Odburzenie z nerwicy i DD
: 14 stycznia 2019, o 01:33
Cześć.
Jakiś już czas jestem na forum, a cała moja przygoda zaczęła się od ataku paniki po marihuanie. Aktualnie jestem prawie 9 miesiąc w głębokim DD i nerwie (więcej info znajdziecie w dziale narkotyki a nerwica lękowa). Temat zakładam bo chciałbym się dowiedzieć jak wyglądało u Was odburzanie z tego cholerstwa i po czym wiedzieliście, że zaczyna być lepiej. Osobiście najbardziej interesuje mnie moment w którym po prostu zaczęliście być wolni od zlewania się dni w jeden i dodatków które funduje DD, a może bardziej jakie znaleźliście metody na radzenie sobie z tą przypadłością. U mnie w zasadzie akurat przygoda z THC zaczęła się też w niezbyt sprzyjających okolicznościach życiowych, stądinąd pewnie jeszcze zajmie mi jeszcze dojście do siebie, ale też pokrótce opiszę swoją osobę. Na początek leci bycie DDA, przez co wyprowadziłem się z domu 2,5 roku temu. Uczyniło mnie to też bardziej wrażliwym w pewnych kwestiach, co odbiło się na relacjach z płcią piękną. Przez większość czasu też raczej byłem perfekcjonistą + natręctwa co do czystości itp. nie były mi obce. Zdaję sobie sprawę, że masę rzeczy mam do przerobienia po samym wyjściu z nerwy, ale nigdy nie miałem wcześniej do czynienia z długotrwałym lękiem wolnopłynącym i depersonalizacją. Za dzieciaka pamiętam tylko takie epizody i raz po sylwestrze chyba na chwilę mnie złapało, ale wtedy byłem skrajnie wykończony. Teraz niestety najbardziej dręczy mnie całkowita depersonalizacja, ów lęk i doszły jeszcze do tego nieciekawe sny. Aktualnie jestem na 3 roku studiów, ale przez mój stan zdrowotny trochę ciężko mi to idzie, a zresztą DD tak daje w kość że ledwo co chce mi się wychodzić z akademika. Piszę też w zasadzie z tego względu tego posta, bo nie chciałbym też wpędzić się w jakąś głębszą depresję czy inne cholerstwo i też nie chcę zmarnować więcej czasu niż jest mi dane być w tej przypadłości. Widzę też, że różne można patrzyć na zaburzenie, jednak dla mnie jest to najstraszniejszy i najtrudniejszy zakręt życiowy. Wcześniej myślałem, że coś tam w życiu widziałem, teraz wiem, jak bardzo się myliłem. Staram się w miarę normalnie uczestniczyć w życiu itd. o ile to tylko możliwe, pracuję dorywczo, DD staram się akceptować na tyle ile mogę, jednak łatwo się mówi a jak chodzi o działanie to wychodzi różnie, bo boję się nawet sam gdzieś dalej iść z obawy, że mógłbym się zgubić a potem by mnie nie znaleźli
Największa moja konik dotyczy tego, że będzie to trwało załóżmy kilka lat i obudzę się z ręką w nocniku w wieku załóżmy 26 lat i dopiero wtedy zacznie się moje normalne życie. Dochodzi też kwestia tego, że XXI wiek to trochę inne standardy jak chodzi o związki, a mnie też ogarnia lęk przed ewentualną próbą wejścia w niego z pewnego powodu. Otóż teraz mocno odcięło od emocji i w zasadzie jestem takim zimnym draniem, a wcześniej szczerze mówiąc gdybym był zakochany, nawet miałbym problem pomyśleć o tym, że mógłbym uprawiać seks z ukochaną. Tutaj mam właśnie dochodzi ta kwestia, że nawet jakby udało mi się wejść w związek to boję się tego, że po wyjściu z DD okazałoby się, że jestem skrajnie inną osobą, już nie tak pewną siebie. Wiem, że to jest do przepracowania, ale ja często się łapię ja tym, że teraz mogę mówić do ludzi co chce i jak chcę, bo i tak mam wszystko w dupie. W pracy to akurat pomaga, ale w życiu nie chciałbym taki być. Byłbym wdzięczny za każde dobre słowo i rady, bo nie chciałbym sobie popsuć życia przez mój stan zdrowotny.
Jakiś już czas jestem na forum, a cała moja przygoda zaczęła się od ataku paniki po marihuanie. Aktualnie jestem prawie 9 miesiąc w głębokim DD i nerwie (więcej info znajdziecie w dziale narkotyki a nerwica lękowa). Temat zakładam bo chciałbym się dowiedzieć jak wyglądało u Was odburzanie z tego cholerstwa i po czym wiedzieliście, że zaczyna być lepiej. Osobiście najbardziej interesuje mnie moment w którym po prostu zaczęliście być wolni od zlewania się dni w jeden i dodatków które funduje DD, a może bardziej jakie znaleźliście metody na radzenie sobie z tą przypadłością. U mnie w zasadzie akurat przygoda z THC zaczęła się też w niezbyt sprzyjających okolicznościach życiowych, stądinąd pewnie jeszcze zajmie mi jeszcze dojście do siebie, ale też pokrótce opiszę swoją osobę. Na początek leci bycie DDA, przez co wyprowadziłem się z domu 2,5 roku temu. Uczyniło mnie to też bardziej wrażliwym w pewnych kwestiach, co odbiło się na relacjach z płcią piękną. Przez większość czasu też raczej byłem perfekcjonistą + natręctwa co do czystości itp. nie były mi obce. Zdaję sobie sprawę, że masę rzeczy mam do przerobienia po samym wyjściu z nerwy, ale nigdy nie miałem wcześniej do czynienia z długotrwałym lękiem wolnopłynącym i depersonalizacją. Za dzieciaka pamiętam tylko takie epizody i raz po sylwestrze chyba na chwilę mnie złapało, ale wtedy byłem skrajnie wykończony. Teraz niestety najbardziej dręczy mnie całkowita depersonalizacja, ów lęk i doszły jeszcze do tego nieciekawe sny. Aktualnie jestem na 3 roku studiów, ale przez mój stan zdrowotny trochę ciężko mi to idzie, a zresztą DD tak daje w kość że ledwo co chce mi się wychodzić z akademika. Piszę też w zasadzie z tego względu tego posta, bo nie chciałbym też wpędzić się w jakąś głębszą depresję czy inne cholerstwo i też nie chcę zmarnować więcej czasu niż jest mi dane być w tej przypadłości. Widzę też, że różne można patrzyć na zaburzenie, jednak dla mnie jest to najstraszniejszy i najtrudniejszy zakręt życiowy. Wcześniej myślałem, że coś tam w życiu widziałem, teraz wiem, jak bardzo się myliłem. Staram się w miarę normalnie uczestniczyć w życiu itd. o ile to tylko możliwe, pracuję dorywczo, DD staram się akceptować na tyle ile mogę, jednak łatwo się mówi a jak chodzi o działanie to wychodzi różnie, bo boję się nawet sam gdzieś dalej iść z obawy, że mógłbym się zgubić a potem by mnie nie znaleźli
