Dlaczego nerwica powróciła.
: 9 marca 2018, o 18:18
Witam serdecznie. Od jakiegoś czasu juz tutaj jestem, czytałam dużo jak również wysłuchałam chyba wszystkiego na YT.
Moja historia z nerwicą zaczęła się półtorej roku temu. Dowiedziałam się że mam tętniaka mózgu. Na pierwszej wizycie lekarz powiedział że muszę uważać aby nie doprowadzić do wysokiego ciśnienia, ponieważ tętniak może pęknąć a wtedy to już wiadomo. Cóż strach był, lecz od razu odpowiedziałam iż ja mam problem, ale z niskim cisnieniem nie wysokim.
Niestety po dwóch dniach już była u mnie karetka, wybudziło mnie walenie serca, cała się trzęsłam, co minute na ubikację, sucho w ustach, zawroty głowy i całkowita bezsilność a najgorsze było to iż miałam bardzo wysokie ciśnienie, szok pierwszy raz w życiu miałam za wysokie nie za niskie. Po drugim ataku tej samej nocy karetka zabrała mnie do szpitala na obserwację a tam ciśnienie minęło, czułam się bezpieczniej.
No i tak się to ciągnęło przez kolejne 3 miesiące do czasu embolizacji tętniaka, myślałam że wtedy się moje kłopoty skończą, bo skoro tętniak już nie może pęknąć bo jest wypełniony to zacznę normalnie żyć. Pomyliłam się, strach przed pęknięciem dalej był, do tego mase innych objawów, dla mnie dziwnych, bałam się wychodzić z domu w sklepie brak tchu, zawroty głowy, myślałam że koniec jest bliski i nie będzie mi dane patrzeć jak moja 4 letnia córeczka dorasta.
Nie wiedziałam co się dzieje, coś się zaczęło robić z mięśniami kręgosłupa, do tego stopnia iż jedno ramię mam wyżej i ogromny ból. Siedziałam tylko w domu i płakałam i próbowałam nie myśleć o ciśnieniu, tak mijał miesiąc za miesiącem.
Wreszcie mąż zaprowadził mnie do psychologa, tam się dowiedziałam że mam depresję i nerwicę lękową. Nie wiedziałam jak to ugryźć, chodziłam na psychoterapię, bez rezultatów. Zaczęłam sama szukać, czytać jak z tym walczyć, lecz poprawa była po przeczytaniu książki a po paru dniach znów to samo. Wtedy zdecydowałam że skorzystam z pomocy psychiatry, to był jeden z największych błędów jakie zrobiłam. Dostałam tabletki i w drugim dniu, (teraz już wiem że to był atak) zaczęło się jeszcze gorsze piekło, ciśnienia nie potrafili zbić nawet lekami, po zastrzyku spadło, chociaż ja go dalej czułam, już się nie czułam bezpiecznie w szpitalu, bo to wszystko działo się nawet tam.
Kazano mi dalej brać leki, ponieważ mówiono że tak może być do miesiąca. Męczyłam się strasznie, doszło mi strasznie dużo objawów których wcześniej nie miałam. Pani doktor kazała brać leki dwa miesiące, niestety skończyłam dwa tygodnie wsześniej bo już nie dawałam rady, prosiłam męza żeby zawiózł mnie na oddział psychiatryczny bo myślałam że zwariuję. W ciągu dwoch dni zniknęło wysokie ciśnienie, które albo faktycznie było, albo tylko mi się wydawało że jest, bo czułam się tak samo jak za pierwszym razem gdy cisnienia dostałam. W kazdym razie poczułam się lepiej i trzy czy cztery razy dziennie nie uierałam z powodu ciśnienia. Wszystkie inne objawy zostały a do tego lęk przed ciśnieniem i chyba lęk przed lękiem, sama nie wiem jak to nazwać, schudłam 8 kilo, straszne bóle żołądka, w zasadzie przestałam jeść i tylko siedziałam i obawiałam się najgorszego. Każdy ból głowy i czegokolwiek innego, był odbierany jako choroba, jako rak, jako wyrok. Przebadałam serce, miałam holter ciśnieniowy aby zobaczyć jak to faktycznie jest z tym ciśnieniem, okazało się że rosło tylko wtedy gdy zaczynał się pomiar, natomiast w nocy gdy spałam ciśnienie było idealne bo nie byłam świadoma że akurat mam mierzone. Strach o pęknięcie tętniaka dalej był lecz już nie tak duży.
Wtedy zupełnie przypadkiem odkryłam zaburzonych i zaczęłam czytać, a gdy odsłuchałam nagrania zrozumiałam wreszcie z czym mam do czynienia. Kolejne miesiące były z każdym dniem lepsze i tak powoli wychodziłam z zaburzenia. Jak fajnie było wreszcie samemu pojechać do sklepu, zostać a domu i nie bać się że zaraz nadejdzie atak. 5 miesięcy było ok i pewnie dalej by było tylko lepiej ale z racji tego że mam chorą tarczyce i muszę co jakis czas robić badania, to przy okazji badań wyszło iż mam podwyższone enzymy trzustkowe, lekarz ogólny kazał się nie martwić i zrobić gastroskopię żołądka. Toteż się zbytnio nie przejmowałam, chociaż strach tam jakiś był. Gdy poszłam na wizytę do endokrynologa to natychmiast kazał robić dodatkowe badania, oraz usg bo to może być zapalenie trzustki, bądz jakis guz.
Było to dwa tygodnie temu, zrobiłam usg, wyszło ok, chociaż całej trzustki nie widać, powtórzyłam badania i enzymy dalej podwyższone......no i się tak zakręciłam że zamiast robić dalej kroki do przodu to cofnęłam się na początek i już myślę że umieram, wracają zawroty głowy, bóle głowy, żołądek wysiada, dziwne bo nawet mnie boli głowa na czubku przy dotyku. Nie wiem gdzie zrobiłam błąd, dlaczego to znów wraca, przecież wiem jak to wszystko działa. Czy teraz już każdy zły wynik, będzie u mnie powodował taki strach jak bym miała umrzeć. Poradzcie co zrobić bo nie chcę aby historia z tętniakiem zniszczyła moje życie
Moja historia z nerwicą zaczęła się półtorej roku temu. Dowiedziałam się że mam tętniaka mózgu. Na pierwszej wizycie lekarz powiedział że muszę uważać aby nie doprowadzić do wysokiego ciśnienia, ponieważ tętniak może pęknąć a wtedy to już wiadomo. Cóż strach był, lecz od razu odpowiedziałam iż ja mam problem, ale z niskim cisnieniem nie wysokim.
Niestety po dwóch dniach już była u mnie karetka, wybudziło mnie walenie serca, cała się trzęsłam, co minute na ubikację, sucho w ustach, zawroty głowy i całkowita bezsilność a najgorsze było to iż miałam bardzo wysokie ciśnienie, szok pierwszy raz w życiu miałam za wysokie nie za niskie. Po drugim ataku tej samej nocy karetka zabrała mnie do szpitala na obserwację a tam ciśnienie minęło, czułam się bezpieczniej.
No i tak się to ciągnęło przez kolejne 3 miesiące do czasu embolizacji tętniaka, myślałam że wtedy się moje kłopoty skończą, bo skoro tętniak już nie może pęknąć bo jest wypełniony to zacznę normalnie żyć. Pomyliłam się, strach przed pęknięciem dalej był, do tego mase innych objawów, dla mnie dziwnych, bałam się wychodzić z domu w sklepie brak tchu, zawroty głowy, myślałam że koniec jest bliski i nie będzie mi dane patrzeć jak moja 4 letnia córeczka dorasta.
Nie wiedziałam co się dzieje, coś się zaczęło robić z mięśniami kręgosłupa, do tego stopnia iż jedno ramię mam wyżej i ogromny ból. Siedziałam tylko w domu i płakałam i próbowałam nie myśleć o ciśnieniu, tak mijał miesiąc za miesiącem.
Wreszcie mąż zaprowadził mnie do psychologa, tam się dowiedziałam że mam depresję i nerwicę lękową. Nie wiedziałam jak to ugryźć, chodziłam na psychoterapię, bez rezultatów. Zaczęłam sama szukać, czytać jak z tym walczyć, lecz poprawa była po przeczytaniu książki a po paru dniach znów to samo. Wtedy zdecydowałam że skorzystam z pomocy psychiatry, to był jeden z największych błędów jakie zrobiłam. Dostałam tabletki i w drugim dniu, (teraz już wiem że to był atak) zaczęło się jeszcze gorsze piekło, ciśnienia nie potrafili zbić nawet lekami, po zastrzyku spadło, chociaż ja go dalej czułam, już się nie czułam bezpiecznie w szpitalu, bo to wszystko działo się nawet tam.
Kazano mi dalej brać leki, ponieważ mówiono że tak może być do miesiąca. Męczyłam się strasznie, doszło mi strasznie dużo objawów których wcześniej nie miałam. Pani doktor kazała brać leki dwa miesiące, niestety skończyłam dwa tygodnie wsześniej bo już nie dawałam rady, prosiłam męza żeby zawiózł mnie na oddział psychiatryczny bo myślałam że zwariuję. W ciągu dwoch dni zniknęło wysokie ciśnienie, które albo faktycznie było, albo tylko mi się wydawało że jest, bo czułam się tak samo jak za pierwszym razem gdy cisnienia dostałam. W kazdym razie poczułam się lepiej i trzy czy cztery razy dziennie nie uierałam z powodu ciśnienia. Wszystkie inne objawy zostały a do tego lęk przed ciśnieniem i chyba lęk przed lękiem, sama nie wiem jak to nazwać, schudłam 8 kilo, straszne bóle żołądka, w zasadzie przestałam jeść i tylko siedziałam i obawiałam się najgorszego. Każdy ból głowy i czegokolwiek innego, był odbierany jako choroba, jako rak, jako wyrok. Przebadałam serce, miałam holter ciśnieniowy aby zobaczyć jak to faktycznie jest z tym ciśnieniem, okazało się że rosło tylko wtedy gdy zaczynał się pomiar, natomiast w nocy gdy spałam ciśnienie było idealne bo nie byłam świadoma że akurat mam mierzone. Strach o pęknięcie tętniaka dalej był lecz już nie tak duży.
Wtedy zupełnie przypadkiem odkryłam zaburzonych i zaczęłam czytać, a gdy odsłuchałam nagrania zrozumiałam wreszcie z czym mam do czynienia. Kolejne miesiące były z każdym dniem lepsze i tak powoli wychodziłam z zaburzenia. Jak fajnie było wreszcie samemu pojechać do sklepu, zostać a domu i nie bać się że zaraz nadejdzie atak. 5 miesięcy było ok i pewnie dalej by było tylko lepiej ale z racji tego że mam chorą tarczyce i muszę co jakis czas robić badania, to przy okazji badań wyszło iż mam podwyższone enzymy trzustkowe, lekarz ogólny kazał się nie martwić i zrobić gastroskopię żołądka. Toteż się zbytnio nie przejmowałam, chociaż strach tam jakiś był. Gdy poszłam na wizytę do endokrynologa to natychmiast kazał robić dodatkowe badania, oraz usg bo to może być zapalenie trzustki, bądz jakis guz.
Było to dwa tygodnie temu, zrobiłam usg, wyszło ok, chociaż całej trzustki nie widać, powtórzyłam badania i enzymy dalej podwyższone......no i się tak zakręciłam że zamiast robić dalej kroki do przodu to cofnęłam się na początek i już myślę że umieram, wracają zawroty głowy, bóle głowy, żołądek wysiada, dziwne bo nawet mnie boli głowa na czubku przy dotyku. Nie wiem gdzie zrobiłam błąd, dlaczego to znów wraca, przecież wiem jak to wszystko działa. Czy teraz już każdy zły wynik, będzie u mnie powodował taki strach jak bym miała umrzeć. Poradzcie co zrobić bo nie chcę aby historia z tętniakiem zniszczyła moje życie
