Nawracajaca niewiara, watpliwosci...
: 7 marca 2019, o 15:56
Czesc wszystkim
Zdaje sobie sprawe ze z wiary lub niewiary w wyjscie zaburzenia wyplywa nasz motywacja i postawa....Ja z zaburzeniem zyje 15 lat, 11 lat wsparte bylo przez SSRI, ostatnio z nich schodze, jestem juz ponizej dawki terapeutycznej, no i w zasadzie dopiero teraz od listopada/grudnia odczuwam czym jest zaburzenie na grubo... Doswiadczam absurdalnych mysli, ktore wywoluja lek i kaza mi myslec ze to nie jest nerwica a cos powazniejszego. Ostatnio meczy mnie jakis dziwny styan emocjonalny, ktorego nawet nie moge opisac, i nie jest to DD, bo nie mam zmienionej percepcji, wszystko postrzegam normalnie... To jest albo 1 emocja ktorej ja nie umiem nazwac, albo fragmenty roznych emocji, z ktorych nie umiem nic wyhaczyc. No i to wywoluje we mnie lek, bo skoro podczuwam cos czego nie mozna nazwac, to znaczy ze nie jestem normalna. Boje sie, ze zaburzeniem zaburzeniem, ale ja mam tak skrzywiona i popierdolona osobowosc, ze zwyczajnie moge sie mamic ze cos mi sie udaje, ale za 2 tygodnie znowu wracaja mysli, somaty, leki, i niewiara ze cos z odburzania bedzie... Taka niewiara i watpliowsci wracaja do mnie na zasadzie sionusoidy.
Od powiedzmy miesiaca zaczelam wszystko przez siebie przepuszczac - ataki paniki, odciecie, somaty. I w miare dawalam rade, ale ostatnio po 3 pieknych dniach wolnych od czegokolwiek nerwicowego, znowu przywalil lek wywolany ta emocja nieokreslona i kompulsja zeby ja zidentyfikowac i odpowiednio sie ustosunkowac. W ten sam dzien oczywiscie dostalam 2 absurdalnych mysli za ktorymi przyszla fala leku, potem somatyczne napiecie, jakis atak paniki wieczorem itd.
No i dzis dopadla mnie rezygnacja i mysli typu 'nie da sie z tego wyjsc, za dlugo z tym zyjesz, za mocno to zakorzenione, osobowosci nie da sie zmienic, wiec zawsze tak bedzie - ze 2 tygodnie ok, a potem wszystko pierdolnie znowu i tak do usranej, wracaj na leki, bo przynajmniej bedziesz miala jakas jakosc zycia'. Bo fakt jest faktem, od 2 lat mam takie 2 tygodniowe cykle +/- 2 tygodnie ok, a potem znowu zle (leki, doly, niewiara, a ja w to zawsze wchodzilam mentalnie i wiadomo, ze szybowalam w dol). I teraz majac postanowienie ze nie bede w to wchodzic, analizowac, fajnie mi szlo ostatnie 2 tygodnie, a teraz znowu ten schemat probuje sie wkrasc.
Czy to jest normalne??? Wiem ze problem jest w tym, ze ja daje i zabieram bilet zaufania bezwglednego w to co piszecie tu czy na divovic. Ale nie robie tego sila woli jakby - po prostu jakis czas WIERZE WE WSZYSTKO, potem czuje ze ta wiara zaczyna mnie jakby opuszczac, i nie umiem sie jej trzymac, i zaliczam wlasnie ten drugi okres. Nie potrafie zalozyc tych butow i miec konsekwentnie ta sama postawe - pozwalam, nie boje sie, itd. Nie wiem czemu tak to sie zmienia ale czuje ze to mi strasznie przeszkadza w pracy nad zaburzeniem. Jestem bezradna wobec tych sinusoid, tych 2tygodniowych zmian samopoczucia i POSTAWY... Czuje sie jakby moj stan (emocje, umysl, mysli) caly czas mialy nade mna kontrole mimo wszystko. Jak ja mam do tego podejsc...? Skad te cykle i zmiany nastawienia?
Nie mam na tej klawiaturze polskich znakow, przepraszam.
Zdaje sobie sprawe ze z wiary lub niewiary w wyjscie zaburzenia wyplywa nasz motywacja i postawa....Ja z zaburzeniem zyje 15 lat, 11 lat wsparte bylo przez SSRI, ostatnio z nich schodze, jestem juz ponizej dawki terapeutycznej, no i w zasadzie dopiero teraz od listopada/grudnia odczuwam czym jest zaburzenie na grubo... Doswiadczam absurdalnych mysli, ktore wywoluja lek i kaza mi myslec ze to nie jest nerwica a cos powazniejszego. Ostatnio meczy mnie jakis dziwny styan emocjonalny, ktorego nawet nie moge opisac, i nie jest to DD, bo nie mam zmienionej percepcji, wszystko postrzegam normalnie... To jest albo 1 emocja ktorej ja nie umiem nazwac, albo fragmenty roznych emocji, z ktorych nie umiem nic wyhaczyc. No i to wywoluje we mnie lek, bo skoro podczuwam cos czego nie mozna nazwac, to znaczy ze nie jestem normalna. Boje sie, ze zaburzeniem zaburzeniem, ale ja mam tak skrzywiona i popierdolona osobowosc, ze zwyczajnie moge sie mamic ze cos mi sie udaje, ale za 2 tygodnie znowu wracaja mysli, somaty, leki, i niewiara ze cos z odburzania bedzie... Taka niewiara i watpliowsci wracaja do mnie na zasadzie sionusoidy.
Od powiedzmy miesiaca zaczelam wszystko przez siebie przepuszczac - ataki paniki, odciecie, somaty. I w miare dawalam rade, ale ostatnio po 3 pieknych dniach wolnych od czegokolwiek nerwicowego, znowu przywalil lek wywolany ta emocja nieokreslona i kompulsja zeby ja zidentyfikowac i odpowiednio sie ustosunkowac. W ten sam dzien oczywiscie dostalam 2 absurdalnych mysli za ktorymi przyszla fala leku, potem somatyczne napiecie, jakis atak paniki wieczorem itd.
No i dzis dopadla mnie rezygnacja i mysli typu 'nie da sie z tego wyjsc, za dlugo z tym zyjesz, za mocno to zakorzenione, osobowosci nie da sie zmienic, wiec zawsze tak bedzie - ze 2 tygodnie ok, a potem wszystko pierdolnie znowu i tak do usranej, wracaj na leki, bo przynajmniej bedziesz miala jakas jakosc zycia'. Bo fakt jest faktem, od 2 lat mam takie 2 tygodniowe cykle +/- 2 tygodnie ok, a potem znowu zle (leki, doly, niewiara, a ja w to zawsze wchodzilam mentalnie i wiadomo, ze szybowalam w dol). I teraz majac postanowienie ze nie bede w to wchodzic, analizowac, fajnie mi szlo ostatnie 2 tygodnie, a teraz znowu ten schemat probuje sie wkrasc.
Czy to jest normalne??? Wiem ze problem jest w tym, ze ja daje i zabieram bilet zaufania bezwglednego w to co piszecie tu czy na divovic. Ale nie robie tego sila woli jakby - po prostu jakis czas WIERZE WE WSZYSTKO, potem czuje ze ta wiara zaczyna mnie jakby opuszczac, i nie umiem sie jej trzymac, i zaliczam wlasnie ten drugi okres. Nie potrafie zalozyc tych butow i miec konsekwentnie ta sama postawe - pozwalam, nie boje sie, itd. Nie wiem czemu tak to sie zmienia ale czuje ze to mi strasznie przeszkadza w pracy nad zaburzeniem. Jestem bezradna wobec tych sinusoid, tych 2tygodniowych zmian samopoczucia i POSTAWY... Czuje sie jakby moj stan (emocje, umysl, mysli) caly czas mialy nade mna kontrole mimo wszystko. Jak ja mam do tego podejsc...? Skad te cykle i zmiany nastawienia?
Nie mam na tej klawiaturze polskich znakow, przepraszam.