Czegoś jeszcze brakuje
: 6 grudnia 2018, o 11:10
Myslalem dużo nad tym co robie źle no i wiem i widze jak na dloni w dalszym ciagu problemy z akceptwcja tego.
Wiem że nerwica w niczym mnie nie ogranicza że moge robic to i tamto. I robie to nie ograniczam sie w niczym. Nie ma dzialania na 60% bo normalnie na 100% działam.
Ale kurde no nie mogę tego polubić zaakceptować. Nie czuje w tym stanie nic pozytywnego. A chcialbym sie czegos pozytywnego uczepic.
Próbuje robić rozne rzexzy ktore sprawiaja przyjemność tzn robię je. Ale no zamiast cieszyć to męczą wiec robie je z duzym oporem i na sile. Ok nie zrazam się i tłumaczę sobie ze teraz tak jest a za jakis czas to sie zmieni. No ale coraz wieksza niechec za kazdym rwzem do tego czuje. No to ok jak nie to to cos innego porobie i tu jest to samo. I w zasadzie nie moge znalezc zadnej czynnosci która by mnie zrelaksowala czy sprawila przyjemność. Caly czas tkwie umyslem w tym marazmie. Zebym chociaz na sekunde mogl poczuć jakas pozytywna emocje ale tego nie ma nie widze zadnego swiatla w tunelu. No ale ok ja wiem ze tak to nie działa ze ja nie mogę chcieć i oczekiwać na to światło. No kirde nie umiem ppdejsc do tego w tski sposób żeby mi to nie przeszkadzało. Mówię sobie że mam prawo czuć sie źle i ok. Ale ja na prawde nie wiem jak polubic to że na kazda czynność jaka mam zrobic pojawia się silna niechęć pomieszana z lękiem. Próbuje ciessyc się malymi rzeczami: pogoda, ze jem cos smacznego ze cos ciekawego obejrze w TV ale troche paradosk bo jesli w ogole nie odczuwam jakiegokolwiek zadowolenia bo dominuje lęk i smutek i złość jako emocje. Mam tskie poczucie ze cala moja swiadomosc jest tym stanem pochłonięta. I w dodatku stopniowo moje samopoczucie ulega pogorszeniu - nieduzemu ale jednak.
Mam wrażenie że tą rzeczą ktora mnie blokuje w akceptacji to poczucie że od tego bólu psychicznego jaki odczuwam nie ma nic gorszego i na tym chyba sie zawiesilem. Kurde no i tu jest chyba problem. Ale póki co nie pptrafie tego odebrwc jako coś co nie jst niczym tskim strasznym...
Wiem że nerwica w niczym mnie nie ogranicza że moge robic to i tamto. I robie to nie ograniczam sie w niczym. Nie ma dzialania na 60% bo normalnie na 100% działam.
Ale kurde no nie mogę tego polubić zaakceptować. Nie czuje w tym stanie nic pozytywnego. A chcialbym sie czegos pozytywnego uczepic.
Próbuje robić rozne rzexzy ktore sprawiaja przyjemność tzn robię je. Ale no zamiast cieszyć to męczą wiec robie je z duzym oporem i na sile. Ok nie zrazam się i tłumaczę sobie ze teraz tak jest a za jakis czas to sie zmieni. No ale coraz wieksza niechec za kazdym rwzem do tego czuje. No to ok jak nie to to cos innego porobie i tu jest to samo. I w zasadzie nie moge znalezc zadnej czynnosci która by mnie zrelaksowala czy sprawila przyjemność. Caly czas tkwie umyslem w tym marazmie. Zebym chociaz na sekunde mogl poczuć jakas pozytywna emocje ale tego nie ma nie widze zadnego swiatla w tunelu. No ale ok ja wiem ze tak to nie działa ze ja nie mogę chcieć i oczekiwać na to światło. No kirde nie umiem ppdejsc do tego w tski sposób żeby mi to nie przeszkadzało. Mówię sobie że mam prawo czuć sie źle i ok. Ale ja na prawde nie wiem jak polubic to że na kazda czynność jaka mam zrobic pojawia się silna niechęć pomieszana z lękiem. Próbuje ciessyc się malymi rzeczami: pogoda, ze jem cos smacznego ze cos ciekawego obejrze w TV ale troche paradosk bo jesli w ogole nie odczuwam jakiegokolwiek zadowolenia bo dominuje lęk i smutek i złość jako emocje. Mam tskie poczucie ze cala moja swiadomosc jest tym stanem pochłonięta. I w dodatku stopniowo moje samopoczucie ulega pogorszeniu - nieduzemu ale jednak.
Mam wrażenie że tą rzeczą ktora mnie blokuje w akceptacji to poczucie że od tego bólu psychicznego jaki odczuwam nie ma nic gorszego i na tym chyba sie zawiesilem. Kurde no i tu jest chyba problem. Ale póki co nie pptrafie tego odebrwc jako coś co nie jst niczym tskim strasznym...