Strona 1 z 1

Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 14:40
autor: lubieplacki13
Hej. Podczas swojej apokalipsy w listopadzie i strachem przed utratą kontroli, myślami, że już jestem 100% samobójcą 'niemoge wybrałem się do psychiatry i to nie jednego, tylko x3. To było jeszcze zanim trafiłem na forum. Dostałem CITAL 20mg, 1 tabletkę dziennie i tak o to zdesperowany wtedy brałem je do dziś, bo dziś właśnie wybiła wizyta kontrolna u psychiatry. Byłem przekonany, że leki w ogóle nie działają, bo całą poprawę przypisuję swojej pracy i pomocy Hewada, z którym mam konsultacje, tego, że się świadomie dowiedziałem czym są natrętne myśli i praca nad nimi, ćwiczonka itd... Miałem jedną wielką sinusoide, pytam siebie, jak na lekach może mi się pogłębić derealizacja? Albo jak mogę w kryzysie czuć się tak samo na początku, jak wspieram się lekami? No i tak obrażony na te leki, czytający historię ozdrowieńców i historię Wiktora i Hewada uznałem, że leki to są w ogóle nie potrzebne i ja, FIGHTER, pokonam tą nerwicę sam bez tego. Nastawiłem się bojowo na wizytę u psychiatry, mówię NO NIE DAM SE WMÓWIĆ JUŻ LEKÓW, ODSTAWAM I PRACUJE SAM, JAK PRAWDZIWI BOHATERZY TEGO FORUM 'xxdd , no ale tym razem (pierwszy raz w życiu) trafiłem na psychiatrę (która swoją drogą też jest terapeutką, więc może dlatego różnica jest spora), która nie dość, że powiedziała, że wg. mniej nie ma sensu schodzić z leku, to jeszcze powinienem zwiększyć dawkę. Tylko, że zamiast tak jak poprzednia psychiatra brać go rok, niech biorę go jeszcze 3 miesiące (w sumie 6), dopóki nie zacznę normalnie funkcjonować, a dopiero potem, jak ustabilizuje mi się codzienność i rzeczywistość, to go odstawię. Również podkreślała ciągle rangę psychoterapii, poprzedni lekarze mówili no, że psychoterapia to opcjonalnie, że może zajęcia w grupie, że może praca z ciałem... A tu Pani mówi, że psychoterapia, to ROK, a leki pół, wspierająco. No i że końcowo decyzja należy do mnie i że zmuszać mnie nie będzie. I przyznam szczerze, podzielę się teraz moimi obawami, ciągle mam w głowie, że leki zrobią robotę za mnie i odburzyć się nie zdołam przez to nigdy, bo ciągle będę miał zjazd po lekach i inne kwestie. Mnóstwo na forum historii, jak ktoś wraca po paru latach z tym samym, bo nigdy leki nie pozwoliły im wyjść z tego w 100% świadomie. No i też zauważyłem, że mało kto z odburzonych wspomina o lekach w swoich historiach odburzeniowych, a Wiktor i Hewad raczej promują postawę, że da się z tego wyjść bez leków i ogólnie na forum Panuje przeświadczenie, że w 100% to tylko bez leków. Chciałbym uwierzyć w tą polecającą przez wszystkich psychiatrów magiczną receptę na zaburzenie lękowe czyli 50% psychoterapia + 50% farmakologia, ale z tego co sie orientuję (może mylnie), forum podzielone jest na dwa obozy, ANTY-LEKI oraz TYLKO-LEKI i naprawdę nie jestem w stanie sobie przypomnieć nikogo kto ostatnio, oprócz Dayana, kto wyszedł lub wychodzi z tego właśnie w tym stosunku 50-50. Przyznam, że to była jedyna lekarz psychiatra, której zaufałem i poczułem, że wie co mówi, użyła tylko znienawidzonego przeze mnie słowa "remisje" i teraz mając w ręku receptę biję się z myślami, czy ją zrealizować. Dodam, że nie odczuwam potrzeby brania ich, nie czuję tej desperacji. No, ale ona powiedziała też, że nadchodzi mnie wiele zmian w życiu (np. wyprowadzka od rodziców), lęk separacyjny, fakt, że muszę się wziąć za prawdziwe w 100% prowadzenie firmy i że leki mi pomogą to przejść, a jak się to ustabilizuje to do odstawki. Aha no i że mam ogromne predyspozycje lękowe i że całe życie taki byłem i dużo pracy przede mną, by to zmienić. I tak, tak, wiem, że nikt decyzji nie podejmie za mnie i że muszę sam zdecydować, zależy mi tylko na tym, by odezwali się ludzie, którzy wychodzą z tego łącząc te dwie formy terapii oraz Ci odburzeni, oraz Ci którzy mają większe pojęcie na ten temat. I po prostu ciekawi mnie, czy wyzdrowieńcy faktycznie z takimi objawami leków nie brali, czy po prostu omijają ten temat pisząc swoje historie odburzeniowe.
(Plz, Wiktor nie bij za potencjanie błędną interpretację Twoich słów, jak będziesz to czytał.)

Re: Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 15:05
autor: dankan
Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że bardzo podchodzisz do różnych opinii czarno białe. Psychiatra zawsze będzie zachwalał leki bo inaczej jego profesja ograniczałaby się tylko do schizofrenii w obecnych czasach. Na forum też nie promuje się odburzania w 100 procentach bez leków, można się nimi wspomagać ale jedno jest pewne i nie ma co się oszukiwać w tym temacie. Jeżeli leki i zwiększenie dawki wyciszą Ci lęk i inne emocje negatywne to w jaki sposób możesz oswoić się z nimi? To nie jest nawet rozsądne. Chyba że chcesz pracować psychodynamicznie to wtedy ma to sens.
A na ile znam Wiktora a znam go dobrze to pamiętaj że on antydepresantow to zjazdl z 10 rodzajów zanim powiedział że to nie ma sensu. Sam brałem leki i moje zdanie jest takie że gdybym nie odswtawił to bym nie mógł pracować nad emocjami. To tak jakby brać narkotyki odwracające uwagę od fobii poprawiające nastrój i jednocześnie mówienie że pracuje nad fobia. Fobia w tym wypadku to jest lęk przed lękiem i różne obawy.
Są różne terapie i czasem do niektórych leki są dopasowane ale do pracy nad silnymi emocjami to nie widzę takiej możliwości połączenia tego jak trzeba.
Jeśli już to żeby ochlonac.

Re: Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 15:21
autor: lubieplacki13
dankan pisze:
21 stycznia 2020, o 15:05
Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że bardzo podchodzisz do różnych opinii czarno białe. Psychiatra zawsze będzie zachwalał leki bo inaczej jego profesja ograniczałaby się tylko do schizofrenii w obecnych czasach. Na forum też nie promuje się odburzania w 100 procentach bez leków, można się nimi wspomagać ale jedno jest pewne i nie ma co się oszukiwać w tym temacie. Jeżeli leki i zwiększenie dawki wyciszą Ci lęk i inne emocje negatywne to w jaki sposób możesz oswoić się z nimi? To nie jest nawet rozsądne. Chyba że chcesz pracować psychodynamicznie to wtedy ma to sens.
A na ile znam Wiktora a znam go dobrze to pamiętaj że on antydepresantow to zjazdl z 10 rodzajów zanim powiedział że to nie ma sensu. Sam brałem leki i moje zdanie jest takie że gdybym nie odswtawił to bym nie mógł pracować nad emocjami. To tak jakby brać narkotyki odwracające uwagę od fobii poprawiające nastrój i jednocześnie mówienie że pracuje nad fobia. Fobia w tym wypadku to jest lęk przed lękiem i różne obawy.
Są różne terapie i czasem do niektórych leki są dopasowane ale do pracy nad silnymi emocjami to nie widzę takiej możliwości połączenia tego jak trzeba.
Jeśli już to żeby ochlonac.
No właśnie też tą filozofię wyznaję. Kręci mnie praca nad sobą i za żadne skarby bym tego nie odpuścił na rzecz leków, szczególnie, że widzę efekty, ona odpowiedziała na to, że leki wydłużą mi tą sinusoidę dobrego samopoczucia, pomogą mi uczestniczyć w rzeczywistości, że będę dłużej czuł się lepiej, ale dalej będę miał derealizację, lęki, ataki paniki i dalej będę mógł nad nimi pracować, (jezu, to trochę brzmi jak syndrom sztokholmski). Psychodynamicznie już pracowałem przez pół roku i to była jedyna psychoterapeutka, która leków mi brać nie kazała (bo ona nawet nie widziała we mnie zaburzenia, tylko złe nawyki i reakcje przez matki). A dwie inne psychoterapeutki poznawczo-behawioralne powiedziały, żebym się wspierał lekami (pewnie się bały, że do mojego wtedy zakutego łba przez natręty samobójcze nic nie dotrze). Odstawiłeś leki mając widoczne dla Ciebie efekty jakie te leki dają, czy po prostu wg. ciebie gówno dawały?

Re: Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 17:28
autor: Żorżyk
dankan pisze:
21 stycznia 2020, o 15:05
Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że bardzo podchodzisz do różnych opinii czarno białe. Psychiatra zawsze będzie zachwalał leki bo inaczej jego profesja ograniczałaby się tylko do schizofrenii w obecnych czasach. Na forum też nie promuje się odburzania w 100 procentach bez leków, można się nimi wspomagać ale jedno jest pewne i nie ma co się oszukiwać w tym temacie. Jeżeli leki i zwiększenie dawki wyciszą Ci lęk i inne emocje negatywne to w jaki sposób możesz oswoić się z nimi? To nie jest nawet rozsądne. Chyba że chcesz pracować psychodynamicznie to wtedy ma to sens.
A na ile znam Wiktora a znam go dobrze to pamiętaj że on antydepresantow to zjazdl z 10 rodzajów zanim powiedział że to nie ma sensu. Sam brałem leki i moje zdanie jest takie że gdybym nie odswtawił to bym nie mógł pracować nad emocjami. To tak jakby brać narkotyki odwracające uwagę od fobii poprawiające nastrój i jednocześnie mówienie że pracuje nad fobia. Fobia w tym wypadku to jest lęk przed lękiem i różne obawy.
Są różne terapie i czasem do niektórych leki są dopasowane ale do pracy nad silnymi emocjami to nie widzę takiej możliwości połączenia tego jak trzeba.
Jeśli już to żeby ochlonac.
Zgadzam się w 100 %.

Lubięplacki13 - trzymałabym się tej terapeutki, która nie wmawiała Ci i nie wyolbrzymiała chorób. To naprawdę mogą być tylko nieuświadomione nawyki i upierdliwość czy co innego ze strony matki.

Mojej koleżance, też lękowcowi po próbie samobójczej, raczej pogarszało się przy prochach, po odstawieniu zastanawia się, po co jej to dawali.


****, robią z tych leków niańki dla ludzi, jakby ci ludzie byli upośledzeni uczuciowo czy jakoś. Akurat jestem pewna na 200 %, że dasz sobie radę z firmą i nie tylko. Wyprowadź się od starych, nie daj im kluczy, ustaw mocne granice i zobaczysz, jak odżyjesz. Nie zdziwiłabym się, jakby lękliwość Ci wtedy zmalała.

"nigdy leki nie pozwoliły im wyjść z tego w 100% świadomie" - otóż to!
Siebie się słuchaj, to TY masz być ekspertem od własnych spraw. Nie masz potrzeby? Nie bierz.
Świadomy siebie pacjent, klient to nie to samo, co uczniak mający się słuchać pani albo innego ojca dyrektora.

Re: Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 17:49
autor: lubieplacki13
Żorżyk pisze:
21 stycznia 2020, o 17:28
dankan pisze:
21 stycznia 2020, o 15:05
Jeśli mogę coś powiedzieć to to, że bardzo podchodzisz do różnych opinii czarno białe. Psychiatra zawsze będzie zachwalał leki bo inaczej jego profesja ograniczałaby się tylko do schizofrenii w obecnych czasach. Na forum też nie promuje się odburzania w 100 procentach bez leków, można się nimi wspomagać ale jedno jest pewne i nie ma co się oszukiwać w tym temacie. Jeżeli leki i zwiększenie dawki wyciszą Ci lęk i inne emocje negatywne to w jaki sposób możesz oswoić się z nimi? To nie jest nawet rozsądne. Chyba że chcesz pracować psychodynamicznie to wtedy ma to sens.
A na ile znam Wiktora a znam go dobrze to pamiętaj że on antydepresantow to zjazdl z 10 rodzajów zanim powiedział że to nie ma sensu. Sam brałem leki i moje zdanie jest takie że gdybym nie odswtawił to bym nie mógł pracować nad emocjami. To tak jakby brać narkotyki odwracające uwagę od fobii poprawiające nastrój i jednocześnie mówienie że pracuje nad fobia. Fobia w tym wypadku to jest lęk przed lękiem i różne obawy.
Są różne terapie i czasem do niektórych leki są dopasowane ale do pracy nad silnymi emocjami to nie widzę takiej możliwości połączenia tego jak trzeba.
Jeśli już to żeby ochlonac.
Zgadzam się w 100 %.

Lubięplacki13 - trzymałabym się tej terapeutki, która nie wmawiała Ci i nie wyolbrzymiała chorób. To naprawdę mogą być tylko nieuświadomione nawyki i upierdliwość czy co innego ze strony matki.

Mojej koleżance, też lękowcowi po próbie samobójczej, raczej pogarszało się przy prochach, po odstawieniu zastanawia się, po co jej to dawali.


****, robią z tych leków niańki dla ludzi, jakby ci ludzie byli upośledzeni uczuciowo czy jakoś. Akurat jestem pewna na 200 %, że dasz sobie radę z firmą i nie tylko. Wyprowadź się od starych, nie daj im kluczy, ustaw mocne granice i zobaczysz, jak odżyjesz. Nie zdziwiłabym się, jakby lękliwość Ci wtedy zmalała.

"nigdy leki nie pozwoliły im wyjść z tego w 100% świadomie" - otóż to!
Siebie się słuchaj, to TY masz być ekspertem od własnych spraw. Nie masz potrzeby? Nie bierz.
Świadomy siebie pacjent, klient to nie to samo, co uczniak mający się słuchać pani albo innego ojca dyrektora.
Dziękuje, wezmę to sobie do serca. Co do tej terapeutki - cóż, wskazała mi powody moich lęków i dlaczego taki jestem i tak mam, natomiast na aktywną nerwicę (natręctwa samobójcze) powiedziała, że dopóki się tego boję to jest dobrze :P Czyli to odebranie mnie jako takiego zdrowego trochę było mylne, bo wtedy już zaburzony faktycznie byłem.

Re: Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 18:26
autor: Żorżyk
lubieplacki13 pisze:
21 stycznia 2020, o 17:49

Dziękuje, wezmę to sobie do serca. Co do tej terapeutki - cóż, wskazała mi powody moich lęków i dlaczego taki jestem i tak mam, natomiast na aktywną nerwicę (natręctwa samobójcze) powiedziała, że dopóki się tego boję to jest dobrze :P Czyli to odebranie mnie jako takiego zdrowego trochę było mylne, bo wtedy już zaburzony faktycznie byłem.
Proszę, nic do Ciebie nie mam, za łatwo wkręcałam się w pomoc biednym paniom - to tytułem komentarza dot. sytuacji z Tacią na forum.

Napiszę Ci więcej: masz wgląd w siebie, starasz się myśleć logicznie i to już jest dużo ^^ . Nie każdy mężczyzna trenuje inteligencję emocjonalną i introspektywną.

Miewam wrażenie, że części leczących zależy na kasie albo uzależnianiu człowieka, "jestem chory/ zaburzony, pigułka albo ktoś mnie naprostuje". To nasza własna robota formować dekiel.

Coś człowieka źle uformowało, to i dekiel się zdeformował.

Teraz jest schemat, że daje się leki. Jeszcze 10 lat temu taki schemat nie funkcjonował wśród psychologów, tylko psychiatrzy i farmaceuci byli skłonni to przepisywać.
Rozmawiałam z farmaceutką, widziała, jak psychiatra (szef kliniki leczącej PTSD) przepisała mi trzy psychotropy: bym spała, była aktywna oraz żebym nie była zbyt aktywna :D farmaceutka opowiadała, jak widzi, że wypisuje się antydepresanty osobom, wobec których medycyna zabrania je wypisywać , jak tworzy się grupy docelowe klientów . Podarłam recepty.
Ów psychiatra od trzech psychotropów na właściwe formowanie mojego istnienia :P powiedziała mi, że nie mam PTSD, bo powinnam mieć wtedy inne koszmary senne .To bardzo ciekawe, bo dwóch innych zdiagnozowało właśnie PTSD.

No ale człowiek idzie , bo mysli, że ktoś - lekarz, inny specjalista się zna i "primum non nocere", a czasem ten ktoś wypracował sobie taki a nie inny system podejścia, leczenia i z automatu np. wypisuje tercet psychotropowy.

Kiedyś fizjoterapeuta powiedział mi "chirurg leczy skalpelem, lekarz - farmakoterapią, a ja ruchem, bo tak jestem uczony".

Jestem pewna, że sobie świetnie poradzisz. Masz zajęcia, które odstresowują, że tak ujmę : robią Ci dobrze?

Jak u Ciebie jest z wiarą w siebie?

Re: Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 18:52
autor: lubieplacki13
Żorżyk pisze:
21 stycznia 2020, o 18:26
lubieplacki13 pisze:
21 stycznia 2020, o 17:49

Dziękuje, wezmę to sobie do serca. Co do tej terapeutki - cóż, wskazała mi powody moich lęków i dlaczego taki jestem i tak mam, natomiast na aktywną nerwicę (natręctwa samobójcze) powiedziała, że dopóki się tego boję to jest dobrze :P Czyli to odebranie mnie jako takiego zdrowego trochę było mylne, bo wtedy już zaburzony faktycznie byłem.
Proszę, nic do Ciebie nie mam, za łatwo wkręcałam się w pomoc biednym paniom - to tytułem komentarza dot. sytuacji z Tacią na forum.

Napiszę Ci więcej: masz wgląd w siebie, starasz się myśleć logicznie i to już jest dużo ^^ . Nie każdy mężczyzna trenuje inteligencję emocjonalną i introspektywną.

Miewam wrażenie, że części leczących zależy na kasie albo uzależnianiu człowieka, "jestem chory/ zaburzony, pigułka albo ktoś mnie naprostuje". To nasza własna robota formować dekiel.

Coś człowieka źle uformowało, to i dekiel się zdeformował.

Teraz jest schemat, że daje się leki. Jeszcze 10 lat temu taki schemat nie funkcjonował wśród psychologów, tylko psychiatrzy i farmaceuci byli skłonni to przepisywać.
Rozmawiałam z farmaceutką, widziała, jak psychiatra (szef kliniki leczącej PTSD) przepisała mi trzy psychotropy: bym spała, była aktywna oraz żebym nie była zbyt aktywna :D farmaceutka opowiadała, jak widzi, że wypisuje się antydepresanty osobom, wobec których medycyna zabrania je wypisywać , jak tworzy się grupy docelowe klientów . Podarłam recepty.
Ów psychiatra od trzech psychotropów na właściwe formowanie mojego istnienia :P powiedziała mi, że nie mam PTSD, bo powinnam mieć wtedy inne koszmary senne .To bardzo ciekawe, bo dwóch innych zdiagnozowało właśnie PTSD.

No ale człowiek idzie , bo mysli, że ktoś - lekarz, inny specjalista się zna i "primum non nocere", a czasem ten ktoś wypracował sobie taki a nie inny system podejścia, leczenia i z automatu np. wypisuje tercet psychotropowy.

Kiedyś fizjoterapeuta powiedział mi "chirurg leczy skalpelem, lekarz - farmakoterapią, a ja ruchem, bo tak jestem uczony".

Jestem pewna, że sobie świetnie poradzisz. Masz zajęcia, które odstresowują, że tak ujmę : robią Ci dobrze?

Jak u Ciebie jest z wiarą w siebie?
Ja rozumiem z tą Tacią, szczególnie, że oboje zareagowaliśmy w taki sposób, w jaki na tamten moment chcielibyśmy zostać potraktowani, ja osobiście na ten moment nienawidzę być ofiarą i potrzebuję kopa w dupę, nawet reaguje tak na słowa mojej mamy, jak wychodzę, które brzmią "uważaj na przejściu", swoją drogą ciekawe jak sobie teraz radzi Tacia skoro dawno jej tu nie było mam nadzieję, że dobrze.
Dziś nawet powiedziałem psychiatrze, proszę Pani, bo ja sobie sam to zgotowałem i sam bym chciał z tego wyjść, bez leków, a ona do mnie: ale Pan sobie tego nie zgotował, to nie Pana wina, że tak Pan został wychowany i ma takie predyspozycje. No i to mi dało trochę do myślenia, że może jednak skorzystam z tej zwiększonej dawki.

Czyli też rzuciłaś leki w cholerę?

Niestety, właśnie dopiero staram pracować się nad codziennością i produktywnością, nie mam zajęć, nie mam tak naprawdę celu dnia codziennego, co jest wręcz kotwicą dla mnie w moim zaburzeniu. Jedyną moją aktywnością jest siłownia i spotykanie się ze znajomymi co 2-3 dni, co ciekawe parę lat młodszymi, ale to akurat jest dla mnie śmieszna sprawa, bo czasy liceum, to była dla mnie wieczna ewakuacja do domu, z dala od lęków, przez co można powiedzieć, że dopiero teraz zażywam życia licealisty/studenta (mam 23 lata w tym roku) Już mi tak zostało po tym, jak skończyłem liceum jako nerwicowiec, głupi wtedy sobie powiedziałem i wszystkich przed tym przestrzegam: "Ok, taki już jestem, więc w moim życiu będę siedział w domowym zaciszu i jakoś sobie radził, żył miłością i korzystał z moich talentów i predyspozycji na miejscu" i to mi pasowało, tylko, że nie pomyślałem, że im starszy będę tym bardziej będzie mi to przeszkadzało. Założyłem rok temu firmę i całkiem dobrze sobie radziłem, natomiast nigdy nie poszedłem za ciosem, cała praca nad firmą była impulsami zamiast linią ciągłą i teraz nawet wizja ZUSU 1240zł miesięcznie nie sprawiła, że od 2,5 miesiąca cokolwiek z tym ruszyłem od kiedy mam nerwicowy armaggedon, mimo, że czuję się już znacznie lepiej. Wiara w siebie jest całkiem spora, akurat to też jest mój problem, wygórowane ambicje i marzycielstwo, stawianie siebie nad rówieśnikami, wiara w siebie jest duża, natomiast wiara wyjścia z zaburzenia to odwrotna sprawa, szczególnie, gdy zauważam jak ogromną częścią mojego życia zaburzenie jest i jak wiele pracy oprócz pracy nad emocjami muszę wykonać, by zmienić nawyki. Co ciekawe psycholog od dynamicznej twierdzi, że to te presjogenne natręty dot. tego, że nic nie tworzę i mam wygórowane ambicje wprowadziły mnie w zaburzenie. Codziennie przed snem wyrzuty sumienia, że takie możliwości i predyspozycje, a lata mijają. Pamiętam, w listopadzie mówiłem "ok, wyjdę z tego, a potem zajmę się resztą", tylko teraz dopiero do mnie dociera, że bez ogarnięcia nawyków, to z odburzeniem tak średnio. Bo ciągnie mnie to strasznie w dół. Cóż pewnie tego pożałuję, ale czasem sobie myślę, że jakby ogołocili mnie z całej mojej gotówki, rodzice by mnie wydziedziczyli i postawili na bruk bez grosza przy duszy, to by zaburzenie mi momentalnie minęło, szczególnie, że wg. znajomych jestem mistrzem sytuacji kryzysowych i bardzo sobie radzę z odpowiedzialnościami i logistyką, która jest mi powierzana, szkoda że jeszcze w emocjach mi tego brakuje, a tak to człowiek żyje - dyskomfort w komforcie.

Re: Zawierzenie lekom, a odburzenie, pytania do odburzonych i odburzających się wspierając lekami.

: 21 stycznia 2020, o 19:26
autor: Żorżyk
lubieplacki13 pisze:
21 stycznia 2020, o 18:52


Ja rozumiem z tą Tacią, szczególnie, że oboje zareagowaliśmy w taki sposób, w jaki na tamten moment chcielibyśmy zostać potraktowani, ja osobiście na ten moment nienawidzę być ofiarą i potrzebuję kopa w dupę, nawet reaguje tak na słowa mojej mamy, jak wychodzę, które brzmią "uważaj na przejściu", swoją drogą ciekawe jak sobie teraz radzi Tacia skoro dawno jej tu nie było mam nadzieję, że dobrze.
Dziś nawet powiedziałem psychiatrze, proszę Pani, bo ja sobie sam to zgotowałem i sam bym chciał z tego wyjść, bez leków, a ona do mnie: ale Pan sobie tego nie zgotował, to nie Pana wina, że tak Pan został wychowany i ma takie predyspozycje. No i to mi dało trochę do myślenia, że może jednak skorzystam z tej zwiększonej dawki.

Czyli też rzuciłaś leki w cholerę?

Niestety, właśnie dopiero staram pracować się nad codziennością i produktywnością, nie mam zajęć, nie mam tak naprawdę celu dnia codziennego, co jest wręcz kotwicą dla mnie w moim zaburzeniu. Jedyną moją aktywnością jest siłownia i spotykanie się ze znajomymi co 2-3 dni, co ciekawe parę lat młodszymi, ale to akurat jest dla mnie śmieszna sprawa, bo czasy liceum, to była dla mnie wieczna ewakuacja do domu, z dala od lęków, przez co można powiedzieć, że dopiero teraz zażywam życia licealisty/studenta (mam 23 lata w tym roku) Już mi tak zostało po tym, jak skończyłem liceum jako nerwicowiec, głupi wtedy sobie powiedziałem i wszystkich przed tym przestrzegam: "Ok, taki już jestem, więc w moim życiu będę siedział w domowym zaciszu i jakoś sobie radził, żył miłością i korzystał z moich talentów i predyspozycji na miejscu" i to mi pasowało, tylko, że nie pomyślałem, że im starszy będę tym bardziej będzie mi to przeszkadzało. Założyłem rok temu firmę i całkiem dobrze sobie radziłem, natomiast nigdy nie poszedłem za ciosem, cała praca nad firmą była impulsami zamiast linią ciągłą i teraz nawet wizja ZUSU 1240zł miesięcznie nie sprawiła, że od 2,5 miesiąca cokolwiek z tym ruszyłem od kiedy mam nerwicowy armaggedon, mimo, że czuję się już znacznie lepiej. Wiara w siebie jest całkiem spora, akurat to też jest mój problem, wygórowane ambicje i marzycielstwo, stawianie siebie nad rówieśnikami, wiara w siebie jest duża, natomiast wiara wyjścia z zaburzenia to odwrotna sprawa, szczególnie, gdy zauważam jak ogromną częścią mojego życia zaburzenie jest i jak wiele pracy oprócz pracy nad emocjami muszę wykonać, by zmienić nawyki. Co ciekawe psycholog od dynamicznej twierdzi, że to te presjogenne natręty dot. tego, że nic nie tworzę i mam wygórowane ambicje wprowadziły mnie w zaburzenie. Codziennie przed snem wyrzuty sumienia, że takie możliwości i predyspozycje, a lata mijają. Pamiętam, w listopadzie mówiłem "ok, wyjdę z tego, a potem zajmę się resztą", tylko teraz dopiero do mnie dociera, że bez ogarnięcia nawyków, to z odburzeniem tak średnio. Bo ciągnie mnie to strasznie w dół. Cóż pewnie tego pożałuję, ale czasem sobie myślę, że jakby ogołocili mnie z całej mojej gotówki, rodzice by mnie wydziedziczyli i postawili na bruk bez grosza przy duszy, to by zaburzenie mi momentalnie minęło, szczególnie, że wg. znajomych jestem mistrzem sytuacji kryzysowych i bardzo sobie radzę z odpowiedzialnościami i logistyką, która jest mi powierzana, szkoda że jeszcze w emocjach mi tego brakuje, a tak to człowiek żyje - dyskomfort w komforcie.
Moim zdaniem jest dużo matek nadopiekuńczych. One są troskliwe, a z drugiej strony nie pozwalają synom wychodzić na dalekie pastwiska i uczyć się ich własnych sił.
Przeceiż Ty od wielu lat przechodzisz przez jezdnie, prawdaż?

Twoja sprawa co zrobisz, ale nie wykluczałabym nieświadomej patologizacji ze strony psychiatry i pomagania pigułą. Czemu większa? Bo stres? Bo nowe? I robi Ci się wtedy uwarunkowanie, że potrzebujesz farmakopomocy , gdy masz nową okoliczność, że niby nie poradzisz sobie.

Otóż to: cel porządkuje, sam z siebie tworzy plan, prawda?

Dom , pozorne zacisze i wygoda, prawda? I jakże często nieświadoma ucieczka.

Czytam Ciebie i pasujesz mi do opisu DDA, zreszta ja też pracuję zrywami . Moje dziecko umie konsekwentnie, spokojnie, metodycznie, ja nie, a szkoda . Za to moje impulsy potrafią być perełkami .

Masz kumpla, solidną męską przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa w swojej grupie?

Wygórowane ambicje nie są źródłem stresu? Są Twoje, czy też ich źródłem jest ktoś/ coś innego?

Rzuciłam piguły, ale one ryły mi beret i wątrobę, więc chyba nie lubiły mnie od początku :pp Jeśli mam sąsiada stalkera, to czemu mam się nie bać? Lęk jest tu niedziwnym odczuciem, gdy ma się ustosunkowanego z policją zyeba za płotem.
Patrzę jeszcze na aspekt wyciszania kwestii seksualnych przy psychotropach, jesteś facetem i wiesz, co robią mężczyznom, ale kobiety to też nieźle kastruje. I zamiast szukać czy wchodzić w związki, co na pewno pomogłoby na część lęków czy nerwic, to jeszcze za zagłuszacz podstawowych reakcji biologicznych się płaci.

Jak u Ciebie jest z kontaktem z emocjami?