Pogubiłem się
: 4 marca 2020, o 20:48
Cześć wszystkim.
Byłem ostatnio u psychiatry, który stwierdził u mnie depresję i derealizację. Wydawało mi się, że mam jednak zaburzenie lękowo-depresyjne i przyznam, że ta wiadomość mnie zdołowała.
Wydaję mi się, że bardziej mam ten stan depresyjny z faktu, że już to długo trwa i się ograniczam.
Większość studiów to było zaliczenie i ucieczka w nerwicę. Próba rozwiązania zagadek egzystencjalnych, czy Bóg jest, po co istniejemy, o kosmosie, ewolucji itd. Myślałem, że jak znajdę odpowiedzi na te wszystkie pytania to lęk i te odcięcie emocjonalne przejdzie. Ucisk w klatce, napięcie i świadomość, że nie mogę tego puścić.
Końcowo zawaliłem studia, nie obroniłem się, bo doszły do tego lęki o przyszłość, że sobie nie poradzę itp.
Na dodatek ciągła derealizacja, odcięcie emocjonalne do bliskich osób, świata. Smak, zapach czy pogoda nie miały takiego jakby to ująć klimatu. Ciężko to opisać. Czułem, że odbieram świat inaczej, bardziej lękowo i był bardziej spłycony emocjonalnie. Czasami miałem przebłyski, że czułem smak zwykłej wody, umysł się uspokajał i sam siebie pytałem, czego Ty się tak bałeś? Ale od ponad 3 lat już nie miałem żadnych przebłysków.
Również brak wiedzy wtedy, co mi jest, bo co wpisywałem to znajdywałem informacje o atakach paniki, których ja nie miałem, a o lęku wolno płynącym, że konieczne leczenie farmakologiczne. Ale ja gdzieś podświadomie wiedziałem, że to nie prawda, mówiłem sobie, że nie jest ze mną jeszcze tak źle. Przestałem o tym czytać, bo się tylko bardziej nakręcałem.
Dopiero jakieś kilka miesięcy po zawaleniu studiów i siedzeniu w domu znalazłem to forum. Czytałem I postanowiłem w końcu ruszyć, poszedłem do jakiejkolwiek pracy. Trochę było lepiej, ale nie za wiele. Teraz w sumie domyślam się, czemu, bo to też po części była ucieczka. Ucieczka przed tym, co w głębi serca czułem, że powinienem zrobić. Ze dawny ja tak by nie postąpił, nie ograniczał się, skończył studia i się rozwijał. Zwłaszcza, że przed zaburzeniem interesowałem się rozwojem osobistym.
Następnie wyjechałem za granicę. Gdy wróciłem postanowiłem, że wrócę na studia i postaram się je skończyć, pomimo że minęły już ponad 2 lata. Ale jednak nie byłem w stanie. Kiedy próbowałem się za to zabrać, przychodziły myśli, że przecież nic nie umiem, że całe studia to było zaliczyć i uciec w nerwicę, że tyle lat zmarnowałem, inni już dawno pracują w zawodzie, zdobywają doświadczenie a ja muszę zacząć od zera. Na dodatek studia były związane z projektowaniem graficznym, gdzie ważna jest kreatywność. A ciężko o kreatywność, kiedy jesteś w ciągłym stanie zagrożenia.
Potraciłem też sporo znajomości, urwały się kontakty, bo zawaliłem najprościej mówiąc. Nie czułem potrzeby kontaktu z innymi ludźmi. Kiedy odmawiasz to za którymś razem już nikt cię nie chce zapraszać. Bo myśli, że może po prostu nie chcesz, a niestety nie zawsze tak jest.
Podobnie w kontaktach z kobietami. Mimo 26 lat nigdy nie byłem w związku. Czekałem aż to mi minie, odrzucałem relacje, bo twierdziłem, że trzeba najpierw zrobić porządek w swojej głowie żeby z kimś być.
Czasami myślę, że nie ogarnę tego wszystkiego, nie uda mi się pozbierać do kupy. Że już się stałem kompletnie inną osobą. I ten dawny ja już nie wróci.
Często budzę się o 4-5 i już nie mogę zasnąć, mój umysł jakby przez 2-3 godziny był w innym trybie, w takim kompletnym dole gdzie czuję apatię i bezsens, beznadziejne spojrzenie na przeszłość i przyszłość. Dlatego się zastanawiam czy to wciąż nerwica, ale jak psychiatra stwierdził, że to depresja i przepisał leki to się załamałem. Nie chcę ich brać, chcę mieć satysfakcję z tego, że poradziłem sobie z tym bez wspomagaczy. Ale czasami już mi brak sił na to wszystko. To chyba tyle, dzięki jeżeli chciało się komuś przeczytać całość.
Byłem ostatnio u psychiatry, który stwierdził u mnie depresję i derealizację. Wydawało mi się, że mam jednak zaburzenie lękowo-depresyjne i przyznam, że ta wiadomość mnie zdołowała.
Wydaję mi się, że bardziej mam ten stan depresyjny z faktu, że już to długo trwa i się ograniczam.
Większość studiów to było zaliczenie i ucieczka w nerwicę. Próba rozwiązania zagadek egzystencjalnych, czy Bóg jest, po co istniejemy, o kosmosie, ewolucji itd. Myślałem, że jak znajdę odpowiedzi na te wszystkie pytania to lęk i te odcięcie emocjonalne przejdzie. Ucisk w klatce, napięcie i świadomość, że nie mogę tego puścić.
Końcowo zawaliłem studia, nie obroniłem się, bo doszły do tego lęki o przyszłość, że sobie nie poradzę itp.
Na dodatek ciągła derealizacja, odcięcie emocjonalne do bliskich osób, świata. Smak, zapach czy pogoda nie miały takiego jakby to ująć klimatu. Ciężko to opisać. Czułem, że odbieram świat inaczej, bardziej lękowo i był bardziej spłycony emocjonalnie. Czasami miałem przebłyski, że czułem smak zwykłej wody, umysł się uspokajał i sam siebie pytałem, czego Ty się tak bałeś? Ale od ponad 3 lat już nie miałem żadnych przebłysków.
Również brak wiedzy wtedy, co mi jest, bo co wpisywałem to znajdywałem informacje o atakach paniki, których ja nie miałem, a o lęku wolno płynącym, że konieczne leczenie farmakologiczne. Ale ja gdzieś podświadomie wiedziałem, że to nie prawda, mówiłem sobie, że nie jest ze mną jeszcze tak źle. Przestałem o tym czytać, bo się tylko bardziej nakręcałem.
Dopiero jakieś kilka miesięcy po zawaleniu studiów i siedzeniu w domu znalazłem to forum. Czytałem I postanowiłem w końcu ruszyć, poszedłem do jakiejkolwiek pracy. Trochę było lepiej, ale nie za wiele. Teraz w sumie domyślam się, czemu, bo to też po części była ucieczka. Ucieczka przed tym, co w głębi serca czułem, że powinienem zrobić. Ze dawny ja tak by nie postąpił, nie ograniczał się, skończył studia i się rozwijał. Zwłaszcza, że przed zaburzeniem interesowałem się rozwojem osobistym.
Następnie wyjechałem za granicę. Gdy wróciłem postanowiłem, że wrócę na studia i postaram się je skończyć, pomimo że minęły już ponad 2 lata. Ale jednak nie byłem w stanie. Kiedy próbowałem się za to zabrać, przychodziły myśli, że przecież nic nie umiem, że całe studia to było zaliczyć i uciec w nerwicę, że tyle lat zmarnowałem, inni już dawno pracują w zawodzie, zdobywają doświadczenie a ja muszę zacząć od zera. Na dodatek studia były związane z projektowaniem graficznym, gdzie ważna jest kreatywność. A ciężko o kreatywność, kiedy jesteś w ciągłym stanie zagrożenia.
Potraciłem też sporo znajomości, urwały się kontakty, bo zawaliłem najprościej mówiąc. Nie czułem potrzeby kontaktu z innymi ludźmi. Kiedy odmawiasz to za którymś razem już nikt cię nie chce zapraszać. Bo myśli, że może po prostu nie chcesz, a niestety nie zawsze tak jest.
Podobnie w kontaktach z kobietami. Mimo 26 lat nigdy nie byłem w związku. Czekałem aż to mi minie, odrzucałem relacje, bo twierdziłem, że trzeba najpierw zrobić porządek w swojej głowie żeby z kimś być.
Czasami myślę, że nie ogarnę tego wszystkiego, nie uda mi się pozbierać do kupy. Że już się stałem kompletnie inną osobą. I ten dawny ja już nie wróci.
Często budzę się o 4-5 i już nie mogę zasnąć, mój umysł jakby przez 2-3 godziny był w innym trybie, w takim kompletnym dole gdzie czuję apatię i bezsens, beznadziejne spojrzenie na przeszłość i przyszłość. Dlatego się zastanawiam czy to wciąż nerwica, ale jak psychiatra stwierdził, że to depresja i przepisał leki to się załamałem. Nie chcę ich brać, chcę mieć satysfakcję z tego, że poradziłem sobie z tym bez wspomagaczy. Ale czasami już mi brak sił na to wszystko. To chyba tyle, dzięki jeżeli chciało się komuś przeczytać całość.