Lęk przed pracą - jak zaryzykować?
: 30 grudnia 2017, o 10:25
Cześć wszystkim,
Postaram się krótko opisać mój problem. Mam lęk przed pracą. Wcześniej gdy miałem pracę, która mi się nie podobała, to zwalałem to konflikt "nie podoba mi się praca-nie chcę pracować-nie chcę się zmuszać". Wówczas mój lęk wydawał mi się choć odrobinę "logiczny".
Teraz mam fajna pracę, ale czuję lęk przed przebywaniem w niej. Czuję się w niej jak w pułapce, nieważne czy robie coś fajnego czy nie. Mam wewnętrzną blokadę i potrzebę ucieczki, z którą cały czas walczę (a to nasila lęk). Boję się tego, że trzeba włożyć w pracę wysiłek, że trzeba pomyśleć jak coś zrobić. Boję się, że większość życia człowiek spędza pracując - mam wówczas wrażenie, że przez to moje cierpienie w pracy ucieka mi życie przez palce. A jak jeszcze trafi mi się zadanie, którego zupełnie nie chcę robić to trwoga wielka i lęk jeszcze większy. I codziennie czuję lek przed 8h męką w pracy! Jak nie pracuje to myślę o tym, że muszę tam wrócić I nie ma przed tym ucieczki.
Nie potrafię zracjonalizować lęku ani go zaakceptować. Zdaje sobie sprawę, że jakbym po prostu "puścił" to by było łatwiej.
Myślałem o tym by zejść do pół etatu - napięcie będzie mniejsze, będę mógł się oswajać łatwiej z lękiem. Z czasem 3/4 etatu (po pół roku np?).
Od 8 miesięcy szarpie się z pracą 8h dziennie. Przed zaburzeniem nie miałem tego problemu.
Ah, no i jedną oczywistą rzecz muszę dodać - przez tak silny lęk w pracy nie mogę skupić się na pracy co dodatkowo podkręca lęk. Nie mogę porzucić walki z niechęcią do pracy. A lęk sprawia, że w ogóle nie mogę się nań skupić. A skoro nie mogę się skupić w pracy to nie wiem co mam ze sobą zrobić, do tego zostaje na zegarku jeszcze 7 h pracy i lęk narasta jeszcze mocniej!
Tutaj się pojawia taki problem, że nie umiem tego ani zdialogować, ani zaakceptować. Chciałbym sprawdzić ten lęk... zaryzykować. Ale nie wiem jak! Nie potrafię odnieść przykładów Victora do mojego. Nie boję się przecież śmierci, schizofreni czy zawału. Mój lęk jest tak rozmyty treściowo, że nie wiem jak do niego podejść...
Moja psychoterapeutka poza racjonalizacją również nie daje mi więcej pomysłów co z tym zrobić.
Czy mogę Was prosić o pomoc?
Pozdrawiam
Postaram się krótko opisać mój problem. Mam lęk przed pracą. Wcześniej gdy miałem pracę, która mi się nie podobała, to zwalałem to konflikt "nie podoba mi się praca-nie chcę pracować-nie chcę się zmuszać". Wówczas mój lęk wydawał mi się choć odrobinę "logiczny".
Teraz mam fajna pracę, ale czuję lęk przed przebywaniem w niej. Czuję się w niej jak w pułapce, nieważne czy robie coś fajnego czy nie. Mam wewnętrzną blokadę i potrzebę ucieczki, z którą cały czas walczę (a to nasila lęk). Boję się tego, że trzeba włożyć w pracę wysiłek, że trzeba pomyśleć jak coś zrobić. Boję się, że większość życia człowiek spędza pracując - mam wówczas wrażenie, że przez to moje cierpienie w pracy ucieka mi życie przez palce. A jak jeszcze trafi mi się zadanie, którego zupełnie nie chcę robić to trwoga wielka i lęk jeszcze większy. I codziennie czuję lek przed 8h męką w pracy! Jak nie pracuje to myślę o tym, że muszę tam wrócić I nie ma przed tym ucieczki.
Nie potrafię zracjonalizować lęku ani go zaakceptować. Zdaje sobie sprawę, że jakbym po prostu "puścił" to by było łatwiej.
Myślałem o tym by zejść do pół etatu - napięcie będzie mniejsze, będę mógł się oswajać łatwiej z lękiem. Z czasem 3/4 etatu (po pół roku np?).
Od 8 miesięcy szarpie się z pracą 8h dziennie. Przed zaburzeniem nie miałem tego problemu.
Ah, no i jedną oczywistą rzecz muszę dodać - przez tak silny lęk w pracy nie mogę skupić się na pracy co dodatkowo podkręca lęk. Nie mogę porzucić walki z niechęcią do pracy. A lęk sprawia, że w ogóle nie mogę się nań skupić. A skoro nie mogę się skupić w pracy to nie wiem co mam ze sobą zrobić, do tego zostaje na zegarku jeszcze 7 h pracy i lęk narasta jeszcze mocniej!
Tutaj się pojawia taki problem, że nie umiem tego ani zdialogować, ani zaakceptować. Chciałbym sprawdzić ten lęk... zaryzykować. Ale nie wiem jak! Nie potrafię odnieść przykładów Victora do mojego. Nie boję się przecież śmierci, schizofreni czy zawału. Mój lęk jest tak rozmyty treściowo, że nie wiem jak do niego podejść...
Moja psychoterapeutka poza racjonalizacją również nie daje mi więcej pomysłów co z tym zrobić.
Czy mogę Was prosić o pomoc?
Pozdrawiam