moja historia nerwiczki
: 3 stycznia 2018, o 17:40
hej. Postanowiłam opisac moja historie. jeśli ten temat tu nie pasuje to proszę o przeniesienie go gdzie indziej
Może nie będę opisywac szczegolowo całego mojego zycia bo by mi miejsca nie starrczylo w każdym bądź razie napisze o największych rzeczach które na pewno miały wpływ na to ze od 2 miesięcy mecze się z nerwica. Po pierwsze i chyba najważniejsze moja mama jest chora psychicznie( choroba dwubiegunowa/ schizofrenia tak naprawdę nigdy do końca nie zdiagnozowana na 100pro czy to czy tamto). Cale moje dzieciństwo to jeden wielki lęk, wstyd i niepewność. W zyciu nastoletnim pare roznych traum np leciałam za moim tata który chciał się powiesić etc...generalnie patologia. Jako 20stka wyleciałam do uk i tu zamieszkałam. Kolejne przejścia...mój były partner-picie-bicie- lęk- odeszłam. Kiedy wszystko zaczelo w końcu być 'normalnie' tzn poznałam super faceta, po czasie urodziłam dziecko...pojawila się ONA...nerwiczka
i tak od 2 miesięcy jest moim towarzyszem. A zaczelo się standardowo od serca. Nagle przeskakiwanie, lomotanie, cuda na kiju
i ten towarzyszący dziwny lęk. Jako ze od zawsze przewrazliwiona bylam na punkcie psychy, ze pewnie kiedyś tez zachoruje jak mama od razu wiedziałam ze cos jest nie tak. Szybkie wyszukanie w necie polskiego psychologa, terapia (aktualnie przerwana), wizyta u lekarza( tutaj leki antydepresyjne przepisuje lekarz pierwszego kontaktu). Oczywiście badania serca i krwi tez miałam, wszystko w normie
Nie chciałam brac lekow które lekarz mi przepisal, ale ze doszedł taki lęk, strach przed dosłownie wszytkim stwierdziłam ze wezme. dawka 20mg fluoxetyny. Balam i boje się wszystkiego; ze mam schizofrenie, ze będę w psychiatryku i co gorsza będzie mi się tam podobać i będę chciała tam zostac
, ze jestem opetana (wizyte u ksieza tez zaliczyłam), doszly absurdalne natrętne myśli i obrazy: ze będę jak Trynkiewicz i będę pedofilem i dadza mnie do takiego osrodka dla pedofilow, ze zrobie cos mojej corce, ze będę kanibalem, ....i wiele wiele innych. W kryzysowych momentach mam 10 wkretow na minute. doszly oczywiście nowe somaty: a to oczy mnie dziwnie zabola, a to reka, a to brzuch...a to d.upa normalnie
w pierwszym miesiącu gdzie było najgorzej w ogole nie funkcjonowałam, bylam i czułam się jak zombie, ciagly placz, lek itp. mój facet musiaal brac wolne z pracy bo balam się zostać sama z dzieckiem w domu (a nie daj boze cos by mi się stało), nie spalam prawie, w srodku az mnie sciskalo, był moment ze myslalam, ze już się zabije bo wolalam umrzec niż czuc się jak się czułam. oczywiście nie chciałam się zabic ale już nie dawałam rady sama ze soba. Wsparcie rodziny, mojego narzeczonego, rozmowy, i odnalezienie to forum daja mi nadzieje, ze wszystko się ulozy tylko trzeba wziasc się za siebie i wyjść z tej zasranej iluzji. dluga droga przede mna ale wierze ze jak zapedzialam się w ten kozi rog taak z niego wyjde bo nie ma bata żeby przezywac każdego absurdalnego wkreta do koncaa zycia. tego zycze sobie i Wam wszystkim. <boks>





