anhedonia, brak uczuć, derealizacja
: 6 maja 2019, o 19:34
Hej wszystkim,
od dłuższego czasu śledzę przeróżne posty na forum, stwierdziłam, że opiszę swoją historię i być może ktoś z Was będzie w stanie mi pomóc jakoś przezwyciężyć moje lęki bo sama już sobie nie radzę...
Zacznę od tego, że jestem w związku prawie 2 lata i wszystko było super do czasu głupiej kłótni o błahostkę(nie pierwsza i nie ostatnia, ale doprowadziła do stanu w którym jestem).
Nagle wszystko wywróciło się do góry nogami, popadłam wg. mnie w stan depresyjny, czułam, że nikt mnie nie rozumie codziennie wstawałam z płaczem i we wszystkim widziałam same negatywy. Siedząc w pracy czy w tramwaju łzy same leciały mi z oczu, nie dałam rady nad tym zapanować.
Pewnego razu koleżanka rzuciła hasło "może go nie kochasz, może to nie ten" od tego momentu tak się nakręciłam na te myśli, że w ciągu kilku dni mój stan z "w miarę ok" przerodził się w horror.. nie mogłam nic jeść, skurcz żołądka, mdłości, obsesyjne myśli.. w momencie poczułam obrzydzenie do partnera dokładnie tak jak opisał Zordon w jednym z postów "czy ja ją/jego jeszcze kocham?"
Od tej pory a trwa to już około dwoch miesiecy wylałam już może łeż, schudłam z 6kg mam obsesyjne myśli, które są 24h na dobę, że nie kocham swojego chłopaka za którego do niedawna oddałabym życie!
Były momenty, że np. jadąc w tramwaju czułam się jak w innym świecie jakby to był film a ja gdzieś obok(stąd znalazłam informację na temat derealizacji), chwilowo pomogło z uspokojeniem się jednak ciągły LĘK i NIEPOKÓJ w środku odbiera mi radość z życia!
Nie mam ochoty spędzać czasu ze swoim chłopakiem(mogłam siedzieć z nim cały czas), widzę wszystkie jego wady, które są dla mnie nie do zniesienia jednak wiem, że to najcenniejszy Skarb jaki mam w życiu ! Na samą myśl o rozstaniu mi się w głowie kręci
Miałam wielu chłopaków, jednak zawsze wszystko szybko kończyłam bo czułam, że to nie to.. dopiero przy Nim otworzyłam sie w 100 % - tak bardzo mnie teraz boli ta myśl, że stracę Go i będę żałować do końca życia...
z moich objawów głównie dochodzą:
brak tęsknoty,
brak chęci przebywania razem,
obrzydzenie partnerem,
chęć zakończenia związku(bo czuje, że go zranię)
doszły myśli, że nie wiem czy bym chciała się z nim zaręczyć(do niedawna bylam tego pewna!?)
powiedzcie proszę czy to podchodzi pod nerwicę, czy rzeczywiście to nie jest miłość i po prostu zrobiło mi się wszystko objętne?
dodam, że po śmierci taty 5 lat temu wpadłam w hipochondryzm - nerwica, gula w gardle ect. uspokoiło się albo "uśpiło" i wraca ze zdwojoną siłą w najważniejszą osobę w życiu...
jak sobie radzić z tą niechęcią/obrzydzeniem do partnera?

od dłuższego czasu śledzę przeróżne posty na forum, stwierdziłam, że opiszę swoją historię i być może ktoś z Was będzie w stanie mi pomóc jakoś przezwyciężyć moje lęki bo sama już sobie nie radzę...

Zacznę od tego, że jestem w związku prawie 2 lata i wszystko było super do czasu głupiej kłótni o błahostkę(nie pierwsza i nie ostatnia, ale doprowadziła do stanu w którym jestem).
Nagle wszystko wywróciło się do góry nogami, popadłam wg. mnie w stan depresyjny, czułam, że nikt mnie nie rozumie codziennie wstawałam z płaczem i we wszystkim widziałam same negatywy. Siedząc w pracy czy w tramwaju łzy same leciały mi z oczu, nie dałam rady nad tym zapanować.
Pewnego razu koleżanka rzuciła hasło "może go nie kochasz, może to nie ten" od tego momentu tak się nakręciłam na te myśli, że w ciągu kilku dni mój stan z "w miarę ok" przerodził się w horror.. nie mogłam nic jeść, skurcz żołądka, mdłości, obsesyjne myśli.. w momencie poczułam obrzydzenie do partnera dokładnie tak jak opisał Zordon w jednym z postów "czy ja ją/jego jeszcze kocham?"
Od tej pory a trwa to już około dwoch miesiecy wylałam już może łeż, schudłam z 6kg mam obsesyjne myśli, które są 24h na dobę, że nie kocham swojego chłopaka za którego do niedawna oddałabym życie!
Były momenty, że np. jadąc w tramwaju czułam się jak w innym świecie jakby to był film a ja gdzieś obok(stąd znalazłam informację na temat derealizacji), chwilowo pomogło z uspokojeniem się jednak ciągły LĘK i NIEPOKÓJ w środku odbiera mi radość z życia!
Nie mam ochoty spędzać czasu ze swoim chłopakiem(mogłam siedzieć z nim cały czas), widzę wszystkie jego wady, które są dla mnie nie do zniesienia jednak wiem, że to najcenniejszy Skarb jaki mam w życiu ! Na samą myśl o rozstaniu mi się w głowie kręci

Miałam wielu chłopaków, jednak zawsze wszystko szybko kończyłam bo czułam, że to nie to.. dopiero przy Nim otworzyłam sie w 100 % - tak bardzo mnie teraz boli ta myśl, że stracę Go i będę żałować do końca życia...
z moich objawów głównie dochodzą:
brak tęsknoty,
brak chęci przebywania razem,
obrzydzenie partnerem,
chęć zakończenia związku(bo czuje, że go zranię)
doszły myśli, że nie wiem czy bym chciała się z nim zaręczyć(do niedawna bylam tego pewna!?)
powiedzcie proszę czy to podchodzi pod nerwicę, czy rzeczywiście to nie jest miłość i po prostu zrobiło mi się wszystko objętne?




dodam, że po śmierci taty 5 lat temu wpadłam w hipochondryzm - nerwica, gula w gardle ect. uspokoiło się albo "uśpiło" i wraca ze zdwojoną siłą w najważniejszą osobę w życiu...
jak sobie radzić z tą niechęcią/obrzydzeniem do partnera?


