Kryzys psychosomatyczny na psychoterapii.
: 8 września 2019, o 14:42
Hej.
Uczęszczam od 2,5 roku na psychoterapie psychodynamiczna. Niestety mam sporo objawow psychosomatycznych typu zaciskanie żuchwy, bóle stawu skroniowo żuchwowego, rozmyte widzenie, napięcia mięśniowe.
W końcu dotknęliśmy bardzo głębokich tematów które odpowaidają m.in. za moje objawy (brak miłości ojcowskiej itp). Teraz gdy "grzebiemy" przy tym temacie i ucze się nowego życia, to co mój organizm/psychika odwala to jest nie do pomyślenia.
Ostatnio tak mi piszczy we łbie, boli mnie głowa, że to jest nie do wytrzymania. Słuchajcie ja nie umiem odróżnić czy to może być od terapii czy tez z innego powodu (wujek google ma 100 propozycji że piski w uszach i ból głowy moze miec inne podłoże).
Badania krwi i moczu robiłem 2-3 miesiace temu (takie standardowe badanie raz do roku) i nic nie wyszło na szczęście.
Nie zmienia to faktu, że piszczy mi w uszach jak cholera, może jak się położe to jest troche lepiej, ale dziś np jechałem na rowerze i dostawałem od tych pisków istnej k**wicy.
Odnośnie tego mam pytanie, czy miewaliście takie "załamania"/kryzysy na terapii? Jak wyglądały? Ile trwały? Czy wjeżdżała wtedy nowa somatyka której nie mieliscie? Czy to jest jakiś dobry objaw który moze dać nadzieje że w koncu dotykam tego własciwego czegoś w mojej bani, tylko psychika bardzo mocno broni swojego pięlegnowanego od dziecka status quo ?
Prosze o Wasze doświadczenia, jakieś słowo otuchy. Ja nie wiem kiedy poleźć do tego lekarza, np do laryngologa i zeby mi zbadał czy np to nie jakas woskowina w uszach albo inne "raki", a kiedy sobie odpuscic i miec to w dupie. Tylko jak mieć to gdzieś kiedy boli...
Pozdrawiam serdecznie
GJ
Uczęszczam od 2,5 roku na psychoterapie psychodynamiczna. Niestety mam sporo objawow psychosomatycznych typu zaciskanie żuchwy, bóle stawu skroniowo żuchwowego, rozmyte widzenie, napięcia mięśniowe.
W końcu dotknęliśmy bardzo głębokich tematów które odpowaidają m.in. za moje objawy (brak miłości ojcowskiej itp). Teraz gdy "grzebiemy" przy tym temacie i ucze się nowego życia, to co mój organizm/psychika odwala to jest nie do pomyślenia.
Ostatnio tak mi piszczy we łbie, boli mnie głowa, że to jest nie do wytrzymania. Słuchajcie ja nie umiem odróżnić czy to może być od terapii czy tez z innego powodu (wujek google ma 100 propozycji że piski w uszach i ból głowy moze miec inne podłoże).
Badania krwi i moczu robiłem 2-3 miesiace temu (takie standardowe badanie raz do roku) i nic nie wyszło na szczęście.
Nie zmienia to faktu, że piszczy mi w uszach jak cholera, może jak się położe to jest troche lepiej, ale dziś np jechałem na rowerze i dostawałem od tych pisków istnej k**wicy.
Odnośnie tego mam pytanie, czy miewaliście takie "załamania"/kryzysy na terapii? Jak wyglądały? Ile trwały? Czy wjeżdżała wtedy nowa somatyka której nie mieliscie? Czy to jest jakiś dobry objaw który moze dać nadzieje że w koncu dotykam tego własciwego czegoś w mojej bani, tylko psychika bardzo mocno broni swojego pięlegnowanego od dziecka status quo ?
Prosze o Wasze doświadczenia, jakieś słowo otuchy. Ja nie wiem kiedy poleźć do tego lekarza, np do laryngologa i zeby mi zbadał czy np to nie jakas woskowina w uszach albo inne "raki", a kiedy sobie odpuscic i miec to w dupie. Tylko jak mieć to gdzieś kiedy boli...
Pozdrawiam serdecznie
GJ