Nawroty, powroty, coś innego.
: 13 listopada 2019, o 16:55
Witam serdecznie wszystkich użytkowników forum. 
Właściwie kiedy zbierałam się z napisaniem tego posta wiedziałam co napisać, a teraz mam pustkę. Jest tego tyle, że nie wiem już jak to wszystko poukładać. Niektórzy z was może znają mnie z pozytywnych postów, pozytywnych odpowiedzi oraz pocieszających formułek. Nerwica weszła we mnie w grudniu 2017 roku. Wtedy przeżywałam to bardzo dramatycznie, jak każdy nerwicowiec, jednak bardzo szybko się z tego wydostalam ponieważ już po niespełna pół roku, dzięki lekom Ssri udało mi się z tego wyjść, jak mi się wydawało, w 100 %. Jednak nie tak szybko orzekła narwica. Wróciła, wróciła dwa miesiące temu z hukiem. Wbila buta w moje drzwi z napisem komfort i szczęście z takim impetem, że prawie mnie zabiła. Ale, objawia się inaczej, gorzej. Chcę tylko zaznaczyć że nadal przyjmuje leki z grupy Ssri, nie odstawilam, są moją pomocą już półtora roku. Jednak, myślę se przestały działać, a jeśli przestały działać to znaczy że mnie nie wyleczyly. Dały mi taką zludną otoczke, chwilę odetchnienia. Zapisałam się na psychoterapię. Jestem zła i przygnebiona. Nie dlatego że wróciła. Gdyby wróciła z takim nasileniem z jakim objawiala się wtedy, było by znośnie. Teraz to już jest bardziej depresja, mam takie myśli że zaczynam bać się ludzi, nawet najbliższych, nie czuję się przy nich komfortowo. Praktycznie nigdzie się tak nie czuje. Wszystko jest złe, niedobre, wszystko wywołuje lęk, każda chwila, nikt nie jest w stanie tego wyciszyć, ani nic. Napisałbym to wszystko jasnej, klarowniej niestety literki znaczynają mi się platac a łzy napływać do oczu...
Pytanie brzmi następujące. Czy występują u was nawroty gorsze niż sam początek choroby? Co powinnam zrobić? Zmienić leki czy totalnie je rzucić? Nie wiem nawet czy ma to jakiś sens. Bardzo proszę o pomoc, zastanawiam się czy to się w ogóle kiedyś skończy.

Właściwie kiedy zbierałam się z napisaniem tego posta wiedziałam co napisać, a teraz mam pustkę. Jest tego tyle, że nie wiem już jak to wszystko poukładać. Niektórzy z was może znają mnie z pozytywnych postów, pozytywnych odpowiedzi oraz pocieszających formułek. Nerwica weszła we mnie w grudniu 2017 roku. Wtedy przeżywałam to bardzo dramatycznie, jak każdy nerwicowiec, jednak bardzo szybko się z tego wydostalam ponieważ już po niespełna pół roku, dzięki lekom Ssri udało mi się z tego wyjść, jak mi się wydawało, w 100 %. Jednak nie tak szybko orzekła narwica. Wróciła, wróciła dwa miesiące temu z hukiem. Wbila buta w moje drzwi z napisem komfort i szczęście z takim impetem, że prawie mnie zabiła. Ale, objawia się inaczej, gorzej. Chcę tylko zaznaczyć że nadal przyjmuje leki z grupy Ssri, nie odstawilam, są moją pomocą już półtora roku. Jednak, myślę se przestały działać, a jeśli przestały działać to znaczy że mnie nie wyleczyly. Dały mi taką zludną otoczke, chwilę odetchnienia. Zapisałam się na psychoterapię. Jestem zła i przygnebiona. Nie dlatego że wróciła. Gdyby wróciła z takim nasileniem z jakim objawiala się wtedy, było by znośnie. Teraz to już jest bardziej depresja, mam takie myśli że zaczynam bać się ludzi, nawet najbliższych, nie czuję się przy nich komfortowo. Praktycznie nigdzie się tak nie czuje. Wszystko jest złe, niedobre, wszystko wywołuje lęk, każda chwila, nikt nie jest w stanie tego wyciszyć, ani nic. Napisałbym to wszystko jasnej, klarowniej niestety literki znaczynają mi się platac a łzy napływać do oczu...
Pytanie brzmi następujące. Czy występują u was nawroty gorsze niż sam początek choroby? Co powinnam zrobić? Zmienić leki czy totalnie je rzucić? Nie wiem nawet czy ma to jakiś sens. Bardzo proszę o pomoc, zastanawiam się czy to się w ogóle kiedyś skończy.
