Strona 1 z 1

Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 18 października 2018, o 11:30
autor: Zestresowana
Witajcie wszyscy:-)
Odstawiłam leki w połowie czerwca, łatwo nie było, ale jakoś super przyjemnie też nie.
Potem zaburzenie mi dowaliło masakrycznie, dostałam ataków paniki, derealizacji, apatii, strasznego zmęczenia, ogromnej złości, no i lęku. Bałam się siedzieć w domu sama, bałam się wychodzić poza dom, ale całkiem szybko i całkiem znośnie to sobie ogarnęłam.
Na dzień dzisiejszy czuję straszne zniechęcenie, męczę się z tym cholerstwem 4 lata, z czego 3,5 brałam leki. Czuję brak nadziei na wyjście z tego stanu, że kiedyś będzie po prostu normalnie. Przez okres zaburzenia miałam oczywiście okresy, gdzie było ok, trwał często nawet po 1-3 miesiące, taki najdłuższy trwał 5 miesięcy. Oczywiście było to na lekach, więc nie liczę tego jako pełne zdrowienie;-)
Mimo to w tym kiepskim okresie, postanowiłam zmienić pracę, tam się pojawiły typowe przepychanki międzyludzkie, do tego jakieś ochrzany ze strony szefostwa (nie dla mnie). Do tego praca jest dla mnie nowa, muszę się mnóstwa rzeczy nauczyć.

Jest mi źle, wydaje mi się, że ja się nigdy z tego nie wygrzebię, ogarnęło mnie silne zniechęcenie. Wczoraj strasznie mocno płakałam, bo miałam trudną terapię, później też była stresująca sytuacja w pracy. Dzisiaj też mi się chce strasznie płakać, no i pewnie sobie popłaczę gdzieś tam później. Nie wierzę, że kiedyś będzie normalnie, że będę mogła znowu mieć normalne podejście do życia. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Mam też mnóstwo przemyśleń egzystancjalnych, w stylu czy kiedyś będę szczęliwa po prostu, czy ja chcę czy nie chcę mieć dziecko (przed nerwicą nie chciałam, ale później mi się chyba odmieniło), czy mój związek jest dobry, chba chcę być perfekcjna i pod linijkę.
Jestem w szoku, jak inni ogarniają życie, natrętnie się porównuję do innych i sprawdzam, jak żyją. Czasem mam poczucie, że życie mnie przerasta, że jest dla mnie za trudne, że nie poradzę sobie z dorosłym, normalnym życiem. Codzienne obowiązki mnie stresują niemożliwie, z robienia posiłków i zakupów zrobiłam sobie sprawę życia i śmierci. Dodatkowo mam poczucie winy, że chłopak może jest ze mną nieszczęśliwy (nie skarży się, mówi, że jest ok), czasem też takie niezadowolenie ze związku (chyba bm chciała non stop fajerwerków? - sama nie wiem, o co mi tutaj chodzi), w sumie nie wiem, jak dobry związek powinien wyglądać. Kocham mojego chłopaka, ale mam czasem wątpliwości, jak to będzie, wydaje mi się, że gdby mi się teraz oświadczył, to bym spanikowała. Towarzyszy mi chyba strach przed dorosłym życiem?

Poza tym wydaje mi się, że nawet jak z tego wyjdę, to już zawsze będzie towarzyszyć mi i tak strach albo napięcie, że to wróci.

Jest mi strasznie ciężko, sama nie wiem, o co mi w sumie chodzi. W zasadzie dzisiaj to strasznie chce mi się płakać, ale wiem, że jak pójdę do pracy, to będzie prawdopodobnie lepiej.

No i dobija mnie terapia, mam wrażenie, że nic z niej nie wynika oprócz znajdywania coraz większej ilości problemów. Spotkania polegają na tym, że dużo rozmawiamy, ale rzadko dostaję coś, co można z tego wyciągnąć i od razu zastosować w życiu, babeczka mówi, że tak ma być. Np. któryś już raz rozmawiamy, że nie umiem odpoczywać i zwolnić, że ciągle jestem w blokach startowych - ok, wiem to, wiedziałam też przed terapią, ale nie wiem, co mam z tym zrobić. Wydaje mi się, że mam tyle głębokich problemów, że w życiu się z nich nie wyplącze. Wczoraj też babka powiedziała, że u mnie w sumie bardziej chodzi o sposób myślenia, o osobowość, niż samo zaburzenie lękowe, od razu mi się oczywiście zrobiło, że taka już jestm i taka już będę.
Dodatkowo mam często takie myśli, że kurcze, jestem młoda, powinnam się cieszyć życiem, a tu już prawie 30 lat na karku, olbrzymi strach przed macierzyństwem, którego boję się, że nie udźwignę, że zawsze będę reagować nadmiernie i że bycie matką wykończy mnie psychicznie, skoro już teraz na pierdoły reaguję nadmiernie. A nie ukrwam, że przed ciążą chciałabym też trochę pożyć na luzie. Boję się, że zawsze tak będzie.

Jestem przerażona, że trwa to już 4 lata, a końca nie widać. Nie wiem też, czy odstawienie leków było dobrym pomysłem, ale wiem, że w moim przypadku ich branie to nie jest rozwiązanie problemu. Jest mi po prostu od wczoraj strasznie źle:(

I teraz tak - też zdaję sobie sprawę z tego, że jest to typowy kryzys, który prawdopodobnie minie, zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba pozwolić temu być i teraz znowu przez jakiś czas będzie mi cieżko. Wydaje mi się też, że sporo z tych problemów, które wyżej opisałam są skutkiem lękowej analizy i dodatkowo są wyolbrzymione przez chulający stan lękowy, ale też z drugiej strony są to dość hmm... realne, życiowe rozkminy, które raczej ma każdy człowiek. Mam po prostu silne poczucie nieradzenia sobie i że będzie tylko gorzej.

W sumie nie wiem, po co to piszę, po prostu jest mi od kilku dni ciężej, a od wczoraj bardzo ciężko i chyba potrzebuję wsparcia zaburzeńców. Zastanawiam się też, czy nie wrócić do regularnego pisania pamiętnika tutaj:P

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 18 października 2018, o 11:46
autor: Kredka
Zestresowana pisze:
18 października 2018, o 11:30
Witajcie wszyscy:-)
Odstawiłam leki w połowie czerwca, łatwo nie było, ale jakoś super przyjemnie też nie.
Potem zaburzenie mi dowaliło masakrycznie, dostałam ataków paniki, derealizacji, apatii, strasznego zmęczenia, ogromnej złości, no i lęku. Bałam się siedzieć w domu sama, bałam się wychodzić poza dom, ale całkiem szybko i całkiem znośnie to sobie ogarnęłam.
Na dzień dzisiejszy czuję straszne zniechęcenie, męczę się z tym cholerstwem 4 lata, z czego 3,5 brałam leki. Czuję brak nadziei na wyjście z tego stanu, że kiedyś będzie po prostu normalnie. Przez okres zaburzenia miałam oczywiście okresy, gdzie było ok, trwał często nawet po 1-3 miesiące, taki najdłuższy trwał 5 miesięcy. Oczywiście było to na lekach, więc nie liczę tego jako pełne zdrowienie;-)
Mimo to w tym kiepskim okresie, postanowiłam zmienić pracę, tam się pojawiły typowe przepychanki międzyludzkie, do tego jakieś ochrzany ze strony szefostwa (nie dla mnie). Do tego praca jest dla mnie nowa, muszę się mnóstwa rzeczy nauczyć.

Jest mi źle, wydaje mi się, że ja się nigdy z tego nie wygrzebię, ogarnęło mnie silne zniechęcenie. Wczoraj strasznie mocno płakałam, bo miałam trudną terapię, później też była stresująca sytuacja w pracy. Dzisiaj też mi się chce strasznie płakać, no i pewnie sobie popłaczę gdzieś tam później. Nie wierzę, że kiedyś będzie normalnie, że będę mogła znowu mieć normalne podejście do życia. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Mam też mnóstwo przemyśleń egzystancjalnych, w stylu czy kiedyś będę szczęliwa po prostu, czy ja chcę czy nie chcę mieć dziecko (przed nerwicą nie chciałam, ale później mi się chyba odmieniło), czy mój związek jest dobry, chba chcę być perfekcjna i pod linijkę.
Jestem w szoku, jak inni ogarniają życie, natrętnie się porównuję do innych i sprawdzam, jak żyją. Czasem mam poczucie, że życie mnie przerasta, że jest dla mnie za trudne, że nie poradzę sobie z dorosłym, normalnym życiem. Codzienne obowiązki mnie stresują niemożliwie, z robienia posiłków i zakupów zrobiłam sobie sprawę życia i śmierci. Dodatkowo mam poczucie winy, że chłopak może jest ze mną nieszczęśliwy (nie skarży się, mówi, że jest ok), czasem też takie niezadowolenie ze związku (chyba bm chciała non stop fajerwerków? - sama nie wiem, o co mi tutaj chodzi), w sumie nie wiem, jak dobry związek powinien wyglądać. Kocham mojego chłopaka, ale mam czasem wątpliwości, jak to będzie, wydaje mi się, że gdby mi się teraz oświadczył, to bym spanikowała. Towarzyszy mi chyba strach przed dorosłym życiem?

Poza tym wydaje mi się, że nawet jak z tego wyjdę, to już zawsze będzie towarzyszyć mi i tak strach albo napięcie, że to wróci.

Jest mi strasznie ciężko, sama nie wiem, o co mi w sumie chodzi. W zasadzie dzisiaj to strasznie chce mi się płakać, ale wiem, że jak pójdę do pracy, to będzie prawdopodobnie lepiej.

No i dobija mnie terapia, mam wrażenie, że nic z niej nie wynika oprócz znajdywania coraz większej ilości problemów. Spotkania polegają na tym, że dużo rozmawiamy, ale rzadko dostaję coś, co można z tego wyciągnąć i od razu zastosować w życiu, babeczka mówi, że tak ma być. Np. któryś już raz rozmawiamy, że nie umiem odpoczywać i zwolnić, że ciągle jestem w blokach startowych - ok, wiem to, wiedziałam też przed terapią, ale nie wiem, co mam z tym zrobić. Wydaje mi się, że mam tyle głębokich problemów, że w życiu się z nich nie wyplącze. Wczoraj też babka powiedziała, że u mnie w sumie bardziej chodzi o sposób myślenia, o osobowość, niż samo zaburzenie lękowe, od razu mi się oczywiście zrobiło, że taka już jestm i taka już będę.
Dodatkowo mam często takie myśli, że kurcze, jestem młoda, powinnam się cieszyć życiem, a tu już prawie 30 lat na karku, olbrzymi strach przed macierzyństwem, którego boję się, że nie udźwignę, że zawsze będę reagować nadmiernie i że bycie matką wykończy mnie psychicznie, skoro już teraz na pierdoły reaguję nadmiernie. A nie ukrwam, że przed ciążą chciałabym też trochę pożyć na luzie. Boję się, że zawsze tak będzie.

Jestem przerażona, że trwa to już 4 lata, a końca nie widać. Nie wiem też, czy odstawienie leków było dobrym pomysłem, ale wiem, że w moim przypadku ich branie to nie jest rozwiązanie problemu. Jest mi po prostu od wczoraj strasznie źle:(

I teraz tak - też zdaję sobie sprawę z tego, że jest to typowy kryzys, który prawdopodobnie minie, zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba pozwolić temu być i teraz znowu przez jakiś czas będzie mi cieżko. Wydaje mi się też, że sporo z tych problemów, które wyżej opisałam są skutkiem lękowej analizy i dodatkowo są wyolbrzymione przez chulający stan lękowy, ale też z drugiej strony są to dość hmm... realne, życiowe rozkminy, które raczej ma każdy człowiek. Mam po prostu silne poczucie nieradzenia sobie i że będzie tylko gorzej.

W sumie nie wiem, po co to piszę, po prostu jest mi od kilku dni ciężej, a od wczoraj bardzo ciężko i chyba potrzebuję wsparcia zaburzeńców. Zastanawiam się też, czy nie wrócić do regularnego pisania pamiętnika tutaj:P
Hej Zestresowana,
Niestety nie moge doradzic wiele, bo sama przechodze przez cos podobnego teraz :) Nie wiem czy moze to wina pogody, bo wielu z nas widze ze ma teraz spadek nastroju.
Jedyne co moge powiedziec - moze zastanow sie nad zmiana terapeuty? Ja mysle, ze ukladanie zycia i zmiana podejscia jest wazna, ale dopiero jak czlowiek sie upora z lekiem. W sumie z pierwsza terapeutka mialam podobnie, znalazla u mnie milion problemow typu zle kontakty z rodzicami, trudnosci w wyrazaniu emocji, problemy z samoocena - ale jak sie jej pytalam co mam zrobic zeby to zmienic to slyszalam tylko ze "bedziemy nad tym pracowac" i po 10 miesiacach bylo w sumie gorzej niz na poczatku.
Jestesmy w podobnym wieku, ja mam 31 lat, i drecza mnie podobne rozmyslenia co do macierzynstwa. Mysle jednak ze sa to rozkminy nerwicowe, moze ostaraj sie je ucinac tak jak radza tu na forum - "ok, pomysle o tym jak wyjde z nerwicy"?
Pewnie nie pomoglam za wiele. Ale tule mocno :friend:

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 18 października 2018, o 11:51
autor: xalexandrija
Kurdę usunęła mi się długa wiadomość do Ciebie i piszę drugi raz <3 !

hejka,

Wiem o co Ci chodzi bo siedzę teraz dokładnie w tym samym. Z tą różnicą, że jestem cały czas na lekach ale mam wrażenie, że nie pomagają i trzeba je zmienić.

Rozumiem ten rodzaj dołka :) Wszystko jest wtedy nie tak i dotyczy on dosłownie każdego aspektu twojego życia. Jestem od Ciebie młodsza bo mam 21 lat ale myślenie mam bardzo podobne i problemy o których myślę i którymi się zamartwiam również. Nie mam na to recepty bo jak sama powiedziałaś, to kryzys. U mnie trwa on już miesiąc :(

Dodatkowo ciągnę związek w dół i nic nie potrafię z tym zrobić.

Musimy być dzielne i silne. I nastawione na to, że kiedyś oświeci nas równie mocno jak wtedy kiedy to g*wno spadło na nasze główki :)

Połóż się czasami na podłodze tak jakby nigdy nic się nie działo choć wiem że to trudne. Spróbuj walnąć się na ziemię, puścić sobie muzykę i leżeć tak wygodnie jak Ci się podoba. Możesz być nawet jedną wielką rozgwiazdą :D Wsłuchaj się w muzykę i leż na największym luzaku. Płacz jeśli potrzebujesz. Często mam tak że jak wstaje z tej podłogi to zaraz mi tak lżej w środku, jakbym na chwile zresetowała siebie.

Miłego dnia :)

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 18 października 2018, o 12:41
autor: Peja
Wiem co czujesz sam mam już 5 lat DD :( a mam dopiero 21 lat więc w w wieku 16-17 lat dostałem tego świństwa po ataku paniki. które wywołało u mnie dd przez zaburzenie lękowe.
Po tak długim czasie jestem już tak zmęczony tymi objawami że wiem co czujesz może moja sytuacja życiowa jest inna bo wszystko mi się układa oprócz życia towarzyskiego (to chyba przez moją agrofobie) no i brakuje mi zdrowia psychicznego. Ale jak wyzdrowieć kiedy z rana się budzisz i pierwsze myśli to czy dalej to mam znowu śnieg optyczny, inne czucie rąk i do tego jeszcze pojawiły mi się natręty które męczą mnie już od prawie roku najpierw homoseksualne które olałem bo powiedziałem sobie że mam to gdzieś kto jaką ma orientację (jestem heteroseksualny tylko gdy widzę innego mężczyznę to myślę że mógłby się podobać jakiejś innej dziewczynie) Nigdy nie miałem jakiś ciągot do tej samej płci a jednak takowe myśli zaczęły mnie dręczyć w momencie zerwania przyjaźni z moją koleżanką. Oczywiście gdy olałem te pojawiły się te grubszego kalibru ponieważ wyczytałem coś o polityku który był pedofilem no i do dzisiaj mam tak że gdy widzę jakieś dziecko które idzie boję się że coś mógłbym mu zrobić :(. No ale również z tym staram się uporać i to zlewać.

Lecz wiesz co ? Ja powiedziałem sobie tak skoro już tyle czasu cierpię i daje jakoś radę ? To czemu nie dać sobie kolejnych w twoim przypadku 4 lat.

Według mnie najważniejsze to nie stwarzać sobie presji. Ja przez pierwsze 3 lata w ogóle źle do tego podchodziłem. Codziennie dostawałem po 3-4 ataki paniki z mega DD (widziałem wszystko tak jakby to była plansza do gier ;d )

Co mnie cieszy to to że jako tako nie boje się już ataków paniki no i myśli natrętnych chyba że te obrzydliwe pedo :(.

Ehhh to twój wątek a ja swoją historię opisałem :D Ale sama widzisz że jest nas wielu... :)

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 18 października 2018, o 14:25
autor: zeniu87
Ja już nie ma ataków paniki od dawna... Fobia społeczna tezmi minela

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 18 października 2018, o 15:09
autor: Celine Marie
Zestresowana,myślałam,że jesteś na finiszu ,tak ładnie zawsze odpisywałaś na posty,dawałaś rady .Przykro mi :( ja jadę bez leków ale jest strasznie ciężko,objawy nie odpuszczają ani na chwilę,mam ciężką depresję w bonusie do nerwicy i dd ,więc łączę się w cierpieniu.

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 19 października 2018, o 09:36
autor: Zestresowana
Kredka pisze:
18 października 2018, o 11:46
Hej Zestresowana,
Niestety nie moge doradzic wiele, bo sama przechodze przez cos podobnego teraz :) Nie wiem czy moze to wina pogody, bo wielu z nas widze ze ma teraz spadek nastroju.
Jedyne co moge powiedziec - moze zastanow sie nad zmiana terapeuty? Ja mysle, ze ukladanie zycia i zmiana podejscia jest wazna, ale dopiero jak czlowiek sie upora z lekiem. W sumie z pierwsza terapeutka mialam podobnie, znalazla u mnie milion problemow typu zle kontakty z rodzicami, trudnosci w wyrazaniu emocji, problemy z samoocena - ale jak sie jej pytalam co mam zrobic zeby to zmienic to slyszalam tylko ze "bedziemy nad tym pracowac" i po 10 miesiacach bylo w sumie gorzej niz na poczatku.
Jestesmy w podobnym wieku, ja mam 31 lat, i drecza mnie podobne rozmyslenia co do macierzynstwa. Mysle jednak ze sa to rozkminy nerwicowe, moze ostaraj sie je ucinac tak jak radza tu na forum - "ok, pomysle o tym jak wyjde z nerwicy"?
Pewnie nie pomoglam za wiele. Ale tule mocno :friend:
Dzięki Kredka ;)
Pomogłaś sporo.
U mnie to nie jest kwestia pogody akurat, miałam ostatnio stresujący czas, kryzys + zmiana pracy + ogarnianie się w nowej pracy + zastnawianie się, czy na pewno dobrze zrobiłam, takie dylematy (+ "ryzykowanie" z odstaiwaniem leków, + "ryzykowanie" ze zmianą pracy - bo w starej, niesatysfakcjonującej siedziałam z powodu lęku przed zmianą, mimo że mi się nie podobała i źle na mnie wpłwała psychicznie, do tego było myślenie typu "skoro teraz po realnej pracy rzędu 5 - 6 godzin jestem tak cholernie zmęczona, to nie dam rady iść do roboty na 7,5 godziny" - dlatego tą zmianę nazywam ryzykowaniem na nerwicę), więc myślę, że poniekąd naturalne było pojawienie się kryzysu i sporej dawki stresu. Chociaż być może pogoda to trochę nasiliła.

Byłaby to druga zmiana terapeuty, do poprzedniej chodziłam 2,5 roku, a przy każdym kryzysie chciała mi podwyższać dawkę leku i kazała brać xanax, no chyba to nie tak powinno wyglądać. I teraz znowu mam zmieniać, jak nie wiadomo, czy kolejna osoba po roku na przykład też się okaże, że mi nie pomaga? No słąbo chyba trochę, szkoda czasu i pieniędzy. Może zresztą to z mną jest coś nie tak :P
No ale mam identycznie, jak Ty, też na pytanie, no ok, to co z tym robić - dostaję odpowiedź, "że na spokojnie, pomału". Potem kolejne spotkanie i kolejne problemy. I ok, ja się zgadzam, że tak jest, że te problemy są, ale nie wiem właśnie, co dalej z nimi, jak to zmieniać, albo jeśli nie zmieniać, to zaakceptować, że tak mam, jak zmieniać mechanizmy. A chodzisz dalej na tę terapię czy nie?

A co do macierzyństwa - ok, to jest słuszne podejście, ale no jeśli to ma trwać np. jeszcze 4 lata, to trochę mi zacznie brakować czasu na zostanie mamą :P Mam takie poczucie braku czasu i marnowania życia od jakiegoś czasu.

Dzięki Kredka, pomogłaś bardzo wbrew temu, co piszesz. Mnóstwo ciepła płynęło z Twojego posta.
xalexandrija pisze:
18 października 2018, o 11:51
Kurdę usunęła mi się długa wiadomość do Ciebie i piszę drugi raz <3 !

hejka,

Wiem o co Ci chodzi bo siedzę teraz dokładnie w tym samym. Z tą różnicą, że jestem cały czas na lekach ale mam wrażenie, że nie pomagają i trzeba je zmienić.

Rozumiem ten rodzaj dołka :) Wszystko jest wtedy nie tak i dotyczy on dosłownie każdego aspektu twojego życia. Jestem od Ciebie młodsza bo mam 21 lat ale myślenie mam bardzo podobne i problemy o których myślę i którymi się zamartwiam również. Nie mam na to recepty bo jak sama powiedziałaś, to kryzys. U mnie trwa on już miesiąc :(

Dodatkowo ciągnę związek w dół i nic nie potrafię z tym zrobić.

Musimy być dzielne i silne. I nastawione na to, że kiedyś oświeci nas równie mocno jak wtedy kiedy to g*wno spadło na nasze główki :)

Połóż się czasami na podłodze tak jakby nigdy nic się nie działo choć wiem że to trudne. Spróbuj walnąć się na ziemię, puścić sobie muzykę i leżeć tak wygodnie jak Ci się podoba. Możesz być nawet jedną wielką rozgwiazdą :D Wsłuchaj się w muzykę i leż na największym luzaku. Płacz jeśli potrzebujesz. Często mam tak że jak wstaje z tej podłogi to zaraz mi tak lżej w środku, jakbym na chwile zresetowała siebie.

Miłego dnia :)
Dziękuję również za Twój wpis. Również bije z niego dużo ciepła.
Po Waszych wpisach dziewczyny jakoś tak uśmiechnęłam się do siebie dziewczyny;)

xalexandrija - mam nadzieję, że Twój kryzys szybko minie. A długo już się męczysz ogólnie? Może jeśli leki nie pomagają, to pora zastanowić się nad ich odstawieniem albo zmianą?

Niestety nerwica jest też często próbą dla związku chyba. Wierzę, że sobie poradzisz i wysyłam uściski :)
Peja pisze:
18 października 2018, o 12:41
Według mnie najważniejsze to nie stwarzać sobie presji. Ja przez pierwsze 3 lata w ogóle źle do tego podchodziłem. Codziennie dostawałem po 3-4 ataki paniki z mega DD (widziałem wszystko tak jakby to była plansza do gier ;d )

Co mnie cieszy to to że jako tako nie boje się już ataków paniki no i myśli natrętnych chyba że te obrzydliwe pedo :(.

Ehhh to twój wątek a ja swoją historię opisałem :D Ale sama widzisz że jest nas wielu... :)
Hej Peja. Masz rację, jest nas niestety wielu. Cieszę się, że zrobiłeś postępy i jest pomalutku coraz lepiej. Masz też rację z tym nierobieniem sobie presji, tutaj mam problem jak niby przestaję sobie robić presję, to i tak za jakiś czas zaczynam się znowu irytować, że to znowu jest i dała się znowu nabrać.
zeniu87 pisze:
18 października 2018, o 14:25
Ja już nie ma ataków paniki od dawna... Fobia społeczna tezmi minela
Cieszę się bardzo i gratuluję sukcesu:)
Celine Marie pisze:
18 października 2018, o 15:09
Zestresowana,myślałam,że jesteś na finiszu ,tak ładnie zawsze odpisywałaś na posty,dawałaś rady .Przykro mi :( ja jadę bez leków ale jest strasznie ciężko,objawy nie odpuszczają ani na chwilę,mam ciężką depresję w bonusie do nerwicy i dd ,więc łączę się w cierpieniu.
Nie, ja na finiszu nie jestem i nigdy tego nie kryłam, zwłaszcza, że uważam, że dopóki działają leki to nie ma co mówić o odburzeniu. Aczkolwiek nie przekreśla to pracy, którą się zrobiło, gdybym ja nie pracowała nad sobą podczas brania leków, to teraz na pewno bym już do nich wróciła i nie ogarnęłabym się tak szybko. Nie jest też ze mną jakoś bardzo tragicznie, mam takie bóle istnienia bardziej i chyba kryzys przed nadchodzącą trzydziestką za pół roku :P Celine, Ty i tak zrobiłaś spory postęp w porównaniu z tym, co było na początku Twojego pobytu na forum. Ja trzymam za Ciebie kciuki, wiem, że masz strasznie ciężko, dlatego też miło mi, że wpadłaś mimo wszystko trochę pomóc.


Wiecie co, mimo wczorajszego kiepskiego dnia zrobiłam wczoraj kawał dobrej roboty. pojechałam do roboty, pomogłam kilkoro ludziom i dałam świetnie radę (chociaż jak się dowiedziałam, że mam "dodatkową" robotę i już samodzielną, to się bardzo zestresowałam), jednej osobie zaszkodziłam niestety, ale zamiast panikować, powiedziałam sobie, że ok, jestem człowiekiem, popełniam błędy, mam prawo, postarałam się błąd naprawić najlepiej, jak potrafiłam, nawet się trochę z kolegami powygłupiałam. Pojechałam z chłopakiem na kolację i było super. Więc mimo kipeksiego początku dnia, potem poszedł całkiem dobrze i nie było już aż tak strasznie.

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 19 października 2018, o 12:37
autor: Kredka
Nie, zrezygnowalam z niej, wlasnie przez to. Wiem i czesto slysze ze w trakcie terapii moze zrobic sie czlowiekowi gorzej, ale mysle ze w moim przypadku naprawde szlo to w zlym kierunku. Bo jesli terapeutka tylko wyszukiwala mi problemy, ja zaczynalam wtedy myslec ze skoro tyle ich mam to nigdy nie wyjde na prosta. A raz chcialam sie jej poradzic odnosnie mojej aktualnej wtedy sytuacji w zyciu to uslyszalam ze ona nie jest on tego zeby podejmowac za mnie decyzje.
No wiec teraz mam konsultacje z Hewadem na Skypie oraz wybieram sie na terapie grupowa - ale to juz po to zeby przelamac swoj lek przed ludzmi i mowieniem wsrod nich o swojej nerwicy. Takie ryzykowanie w czystej postaci po prostu :) Do czego to doprowadzi, zobaczymy.
Rozumiem Twoja frustracje, ze to juz kolejna zmiana terapeuty i to dalej nie to, i ze niewiadomo czy kolejny bedzie dobry. Ale skoro juz teraz czujesz ze jest nie tak, to mysle ze mimo wszystko powinnas szukac dalej. Bo chodzic na terapie tylko po to zeby chodzic i nie czuc po tym zadnej poprawy ani wrecz oparcia w terapeucie - to mysle ze nie o to chodzi. A chodzi przeciez o nasze zycie i dobre samopoczucie :friend:

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 19 października 2018, o 12:50
autor: katarzynka
Zestresowana, przytulam mocno, pamiętaj Kochana, że nie jesteś z tym sama, co się teraz dzieje :friend:

Co do terapii, popieram w całości Koleżankę wyżej. Jeśli nie czujesz chemii z terapeutą, nie dostajesz konkretnych wskazówek zwrotnych, a uczęszczasz tylko po to by chodzić i mieć czyste sumienie, że cos dla siebie robisz nie ma więlszego sensu. Tracisz pieniądze i przede wszystkim czas, który mogłabyś spożytkować z innym terapeutą i który pozwoliłby Ci czuć satysfakcję z terapii i pomógł stanąć na nogi, pokierował na lepsze tory. Z doświadczenia mogę zdradzić, że ja jestem w terapii u czwartego terapeuty. Owszem wcześniejsze terapie polegały na wygadaniu się, głównie z aktualnych problemów niż z pracy nad sobą. I zgadza się straciłam na nie czas - kilka ładnych lat i pieniądze, ale dzięki temu zobaczyłam, że to nie to czego szukam, że rozmijam się z terapeutami w celach. I szkoda i czasu i pieniędzy. Zmotywowało mnie to wszystko do dalszego poszukiwania i tak trafiłam na obecnego terapeutę, który jest dla mnie wsparciem, do którego mam zaufanie i dzięki któremu wiele się zmieniło już w mojej głowie. Potrzebowałam kilku nieudanych prób by trafić na tego człowieka i nie żałuję. Tobie też życzę byś znalazła taką osobę i nie tkwiła w relacji terapeutycznej w której stoisz w miejscu. Uszy do góry Kochana :friend:

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 25 października 2018, o 08:49
autor: Ma23dziara
Zestresowana pisze:
18 października 2018, o 11:30
Witajcie wszyscy:-)
Odstawiłam leki w połowie czerwca, łatwo nie było, ale jakoś super przyjemnie też nie.
Potem zaburzenie mi dowaliło masakrycznie, dostałam ataków paniki, derealizacji, apatii, strasznego zmęczenia, ogromnej złości, no i lęku. Bałam się siedzieć w domu sama, bałam się wychodzić poza dom, ale całkiem szybko i całkiem znośnie to sobie ogarnęłam.
Na dzień dzisiejszy czuję straszne zniechęcenie, męczę się z tym cholerstwem 4 lata, z czego 3,5 brałam leki. Czuję brak nadziei na wyjście z tego stanu, że kiedyś będzie po prostu normalnie. Przez okres zaburzenia miałam oczywiście okresy, gdzie było ok, trwał często nawet po 1-3 miesiące, taki najdłuższy trwał 5 miesięcy. Oczywiście było to na lekach, więc nie liczę tego jako pełne zdrowienie;-)
Mimo to w tym kiepskim okresie, postanowiłam zmienić pracę, tam się pojawiły typowe przepychanki międzyludzkie, do tego jakieś ochrzany ze strony szefostwa (nie dla mnie). Do tego praca jest dla mnie nowa, muszę się mnóstwa rzeczy nauczyć.

Jest mi źle, wydaje mi się, że ja się nigdy z tego nie wygrzebię, ogarnęło mnie silne zniechęcenie. Wczoraj strasznie mocno płakałam, bo miałam trudną terapię, później też była stresująca sytuacja w pracy. Dzisiaj też mi się chce strasznie płakać, no i pewnie sobie popłaczę gdzieś tam później. Nie wierzę, że kiedyś będzie normalnie, że będę mogła znowu mieć normalne podejście do życia. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Mam też mnóstwo przemyśleń egzystancjalnych, w stylu czy kiedyś będę szczęliwa po prostu, czy ja chcę czy nie chcę mieć dziecko (przed nerwicą nie chciałam, ale później mi się chyba odmieniło), czy mój związek jest dobry, chba chcę być perfekcjna i pod linijkę.
Jestem w szoku, jak inni ogarniają życie, natrętnie się porównuję do innych i sprawdzam, jak żyją. Czasem mam poczucie, że życie mnie przerasta, że jest dla mnie za trudne, że nie poradzę sobie z dorosłym, normalnym życiem. Codzienne obowiązki mnie stresują niemożliwie, z robienia posiłków i zakupów zrobiłam sobie sprawę życia i śmierci. Dodatkowo mam poczucie winy, że chłopak może jest ze mną nieszczęśliwy (nie skarży się, mówi, że jest ok), czasem też takie niezadowolenie ze związku (chyba bm chciała non stop fajerwerków? - sama nie wiem, o co mi tutaj chodzi), w sumie nie wiem, jak dobry związek powinien wyglądać. Kocham mojego chłopaka, ale mam czasem wątpliwości, jak to będzie, wydaje mi się, że gdby mi się teraz oświadczył, to bym spanikowała. Towarzyszy mi chyba strach przed dorosłym życiem?

Poza tym wydaje mi się, że nawet jak z tego wyjdę, to już zawsze będzie towarzyszyć mi i tak strach albo napięcie, że to wróci.

Jest mi strasznie ciężko, sama nie wiem, o co mi w sumie chodzi. W zasadzie dzisiaj to strasznie chce mi się płakać, ale wiem, że jak pójdę do pracy, to będzie prawdopodobnie lepiej.

No i dobija mnie terapia, mam wrażenie, że nic z niej nie wynika oprócz znajdywania coraz większej ilości problemów. Spotkania polegają na tym, że dużo rozmawiamy, ale rzadko dostaję coś, co można z tego wyciągnąć i od razu zastosować w życiu, babeczka mówi, że tak ma być. Np. któryś już raz rozmawiamy, że nie umiem odpoczywać i zwolnić, że ciągle jestem w blokach startowych - ok, wiem to, wiedziałam też przed terapią, ale nie wiem, co mam z tym zrobić. Wydaje mi się, że mam tyle głębokich problemów, że w życiu się z nich nie wyplącze. Wczoraj też babka powiedziała, że u mnie w sumie bardziej chodzi o sposób myślenia, o osobowość, niż samo zaburzenie lękowe, od razu mi się oczywiście zrobiło, że taka już jestm i taka już będę.
Dodatkowo mam często takie myśli, że kurcze, jestem młoda, powinnam się cieszyć życiem, a tu już prawie 30 lat na karku, olbrzymi strach przed macierzyństwem, którego boję się, że nie udźwignę, że zawsze będę reagować nadmiernie i że bycie matką wykończy mnie psychicznie, skoro już teraz na pierdoły reaguję nadmiernie. A nie ukrwam, że przed ciążą chciałabym też trochę pożyć na luzie. Boję się, że zawsze tak będzie.

Jestem przerażona, że trwa to już 4 lata, a końca nie widać. Nie wiem też, czy odstawienie leków było dobrym pomysłem, ale wiem, że w moim przypadku ich branie to nie jest rozwiązanie problemu. Jest mi po prostu od wczoraj strasznie źle:(

I teraz tak - też zdaję sobie sprawę z tego, że jest to typowy kryzys, który prawdopodobnie minie, zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba pozwolić temu być i teraz znowu przez jakiś czas będzie mi cieżko. Wydaje mi się też, że sporo z tych problemów, które wyżej opisałam są skutkiem lękowej analizy i dodatkowo są wyolbrzymione przez chulający stan lękowy, ale też z drugiej strony są to dość hmm... realne, życiowe rozkminy, które raczej ma każdy człowiek. Mam po prostu silne poczucie nieradzenia sobie i że będzie tylko gorzej.

W sumie nie wiem, po co to piszę, po prostu jest mi od kilku dni ciężej, a od wczoraj bardzo ciężko i chyba potrzebuję wsparcia zaburzeńców. Zastanawiam się też, czy nie wrócić do regularnego pisania pamiętnika tutaj:P
WITAJ, MAM BARDZO PODOBNIE JAK TY Z TYM ŻE MÓJ KRYZYS TRWA OK 8 MIESIĘCY, ODKĄD ODSTAWIŁAM LEKI, JEST "NIECO" GORZEJ. ZACZĘŁAM KOLEJNĄ TERAPIĘ W INNYM NURCIE. OGÓLNIE RZECZ BIORĄC JEST DO D..PY ;(( KAŻDY DZIEŃ JEST WYZWANIEM. BARDZO MNIE TO MĘCZY;( CZASAMI MAM WRAŻENIE ŻE BĘDZIE TAK DO KOŃCA MYCH DNI. TERAPEUTKA MÓWI ŻE NIE PRAWDA I NIEDŁUGO BĘDZIE LEPIEJ.... MARZĘ O TYM. CO NAJBARDZIEJ MI DOKUCZ NA TĄ CHWILĘ TO ROBIENIE ZAKUPÓW- MAM OGROMNY KŁOPOT Z TYM, PRZYZNAM ŻE GDY NIE MUSZĘ TO PO PROSTU UNIKAM ZAKUPÓW;(( WIEM ŻE TO NIE TĘDY DROGA, ŻE KLUCZEM DO SUKCESU JEST DZIAŁANIE MIMO OBJAWÓW- STARAM SIĘ ALE RÓŻNIE TO WYCHODZI. KOLEJNĄ TRUDNĄ RZECZĄ JEST DLA MNIE ROZMOWA Z LUDZMI OGARNIA MNIE TEDY DUŻY LĘK I NAJGORSZY OBJAW CZYLI NAPIĘCIE CIAŁA I ZAWROTY GŁOWY. JEST MI CIĘŻKO TAK JAK I WAM TU WSZYSTKIM;( DOBRZE ŻE MAMY SIEBIE I MOŻEMY SIE WSPIERAĆ ;) POZDRAWIAM

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 30 października 2018, o 10:48
autor: Zestresowana
Kredka pisze:
19 października 2018, o 12:37
Nie, zrezygnowalam z niej, wlasnie przez to. Wiem i czesto slysze ze w trakcie terapii moze zrobic sie czlowiekowi gorzej, ale mysle ze w moim przypadku naprawde szlo to w zlym kierunku. Bo jesli terapeutka tylko wyszukiwala mi problemy, ja zaczynalam wtedy myslec ze skoro tyle ich mam to nigdy nie wyjde na prosta. A raz chcialam sie jej poradzic odnosnie mojej aktualnej wtedy sytuacji w zyciu to uslyszalam ze ona nie jest on tego zeby podejmowac za mnie decyzje.
No wiec teraz mam konsultacje z Hewadem na Skypie oraz wybieram sie na terapie grupowa - ale to juz po to zeby przelamac swoj lek przed ludzmi i mowieniem wsrod nich o swojej nerwicy. Takie ryzykowanie w czystej postaci po prostu :) Do czego to doprowadzi, zobaczymy.
Rozumiem Twoja frustracje, ze to juz kolejna zmiana terapeuty i to dalej nie to, i ze niewiadomo czy kolejny bedzie dobry. Ale skoro juz teraz czujesz ze jest nie tak, to mysle ze mimo wszystko powinnas szukac dalej. Bo chodzic na terapie tylko po to zeby chodzic i nie czuc po tym zadnej poprawy ani wrecz oparcia w terapeucie - to mysle ze nie o to chodzi. A chodzi przeciez o nasze zycie i dobre samopoczucie :friend:
I jak konsultacje z Hewadem?
Zaczęłaś już terapię grupową?

Kurde, naprawdę mi szkoda tych lat i pieniędzy. Byłam w poniedziałek na terapii i terapeutka sama powiedziała, że może czas pomyśleć o zmianie terapeuty, bo ja wymagam od niej pracy, której ona nie stosuje - chce rozmawiać o życiu. I naprawdę, jak się lepiej czułam, to mi to służyło i dużo otwierało w głowie, zresztą nadal pracuje, ale na ten moment moim problemem jest lęk, a nie te głębsze problemy.
katarzynka pisze:
19 października 2018, o 12:50
Zestresowana, przytulam mocno, pamiętaj Kochana, że nie jesteś z tym sama, co się teraz dzieje :friend:

Co do terapii, popieram w całości Koleżankę wyżej. Jeśli nie czujesz chemii z terapeutą, nie dostajesz konkretnych wskazówek zwrotnych, a uczęszczasz tylko po to by chodzić i mieć czyste sumienie, że cos dla siebie robisz nie ma więlszego sensu. Tracisz pieniądze i przede wszystkim czas, który mogłabyś spożytkować z innym terapeutą i który pozwoliłby Ci czuć satysfakcję z terapii i pomógł stanąć na nogi, pokierował na lepsze tory. Z doświadczenia mogę zdradzić, że ja jestem w terapii u czwartego terapeuty. Owszem wcześniejsze terapie polegały na wygadaniu się, głównie z aktualnych problemów niż z pracy nad sobą. I zgadza się straciłam na nie czas - kilka ładnych lat i pieniądze, ale dzięki temu zobaczyłam, że to nie to czego szukam, że rozmijam się z terapeutami w celach. I szkoda i czasu i pieniędzy. Zmotywowało mnie to wszystko do dalszego poszukiwania i tak trafiłam na obecnego terapeutę, który jest dla mnie wsparciem, do którego mam zaufanie i dzięki któremu wiele się zmieniło już w mojej głowie. Potrzebowałam kilku nieudanych prób by trafić na tego człowieka i nie żałuję. Tobie też życzę byś znalazła taką osobę i nie tkwiła w relacji terapeutycznej w której stoisz w miejscu. Uszy do góry Kochana :friend:
Kurcze... cele to my mamy z terapeutką te same, chemia też była na początku. Postępy jakieś też tam robię, ale bardzo powolne. katarzynko, a jak długo byłaś w poprzednich terapiach? Z tym terapeutą jak długo pracujesz i jakie widzisz efekty?
Ma23dziara pisze:
25 października 2018, o 08:49
WITAJ, MAM BARDZO PODOBNIE JAK TY Z TYM ŻE MÓJ KRYZYS TRWA OK 8 MIESIĘCY, ODKĄD ODSTAWIŁAM LEKI, JEST "NIECO" GORZEJ. ZACZĘŁAM KOLEJNĄ TERAPIĘ W INNYM NURCIE. OGÓLNIE RZECZ BIORĄC JEST DO D..PY ;(( KAŻDY DZIEŃ JEST WYZWANIEM. BARDZO MNIE TO MĘCZY;( CZASAMI MAM WRAŻENIE ŻE BĘDZIE TAK DO KOŃCA MYCH DNI. TERAPEUTKA MÓWI ŻE NIE PRAWDA I NIEDŁUGO BĘDZIE LEPIEJ.... MARZĘ O TYM. CO NAJBARDZIEJ MI DOKUCZ NA TĄ CHWILĘ TO ROBIENIE ZAKUPÓW- MAM OGROMNY KŁOPOT Z TYM, PRZYZNAM ŻE GDY NIE MUSZĘ TO PO PROSTU UNIKAM ZAKUPÓW;(( WIEM ŻE TO NIE TĘDY DROGA, ŻE KLUCZEM DO SUKCESU JEST DZIAŁANIE MIMO OBJAWÓW- STARAM SIĘ ALE RÓŻNIE TO WYCHODZI. KOLEJNĄ TRUDNĄ RZECZĄ JEST DLA MNIE ROZMOWA Z LUDZMI OGARNIA MNIE TEDY DUŻY LĘK I NAJGORSZY OBJAW CZYLI NAPIĘCIE CIAŁA I ZAWROTY GŁOWY. JEST MI CIĘŻKO TAK JAK I WAM TU WSZYSTKIM;( DOBRZE ŻE MAMY SIEBIE I MOŻEMY SIE WSPIERAĆ ;) POZDRAWIAM
Hej:) Mój kryzys trwa trzy miesiące, sporo stresu też było w trakcie tego czasu.
Do terapeutki w jakim nurcie teraz chodzisz?
Zakupów zdecydowanie nie możesz unikać:-)


Wiecie co, ja się boję, że może mam tak, że po prostu żadna terapia mi nie pomoże, że może to ja jestem jakimś trudnym przypadkiem, którego się nie da uleczyć. Do tego, że pewnie będę musiała być całe życie na lekach, czego zdecydowanie nie chcę. Boję się skutków ubocznych podczas włączania i potem schodzenia z leków.

Słuchajcie, dodatkowo pojawia się teraz problem, jakiego terapeutę wybrać. Rozmawiałam chyba z 15 osobami, z czego jak kilka mi podpasowało, to się okazuje, że nie mają terminów, albo są na urlopie macierzyńskim. Ci z kolei, którzy mieli terminy albo święcie wierzyli w leki albo twierdzą, że sa się tylko zmniejszyć zaburzenie. Masakra po prostu i jestem w kropce. Nie wiem, co mam robić, a z Victorem też się boję pracować, bo to jest moja ostatnia deska ratunku :P Jak już Victor nie pomoże, to nikt nie pomoże.

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 30 października 2018, o 17:58
autor: katarzynka
Zestresowana,

Z poprzednimi terapeutkami pracowałam po roku, z jedną półtorej roku. To były nurty psychodynamiczne i psychoanalityczne, bo ja wtedy nie miałam pojęcia, że istnieją jakieś nurty. Teraz świadomie wybrałam behawioralną na którą uczęszczam od dwóch lat. Dzięki terapeucie osłabły moje natręctwa, pojawiło się znacznie więcej przebłysków i lepszych dni. Wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną, ale terapia powoli malutkimi kroczkami zbliża mnie do celu ;-)

Re: Chęć wyżalenia się, pogubienie

: 31 października 2018, o 13:53
autor: Ma23dziara
WITAJ, MAM BARDZO PODOBNIE JAK TY Z TYM ŻE MÓJ KRYZYS TRWA OK 8 MIESIĘCY, ODKĄD ODSTAWIŁAM LEKI, JEST "NIECO" GORZEJ. ZACZĘŁAM KOLEJNĄ TERAPIĘ W INNYM NURCIE. OGÓLNIE RZECZ BIORĄC JEST DO D..PY ;(( KAŻDY DZIEŃ JEST WYZWANIEM. BARDZO MNIE TO MĘCZY;( CZASAMI MAM WRAŻENIE ŻE BĘDZIE TAK DO KOŃCA MYCH DNI. TERAPEUTKA MÓWI ŻE NIE PRAWDA I NIEDŁUGO BĘDZIE LEPIEJ.... MARZĘ O TYM. CO NAJBARDZIEJ MI DOKUCZ NA TĄ CHWILĘ TO ROBIENIE ZAKUPÓW- MAM OGROMNY KŁOPOT Z TYM, PRZYZNAM ŻE GDY NIE MUSZĘ TO PO PROSTU UNIKAM ZAKUPÓW;(( WIEM ŻE TO NIE TĘDY DROGA, ŻE KLUCZEM DO SUKCESU JEST DZIAŁANIE MIMO OBJAWÓW- STARAM SIĘ ALE RÓŻNIE TO WYCHODZI. KOLEJNĄ TRUDNĄ RZECZĄ JEST DLA MNIE ROZMOWA Z LUDZMI OGARNIA MNIE TEDY DUŻY LĘK I NAJGORSZY OBJAW CZYLI NAPIĘCIE CIAŁA I ZAWROTY GŁOWY. JEST MI CIĘŻKO TAK JAK I WAM TU WSZYSTKIM;( DOBRZE ŻE MAMY SIEBIE I MOŻEMY SIE WSPIERAĆ ;) POZDRAWIAM

Hej:) Mój kryzys trwa trzy miesiące, sporo stresu też było w trakcie tego czasu.
Do terapeutki w jakim nurcie teraz chodzisz?
Zakupów zdecydowanie nie możesz unikać:-)


Wiecie co, ja się boję, że może mam tak, że po prostu żadna terapia mi nie pomoże, że może to ja jestem jakimś trudnym przypadkiem, którego się nie da uleczyć. Do tego, że pewnie będę musiała być całe życie na lekach, czego zdecydowanie nie chcę. Boję się skutków ubocznych podczas włączania i potem schodzenia z leków.

Słuchajcie, dodatkowo pojawia się teraz problem, jakiego terapeutę wybrać. Rozmawiałam chyba z 15 osobami, z czego jak kilka mi podpasowało, to się okazuje, że nie mają terminów, albo są na urlopie macierzyńskim. Ci z kolei, którzy mieli terminy albo święcie wierzyli w leki albo twierdzą, że sa się tylko zmniejszyć zaburzenie. Masakra po prostu i jestem w kropce. Nie wiem, co mam robić, a z Victorem też się boję pracować, bo to jest moja ostatnia deska ratunku :P Jak już Victor nie pomoże, to nikt nie pomoże.

[/quoZestresowana
chodzę do terapeutki która prowadzi terapię w wielu nurtach, na początek pracujemy w nurcie poznawczo-behawioralnym, poźniej mamy mieć podejście systemowe. ogólnie pani pracuje nie tylko w jednym nurcie, ona je łączy, ponieważ takie są najlepsze efekty leczenia. póki co chodzę od kwietnia i jest powiedziłabym że jest gorzej, ale pani mówi że trzeba cierpliwości bo to proces, więc czekam. od stycznia zaczynam terapię grupową. także ogólnie jestem w czarnej d!
natomiast jeśli chodzi o zakupy to staram się chodzić i nie jest az tak że, to tylko moje wyobrażenia.