Depresja? Nerwica? Ciąża. Co robić?
: 11 września 2018, o 09:12
Witajcie,
Na początku tego posta chciałabym się przywitać, jestem nowym użytkownikiem forum.
Znalazłam to miejsce przeglądając i szukając odpowiedzi na stan w jakim się znajduję. Czuję się bezsilna, nie wiem jak pomóc sobie. Martwię się.
Może od początku. W 2009 roku urodziłam Syna, niestety zmarł po kilkunastu godzinach życia. Po tym wydarzeniu stwierdzono u mnie zaburzenia depresyjno-lękowe. Czułam się okropnie.Miałam problem ze snem, okropne lęki w nocy, nie mogłam jeść, myśli samobójcze.
Po pewnym czasie mniej więcej 2 tygodniach poszłam do psychiatry który zalecił leki, i psychoterapię. Początkowo nie mogłam znaleźć odpowiedniego psychologa jednak udało się. Trafiłam do świetnej Pani psycholog po 1.5 miesiąca terapii z nią zaczęłam stawać na nogi.
A po 6 miesiącach odstawiłam leki do zera, czułam się zdecydowanie lepiej.
Przez około 4 lata naprawdę czułam że żyję. Zero objawów zero nawrotów. Jednak po tym czasie wracając zrobiło mi się słabo w autobusie, i od tamtej pory pojawił się lęk przed poruszaniem się samotnie, w miejsca publicznie, wyjściem z domu. Trwało to ponad rok czasu, znów niestety nawrót do leków. I psychoterapia u kolejnego psychoterapeuty. Jednak czas mijał a nie było lepiej, aż pewnego dnia mój mąż oświadczył mi że odchodzi. W ciągu miesiąca zaczełam się podnosić, było lepiej aż ponownie zrezygnowałam z leków. Funkcjonowałam w miarę normalnie.
Niestety sytuacja po jakimś czasie ponownie się powtórzyła złapałam wirusa w nowej w pracy jednak właściciel upierał się że powinnam być tego dnia ja byłam strasznie słaba jednak starałam się przyjechać i w drodze powrotnej znów ciemność. Lęki powróciły wyjście za drzwi to był dramat, więc znów lek... i po 2 tygodniach podjęłam nową prace. Tym razem już nie chodziłam do psychologa - nie mogłam nikogo znaleźć sensownego a moja niestety pierwsza zmarła.
Obecnie jestem w 16 tygodniu ciąży, od jakiegoś miesiąca dręczą mnie myśli samobójcze, pojawiły się po ciężkiej chorobie mojego psa który sumarycznie musiał od nas odejść poprzez uśpienie go. Od tamtego momentu nie mogę sobie poradzić. Mam świadomość nowego życia we mnie, i wiele razy obwiniam się że nie jest tak jak być powinno. Zwłaszcza, że dziecko to jest cudem wyczekanym prawie 9 lat... a ja jestem w takim stanie. Zamiast cieszyć się wiecznie boję o jego zdrowie.
Byłam już kilka razy u psychologa jednak nie czuję poprawy, poza tym nie mam objawów z wyjątkiem tej myśli i że odczuwam lęk nad poruszaniem się gdzieś dalej- być może to ma związek z początkiem ciąży który był bardzo trudny. Zawroty głowy, nudności, osłabienie. Moja obecna psycholog skierowała mnie do psychiatry na konsultację, jednak ja nie chcę brać leków. Chciałabym poradzić sobie właśnie poprzez psychoterapię, bo wiem że tak naprawdę wypisywanie kolejnych pigułek nie rozwiąże problemu. A mam przykład, że da się funkcjonować i wyjść z dużo trudniejszych stanów. Tak więc nie wiem gdzie leży problem, czy osoba do której chodzę jest nie skuteczna czy faktycznie sytuacja jest taka zła?
Dlatego może ktoś z Was miał podobnie i może mógłby się podzielić jak sobie z tym radzić?
Bardzo was proszę, bo jestem w totalnej kropce.
Na początku tego posta chciałabym się przywitać, jestem nowym użytkownikiem forum.
Znalazłam to miejsce przeglądając i szukając odpowiedzi na stan w jakim się znajduję. Czuję się bezsilna, nie wiem jak pomóc sobie. Martwię się.
Może od początku. W 2009 roku urodziłam Syna, niestety zmarł po kilkunastu godzinach życia. Po tym wydarzeniu stwierdzono u mnie zaburzenia depresyjno-lękowe. Czułam się okropnie.Miałam problem ze snem, okropne lęki w nocy, nie mogłam jeść, myśli samobójcze.
Po pewnym czasie mniej więcej 2 tygodniach poszłam do psychiatry który zalecił leki, i psychoterapię. Początkowo nie mogłam znaleźć odpowiedniego psychologa jednak udało się. Trafiłam do świetnej Pani psycholog po 1.5 miesiąca terapii z nią zaczęłam stawać na nogi.
A po 6 miesiącach odstawiłam leki do zera, czułam się zdecydowanie lepiej.
Przez około 4 lata naprawdę czułam że żyję. Zero objawów zero nawrotów. Jednak po tym czasie wracając zrobiło mi się słabo w autobusie, i od tamtej pory pojawił się lęk przed poruszaniem się samotnie, w miejsca publicznie, wyjściem z domu. Trwało to ponad rok czasu, znów niestety nawrót do leków. I psychoterapia u kolejnego psychoterapeuty. Jednak czas mijał a nie było lepiej, aż pewnego dnia mój mąż oświadczył mi że odchodzi. W ciągu miesiąca zaczełam się podnosić, było lepiej aż ponownie zrezygnowałam z leków. Funkcjonowałam w miarę normalnie.
Niestety sytuacja po jakimś czasie ponownie się powtórzyła złapałam wirusa w nowej w pracy jednak właściciel upierał się że powinnam być tego dnia ja byłam strasznie słaba jednak starałam się przyjechać i w drodze powrotnej znów ciemność. Lęki powróciły wyjście za drzwi to był dramat, więc znów lek... i po 2 tygodniach podjęłam nową prace. Tym razem już nie chodziłam do psychologa - nie mogłam nikogo znaleźć sensownego a moja niestety pierwsza zmarła.
Obecnie jestem w 16 tygodniu ciąży, od jakiegoś miesiąca dręczą mnie myśli samobójcze, pojawiły się po ciężkiej chorobie mojego psa który sumarycznie musiał od nas odejść poprzez uśpienie go. Od tamtego momentu nie mogę sobie poradzić. Mam świadomość nowego życia we mnie, i wiele razy obwiniam się że nie jest tak jak być powinno. Zwłaszcza, że dziecko to jest cudem wyczekanym prawie 9 lat... a ja jestem w takim stanie. Zamiast cieszyć się wiecznie boję o jego zdrowie.
Byłam już kilka razy u psychologa jednak nie czuję poprawy, poza tym nie mam objawów z wyjątkiem tej myśli i że odczuwam lęk nad poruszaniem się gdzieś dalej- być może to ma związek z początkiem ciąży który był bardzo trudny. Zawroty głowy, nudności, osłabienie. Moja obecna psycholog skierowała mnie do psychiatry na konsultację, jednak ja nie chcę brać leków. Chciałabym poradzić sobie właśnie poprzez psychoterapię, bo wiem że tak naprawdę wypisywanie kolejnych pigułek nie rozwiąże problemu. A mam przykład, że da się funkcjonować i wyjść z dużo trudniejszych stanów. Tak więc nie wiem gdzie leży problem, czy osoba do której chodzę jest nie skuteczna czy faktycznie sytuacja jest taka zła?
Dlatego może ktoś z Was miał podobnie i może mógłby się podzielić jak sobie z tym radzić?
Bardzo was proszę, bo jestem w totalnej kropce.