie wiedzieć sama, ale cóż, najwidoczniej jeszcze nie ten etap więc w myśl postawy przyjacielskiej i wyrozumiałości do samej siebie - postanowiłam się poradzić
Dzięki za wszystkie odpowiedzi!
Zaburzenie mam już dość długo, było ono zaleczone lekami. Teraz postanowiłam spróbować poradzić sobie bez leków i potrzebuję porady. Otóż od połowy lutego (będą już 3 miesiące) mam ciągłe uczucie bujania (24h/dobę praktycznie), czasem słabsze czasem silniejsze ale zawsze gdzieś tam jest w tle. Poza tym mam też inne drobiazgi (mam dziwne skurcze kciuka od paru dni, chyba go sobie przy kompie nadwyrężyłam), uczucie drżenia wewnątrz (to miewałam przez całe 3 lata i miałam badania mając ten objaw) i ostatnio buczenie w uszach (ale tylko przed zaśnięciem albo po przebudzeniu, jak wstanę z łóżka to mija). Więc głównie sprawa u mnie lękowo rozbija się o te bujanki (no to buczenie też mnie nieco niepokoi). Dodam tylko, że nie mam dd.
I teraz o co chodzi. Miałam badania, ale... 3 lata temu. Miałam kompleksowe i bardzo dużo, badałam: boreliozę, tężyczkę, hormony tarczycy, byłam u kilku okulistów, laryngologów (audiometr ok, reszta ok), dwóch neurologów, miałam TK głowy z kontrastem (wynik całkowicie dobry), MRI głowy i kręgosłupa szyjnego z kontrastem (w głowie jedno małe ognisko hiperintensywne, bez wzmocnienia po kontraście, neurolog powiedziała wtedy, że to nic takiego i każdemu na MRI coś wyjdzie, szczególnie 3T, a w kręgosłupie zniesienie lordozy i jakieś delikatne uwypuklenia C6/C7 bez ucisku na nerw, reszta ok), doppler tętnic szyjnych ok, echo serca ok, kilka EKG ok, badania z krwi typu morfologia (lekko podniesione leukocyty, miałam pewnie jakiś stan zapalny - ząb albo naderwne ścięgno achillesa?), wskaźniki wątrobowe ok, mocz ok, hormony (testosteron, prolaktyna itp.) w miarę ok (lekko podniesione DHEA-S ale ponoć to też nic takiego), nawet usg nadnerczy miałam zrobione i też ok. Możliwe, że badań było więcej, ale już zwyczajnie nie pamiętam. Bałam się SM, guza mózgu, ogólnie chorób neurologicznych - mój konik.
I teraz tak: jakoś sobie tam żyję, staram się powoli odburzać, próbuję uwierzyć, że bujanki są od nerwicy, ale cały czas jest to "ale jeśli" - powtórzę tylko, że te badania były robione w 2017 roku, może coś tam zahaczyło o 2018.
Czy powinnam powtarzać badania, bo były już dawno i to faktycznie może być choroba (dodam tylko, że wywołują one u mnie ogromny, no niesamowity stres i bardzo dużo mnie kosztują, a na "zwykłej rutynowej morfologii" nie ma co kończyć, bo mnie nie uspokoi - pewnie bym musiała chociaż MRI głowy powtarzać, odpalać znowu bieganie po lekarzach - okropny stres) czy to nowy objaw nerwicy i zachowania hipochondryczne i działać jak na każdy inny somat? Cały czas nie daje mi spokoju myśl, że mając "bujanki" nie było tych badań (3 lata temu miałam inne objawy, w tym głównym konikiem były zawroty głowy, ale to co innego niż te bujanki).
Co mi podpowiada, że mam się dalej badać bo to może być choroba jednak? Rozsądek czy nerwica?
PS: Bujanki to u mnie uczucie takiego kołysania się, czasem na boki, czasem przód tył, czasem mocniej, czasem słabiej. Nie zależą od pozycji - jak leżę, siedzę i stoję to są. Nie ma jedynie jak idę albo jak się czymś mocno zajmę (myślę, że po prostu są ale ich nie odczuwam bo chód / zajęcie angażujące fizycznie ciało są silniejszym bodźcem niż to bujanie).
Proszę o poradę, bo czuję, że te bujanki i lęk o nie (przede wszystkim ten lęk o to, że to objaw choroby) mocno mnie w odburzaniu stopują, są straszną kłodą na drodze. Powinnam pewnie wiedzieć sama, ale cóż, najwidoczniej jeszcze nie ten etap więc w myśl postawy przyjacielskiej i wyrozumiałości do samej siebie - postanowiłam się poradzić

Dzięki za wszystkie odpowiedzi!